czwartek, 21 sierpnia 2014

33. NIEWIDZIALNA MOC

Nadszedł czas. – W jego głowie rozległ się cichy, podniecony głosik, gdy twarz Dracona oblewał oślepiający blask pełni księżyca, zanim wzdychając, złapał marynarkę i deportował się do Hogsmeade.

***

- Chyba powinniśmy mu powiedzieć, że przychodzimy. – Zauważył mglistym tonem Nott, gdy Blaise lekko popchnął mroczne wrota prowadzące do Malfoy Manor.
- Chyba wie, że dziś u niego śpisz. – Diabeł odparł sucho, idąc wydeptaną ścieżką.
Niemal równo skinęli głowami na przywitanie, gdy w salonie napotkali matkę swego przyjaciela, od razu zapraszającą ich do pokoju syna.
- Draco się ucieszy! – Zaćwierkała optymistycznie, wiedząc jak jej potomek stał się zamknięty w sobie po stracie bliskich. Obecność przyjaciół zawsze jest jak najdroższe i najskuteczniejsze remedium.
Odprowadziła ich do schodów, po czym z uśmiechem wróciła do swych manualnych robótek.

- Chyba powinniśmy mu powiedzieć, że przychodzimy. – Teodor prychnął karcącym głosem, gdy nie zapukawszy popchnęli drzwi, a za nimi ukazał się pokój Dracona, tyle że bez Dracona.
Blaise przełknął ślinę ujrzawszy w rogu tablicę do rozmów z duchami.
Niemalże drżącymi rękami uniósł ją, widząc słowo „tak”.
Zza mgły usłyszał skrzypnięcie wielkiego łóżka, na które Nott właśnie rzucił się z impetem, mrucząc coś pod nosem.
- Kretyn gadał z Granger! – Diabeł zawył w końcu, obezwładniony furią rzucając z powrotem o ziemię planszą. – Idzie ją wyciągnąć! – Dokończył zmartwiony, głaszcząc dłońmi zmarszczone ciało.
- Szczęściarz. – Podsumował zrzędliwym głosem Teodor. Po spędzeniu tak długiego czasu z przyjaciółmi zdołał przezwyciężyć swoją rozpacz i powoli wejść w fazę zrozumienia tego, że Pansy odeszła w lepsze miejsce.
Teodor Nott wracał do siebie. A mówiąc, że wracał do siebie mam na myśli to, że zawsze miał przy sobie wypełnioną piersiówkę, by w wolnej chwili pociągnąć z niej łyka dobrego whisky. Tak jak zawsze robił, nie zalewając się w trupa, niczym bezbożny pijak, lecz jak Teodor Nott. W swym własnym, niepodważalnym stylu.

- Draco miał drugą sypialnię? – Zapytał zaskoczonym i jednocześnie podejrzliwym głosem Nott, gdy minęła już druga godzina udawania przed Narcyzą, że chłopcy siedzą sobie spokojnie w trójkę, zajmując się własnymi sprawami i przelotnie rzucił okiem na zwykłe białe drzwi obok łoża.
Garderoba była naprzeciwko, zaraz obok łazienki, a wyjście po prawej.
Ślizgoni byli już tyle razy w pokoju Dracona, że znali rozmieszczenie na pamięć. A białych drzwi wcześniej nie było.
- … Zamknięte. – Orzekł powolnie Blaise, potrząsnąwszy mocno kulistą klamką. – Zabiję go.

