piątek, 27 czerwca 2014

26. TRY TO REMEMBER

Zaczynało świtać, gdy Harry Potter w samych spodniach biegał po korytarzach, nucąc coś z fałszem. Wszystko wydawało mu się takie żywe i kolorowe.
 Podskoczywszy wysoko, uginając nogi, podbiegł do stojącej w pobliżu pustej zbroi oraz ujął jej dłoń w swoją, witając się grzecznie.
Nie mając pojęcia jak, nagle znalazł się przed kamiennym gobelinem, pilnującym prywatności dyrektorki.
- Szukasz tu czegoś, chłopcze? - Mruknął posąg, jakby dopiero co się obudził. Nie zainteresował go brak koszulki na piersiach Gryfona, który nie mając nad sobą prawie żadnej kontroli, skinął głową z ostrym błyskiem w oku, czując w powietrzu zapach zabawy.
Doskonale znał hasło. Dość często gościł w gabinecie McGonagall.
- Hasło? - Spytał zatem gobelin, wykonując swoją normalną pracę. Jest hasło - jest przejście, nie zważając na porę i okoliczności.
Harry zakołysał się.
- Czekoladowa żaba....A może czekoladowa żaba? - Zasugerował nieobecnym głosem.
- Raczej to drugie. - Zakpił z jego zachowania gobelin, ukazując spiralne schody prowadzące do gabinetu dyrektorki Hogwartu.
Harry wdzięcznie pocałował  posąg, a następnie podskakując, poleciał ku górze.
- No ładnie się tu urządziła... - Przyznał, stojąc na środku pokoju, jakby po raz pierwszy widział go na oczy.
Wejście zagwarantował sobie najbardziej banalnym sposobem; praca gobelinu jest niesamowicie poważna, gdyż gdy już ktoś pozna hasło ukazujące przejście, z łatwością da radę dostać się do gabinetu, którego strzeże zwykłe zaklęcie zamykające.
To dlatego nie byle jakie osoby, głownie prefekci mają zaszczyt posiadania Hasła.


Po kilku chwilach przypominania sobie jednego z najprostszych zaklęć, czyli Alohomora, udało mu się otworzyć drzwi.

   O tak, to byłoby dziecinnie proste, gdyby Harry wiedział, że oprócz prostego zaklęcia chroniącego drzwi, na pokój zostało nałożone zaklęcie pozwalające wykryć i poinformować właścicielkę, że na sali jest nieproszony gość.
- Zielsko! - Szepnął chrapliwie podnieconym głosem, gdy na wskutek swojego stanu pomylił nowo poznaną substancję ( Dursley'owie nigdy nie poruszali tematu narkotyków ) z popiołem gromadzącym się na żerdzi aktualnie nieobecnego feniksa Fawkesa.
Cały uradowany podbiegł do miejsca ptaka, nachylił się i palcem zatkał jedną z dziurek nosa, by drugą móc się mocno  zaciągnąć.
- Ale kopie. - Uznał, mówiąc sam do siebie, mocno pociągnąwszy nosem.

- Witam. - Odezwał się nagle chłodny i opanowany głos McGonagall, stojącej na szczycie schodów odchodzących od jej gabinetu w kierunku prywatnej sypialni.
Siwe włosy miała upięte w luźnego warkocza, a na sobie miała jeden ze swoich szlafroków w szkocką kratę. Z jej twarzy nie można było wyczytać niczego innego oprócz rodzącej się furii. - Za mną, Potter.


***



- Wszystko pięknie, ale czy ktoś wie gdzie jest Potter?

Joshua'le odpowiedziała głucha cisza, w której kilka osób takich jak Ron i Hermiona zlękło się potwornie. Każdy już wiedział jak mogły zadziałać pewne substancje i nie wszyscy mogli być zadowoleni ze swojego zachowania po ich użyciu, którego kompletnie nie pamiętali.
- W jeziorze go nie ma, uwierzcie. - Zaspokoił wszystkich ironicznie Nott, opadając ciężko na kanapę. Gwar znów się podniósł i znaczna część gości zaczęła przenosić się do swych pokoi wspólnych.
Lambren zbielał jak ściana.
- Na pewno nic mu nie jest, Josh. - Pocieszyła go, uśmiechając się słabo Hermiona, choć sama nie była pewna tych słów.
- Taaak. - Odrzekł równie "pewnie" Joshua, wykrzywiając usta w uśmiechu. Ale to nie był jego zwykły uśmiech, który zdążyła już tak dobrze poznać. To była uśmiech mówiący, że Josh za wszelką cenę stara się robić dobrą minę do złej gry.
Z drugiego końca pokoju obserwował ich Draco.
- Josh, co ci jest? - Spytała w końcu, zmartwiona.
- Nie czuję się najlepiej. To wszystko, Hermiono. - Odparł szybko i wymijająco, chcąc opuścić Gryfonkę.
To był chyba jedyny raz, kiedy Draco miał ochotę wstać i mu zaklaskać. Jednak Hermiona była nieugięta i zaczynała stawać się nerwowa.
- To idź do Pani Pomfrey! - Rozkazała, a Lambren automatycznie odmówił. - To sama zrobię ci eliksir uzdrawiający! - Dała za wygraną po minucie ciszy, a Ślizgon przystanął.
- Naprawdę mogłabyś to zrobić? - Zapytał uradowany.
Granger łagodnie pokiwała głową.
- Jeżeli to ma ci pomóc...W lochach...No wiesz których są wszystkie potrzebne ingrediencje.
Josh uśmiechnął się serdecznie, najszerzej jak w tej chwili mógł.
Hermiona zachichotała, klepiąc go po ramieniu.
- Starzejesz się! - Zażartowała przyjacielsko, wskazując na niewielkie kurze łapki, kreujące się przy jego cudownych miodowych oczach.
Ktoś z tłumu za nią zawołał i szybko zniknęła.
Joshua spuścił głowę, gdy odeszła i uśmiechnął się tak smutno i przygnębiająco, że gdyby ktoś miał mu spojrzeć w oczy, serce pękłoby z rozpaczy.
- Tak - Szepnął do siebie niemal niesłyszalnie. - starzeję się, Hermiono.


***



- Jak coś, to za pół godziny jest projekcja. - Oznajmiła Pansy, zawzięcie walcząc ze swoją obwódką wokół ust.

- Dałaś jej jakieś zdjęcia? - Nott upił łyk ze swojej piersiówki, na co Parkinson ściągnęła brwi z obrzydzeniem.
- Z jedno, czy dwa... - Odparła łagodniej, wymachując przed nosem różdżką.


Hermiona starała się ignorować fakt, że Ron i jego Hanna spędzili całą zeszłą noc w jednym łóżku, choć z wyszukaną niechęcią odezwała się do rudzielca:
- Wiesz gdzie może być Harry?
Pokręcił głową. Widać było, że nie martwi się tak samo jak ona.
- Dałaś jej jakieś zdjęcia? - Zmienił temat, przyglądając się zamglonym wzrokiem kartce głoszącej o projekcji zdjęć.
- Z jedno, albo dwa... - Odrzekła spokojniej, na chwilę zapominając o tym, jak potwornie czuje się z ciągłymi mdłościami i bólem głowy.
Zadzwonił dzwon, a oni ruszyli ku wyjściu ze swej wieży z wyjątkowo niedzisiejszymi wyrazami twarzy.
To samo działo się w lochach.


Na dziedzińcu było pełno ludzi. Pomimo, iż pokaz miał dotyczyć tylko uczniów z siódmego roku, młodsi uczniowie z chęcią wykorzystali ten wolny czas.

Na środku stało coś jakby mugolski rzutnik, jednak kiedy zdjęcia miały się pokazać, biały materiał zanikał, a obraz był przedstawiany w najznakomitszej jakości.
Wszystko było już w pełni gotowe, nauczyciele siedzieli w swych lożach, a uczniowie stali porozrzucani w różnych miejscach.
Brakowało tylko...
BUM!
Ogromne wrota wyprowadzające z zamku rozwarły się szeroko, a w nich stanęła niewzruszona McGonagall, a za nią Harry. Wyglądał na straszliwie zmęczonego i tak jak wszyscy imprezowicze - niedzisiejszego. Włosy miał jeszcze bardziej potargane niż zazwyczaj, a okulary nienaturalnie przekręcone.
Nagle po dziedzińcu potoczyła się salwa śmiechu, gdyż Potter'owi za ubranie (oprócz spodni, które miał tylko na sobie pamiętnego czasu) służył mu jeden ze szlafroków samej dyrektorki, i tak jak każdy z nich, ozdobiony szkocką kratą.
Szybko dołączył do swoich przyjaciół, którzy stali kilka stóp od Ślizgonów z tego samego roku.
- Witajcie! - Zaczęła uroczyście McGonagall, ale Ron wolał posłuchać swego przyjaciela.
- Mów co robiłeś! - Szepnął z podnieceniem.
- Baliśmy się o ciebie! - Dodała Hermiona z przejęciem, ale szybko ucięła swoją rozmowę, pogrążając się w słowach dyrektorki.
- Jak wielu z was, ja także chcę mieć wspaniałą niespodziankę, dlatego nie przeglądałam żadnego z nagromadzonych zdjęć, zaufałam wam i mam nadzieję, że nie popełniłam błędu...No ale nie przedłużajmy już!
Machnęła różdżką, a wtedy pojawiło się pierwsze zdjęcie przedstawiające jakiś Puchonów w czasach trzeciej klasy.
Następne zdjęcie wywołało lawinę gwizdów i okrzyków, gdyż ukazywało słynne Golden Trio na pierwszym roku. Tacy niewinni. Rozczulający.
To samo wywołało kolejne, niemal takie same, gdyby nie to że trójka tych uczniów nosiła zielono-srebrne krawaty i zdawała się mieć inne podejście do świata niż poprzednia grupka Gryfonów.
Na twarzach jednych i drugich zakwitł ciepły uśmiech, na wspomnienie tych lat.


