piątek, 27 czerwca 2014

26. TRY TO REMEMBER

Zaczynało świtać, gdy Harry Potter w samych spodniach biegał po korytarzach, nucąc coś z fałszem. Wszystko wydawało mu się takie żywe i kolorowe.
 Podskoczywszy wysoko, uginając nogi, podbiegł do stojącej w pobliżu pustej zbroi oraz ujął jej dłoń w swoją, witając się grzecznie.
Nie mając pojęcia jak, nagle znalazł się przed kamiennym gobelinem, pilnującym prywatności dyrektorki.
- Szukasz tu czegoś, chłopcze? - Mruknął posąg, jakby dopiero co się obudził. Nie zainteresował go brak koszulki na piersiach Gryfona, który nie mając nad sobą prawie żadnej kontroli, skinął głową z ostrym błyskiem w oku, czując w powietrzu zapach zabawy.
Doskonale znał hasło. Dość często gościł w gabinecie McGonagall.
- Hasło? - Spytał zatem gobelin, wykonując swoją normalną pracę. Jest hasło - jest przejście, nie zważając na porę i okoliczności.
Harry zakołysał się.
- Czekoladowa żaba....A może czekoladowa żaba? - Zasugerował nieobecnym głosem.
- Raczej to drugie. - Zakpił z jego zachowania gobelin, ukazując spiralne schody prowadzące do gabinetu dyrektorki Hogwartu.
Harry wdzięcznie pocałował  posąg, a następnie podskakując, poleciał ku górze.
- No ładnie się tu urządziła... - Przyznał, stojąc na środku pokoju, jakby po raz pierwszy widział go na oczy.
Wejście zagwarantował sobie najbardziej banalnym sposobem; praca gobelinu jest niesamowicie poważna, gdyż gdy już ktoś pozna hasło ukazujące przejście, z łatwością da radę dostać się do gabinetu, którego strzeże zwykłe zaklęcie zamykające.
To dlatego nie byle jakie osoby, głownie prefekci mają zaszczyt posiadania Hasła.


Po kilku chwilach przypominania sobie jednego z najprostszych zaklęć, czyli Alohomora, udało mu się otworzyć drzwi.

   O tak, to byłoby dziecinnie proste, gdyby Harry wiedział, że oprócz prostego zaklęcia chroniącego drzwi, na pokój zostało nałożone zaklęcie pozwalające wykryć i poinformować właścicielkę, że na sali jest nieproszony gość.
- Zielsko! - Szepnął chrapliwie podnieconym głosem, gdy na wskutek swojego stanu pomylił nowo poznaną substancję ( Dursley'owie nigdy nie poruszali tematu narkotyków ) z popiołem gromadzącym się na żerdzi aktualnie nieobecnego feniksa Fawkesa.
Cały uradowany podbiegł do miejsca ptaka, nachylił się i palcem zatkał jedną z dziurek nosa, by drugą móc się mocno  zaciągnąć.
- Ale kopie. - Uznał, mówiąc sam do siebie, mocno pociągnąwszy nosem.

- Witam. - Odezwał się nagle chłodny i opanowany głos McGonagall, stojącej na szczycie schodów odchodzących od jej gabinetu w kierunku prywatnej sypialni.
Siwe włosy miała upięte w luźnego warkocza, a na sobie miała jeden ze swoich szlafroków w szkocką kratę. Z jej twarzy nie można było wyczytać niczego innego oprócz rodzącej się furii. - Za mną, Potter.


***



- Wszystko pięknie, ale czy ktoś wie gdzie jest Potter?