***

Draco nie bał się. Przemierzał niepostrzeżenie Zakazany Las w poszukiwaniu portalu. Nie miał pojęcia jak zdoła je odnaleźć. Puszcza była przeogromna, gęsta i pełna niebezpieczeństw, a on był zwykłym absolwentem Hogwartu, któremu nie przysługiwała żadna ulga, czy przepustka na grasowanie po lesie. Ale żądza przywrócenia Granger była silniejsza niż jakiekolwiek uczucia strachu, czy niepewności. Szedł, uchylając się przed ostrymi szponami gałęzi, szukając niczego.
Nie miał pojęcia jak portal wygląda. Czy powinien go jakoś otworzyć? Mieć jakiś potrzebny przedmiot, wymówić zaklęcie, cokolwiek? Josh i jego poszlaki.
- Oh, on jest taki tajemniczy – Odezwał się sam do siebie piskliwym, dziewczęcym głosem, choć dało się w nim dosłyszeć pogardę. – nawet po śmierci. – Dodał swym mrocznym tonem, gdy nagle oślepił go blask. Jeszcze nie wiedział, że źródła światła były dwa.
- Zabiję cię. – Poinformował go srebrzysto błękitny diabeł tasmański głosem rozjuszonego Blaise’a, zanim jak gdyby nigdy nic rozpłynął się w gęstym powietrzu, ukazując Draconowi jasny błysk i jakby strzelające od jego źródła iskry.
Jakim cudem doszedł do portalu… Nie miał pojęcia. To wiedział ktoś inny, ale teraz go to nie obchodziło. Puścił się biegiem w kierunku emanującej siły.

***

- Przecież nie rzucisz Bombardy w jego domu, posrało cię – Nott popukał się w czoło, widząc jak Blaise wyciąga różdżkę. – Alohomora nie działa, więc musimy czekać aż wróci.
Blaise poruszył nerwowo okiem, sztywno odwracając się.
- Wróci? Właśnie powiedzieliśmy mamuśce dobranoc, nagle, z dupy przyszliśmy sobie spać do Malfoy Manor. Kretyn nic nie mówił, że przyjdziesz, sam pewnie zapomniał, a kiedy wróci? – Urwał, przełykając ślinę. – I z czym wróci…
*
- No dawaj – Motywująco szepnął sam do siebie, oddychając szybko i płytko w pobrudzonym i poszarpanym garniturze, stojąc nad portalem w potarganych włosach. Jego próby wtargnięcia do czyśćca były liczne, lecz ciągle nie mógł się zdobyć na ostateczny krok.
Nagle z pomiędzy gęstych, mrocznych drzew i krzewów doszedł go pewien szelest i szum podniesionych rozmów.
Z przestrachem odwrócił głowę z uniesioną różdżką, jednak zobaczywszy z czym ma do czynienia szybko ją opuścił, wiedząc że pogorszyłby tym swą pozycję.
- Człowiek?
- Uczeń?
- W lato nie ma uczniów w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart… - Zauważył jakiś groźny centaur, zanim wszystkie z okrzykami bojowymi rzuciły się cwałem w kierunku przerażonego Ślizgona.
To dopiero była zachęta. Gdy porośnięta futrem ręka centaura już zaciskała palce na cięciwie ogromnego łuku, Draco nie myśląc o niczym wtargnął w otchłań, wstrzymując swój chrapliwy oddech.