***



- Wyglądałaś nadzwyczaj pięknie, Hermiono. - Zauważył Josh, który znikąd pojawił się za plecami Hermiony, wpatrując się w zdjęcia z balów.

- Eliksir podziałał? - Spytała bez ogródek, odsuwając się od reszty przyjaciół, by porozmawiać ze Ślizgonem na boku.
- To nie jest sprawa życia i śmierci, Hermiono, by konieczne było odchodzenie. To żaden sekret, że...No nie jest mi najlepiej. - Dodał nadal starając się zachować swój wyrafinowany ton i olimpijski spokój, choć dziewczyna zauważyła malujące się pod jego oczyma cienie przemęczenia, jakby pracował bez wytchnienia przez kilka dni i nocy. - Chodźmy obejrzeć pokaz do końca. - Zasugerował opanowanie, prowadząc ją z powrotem, lekko pchając dłonią znajdującą się na jej plecach.


Rozległo się głośne ' ohh! ', gdyż kolejne zdjęcie ukazywało jakąś całującą się parę na studniówce.

Kilka slajdów później pokazały się pamiątki Blaise'a, Pansy, Nott'a i Dracona także z balu, od którego dzieliło ich sto dni od Owutemów; wszyscy stali wytwornie ustawieni, z klasą.
  Do Diabła podeszła Emma, a ten od razu ją objął. Gryfonka także cierpiała na koszmarnego kaca, a jako jedna z na prawdę nielicznych, nie pamiętała NIC odkąd upiła łyk whisky.
- No, musicie to przyznać, że najlepiej mi w garniaku! - Diabeł oznajmił głośno, żartobliwie pusząc się.
- Oj, nie sądzę. - Odrzekł Nott, wyciągając swą piersiówkę. Blaise ściągnął brwi i spojrzał na niego dokładnie w tym samym czasie, gdy rozległa się burza śmiechu, a Teodor swoimi wzrokiem nakazał mu spojrzeć na telebim.
- Ja pierdolę. - Zaklęła zdrowo Emma, zakrywając usta ręką, gdy w powietrzu zmaterializował się Blaise grający sam ze sobą w Quidditch'a w samych majtkach.
Gdy Diabeł wpatrywał się w slajd jak zaklęty, Nott i Malfoy dołączyli do reszty pokładających się śmiechem.
  Sekundę później Pansy użyła wyjątkowo bluźnierczych słów, gdy zdjęcie pokazywało ją samą, przyssaną z całej siły do szklanki.
- Zagadka rozwiązana. - Teodor nachylił się do zakrywającej usta Pansy, uśmiechając się nikle.
McGonagall wraz z całym ciałem pedagogicznym zdawała się być doprowadzana do szewskiej pasji, choć nadal starała się wyglądać na opanowaną. Wargi zbiła w cienką linię.


***



Emma spuściła głowę, gdy minutę później pojawiło się dziwnym trafem jej zdjęcie ( przecież nie była siódmoklasistką ) odtwarzające sytuację, gdy z miną Belzebuba rzuciła się na okno, by zalać lochy Hogwartu.

  Draco nie mógł zabrać tchu przez ciągły rechot, ale wystarczyła jedna chwila, by zaprzestał; pojawiło się jego zdjęcie, gdy już w innych i nie wiadomo czyich ubraniach pali z zapałem kolejnego skręta.
  Jego ubranie ze zdjęcia, a garnitur, który miał teraz na sobie, to było jak porównywanie domu pod strzechą z pałacem.



Zastanowił go fakt, że siedzi na czerwonej kanapie, kiedy w ślizgońskim pokoju wspólnym ta barwa jest zawsze nieobecna i praktycznie zakazana.

Kilka następnych zdjęć zostało poświęconych jakimś Puchonom i Krukonom.

Malfoy zmarszczył czoło.
- Skąd oni się tam w ogóle wzięli? - Warknął z obrzydzeniem.
Stojący za nim Harry od razu udzielił odpowiedzi:
- No wiesz, Pansy zaprosiła mnie, ja zaprosiłem Rona, to on Hannę. No a przecież Hanna nie poszłaby bez nikogo ze swojego domu, więc zabrała Liv, no to z nią poszedł jej chłopak z Ravenclaw'u, ale on też powiedział, że nie pójdzie sam, więc zaprosił Terry'ego, a...
- Oszczędź mi, Potter... - Draco orzekł sucho, wpatrując się z rozbawieniem w jego szlafrok. - Co robiłeś u McGonagall? - Zapytał, szczerze łaknąc odpowiedzi.
- Nie wiem. - Odparł Harry, zgodnie z prawdą i tym bardziej pogorszył swą sytuację, gdyż nawet nie potrafił odpowiedzieć dyrektorce co wyprawiał.
- Potter, trzeba było przyjść z powrotem, zielska zostało sporo, zostałoby jeszcze dla ciebie! - Krzyknął zjadliwie Blaise, gdy w powietrzu pojawił się Harry wciągający popiół feniksa.
- Cudownie... - Odparł ze wstydem, gdy wszyscy zanieśli się rechotem, a McGonagall zdawała się zaraz wybuchnąć, kiedy poznała odpowiedź na jej pytania na jednym zdjęciu.
  Kilka następnych slajdów było do udźwignięcia; pół nagi Josh, przytulający nogę stołu...To wywołało przebłysk rozbawienia nawet u nauczycieli, którzy szybko to zakamuflowali...Nott bezwładnie wypadający z małej, wyczarowanej przez kogoś łódeczki za burtę...I Hermiona. Hermiona pijąca mieszankę Ognistej z Kremowym Piwem, wlewaną jej do ust za pomocą czyjegoś klapka, którego także trzymała między wargami.
- Chwila, znam te buty... - Blaise złapał się za skronie. - Ben! To klapki Grubego...
- Jezu, Granger... - Zajęczał komicznie Dracon, następnie nachylając się do jej ucha, gdy wszyscy zajęli się następnym slajdem. - Tylko umyj buziulkę, dobra? - Poprosił żartobliwie.
Hermiona miała właśnie rzucić jakąś zjadliwą uwagę na temat zdjęć Dracona, kiedy słowa uwięzły jej w gardle, wszystkie mięśnie się spięły, a usta pozostały otwarte, nie mogąc zmienić ustawienia.
Na dziedzińcu zaległa głucha cisza, kiedy na telebimie pojawiło się zdjęcie, które nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego, a Ron i Hanna do dziś je przeklinają i dzień w którym to się zdarzyło, choć wtedy to nie wydawało się tak nieodpowiedzialne.






- Rudy Ruchacz! - Okrzyknął ktoś z tłumu, kim okazał się być Bendengus.
Nott upiwszy łyk z piersiówki parsknął śmiechem.
- Gruby dojebał.
Wtedy rozległy się nieliczne oklaski chłopców tak niedojrzałych jak Ben, a chwilę później dołączyła do nich reszta chłopaków. Żadna dziewczyna nie wydała dźwięku, a najgorzej w tym wszystkim siedzieli główni bohaterowie - Ron i Hanna, gdyż mogli przysiąc na Boga, że nie mieli pojęcia, że robili coś takiego.
Z czasem pojedyncze oklaski przerodziły się w prawdziwe owacje na stojąco i głośne gwizdy, nagradzające 'wyczyn' obrzydzonego tym Rona. 
Blaise bezradnie podniósł ręce do góry, jęcząc:
- Przecież on jest rudy!
Emma prychnęła, następnie całując go w policzek.
- Dość. - Rozległ się pełen grozy głos McGonagall. - Osoby z tych zdjęć, do mojego gabinetu. Teraz.
Uśmiechy spełzły z każdej twarzy uczestnika urodzin Dracona.