***

Czyściec nie wyglądał tak jak opowiadał Josh. W niczym nie przypominał zamglonych miejsc okrytych bielą. Było tu ciemno i wyczuwało się aurę śmierci.
W niepewnej pozycji stał na ogromnym klifie, mieszczącym się jakby w jakieś ponurej grocie. Jedyne światło dochodziło z podnóży klifu, wytwarzające jaskrawozielone promienie.
Zimny wiatr omiótł jego spoconą twarz, gdy z ogromną gulą w gardle stanął na czubku czarnej skały.
Chcąc się żałośnie rozpłakać, spojrzał w dół.
- Nie chciałem tego mówić przy Hermionie – Odezwał się za nim łagodny, choć przepraszający głos Josh’a. – mogłaby się zniechęcić.
Draco Malfoy odwrócił się z załzawionymi oczami, jęcząc:
- A to wszystko co mówiłeś w domu? – Gestykulował brudnymi i zakurzonymi rękami w podziurawionych rękawach. Potargane włosy sterczały pod dziwnymi kątami, a Joshua de Lambren jak zawsze wyglądał wytwornie i elegancją. – Granger na Trafalgar Square, biel, czystość…
- To wszystko działo się w jej głowie, Draco… - Przerwał mu łagodnie, ruszając ku skrajowi klifu, by delikatnie rzucić okiem na dół. – Nie było jej także w Malfoy Manor. Ona to tylko widziała. Przez cały czas była tutaj. – Westchnął bezradnie, lekko drapiąc się po czubku nosa. - … Pewnie interesuje cię co jest w dole, czyż nie? – Kątem oka spojrzał na sparaliżowanego Dracona, spazmatycznie łapiącego oddech w swym ubrudzonym i wyświechtanym garniturze. - … Niesamowite, że nazywa się Rzeką Śmierci, skoro wszystkie dusze nią płynące zmierzają ku lepszemu miejscu… - Jego głos był tak niepasujący do sytuacji; gładki, pełen gracji i spokoju, gdy obydwaj wbili wzrok w płynącą w dole rzekę. Jednak to nie była zwyczajna rzeka, nie było w niej ani litra wody, lecz jakby zgęstniałe powietrze, poświata koloru groszkowego, wirująca w powolnym tempie, a w niej…Dusze. Niezliczona ilość dusz, które wyglądem mogłyby przypominać duchy, z zamkniętymi oczami spokojnie zmierzające ku dołowi, ku odejściu.
- Widzę Granger! – Zawołał przestraszony i jednocześnie zadowolony blondyn, wskazując palcem.
Josh uśmiechnął się smutno, odpowiadając.
- Zatem nie strać jej z oczu, bo czasu nie masz dużo.
Błysk w oczach Dracona wygasł, a kolory z twarzy odpłynęły.
- No… - Zaczął Lambren głupkowatym tonem. – To przecież Rzeka Śmierci. Żywym wstęp wzbroniony. – Próbował uświadomić mu to delikatnymi słowami, lecz i to nie miało skutku. – Obawiam się, że nim dotrzesz do Hermiony, Draco… - Malfoy wstrzymał oddech, zaciskając nerwowo zęby na dolnej wardze. – Będziesz…
CHLUP!
-  …Martwy. – Dokończył, zwieszając bezradnie głowę, gdy Dracona już koło niego nie było.

Jej przezroczyste loki kołysały się swawolnie, kołysane nurtem rzeki, gdy dostrzegł ją swym już niedołężnym, podstarzałym wzrokiem.
Bał się o to, jak może teraz wyglądać. Pomarszczony, siwy albo całkowicie wyłysiały Draco Malfoy z kosmatymi palcami niczym kocie pazury. Chude i żylaste nogi, ręce, zmarszczki tak mocne, jakby miał je od urodzenia i niemal puste, wypełnione odgórną śmiercią oczy.
Nie poddawał się. Nigdy. I choć jak na osobę starszą przystało – opadał z sił, a każdy, najmniejszy odcinek jego ciała krzyczał z bólu, przebierał dłońmi naprzód i naprzód, w miarę swoich sił płynąć do Granger.
Taka niewinna, jakby już gotowa na odejście powoli płynęła, nie dbając o to, czy ktoś ją stąd wyrwie.
Przez jego głowę przeszły wygrane słowa „Mam cię!”, gdy już wyciągał swą chudziutką i kościstą rękę w stronę powiewającej, delikatnej dłoni dziewczyny, jednak z jego ust potoczyło się tylko beznadziejne bulgotanie.
Sekundę później, czując jak opada z sił i lada moment sam odpłynie, uchwycił prawą ręką jej brzuch resztkami mocy ciągnąc ku powierzchni.
Umieram, Granger, umieram – odezwał się w myślach, gdy już niecałe dwa metry od wolności, ujrzał rozmyty kraniec klifu.
- Draco! – Ktoś krzyknął  zmartwiony.
Niech nie udaje, że się obawia. – Warknął w myślach. Chciałby, żebym zgnił w piekle, a Granger spokojnie podreptała z nim do krainy tęczy.
Dał radę.
Dał radę dla siebie, dla Granger, dla ich dwojga oraz po to, by nie dać Lambrenowi powodów do dumy.
Gdy jego twarz wyłoniła się z zielonej otchłani natychmiast przeobraziła się w przystojną i pociągającą, choć lekko poharataną twarz Dracona Malfoy’a wraz z gnieżdżącym się na niej mściwym i pysznym uśmieszkiem.
Zignorował podawaną mu rękę.
Ma mnie za głupca? To duch.
Jednak Josh sam cofnął dłoń, gdy zrozumiał co robi. Przyzwyczajenie nie opuszczało go nawet na minutę.
Lambren powstał wpatrując się jak Draco hardo stoi, trzymając duszę Granger za zgięcie w nogach i plecy, tak że jej przezroczyste włosy wesoło opadały ku dołowi. Wyglądała jakby zasnęła w jego objęciach.
Podniósł swój pełen podziwu wzrok na pewnego blondyna, który dokonał swego ponad wszystko.
Zrozumiał.
To zawsze Smok był tym jedynym, a on tylko przeszkodą.
Przesunął się na bok, a Draco nie patrząc w jego stronę ruszył ku majaczącemu w oddali portalowi, gwarantującemu powrót.
Kroki chłopaka odbijały się echem po krypcie, gdy na koniec wszystkiego Josh zawołał za nim.
- Przepraszam Draco – Umilkł, by poczekać, aż się obróci. – przepraszam, że uprzykrzałem ci życie przez te ostatnie miesiące w Hogwarcie, za to że Hermiona po mojej śmierci nie tryskała radością tak jak powinna, ale – Ponownie przerwał, jakby wstydził się następnych i jego ostatnich słów do Dracona. – zawsze miałem nadzieję, że staniemy się przyjaciółmi.
I zniknął. Rozpłynął się, zostawiając osłupiałego blondyna z samym sobą, gdy wpatrywał się pustym wzrokiem w miejsce, gdzie stał jeszcze przed chwilą.
Czując się jak największy zwyrodnialec świata wtargnął do portalu z miną zbitego psa, by po raz kolejny przemierzać Zakazany Las w poszukiwaniu wyjścia.

***

- No dalej Granger – Szeptał pokrzepiająco, ułożywszy duszę nad ukradkiem przeniesionym ciałem Hermiony w wyczarowanym przez niego i specjalnie chronionym, małym pokoiku zaraz obok jego prywatnej sypialni. Zaklęcie Muffliato i trwałości były w pakiecie, więc nie martwił się o nic. Byli sami. Ot tak bardzo dawna.
Nie miał zielonego pojęcia ile to może trwać zanim dziewczyna powróci do krainy żywych, lecz od około godziny nic się nie działo. A Draco cały czas klęczał nad jej sztywnym ciałem.
Przez głowę przeszły mu słowa Josh’a -  Jest ponad osiemdziesiąt procent szans, że to wszystko odbije się albo na tobie, albo na Hermionie w jakiś felerny sposób.
Czy to był ten sposób? Hermiona w ogóle nie miała powrócić?
Wiesz, że nie można ingerować w śmierci… Tak samo jak z czasem.
Co raz bardziej czuł się podle. Co jeśli przez niego Gryfonka nigdy nie zazna pokoju i utknie niczym Josh swego czasu pomiędzy obydwoma światami, tułając się bez pożytku.
Zrobiło mu się gorąco i poczuł, że niezwłocznie potrzebuje whisky w swoim przełyku.
Wiedział, że gdy otworzy drzwi prowadzące do jego sypialni wszystkie zaklęcia chroniące pokoik prysnął, jednak już o to nie dbał.
Trzeba wyprawić Granger pogrzeb. – Uświadomił sobie z pustym wzrokiem pchając białe drzwiczki.