***



W gabinecie profesor McGonagall panowała tak ogłuszająca cisza, że w normalnych okolicznościach mogłaby drażnić, choć wtedy była wręcz muzyką dla uszu, która wspaniale opóźniała wyrok dyrektorki.

Wszyscy zgromadzeni siedzieli na wyczarowanych, kosmicznie niewygodnych krzesłach, wpatrując się w ziemię ze zwieszoną głową. No, prawie wszyscy; Blaise, Nott i Draco po prostu siedzieli, czekając.
Minerwa ściskając pióro w swej dłoni piorunowała wzrokiem swych dorosłych, rozważnych uczniów.
Oddech miała głośny i ciężki.
- Nawet prefekci... - Zaczęła w końcu, gdy minęła wieczność. - Prefekci naczelni nawet. - Poprawiła się z ironią, kręcąc głową, gdy Hermionie po policzku poleciała mała łza. - Moi najstarsi, wchodzący w prawdziwe życie uczniowie... Zhańbili swoje domy, zdewastowali pokój wspólny...Naszli mnie w nocy - Potter wpił się w swe krzesło, a Ślizgoni uśmiechnęli się drwiąco. - Robili z siebie pośmiewisko na oczach kolegów i koleżanek...Panno Granger, nie tego się po pani spodziewałam. - Przyznała ze szczerym zażenowaniem.
- Zaraz...Czyli po mnie pani się tego spodziewała?! - Zapiał nagle ożywiony Blaise.
- Milcz, Zabini. - Syknęła w odpowiedzi. - Wystawiliście me zaufanie na próbę...A przede wszystkim zrujnowaliście samych siebie.
Uczniowie nie odpowiedzieli.
Pomimo tego, że bawili się cudownie i nikt nie mógł temu zaprzeczyć, teraz nie mogli zdobyć się na podniesienie głów i spojrzenie w rozczarowane oczy dyrektorki.
- Pani dyrektor, czy... - Ron odezwał się ze skruchą, kręcąc palcami młynki. - Czy pani nas wyrzuci z Hogwartu?
McGonagall prychnęła, podchodząc do żerdzi Fawkesa.
- Oczywiście, że nie, Weasley, zakończenie roku za pasem, a poza tym, sama miałam osiemnaście lat i bywałam na podobnych zabawach, choć zawsze miałam wystarczająco dużo oleju w głowie, by nikomu nie pozwolić wyjść...I nie miesza się Kremowego Piwa z Ognistą, kochani... - Dodała łagodniej, przypominając sobie swoje podboje imprezowe.
- To znaczy, że...? - Ktoś cicho zabrał głos.
- To znaczy, że jeszcze dziś napiszę do waszych rodzin i jeszcze dziś zaczniecie odpracowywać swoje szlabany, trwające do końca roku.
Niektórzy jęknęli niezadowolenie, ale Hermiona miała ochotę obcałować stopy dyrektorki za jej łaskawość. 
- Zostańcie jeszcze na moment... Będziecie musieli pracować w dwójkach... Panie Weasley i panno McKiney, wy będziecie pomagać skrzatom w kuchni. - Emma zlękła się na widok siebie w białym czepku, choć szczęście w nieszczęściu, że nie dostała reprymendy, że pojawiła się na projekcji siódmoklasistów. - Potter, ty i panna Abbott pójdziecie do Hagrida po potrzebne przyrządy i zaczniecie oczyszczać jezioro, ręcznie...Tylko przebierz się najpierw, Potter. To mój ulubiony szlafrok...Panna Parkinson wraz z Nott'em, zwróćcie się do profesor Sprout, mówiąc, że przysyła was dyrektorka, już ona wam znajdzie zajęcie... - Pansy nerwowo skinęła głową, choć zaczęło jej się robić niedobrze na samą myśl o robakach, brudzie, ziemi pod paznokciami i smoczym łajnie. - Panno Granger, i ty Zabini poustawiacie alfabetycznie wszystkie...wszystkie fiolki z ingrediencjami i eliksirami... I to na tyle.
- Pani profesor - Zachrypiał nieśmiało Josh, delikatnie unosząc dłoń. - zapomniała pani o mnie i Draconie.
Malfoy odwrócił się w jego stronę z morderczym wzrokiem, stukając się w czoło.
- Oh tak, Lambren...Może ty i Malfoy moglibyście pomóc profesor Cartney wysprzątać salę od Obrony...Doszły mnie słuchy, że w piątek przeobraziła się w niezłe pobojowisko, i też ręcznie!... - Urwała na moment, lustrując Josh'a niepewnym spojrzeniem. - Ale najpierw idźcie do pani Pomfrey, wyglądasz jak swój cień, Lambren.
- Tak jest. - Podsumował Draco oschłym tonem, kierując się za resztą, ku drzwiom.
- Panie Malfoy - Zawołała jeszcze za nim McGonagall, a ten przystanął, lekko odwracając się. - Cieszę się, że urodziny były udane. 
- Pani Profesor! - Odezwał się Harry stojący już w przejściu. - Ale teraz to wszystko?
- Teraz, zaraz! - Pogoniła go ostro, odpędzając ręką.

***

- Mieliśmy iść do pani Pomfrey. - Draco wskazał ręką na korytarz prowadzący do Skrzydła Szpitalnego.
- Nie pójdę do pani Pomfrey. - Odrzekł Josh ze spokojem, akcentując ostatnie dwa słowa.
Draco uniósł brwi do góry.
- Ty to ale twardziel jesteś. - Oznajmił sarkastycznie, minąwszy twardo Lambrena, nie dbając o to, czy dotrą do profesor Cartney razem czy osobno.

- Hermiona mi pomaga. - Josh odezwał się nienagannie zdyszany, dogoniwszy po chwili Dracona, ale ten potraktował go jak powietrze, nie zaszczycając żadną odpowiedzią.
 Hermiona mi pomaga. - Malfoy pomyślał zrzędliwie.
Ów zestaw słów w ustach Lambrena działał na niego jak czerwona płachta na byka.

***

- Chłopcy, tu macie wiadra z mydlinami, ściereczki. - Zaćwierkała profesor Cartney podnieconym głosem. - I żadnych różdżek, Lambren! - Przypomniała ostro.
Joshua spojrzał na nią skonsternowany, gdyż gdyby on miał być na miejscu Eowin, prędzej osądziłby Dracona o używanie różdżki, niż jego.
- Tak jest, pani profesor. - Potwierdził, upadając na kolana, by zacząć szorować podłogę niczym nic niewarty szczur lądowy na pirackim okręcie.
   Malfoy spoglądał to na czekającą go robotę, to na swój starannie wyszyty garnitur.
- Pani profesor - Zawołał po pewnym czasie rozmyślań. - tak się zastanawiałem...Trochę to głupie... - Zaczął, sztucznie udając chłopięce zakłopotanie. - Czy pani poleca pański Kurs? Czy jest ciężko? Myślę nad zostaniem nauczycielem Obrony przed Czarną Magią... - Zakłamał tematem, który pierwszy mu przyszedł na myśl.
Tak jak się spodziewał, oczy profesorki błysnęły zdrowym blaskiem.
- Panie Malfoy! - Zaklekotała flirciarskim tonem, podchodząc bliżej. - Doszły mnie słuchy, że pana marzeniem jest praca uzdrowiciela...
Draco zachłysnął się powietrzem, odwróciwszy się w kierunku ubrudzonej, mokrej szmaty, którą Josh pomachał mu zachęcająco.
Przełknął głośno ślinę.
- Z taką nauczycielką jak pani, cóż...Doszedłem do lepszego wniosku. - Spróbował zabrzmieć spokojnie i dorośle i widocznie mu się to udało, bo gdy Cartney wzięła dech, rozpoczął się wykład na temat jej życia zawodowego.
Śmieszyła go jej denna naiwność.

Dracon wciąż grzecznie potakiwał, wdając się w to nowe wątki, które z Kursu przeobraziły się w informacje dotyczące tego jakie kwiaty Eowin lubi najbardziej.
Gdyby nie to, że całą robotę odwalał Josh, a on stał suchy i czysty, najchętniej grzmotnąłby w swą nauczycielkę jakimś porządnym zaklęciem uciszającym, ale teraz to nie mogło wchodzić w grę.
- Tak, pani profesor. Goździki to z pewnością ciekawe kwiaty. - Potwierdził mechanicznym, ale przesłodzonym głosem, choć na prawdę nie znał dobrze żadnych innych kwiatów oprócz róż i tulipanów.