- COŚ TY ZROBIŁ?! – Zawył Blaise po raz enty, gdy Draco z obojętnym głosem opowiedział przyjaciołom o swojej wycieczce do czyśćca.
- To Granger żyje, czy nie? – Zadał pytanie zaciekawiony Nott, wylegując się na łóżku blondyna.
- Coś…ty…zrobił… - Kontynuował Diabeł, oddychając nerwowo.
- Uratowałem Granger – Malfoy odpowiedział nienaturalnie łagodnie, potrząsając w połowie opróżnioną butelkę whisky, obrzuciwszy spojrzeniem Ślizgonów. Wydawało mu się, że Teodor przezwyciężył nałóg. Zaraz potem uświadomił sobie, jak bardzo musieli się tu nudzić. – a przynajmniej tak mi się wydawało. – Dodał upiwszy łyk z malutkiej szklaneczki, gdy usiadł na palu, kończącym jego łóżko.
- Żyje, albo nie żyje. – Warknął Blaise, stojąc przed blondynem z wrednym wzrokiem przywdzianym w brązowych tęczówkach.
Draco pokręcił głową, czując jak cały się rozsypuje, wszystko się wali, a w szczególności jego życie. Wyglądał jak swój nędzny cień.
- Myślałem…
- COŚ TY NAKOMBINOWAŁ! – Zaryczał bezradnie Blaise, łapiąc się za głowę, a sekundę po tym Smok stracił swą kontrolę. Nott zasnął.
- Pragnąłem uratować moją narzeczoną! – Odwrzasnął w odpowiedni, wstając z impetem. – Mógłbyś chociaż przez minutę nie być takim egoistą i pomyśleć sobie co TY byś zrobił, gdyby twoja słodka Emma na TWOICH oczach ochroniła cię przed Avadą, która była kierowana na CIEBIE?! – Przerwał, gromiąc go wzrokiem, wziąwszy głęboki oddech. – Wyprawiłbyś jej pogrzeb i grzecznie się modlił? … Była w ciąży, Blaise.
Zapadła głucha cisza, przerywana jedynie szybkimi ruchami serc Ślizgonów.
Blaise spojrzał w kąt, wydymając usta. Do teraz nie miał zielonego pojęcia, jak Hermiona odeszła. I to nim wstrząsnęło. Uchroniła jego przyjaciela przed śmiercią, ofiarując siebie… I dziecko. Granger była w ciąży. Poczuł się parszywie, otwierając usta, jednak nic z nich nie wypełzło, gdyż przerwał mu pewien dobrze znany, aksamitnie gładki i kojący głos.
- Chłopcy, spokojnie. – Osłupiała Hermiona stanęła w białych drzwiczkach, ze zdziwieniem wpatrując się w każdy kąt.
Akcja serca Dracona ustała, gdy niemrawo obrócił się, a szklaneczka w jego rękach eksplodowała pod wpływem niespodziewanej siły palców.
Zaczął szybciej i płyciej oddychać, wpatrując się w Gryfonkę. Pragnął się uśmiechnąć, zamiast tego jednak tylko rozchylił usta raz po raz uchylając kąciki ku górze.
Blaise rzucił czymś w Nott’a, który także zdezorientowany patrzył na dziewczynę.
Trójka Ślizgonów trwała w ciszy, wbijając wzrok w lekko uśmiechniętą dziewczynę.

***

Wszystko grało. Granger nie dawała żadnych oznak chodzącego trupa, lecz zwyczajnej, a zarazem niesamowitej dziewczyny tulącej do siebie każdego. No prawie.
Teodor Nott siedział sam na łóżku, jakby zamknięty w sobie.  Nawet Blaise uległ i przyznał, że cieszy się na widok żywej Gryfonki, a teraz przyjaciółki, ale nie on. On nie podzielał entuzjazmu nawet w najmniejszym stopniu, sącząc łyk z butelki Ognistej, mierzwiąc ciemne włosy.
Gdy już po raz setny Hermiona puściła ramiona niebywale uradowanego i magicznie uśmiechniętego Draco mrugnęła niedowierzająco oraz z przestrachem.
Ujrzała ją. Widziała Pansy w rogu pokoju, zanim po mrugnięciu okiem zniknęła. A Draco ledwo ruszając ustami, zdołał podzielić się smutkiem trójki Ślizgonów po utracie przyjaciółki, tak żeby Nott nie usłyszał.
Widziała ją, smutno uśmiechającą się do chłopaka siedzącego na łóżku.
Draco pozwolił jej wyswobodzić się z uścisku, by po wyczarowaniu butelki najlepszego szampana uczcić powrót Gryfonki, kiedy ta cichym krokiem podeszła do rogu łóżka, następnie zginając kolano, by usiąść.
Nigdy wcześniej nie rozmawiała z Nott’em.
- Teodorze – Odezwała się cicho, spoglądając na jego nieobecną, choć jednocześnie niewinną twarz, nieokazującą żadnych pozytywnych emocji. – Granger, mów do mnie po nazwisku, jak wszyscy. – Odpowiedział w końcu, upiwszy łyk. Uśmiechnął się z trudem i smutno.
To jakby miało zakończyć ich żałosną konwersację, gdyż Hermionę w tych okolicznościach uraziła odpowiedź chłopaka, gdy nagle wypaliła bez ogródek.
- Pansy cały czas tu jest! – Szepnęła stanowczo i odrobinę z przerażeniem.
Nott wygiął usta w pobłażliwym i smutnym uśmiechu, lekko prychając, zanim drwiąco poklepał dziewczynę po głowie i zszedł powolnym krokiem z łóżka, by zaprosić ją do wzniesienia toastu za jej powrót do żywych.
Oczywiście, że był zazdrosny. I to szalenie, ale ciało Pansy spoczywało w trumnie, a ona najpewniej odeszła w pokoju. No ale czy stała jakakolwiek przeszkoda w dalszym jej kochaniu? Umarła kochając go, a on nadal żyjąc kocha ją. Po prostu nie może jej już tego powiedzieć.

***

- Może wyjdziemy? – Zapytał w zgiełku Draco, gdy zgodziwszy się zaprosić do Malfoy Manor najbliższych Hermiony i rzuciwszy zaklęcie Muffliato jego obszerna sypialnia zamieniła się w pub emanujący prawdziwą radością.
Chętnie wyszła, jednak po kilku krokach na korytarzu tego pożałowała, raz po raz widując jakby wypłowiałych ludzi krążących wokół nich. Jedni przypominali więźniów z lochów, przykuci do podłogi przezroczystymi łańcuchami, a inni zamożnych czarodziejów odzianych w wytworne, choć wypłowiałe staromodne szaty.
Za wszelką cenę nie dała po sobie nic poznać. Nawet kiedy Draco wyszedł na czołówkę z pewnym szlachcicem, przechodząc centralnie przez niego. I choć wiedziała, że to ten inny rodzaj duchów niż te, które mieszkają w Hogwarcie niemal krzyknęła go w bezsensownym ostrzeżeniu. Na szczęście z jej ust nie wypłynęło nic oprócz ciszy. Zamknęła usta, łapiąc go za zimną dłoń.
Jako że Hermiona była oczytana nie tylko w magicznych tematach, ale i tych mugolskich wiedziała, że opcje są dwie.
Albo jeszcze nie jest tego pewna i jest w połowie duchem, coś jak Josh; nie będzie odczuwała głodu, ani pragnienia, jednak ślady na śniegu zostawiłaby i każdego ducha zobaczyłaby bez problemu, jak teraz, albo jej powrót do żywych odbił się na niej w sposób otrzymania tak bardzo rzadkiego wśród ludzkiej populacji daru, pozwalającego jej na rozmowę i ogólny kontakt  ze zjawami oraz z ich krainą. A to mogło jej dawać miliony w pewnym sensie mrocznych, w innym niesamowitych możliwości.
Stali w majestatycznie obciętym ogrodzie, oglądając świt. Świt nowego świata, trwając w ciszy ze splecionymi dłońmi.
Ale przecież Gryfonka nie mogła milczeć w tej sprawie, gdy zobaczyła perłowo białą dziewczynkę płaczącą nad sztywnym ciałem swojej matki tego samego koloru.
- Draco – Odezwała się, a jej ciało pokryła nawałnica zimnego potu, gdy poczuła na sobie przenikający wzrok stalowych tęczówek. - … Coś chyba poszło nie tak – połknęła ogromną i kłującą gulę w przełyku.
Chłopak natychmiast chwycił jej twarz swymi dłońmi, nacierając mrozem swych oczu na ciepło jej orzechowych  tęczówek, ze zmartwieniem gładząc jej policzki kciukami.
Nerwowo pokręcił głową na boki, nie wierząc, że ponownie wszystko może się zawalić. Co jeżeli przywrócił Granger, a ona przez resztę życia nie będzie posiadać żadnych ludzkich uczuć, jeść, pić?
- Co się dzieje, Granger… - Zająkał w końcu ogłupiale, oblizawszy swe usta.
Hermiona odwróciła wzrok, opadając z wewnętrznych sił. Co z tego, że GDYBY otrzymała dar, przy wielu próbach mogłaby wyłączyć te połączenie, skoro Draco może nie zechcieć wiązać się z osobą, mającą moce nie z tej Ziemi i równie niecodzienne.
- Granger! – Krzyknął rozpaczliwie, potrząsając jej ramionami, by na niego spojrzała. Tak bardzo tęsknił za tym spojrzeniem. Tęsknił za nią.
Wstrzymał oddech, kiedy otworzyła usta.
- Widzę duchy Draco. – Wyrzuciła z siebie na jednym tchu, przygryzając dolną wargę. – I to nie tak jak ty widziałeś Josh’a. On ci się objawił, a ja widzę wszystkie te zagubione dusze, krążące po swych ostatnich miejscach przed śmiercią, które jednocześnie przebywają po drugiej stronie. – Draco milczał, więc kontynuowała. -  A jeżeli to jest to co myślę, to mogę posiadać jeszcze inne, może i potężniejsze zdolności.
Zaległa cisza, przerywana jedynie ich marnymi oddechami, kiedy po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach Draco odezwał się.
- Wiesz, co Granger? – Z barwy jego głosu, czy z twarzy nie można było nic wyczytać. Żadnych emocji. Ani pozytywnych, ani negatywnych.
Stała cicho, gdy widok przesłoniła jej nadlatująca twarz Dracona i jego chłodne usta lądujące na niej z czułością. – Uważam, że to cudowny dar.
Uśmiechnął się znad jej oczu, wpatrując się w nią z czułością i odrobinę przepraszająco, gdyż jeżeli przypadłość, która na nią opadła nie raduje jej serca od razu przyjąłby wszystko na siebie, choć było to oczywiście niemożliwe.
Kochał ją widzącą duchy i kochał ją niewidzącą ich. Tak samo mocno.
Ckliwie chwycił jej lewą dłoń, wodząc swymi smukłymi palcami, aż doszedł do nierówności na palcu serdecznym.
- Granger – Odezwał się do niej magnetycznym i romantycznym głosem, podnosząc jej kruchą dłoń wyżej, by i ona na nią spojrzała. – a to jeszcze aktualne? – Dopytał, uśmiechnąwszy się szczerze, gdy zastukał paznokciem o jej złoty, zaręczynowy pierścionek.
Niemal powaliła go na ziemię niespodziewana siła, z którą Hermiona rzuciła się w jego ramiona, piszcząc radośnie przez łzy.