Josh'a bolały kolana. Bolały mocno. Niemal tak mocno, jakby ktoś uderzył w nie kilkakrotnie młotkiem.
Syknął z bólu.
Gdy odwrócił się pod niestosownym kątem, jego kręgosłup nieprzyjemnie strzyknął, a odcinek lędźwiowy zapiekł boleśnie.
Mocząc już całkowicie zbroczoną brudem ścierę, przeszywał blondyna i nauczycielkę nienawistnym spojrzeniem.
Josh był zawsze lojalny, prawy i nigdy nie skreślał nikogo, choć teraz nerwy zaczynały mu puszczać.
Obydwoje siebie warci...  - Pomyślał ze złością, wydymając usta.
- Draconie, może łaskawie zakasałbyś swoje rękawy i wziął się do pracy? - Z jego ust wypłynęły słowa, których zdecydowanie nie pragnął wymawiać.
Zawsze był ponad to i pozostawał cicho, lecz tym razem jego głos był przepełniony sarkazmem i jadem.
- Rób swoje. - blondyn dominując, warknął  w odpowiedzi, nawet nie odwracając się w jego stronę, gdy nagle usłyszał głośny plusk.
- Sam sobie rób. - Odparował Josh, rzuciwszy na ziemię rozmoczoną szmatę, przeszywając chłopaka twardym spojrzeniem, kiedy ten przyciągnięty odgłosem, także wbił w niego swój stalowy wzrok. - Do widzenia, pani profesor. - Lambren pożegnał się już swym zwyczajnym, pełnym gracji tonem, podnosząc się mimo przeszywającego go bólu w kolanach, by móc w spokoju opuścić to parszywe miejsce.
Połowa podłogi w sali już zaczęła błyszczeć.
- No cóż... Do roboty, panie Malfoy. - Skwitowała zalotnie Cartney, wyczarowując zniesmaczonemu i bezradnemu Draconowi nową ścierkę.

***


 *proszę, czytajcie dość powolnie i dopiero kiedy zacznie się śpiew!*
- Chwila, zwolnij. - Poprosił Nott, nie nadążając. - Kiedy ta ruda  na treningu zleciała z miotły, Potter "dokonał" wyboru między waszą dwójką, a potem poprosił cię, żebyś rozpuściła włosy z koka, bo tak ci ładniej? - Dopytywał, nie dowierzając.
Pansy uśmiechnęła się dobrodusznie.
- Nie, włosy miałam rozpuścić wcześniej. - Poprawiła go, rozkładając doniczki do przesadzania jakiś dzikich, potrafiących ciskać przedmiotami roślin.
Westchnęła, upinając swe kruczoczarne włosy w niedbałego koka, którego zdecydowanie nie chciała mieć na głowie nigdy więcej, ale tak było najpraktyczniej.
Nott jak zaczarowany wpatrywał się w jej zgrabne długie palce, zaostrzone uszy, które niemal wyglądały jak te elfie, zgrabny utarty nos...Tak banalne rzeczy, a sprawiały uśmiech na jego twarzy.
Nie mógł rozgryźć co to znaczy. Pojęcie prawdziwej miłości, i nie tej braterskiej, było mu całkowicie obce. Nigdy jego uwagi nie przykuwały palce.
Chciałby wiedzieć, czym jest miłość. Chociaż raz.
- Ja uważam, że ładnie ci w koku. - Rzucił nonszalancko, gdy fryzura była gotowa.
Pansy uśmiechnęła się wdzięcznie pod nosem, a dech zamarł w jej piersi, gdy po ciele przeszedł magnetyczny dreszcz, kiedy w tym samym czasie chciała wziąć w dłoń tą samą doniczkę co Nott i ich palce złączyły się w krótkim, choć emocjonującym dotyku.
Ręka Ślizgonki automatycznie odskoczyła, a twarz zarumieniła się pięknym odcieniem czerwieni.
Jej oddech przyspieszył, kiedy Teodor kątem oka wbił w nią wzrok, wykrzywiając usta w półuśmiechu.

*koniec muzyczki*
***


- Blaise, Amortencja jest przed Asfodelusem. - Zauważyła pobłażliwie Hermiona, przekładając fiolki na poprawne miejsca.
Blaise przewrócił tylko oczami, następnie opadając na taboret, jęcząc.
- Nie mam już sił...
Gryfonka odparła zjadliwie, szukając ingrediencji po tojadzie:
- Myśleć?
Zabini uśmiechnął się, jakby go to bardzo rozbawiło.
Natychmiast pomyślał o tym, jak Draco musi mieć z nią ciężko, gdy słowa na jego temat same wypełzły na powierzchnię.
- Jak tam Draco? - Zapytał z nadzieją w głosie.
- Przecież z nim mieszkasz. - Prychnęła ironicznie, w myślach się za to karcąc.
Lubiła Blaise'a. Był śmieszny i wesoły, no i miły dla niej. Nie miała powodów, by tak odpłacać mu z jego życzliwość. Zdała sobie sprawę, że nie dość, iż nadal bolała ją głowa po imprezie, to już od trzygodzinnego alfabetycznego układania fiolek, zaczęło jej się kręcić w głowie.
Ale Ślizgon jak szybko zadał pytanie dotyczącego swego przyjaciela, tak prędko wizerunek innej osoby pojawił mu się przed oczyma.
Jednak jak tu obejść podejrzenia Gryfonki...
- ... No bo ten Josh... - Zaczął układać jakieś wypowiedzi. - On mi się trochę nie podoba w tym waszym dramatycznym wężowo-lwim dueciku, wiesz? - Odezwał się najluźniej jak potrafił, dźwigając się z krzesła.
Kiedy już dziewczyna chciała naprawić swoje błędy w byciu tak opryskliwą względem swego kolegi, napad chłodu nadszedł ponownie.
- Josh wie, że jest moim przyjacielem. - Odparła sucho, jednak z naciskiem, kładąc jedną z dwóch ostatnich buteleczek na półce.
- O, czyżby? - Zapytał Blaise tajemniczo, popchnąwszy drzwi, zostawiając zaskoczoną Hermionę sam na sam z myślami.


-------------------

Cześć i czołem!
Data rozdziału miała być późniejsza, ale udało mi się napisać rozdział w krótszym czasie i voilà!
Zabijecie mnie pewnie za brak Dramione, jednak niestety nie było na nie tu miejsca. Mogę Wam zagwarantować, że pojawi się ono w następnym rozdziale.
Moim zdaniem, to co będzie się działo w przyszłej notce (zakończenie roku) uh...no nie byle co!
Do jakichkolwiek pytań, zapraszam tutaj!


Gdyby ktoś jeszcze nie znał wyników mojej akcji, filmik czeka:



No cóż...wakacje się zaczęły, więc kończymy z konkretnymi datami rozdziałów, a zacznę dodawać je w nierównych odstępach. Więcej czasu = więcej pisania!

Do następnego!
Wasza MoonSeer c:

PS. Mam nadzieję, że na Waszych świadectwach same paski!
PS2. Proszę Was bardzo, zostawcie po sobie jakiś znak!;-;

środa, 25 czerwca 2014

WYNIKI LOSOWANIA ONE-SHOTA






Jakość kartofla, wybaczcie, ale sklejałam to w jakimś dzikim programie na Macu, na którym nie wiedziałam co klikać i w ogóle były problemy. Filmik był nagrywany i montowany dwa razy, no i cud, że dało się go chociaż pokazać w jakości mikrofalówki.


Mam nadzieję, że się spodobało:)
Co sądzicie, będziemy robić jeszcze takie akcje? Czekolady to początek nagród, tylko potrzebuję więcej chętnych.

Co do Emmy - To nie żaden kabaret:D Emma jest Emmą z mojego opowiadania:D Niczym Emma Watson&Hermiona.


Jakieś pytania? Chętnie odpowiem >tu<

Trzymajcie się!:)
MoonSeer

PS. Wybaczcie, że nie pokazałam Wam wygranej karteczki po wylosowaniu, ale kompletnie wypadło mi to z głowy, mam nadzieję, że nie będziecie za to podejrzliwi;-;

niedziela, 22 czerwca 2014

LIEBSTER AWARD


Na początku chciałabym ogromnie podziękować Dylan z bloga: http://dramione-wielka-milosc.blogspot.com/
za nominowanie mnie!

O Liebster Award:

" Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."


1. Za co lubisz HP?

Nie można powiedzieć, że lubię HP, ponieważ jest dla mnie praktycznie całym życiem!
Ale dlaczego stał się dla mnie całym życiem?
Może dlatego, że jest opowieścią tak wspaniale potrafiącą nauczyć czytelników pewnych wartości i gromadzi w sobie tyle ciekawych przenośni, że nie mieści się to w głowie!
Nie mogłabym powiedzieć, że jest coś co by mi się tam nie podobało, dlatego wnioskiem jest to, że uwielbiam HP za całokształt.

2. Co Cię zmotywowało do pisania bloga?

No cóż, pewnego dnia rozmawiałam ze swoją znajomą, która prowadziła swojego bloga Dramione. 
Miała wówczas bardzo mało rozdziałów, więc machnęłam je od razu, a gdy skończyłam pomyślałam " dlaczego nie? " i po prostu założyłam. Bez żadnych planów, kompletny spontan. 


3. Opisz siebie w 2-3 zdaniach.

Jestem najbardziej zakompleksiałą osobą świata, moja lista rzeczy, które nie podobają mi się w sobie mierzyłaby kilkanaście metrów. Moim ulubionym szkolnym przedmiotem jest język angielski, który (na razie) nie przysparza mi żadnych problemów przy uczeniu się.
Jednym z moich paradoksów jest to, że cały czas proszę Mamę o nowe ciuchy, buty i tak dalej, ale w szafie mam armagedon, zwijam rzeczy ' w kulkę ' i wrzucam, o nic nie dbając.


4. Jakie zwierzę lubisz najbardziej? Za co?

Moimi ulubionymi zwierzętami z pewnością są węże. I nie tylko dlatego, że jestem zagorzałą Ślizgonką. 
Pomimo tego, jak przepiękne są te zwierzęta, ich inteligencja i przebiegłość są dla mnie poezją!
Dotyk ich skóry jest niesamowity,a także ich natura.

5. Czy w trakcie pisania słuchasz czegoś, np. muzyki? Czy skupiasz się całkowicie na pracy?

Muszę powiedzieć, że jeszcze nigdy nie pisałam opowiadania nie słuchając muzyki. 
To mi zawsze pomaga skupić się na fabule opowiadania, gdyż mój telefon głównie zawiera same smęty o miłości.

6.  Ile miałaś już blogów?

Jest to mój pierwszy blog, i wnioskuję, że można poznać to po tym jak jakość rozdziałów polepsza się (taką mam nadzieję) z notki na notkę.

7. Napisz wiersz o swoim blogu (3-5 wersów) Dasz radę?

Oczywiście, że dam! A chociaż spróbuję.

"Ty i ja to jedność"
dopóki słów tych nie przyszła błędność.
A gdy czas już zagoi rany
spokój nam będzie dany.


8. O jakiej tematyce jest Twój blog?

Dramione z domieszką kilku innych par stworzonych przeze mnie:)

9. Największe marzenie dotyczące Twojego życia?

No cóż...Bardzo bym chciała, żeby moje marzenia dotyczące życia zawodowego się spełniły, czyli żeby mi się udało zostać nauczycielem angielskiego w szkołach gimnazjalnych, albo ponadgimnazjalnych, albo jakakolwiek inna praca związana z tym językiem wypaliła.

10. Najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa?

Wydaje mi się, że Wigilia Bożego Narodzenie, kiedy miałam bodajże 5, albo 6 latek. Dostałam wtedy prezent tak cudowny, i wymarzony, czyli duuużego pluszaka z firmy My Little Pony. 
Mam 15 lat i śpię z nim do teraz, pomimo że wygląda jak sama poszewka B|

11. Ile lat/ile dni już blogujesz?

Dnia 22.08.2014r. będzie roczek bloga!



A teraz czas na blogi nominowane przeze mnie:


Sheireen Nightshade z bloga: http://dramione-never-let-me-go.blogspot.com/
 LaFinDeLaVie HarryPotterhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

A to moje pytania:

1. W jakim byłaś wieku, kiedy po raz pierwszy sięgnęłaś po serię Harry'ego Potter'a?
2. Gdyby nie Dramione, historię o jakiej parze mogłabyś pisać, dlaczego?
3. Jak sądzisz, jaką postać przybrałby Twój patronus?
4. Jak długo piszesz opowiadania?
5. Czy negatywne opinie pod Twoimi notkami, przytłaczają Cię, czy raczej pomagają wspiąć się wyżej?
6. Czy Twoim zdaniem szablon na blogu to jedna z ważniejszych spraw?
7. Czy wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
8. Masz jakąś więź ze swoimi czytelnikami? Kim oni są dla Ciebie?
9. Czy Twoi rodzice wiedzą o Twojej pasji? Co o niej sądzą?
10. Jaka jest Twoja ulubiona postać z serii o Harry'm Potterze? I dlaczego akurat ta?
11. After all this time...?


Jeszcze raz dziękuję za nominację!
MoonSeer c:

piątek, 20 czerwca 2014

25. HAPPY BIRTHDAY

Gdy końcowe egzaminy siódmoklasistów zdawały się nie mieć końca i stać się już nieodłączną częścią ich rozkładu dnia, nagle zaczęły chylić się ku swemu końcowi.
Pansy z Blaise'm i Nott'em, coraz częściej można było spotkać upchniętych w kącie pokoju wspólnego, czy też szepczących między sobą na korytarzach.
Z początku problemem miał być Draco, pragnący choć odrobinę czasu spędzić ze swymi przyjaciółmi, jednak oni wykazali się swoją wężową przebiegłością i sprytem, wtajemniczając w swe plany Hermionę, która także otrzymała odpowiedzialną fuszkę w całym przedsięwzięciu, odciągając Malfoy'a jak najdalej od lochów.
- Może pouczymy się razem?...Nie, nie pouczymy... - Sama sobie odpowiedziała pewnego dnia, poddenerwowana, szukając ostatniej deski ratunku, widząc jak Draco przygląda się jej kosmicznym, podejrzliwym wzrokiem, marszcząc brwi.
Nie zawsze było łatwo błahostkami odciągnąć blondyna od swej odwiecznej paczki, ale Hermiona dawała radę. Który Lew poddałby się przed Wężem?


- Zrobię to! - Okrzyknęła radośnie i optymistycznie Pansy, klaszcząc w dłonie.



- Nie zrobię tego... -  Jęknęła żałośnie, stojąc pomiędzy Nott'em a Blaise'm przed portretem Grubej Damy.
Teodor prychnął żartobliwie, podchodząc bliżej obrazu.
- Hasło?
- Mam zielony krawat. - Odparł idiotycznie. - ...Ale musimy wejść do środka. - Dodał z naciskiem, gromiąc wzrokiem portret.
- Nie ma hasła, nie ma wejścia.
Nott przeklął pod nosem, odwracając się z grymasem w kierunku chichrających się przyjaciół.
A wtedy usłyszeli lekkie skrzypnięcie zawiasów.
Cała trójka wbiła zaciekawiony wzrok w dziurę, z której powoli wyłaniał się Harry.
Chciał coś powiedzieć, ale tylko otworzył usta, a żadne słowo z nich nie wypłynęło. Wpatrywał się w Ślizgonów niepewnym wzrokiem.
- Możemy na chwilę? - Pansy zapytała po chwili, słabym głosem, kierując spojrzenie na odsłonięte wnętrze pokoju wspólnego Gryfonów.
Spięcie panujące na twarzy Harry'ego powoli zelżało, a po chwili uśmiechnął się do Ślizgonki, pomagając jej wejść na górę, choć doskonale  zrobiłaby to sama.
- Ej! - Zaskrzeczał Blaise, unosząc ręce do góry, gdy centymetr od jego nosa brama do pokoju zatrzasnęła się z hukiem, pozostawiając dwójkę chłopaków na korytarzu. - A my co, jacyś trędowaci jesteśmy?! - Zaryczał w kierunku pustego portretu, którego sekundę wcześniej opuściła Gruba Dama, udając się na wieczorną przechadzkę.
- Do kogo to mówisz? - Mruknął oparty o mur z rękami założonymi na piersi, Nott, przyglądający się jak Zabini drze się do ściany.

- Gotowe. Zaproszony. - Powitała ich po pewnym czasie Pansy, otrzepując ręce, jakby pozbywała się kurzu brudnej roboty.
- Wspaniale! - Zaćwierkał Nott. - Zleciała ci tylko mała godzinka. - Dodał zrzędliwie, odrzucając wyczarowaną piłeczkę Zośkę w kierunku Blaise'a.

Niespodzianka dla Dracona cudownie współgrała wraz z końcem Owutemów. Zaproszonych uczniów nie opuszczało podniecenie, a organizatorów czyli Pansy, Blaise'a, Nott'a, Hermionę, a nawet Josh'a nie opuszczały nerwy, że coś mogłoby pójść nie po ich myśli.