-----------------------------

No i w końcu po tak długiej przerwie udało mi się do Was dotrzeć.
Niestety nie dość, że sporo czasu zajęło mi pisanie tego rozdziału, a do tego kiedy chciałam go zgrać na pendrive'a, żeby go udostępnić (tak, nadal mam problemy z internetem:c) zepsuł mi się system i sporo czasu minęło zanim odzyskałam dane.

Co prawda fabuła tej notki jest przeciętna, ale następna będzie zdecydowanie lepsza, a już niedługo epilog! Gotowi? c:

Wasza MoonSeer!

5 komentarzy:

  1. aaaaa! uwielbiam Twojego bloga. jestes niesamowita:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny!
    Nie mogę wprost doczekać się następnego rozdziału!!!!!
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne !!! Prawie płakałam przy tym rozdziale. Biedny Teo.
    Pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. W dwa tygodnie przeczytałm całego. Pisz. Tak dalej czekam na nastempny roździał bo bez jego nie przeżyje wiec za przeproszeniem rusz dupe z kanapy i usiac przy konputerze.

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo poruszający rozdział, wg mnie po prostu idealny. uwielbiam twój styl pisania, tak lekko się to czyta :'-) końcówka mnie rozczuliła, naprawdę. kocham tego bloga, i z niecierpliwością czekam na następny rozdział :-* pisz szybciutko!

    OdpowiedzUsuń