***

Kiedy Parkinson była w kuchni po kryjomu  negocjując ze skrzatami, Nott nadzorował z miną króla wszechświata przystrajanie pokoju wspólnego, kiedy podleciał do niego Blaise z miną kosmity.
- MAMY ZIELSKO! - Zawołał podniecony. - ... Co to jest zielsko? - Teraz zapytał przestraszony, dziwnie akcentując ostatnie słowo.
Nott zamrugał szybko, wzruszając ramionami.
- Trochę gejada, nie sądzisz? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, wskazując głową na Josh'a ustawiającego różdżką girlandy we wszystkich kolorach tęczy.
Blaise podążył wzrokiem za latającymi po całym pokoju ozdobami, otwierając usta.
- Co to jest zielsko! - Zaciekawiony, dalej nie dawał za wygraną.
- Jezu, nie wiem, przestań. - Odparł znudzony Teodor. - Dowiesz się jak dostaniemy...Martwiłbym się o to, czy starczy Ognistej Whisky... Co mi po jakimś zielsku, co to za nazwa w ogóle. - Żachnął się, będąc na skraju wytrzymałości, gdy spostrzegł przewieszone między żyrandolami girlandy z motywem małych, kolorowych torcików.
Poklepał Blaise'a po ramieniu, mówiąc, że sam ma załatwić sprawę z zielskiem, a następnie ruszył w kierunku Lambrena.
Zabini stał jeszcze przez chwilę, zastanawiając się co powinien uczynić.
W końcu zwyciężyła ciekawość.
- Ej, Ben! Ile masz tego zielska! Tak tak, żeby starczyło dla każdego! - Krzyknął przez cały pokój, będąc kosmicznie podekscytowanym. Nie miał jeszcze pojęcia, i jak każdy czysto krwisty dzieciak,  co to jest zielsko i jakie są jego skutki po wymieszaniu z alkoholem.


Niedługo po tym, do środka pokoju wkroczyła obładowana różnymi rzeczami Pansy, a za nią kilka stóp od ziemi lewitował najwspanialszy piętrowy tort na świecie; był obsypany wiórkami kokosowymi, a na każdym z pięciu pięter widniały okręgi ułożone z wisienek.

Gwar panujący dotychczas w sali, momentalnie ucichł, kiedy zagościła "szefowa".
- Nie wiem jakim cudem trzymają takie rzeczy w szkole... - Mruknęła pod nosem, ledwo utrzymując pod pachą kilka butelek wina, a pod drugą kremowego piwa. - Może by mi tak ktoś pomógł, zanim...
Przerwała krzykiem, gdyż jedna butla wyślizgnęła się spod jej pachy, a za nią potoczyły się kolejne, pędząc ku podłodze.
Już huczało jej w głowie od dźwięku tłuczonego szkła, już widziała siebie lamentującą z powodu tak wielkiej ilości zmarnowanego trunku. Zaciskała już powieki, czekając na eksplozję... Lecz nic się nie wydarzyło, a gdy powoli i ze strachem otworzyła oczy, obok niej stał Nott z wyciągniętą różdżką, a wina zatrzymały się centymetr od ziemi, po sekundzie opadając leciutko.
Uśmiechnął się krzywo, a Pansy wyraźnie odetchnęła. Mina jej zrzedła, gdy zobaczyła stan przyszłej sali imprezowej.
- Blaise, masz mi coś do powiedzenia? - Zapytała groźnie, wskazując wolną już ręką na całokształt pokoju.
Diabeł stał, przytrzymując głowę ręką.
- Ja mam do powiedzenia jedno... Czy ktoś mi wreszcie powie co to jest zielsko?! - Jęknął błagalnie.
Pansy machnęła lekceważąco ręką.
- Co mnie tam twoje zielsko...Rozstawić alkohole! Za godzinę Draco kończy pomagać Slughorn'owi czyścić słoiki... - Tu zachichotała ironicznie, gdyż sama poprosiła profesora by zajął czymś Dracona. - A potem... idzie... E, na rzekome spotkanie... - Urwała, nie chcąc wyjawić całej zgrai Ślizgonów kto następnie zajmuje Malfoy'a. - A wtedy tu przychodzi, więc nadal mamy godzinę, a wy jesteście w polu! Różdżki macie? Macie, ale chyba mózgu wam brakuje, skoro nie wiecie, że możecie ich użyć.
Wykład Parkinson trwał non stop, podczas szybkich przygotowań.
Uwagi i pomoce również pojawiły się z jej strony, lecz gdy zostało pół godziny, do rzekomego przyjścia jubilata, Pansy zdecydowała się powierzyć wszystko Nott'owi i Blaise'owi, by móc ubrać się i pomalować na imprezę.
W połowie drogi do dormitorium dziewcząt, usłyszała donośny szczęk otwierania drzwi, a w nich znalazła się zasapana, choć nadal piękna i wymalowana, ubrana w lekką sukienkę w panterkę, która z tyłu była dłuższa niż z przodu Hermiona. Na nogach miała brązowe obcasy z widocznymi palcami.
Ciesząc się, że Josh wcześniej zdradził jej hasło, zmachana, uwiesiła się na drzwiach.
- Idzie. - Wysapała po chwili, zatrzaskując drzwi.
   Ogólny plan był dość prosty, choć dla Hermiony okrutny; miała umówić się z Malfoy'em na pewną godzinę, a gdy z mapą Huncwotów spostrzeże iż się zbliża, wymknie się szybciej i pogna do lochów. Draco ze 'złamanym sercem' wraca do pokoju wspólnego, pełen rozgoryczenia, iż nikt nie pamiętał o jego urodzinach, a tu wszyscy jego przyjaciele...I Granger czekają na jego wejście.
   Mieli kilka nędznych minut. Minut, w których czasie zdążyli ogarnąć wszystko, bez wyjątku, a Pansy dała radę zrobić się na bóstwo i do końca dyrygować całym przedsięwzięciem. Stała właśnie tyłem do drzwi, zmieniając ustawienie butelek, gdy drzwi zaskrzypiały, lecz tym razem powoli i niechętnie.
Wszyscy szybko stanęli w jednej kupie, odsłaniając najważniejsze rzeczy na udanych imprezach. A zdruzgotany Draco stanął w przejściu, uśmiechając się niedowierzająco w stronę nadal skruszonej Granger, następnie kierując wzrok w stronę swych przyjaciół.
- Wiedziałem. - Orzekł dumnie i mściwie, sprawiając wrażenie, jakby wszystko to było do przewidzenia, choć tak na prawdę nie miał zielonego pojęcia, że swoje osiemnaste urodziny spędzi w tak niesamowity sposób.


***



Gdy już wszyscy przestali klaskać, a kilka osób podeszło do jubilata z intencją złożenia życzeń, nagle, dosłownie znikąd rozległa się z początku delikatna muzyka.

Draco wychwalając Merlina za to, że ubrał dziś wyrafinowany hebanowy garnitur, gdyż teraz nie byłoby czasu na przebieranki, z uśmiechem potrząsał różnymi dłońmi, schematycznie odpowiadając tymi samymi formułkami, z tą samą mimiką twarzą, lecz co chwilę obierał inny kierunek, stojącej za tłumem, skulonej Granger.
Kiedy oblężenie zelżało, znalazł się tuż obok niej, poprawiając marynarkę. 
Wszyscy goście przenieśli się w inne miejsce, czekając na wzniesienie toastu, tort i pogawędki.
- Jesteś niesamowita. - Stwierdził, lustrując ją swym przenikliwym spojrzeniem. 'Cieniowana' sukienka sprawiała, iż jej szczupłe i długie nogi nabrały jeszcze większego wdzięku, a podkreśliły to także wysokie buty. Teraz mogła niemal spojrzeć mu w oczy, bez unoszenia głowy. Motyw ubioru powodował, że stała się niesamowicie pociągająca. Draconowi zrobiło się nienaturalnie ciepło w okolicach kołnierza. - No i piękna. - Dodał, uśmiechając się szelmowsko, gdy Hermiona odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem.
Malfoy powolnie podniósł rękę, by założyć jeden niesforny lok dziewczyny, który bez trudu wydostał się z niedbałego, artystycznego koka, a Gryfonkę przeszedł przyjemny dreszczyk.
Niemal w tym samym czasie tort podjechał do nich na specjalnym stoliku, za nim człapała pielgrzymka uczniów, a po pokoju potoczył się huk wylatującego korka od szampana.
W powietrze wyleciały wesołe strużki napoju, oblewając większość uczniów.
- Za Dracona! - Zawołał Blaise, rozlewając wszędzie napój. - Za największego zuchwalca, którego nosiła Ziemia, za najgłębszy pępek świata, za największego wrzoda na naszych tyłkach... I za mojego najlepszego przyjaciela. - Dokończył, szczerząc zęby do roześmianego Dracona.
- Wszystkiego najlepszego. - Szepnęła Hermiona, gdy alkohol ruszył w obieg.


***



Niedługo trzeba było czekać, żeby trunki zaczęły działać.

 Zaczynało się niewinnie, tak jak zawsze; Goście zaczęli być weselsi, pewniejsi siebie.
Tak jak połowa osób na szkolnych balach podpiera ściany przed upadkiem, tak teraz tańczyła bez opamiętania. Nagle przestała istnieć linia wzajemnej nienawiści pomiędzy domami; Gryfoni stali w grupkach ze Ślizgonami, śmiejąc się z żartów, które normalnie wydawałyby się denne i prostackie, a pomiędzy nimi plątali się nieliczni Puchoni i Krukoni.
Nikt nie szczędził siebie, ani alkoholu, szczególnie dlatego, że zdecydowana większość uczniów, była dorosła i mogła wlać w siebie tyle whisky, wina i kremowego piwa, ile im się żywnie podobało. Zwłaszcza, iż celebrują czyjeś urodziny.
Jedyną osobą, która dotychczas nie wzięła do ust nawet łyka trunku, była szesnastoletnia Emma, stale pilnowana przez Blaise'a.
Stale?
No nie do końca, gdyż Diabeł musiał do końca załatwić sprawę ze swym nieszczęsnym zielskiem.
Z rozczarowaniem przerzucał między palcami kilkanaście saszetek z jakimiś zasuszonymi, zmielonymi listeczkami.
Bendengus, który zorganizował zioło zwane wśród Mugoli marihuaną, patrzył na Blaise'a z drwiną wypisaną na twarzy.
- I to ma pomóc nam się bawić? Kabaret ze mnie robisz, Ben? - Zabini zaskrzeczał, wymachując torebkami.
Gruby Ślizgon uśmiechnął się tajemniczo.
- Wypijmy jeszcze trochę, i zobaczysz.
Po czym pociągnął zdrowy łyk z butelki i odszedł w długą.
Blaise mając wątpliwości, westchnął, rozglądając się po podpitych uczniach, bawiących się w najlepsze.
Nagle w gardle stanęła mu ogromna gula.
- Emma, nie! - Wrzasnął panicznie, puszczając się biegiem, widząc jak Draco z uśmiechem podaje Gryfonce butelkę whisky.
Kiedy Emma spostrzegła pędzącego w ich kierunku Diabła, wyrwała chciwie butlę z ręki blondyna i mściwie pociągnęła z niej duży łyk, a za nim kolejny i kolejny, nie zważając na palący ją przełyk.
Gdy zdruzgotany chłopak stanął przed nią, ta wcisnęła na wpół opróżniony trunek z powrotem w ręce Dracona, ocierając usta wierzchem dłoni.
Wygięła usta w szyderczym półuśmiechu.
Diabeł obrzucił blondyna zabójczym wzrokiem, mówiącym ' jak śmiałeś! '
- Niech też ma coś z życia. - Odparł pogodnie blondyn, jakby wyczytał intencję przyjaciela, klepiąc Emmę po ramieniu. Następnie odszedł w poszukiwaniu kolejnej butelki.
- Tak cię ciągnie do picia? - Zacmokał w końcu Blaise. - No cóż, widzę, że nici z mojego troszczenia się o twoją wątrobę. - Dodał zrezygnowany, chichocząc, gdy Emma zaczęła kręcić młynki i huczeć niczym na koncercie rocka.
Spojrzał na saszetki.
Skąd miał wiedzieć, i trzy czwarte tu zgromadzonych, jakie będą tego skutki, skoro widział to pierwszy raz na oczy? Sądził, że to nic złego, tak jak wszyscy, niewinni, młodzi uczniowie.
- Dobra! - Krzyknął tak głośno, by przekrzyczeć muzykę i piski. - Zabawmy się. - Oznajmił, gdy uzyskał krótką chwilę ciszy, potrząsając saszetkami. - Chodź tu, Ben. Mów co mamy robić. - Dodał, czując jak i jego ciało alkohol powoli posiada w całości. Lecz tak jak wszyscy - nie przejmował się tym. Impreza bez przyszłego Kaca Mordercy, to żadna impreza.


***


- Odpalisz? - Spytał niewyraźnie Blaise, trzymając w ustach trzeciego skręta z marihuany. Draco cały czas liczył coś zawzięcie na palcach.
- Nie mam różdżki. - Odparł chwiejnie, zaczynając wyliczać od nowa.
- A ja mam. - Odrzekł rozmarzony Diabeł. - To odpalisz?
Rozejrzał się, gdyż Dracona już przed nim nie było. - Odpali ktoś?! - Zaryczał błagalnie, trzymając w rękach dwie różdżki - swoją i przyjaciela.
Ale to był dopiero wstęp. Kilka więcej zaciągnięć się narkotykiem, popitych parą kieliszków i dopiero wtedy impreza się zaczęła.
Ktoś pogłośnił muzykę, a dormitorium Ślizgonów wrzało, i gdyby nie Hermiona, która potajemnie rzuciła zaklęcie Muffliato, byłoby krucho.
Każdy powoli pokazywał swoje prawdziwe ja po pijaku; Emmie to włączał się agresor, nie pozwalający nikomu jej nawet dotknąć, to nachodziły ją głupkowate pomysły i napady gromkiego śmiechu. Ginny usiadła w rogu pokoju, popijając whisky. Nie obchodziło ją co się działo między przyjaciółmi, obchodziło ją tylko to co działo się na dnie butelki.

Każda kolejka miała być ostatnią i każda kolejna sprawiała szerszy uśmiech na twarzach uczniów.
Potem już wszyscy byli wstawieni.
Kołysali biodrami bez opamiętania, rozlewali alkohol trzymany w rękach, całowali się, obściskiwali.
Jakimś dziwnym trafem, aparat Pansy krążył z rąk do rąk i tak na prawdę nikt nie miał pojęcia kto i gdzie akurat robi zdjęcia.
Mogłoby się wydawać, że to co działo się w pokoju wspólnym Ślizgonów, mieszczącego się POD TAFLĄ JEZIORA, osiągnęło zenitu i teraz wszystko powinno wracać do normalności. Ale koszmarna faza miała dopiero nadejść, a zapoczątkowała ją mała Emma.
Gdy każdy zajmował się sobą, czołgając się jak żołnierz, krzycząc " Orzeł wylądował! ", czy poruszał się jak gąsienica, albo robił jeszcze inne niestworzone rzeczy jakich nie potrafię opisać, Emma piskliwie krzyknęła "Uuuuuuuuuuuuuu!" i zaczęła biec, jakby została wystrzelona z procy w kierunku przeciwległej ściany
Wtedy, jakby każdy momentalnie wytrzeźwiał. Na kilka krótkich i marnych sekund, ale wytrzeźwiał. 
Wyciągnięte ręce Gryfonki już dotykały zimnego metalu, gdy cała zgraja próbowała podnieść się z podłogi i uratować pokój przed powodzią. Ale Emma tylko uśmiechnęła się lubieżnie, pociągając za framugę okna.
- NIE! - Po sali potoczył się równy wrzask uczniów, ale brzmiał on jakby z oddali. Wszyscy rzucili się w jej kierunku, niczym w zwolnionym tempie, ale było za późno...
Gdy nagle rozległ się huk, a przy okrągłej szybie stał przytrzymujący ją z całej siły obiema rękami, ubrany w białą rozpiętą koszulę, Nott.
Kosmyki wierciły mu się na czole, podczas gdy odwrócił się sztywno w stronę przestraszonej na wskutek swojego stanu, hukiem okna, Emmy,
- To ja jestem Nott. - Przedstawił się wyniośle i bohatersko, zarzuciwszy włosami, przypominając sobie jak Blaise opowiadał mu o tym, jak owa Gryfonka nie ma zielonego pojęcia kim jest Teodor.
Niedługo po tym przerażającym incydencie, wszystko miało wrócić do "normy", gdyby nie to, że połowa ludzi zaczęła opuszczać pokój wspólny; ukradkiem Ron trzymający Hannę za ramię biegł z nią na poszukiwania wolnej sypialni. Lecz to nie to przykuło największą uwagę; ciekawy był fakt, że z sali wyszło kilka innych osób, a wśród nich Blaise...na wpół nagi. Na sobie miał tylko białe majtki w czerwone serduszka.
Za jego okrzykiem podążyła reszta przyjaciół i puścili się niezdarnym oraz chwiejnym biegiem, chcąc towarzyszyć Diabłu.
Draco truchtając ociężale, potknął się o coś ogromnego, a następnie poturlał się na plecach przez pół pokoju. To Josh skulony niczym embrion przytrzymywał nogę stołu, raz po raz szepcząc do niej i głaszcząc. Koszulę miał rozpiętą, a spodnie obluźniły mu się do tego stopnia, że ukazały znaczną cześć pupy. Ale Malfoy tylko podskoczył widowiskowo, wpatrując się z obrzydzeniem na chłopaka i poleciał za resztą.

W kilka minut później stał  na miejscu, (boisko Qudditch'a) gdzie wszyscy obserwowali Blaise'a śmigającego na najcudowniejszej i najszybszej miotle na świecie...W samych slipach. Z samym sobą rozgrywał kafla, odbijał tłuczki, wzrokiem poszukiwał znicza i zawzięcie komentował. Wszystko jednocześnie.
- McKlein odbija tłuczek! - Zaryczał, gdy piłka poszybowała w jego kierunku z prędkością światła.
- Blaise... - Jęknęła cicho Emma, której teraz zbierało się na bezpodstawny płacz. Wyciągnęła nogę do przodu, chcąc zrobić krok i oszczędzić Diabłu upokorzenia, gdy ten zaczął kwilić i tworzyć jakieś dziwne pozycje, kiedy ręka Dracona poszybowała w jej kierunku udaremniając przejście.
Spojrzała na niego przestraszona.
- Zostaw go. - Powiedział stanowczo, przeszywając Gryfonkę ostrzegawczym wzrokiem, gdy ta tęsknie spojrzała na wyczyny Blaise'a, dając za wygraną.

Jakiś czas później ściągnęli wrzeszczącego Ślizgona i z powrotem zawitali w pokoju wspólnym, gdzie impreza toczyła się własnym rytmem.
Mogło się zdawać, że nie wszyscy byli obecni.


***



Żyrandole świeciły nierównomiernie, co chwilę przerywając naświetlenie. Niektóre niebezpiecznie zwisały pod nieodpowiednimi kątami, a na nich przewieszone zostały różne dziwne rzeczy.
Stoły były poprzewracane, a na tych które utrzymały się na nogach leżały otwarte wystające poza krawędzi stołu butelki z alkoholem, który rozlewał się na sponiewierane perskie dywany Ślizgonów.
Jedni spali smacznie w różnych pozycjach, czkając co minutę, a jeszcze inni, głownie dziewczyny, pochlipywali bez powodu po kątach.
Hermiona poczuła przyjemne ciepło bijące od innej osoby.
Otworzyła podkrążone oczy i spojrzała na pobojowisko. Przez chwilę zlękła się, gdyż pamiętała zabawę do pewnego momentu. Potem film się urywał.
Podniosła grube ramiączko sukienki, które odrobinę opadło i usiadła.
Odwróciła się i zobaczyła Dracona słodko śpiącego, nie przejmującego się zupełnie niczym.
Kiedy Gryfonka pośpiesznie podnosiła się z podłogi, co przychodziło jej z nie lada trudem, Ślizgon zaczął przecierać oczy.
- Malfoy, czy... - Zaczęła nieobecnym głosem, chcąc dowiedzieć się czy on także ma dziurę w mózgu, ale ten szybko jej przerwał. 
- Nie wiem, nie pamiętam. - Mruknął posępnie, turlając się na bok, by wygodniej mu było wstać.
Gdy stanął w pionie, złapał się za głowę, którą przeszedł przeszywający ból. A wtedy ręka napotkała czapkę. Draco przybrawszy skonsternowany wyraz twarz, zerwał ją z głowy. Spojrzał poniżej i spostrzegł, że ma całkiem inny strój niż poprzednio. Zamiast wspaniałego szarmanckiego garnituru miał na sobie jakąś zwykłą czarną koszulę, pod nią jaśniejszy T-shirt, a nogi przykrywały szare jeansy. 
- Co do... - Odezwał się.

Gdy większości uczniów doszła świadomość, zaczęły się oględziny stanów ciała, gdyż niektórzy mieli w różnych miejscach siniaki i zadrapania, choć nie umieli powiedzieć jak to się stało. Część gości po prostu siadała na kanapach czy krzesłach poddając się zabójczemu bólowi głowy, albo tak jak Josh, który pomimo tego, że wyczyniał cuda zeszłej nocy, teraz starał się doprowadzić wszystko do porządku.
Po chwili do Lambrena dołączyła Hermiona i kilku innych imprezowiczów. W tym samym czasie w drzwiach prowadzących do dormitorium stanęli Ron i Hanna z dziwnymi wyrazami twarzy, ruszając się jakby mieli nogi z waty.
Draco, Blaise i Pansy, wszyscy niedzisiejsi, z podkrążonymi oczami, potarganymi włosami i wygniecionymi ubraniami stanęli na przeciwko siebie, a chłopcy wybuchnęli gromkim i drwiącym śmiechem. 
- Nie tak głośno... - Warknęła nic nie wiedząca Ślizgonka, łapiąc się z skronie.
Gdy śmiech przyjaciół nie ustawał, a stawał się jeszcze głośniejszy, ta zaczęła żywo gestykulować i jęczeć o co im chodzi.
W ataku paskudnego napadu śmiechu, nie pozwalającemu Ślizgonom złapać tchu, Blaise zdołał pokazać palcem na usta rozeźlonej Pansy, zanim z bezsilności osunął się na ziemię.
Przerażona czarnowłosa rzuciła się w kierunku najbliższego lustra, a wtedy pokój przedarł jej krzyk bliski doprowadzenia do płaczu. Jej cudowne czerwone usta okalała gruba otoczka tego samego koloru. Ale skąd ona się tam wzięła?
Wtedy drzwi do pokoju wspólnego Ślizgonów otwarły się z hukiem uderzając o mury, a w nich stanął...Nott. Nott przemoczony do suchej nitki. Jego biała koszula odciskała cudownie wyrzeźbione ciało, a z włosów oklapniętych na czole, spływały pojedyncze strużki. Czarne spodnie aż świeciły się od  gromadzącej się w nich wody. Stopy miał bose.
Stał tak w przejściu jakby pierwszy raz widział na oczy to miejsce, po czym jak gdyby nigdy nic upił łyk whisky ze swojej srebrnej piersiówki.
- Gdzie ty byłeś!? - Zaskrzeczał Blaise, przyglądając się przyjacielowi z konsternacją, jednocześnie walcząc z kolejną lawiną śmiechu.
- Kurwa w jeziorze się obudziłem. - Mruknął, przechodząc nad jakimś śpiącym Puchonem, którego od razu obudziły kropelki lodowatej ody skapujące na jego nos.

Około godziny ósmej (nikt nie miał ochoty na śniadanie) wszyscy ci co mieli ze sobą różdżki i nigdzie ich nie zapodziali, zaczęli przywracać salę do stanu pierwotnego.
Każdy zajmował się sobą, pomimo pulsującego bólu w skroni, zmęczenia i pragnienia, dawali z siebie sto procent, wrzucając butelki do wyczarowanych wielkich worów, gdy Josh pomagający Ginny wstać, gdyż nogi nadal odmawiały jej posłuszeństwa, odezwał się donośnym, choć zmartwionym głosem, a wszystkie mętne pary oczu zwróciły się w jego stronę.
- Wszystko pięknie, ale czy ktoś wie gdzie jest Potter?


---------------------
Ahoj!
Cóż mogę powiedzieć, myślałam, że rozdział będzie 'z fajerwekami', ale gdyby ten miał być, następny byłby nieciekawy, dlatego przykro mi, że teraz musieliście się z nim męczyć.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak Dramione, jednak ta i następna notka są poświęcone temu co się działo na imprezie, a nie miłosnym schadzkom:D

Jak już zauważyliście, wielkimi krokami zbliżamy się do zakończenia roku, a co tam będzie się działo?
Na takie pytania (i każde inne) z ogromną chęcią odpowiem >tutaj<
A dziać się będzie sporo, przysięgam B|

Nasze zakończenia w mugolskich szkołach także za pasem i mam nadzieję, że same paski na świadectwach!

Jak widzicie, co chwilę zmieniam szablon....I za jakiś czas nastąpi kolejna zmiana, gdyż będę kontaktowała się z kolejną Szabloniarką, która najprawdopodobniej stworzy mi mój własny szablon!
Za ciągłe zmiany - przepraszam.



Oczywiście serce mi pękło, gdyż TYLKO JEDNA z moich czytelniczek ALBO czyta moje kilka słów pod rozdziałem ALBO zdecydowała się wziąć udział w akcji związanej z miniaturkami. (Choć bardzo jej dziękuję) Wielka szkoda...Jednak dalej ta akcja będzie działać, a żeby dowiedzieć się o niej więcej, zapraszam na moje " przemówienie " pod poprzednią notką. >klik<
Proszę weźcie w niej udział!

Niedawno także została dodana kolejna STRONA pod tytułem ZACHCIANKI. Też ucieszyłabym się, gdyby ktoś tam zajrzał :))

Następny rozdział tradycyjnie za dwa tygodnie ( 04.07.2014 ) Choć sądzę, że w wakacje zdecydowanie częściej uda mi się pisać i przepisywać rozdziały.

ZASADA OBOWIĄZUJĄCA CZYTELNIKÓW:
 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ ( Nawet krótko )
PODOBA CI SIĘ OPOWIADANIE? = OBSERWUJESZ


Mam nadzieję, że będziecie się odwoływać to tego, a teraz życzę Wam miło spędzonych wakacji! (Ja w wakacje zero próżnowania z blogiem)
Wasza MoonSeer:)