Joshua'le odpowiedziała głucha cisza, w której kilka osób takich jak Ron i Hermiona zlękło się potwornie. Każdy już wiedział jak mogły zadziałać pewne substancje i nie wszyscy mogli być zadowoleni ze swojego zachowania po ich użyciu, którego kompletnie nie pamiętali.
- W jeziorze go nie ma, uwierzcie. - Zaspokoił wszystkich ironicznie Nott, opadając ciężko na kanapę. Gwar znów się podniósł i znaczna część gości zaczęła przenosić się do swych pokoi wspólnych.
Lambren zbielał jak ściana.
- Na pewno nic mu nie jest, Josh. - Pocieszyła go, uśmiechając się słabo Hermiona, choć sama nie była pewna tych słów.
- Taaak. - Odrzekł równie "pewnie" Joshua, wykrzywiając usta w uśmiechu. Ale to nie był jego zwykły uśmiech, który zdążyła już tak dobrze poznać. To była uśmiech mówiący, że Josh za wszelką cenę stara się robić dobrą minę do złej gry.
Z drugiego końca pokoju obserwował ich Draco.
- Josh, co ci jest? - Spytała w końcu, zmartwiona.
- Nie czuję się najlepiej. To wszystko, Hermiono. - Odparł szybko i wymijająco, chcąc opuścić Gryfonkę.
To był chyba jedyny raz, kiedy Draco miał ochotę wstać i mu zaklaskać. Jednak Hermiona była nieugięta i zaczynała stawać się nerwowa.
- To idź do Pani Pomfrey! - Rozkazała, a Lambren automatycznie odmówił. - To sama zrobię ci eliksir uzdrawiający! - Dała za wygraną po minucie ciszy, a Ślizgon przystanął.
- Naprawdę mogłabyś to zrobić? - Zapytał uradowany.
Granger łagodnie pokiwała głową.
- Jeżeli to ma ci pomóc...W lochach...No wiesz których są wszystkie potrzebne ingrediencje.
Josh uśmiechnął się serdecznie, najszerzej jak w tej chwili mógł.
Hermiona zachichotała, klepiąc go po ramieniu.
- Starzejesz się! - Zażartowała przyjacielsko, wskazując na niewielkie kurze łapki, kreujące się przy jego cudownych miodowych oczach.
Ktoś z tłumu za nią zawołał i szybko zniknęła.
Joshua spuścił głowę, gdy odeszła i uśmiechnął się tak smutno i przygnębiająco, że gdyby ktoś miał mu spojrzeć w oczy, serce pękłoby z rozpaczy.
- Tak - Szepnął do siebie niemal niesłyszalnie. - starzeję się, Hermiono.


***



- Jak coś, to za pół godziny jest projekcja. - Oznajmiła Pansy, zawzięcie walcząc ze swoją obwódką wokół ust.

- Dałaś jej jakieś zdjęcia? - Nott upił łyk ze swojej piersiówki, na co Parkinson ściągnęła brwi z obrzydzeniem.
- Z jedno, czy dwa... - Odparła łagodniej, wymachując przed nosem różdżką.


Hermiona starała się ignorować fakt, że Ron i jego Hanna spędzili całą zeszłą noc w jednym łóżku, choć z wyszukaną niechęcią odezwała się do rudzielca:
- Wiesz gdzie może być Harry?
Pokręcił głową. Widać było, że nie martwi się tak samo jak ona.
- Dałaś jej jakieś zdjęcia? - Zmienił temat, przyglądając się zamglonym wzrokiem kartce głoszącej o projekcji zdjęć.
- Z jedno, albo dwa... - Odrzekła spokojniej, na chwilę zapominając o tym, jak potwornie czuje się z ciągłymi mdłościami i bólem głowy.
Zadzwonił dzwon, a oni ruszyli ku wyjściu ze swej wieży z wyjątkowo niedzisiejszymi wyrazami twarzy.
To samo działo się w lochach.


Na dziedzińcu było pełno ludzi. Pomimo, iż pokaz miał dotyczyć tylko uczniów z siódmego roku, młodsi uczniowie z chęcią wykorzystali ten wolny czas.

Na środku stało coś jakby mugolski rzutnik, jednak kiedy zdjęcia miały się pokazać, biały materiał zanikał, a obraz był przedstawiany w najznakomitszej jakości.
Wszystko było już w pełni gotowe, nauczyciele siedzieli w swych lożach, a uczniowie stali porozrzucani w różnych miejscach.
Brakowało tylko...
BUM!
Ogromne wrota wyprowadzające z zamku rozwarły się szeroko, a w nich stanęła niewzruszona McGonagall, a za nią Harry. Wyglądał na straszliwie zmęczonego i tak jak wszyscy imprezowicze - niedzisiejszego. Włosy miał jeszcze bardziej potargane niż zazwyczaj, a okulary nienaturalnie przekręcone.
Nagle po dziedzińcu potoczyła się salwa śmiechu, gdyż Potter'owi za ubranie (oprócz spodni, które miał tylko na sobie pamiętnego czasu) służył mu jeden ze szlafroków samej dyrektorki, i tak jak każdy z nich, ozdobiony szkocką kratą.
Szybko dołączył do swoich przyjaciół, którzy stali kilka stóp od Ślizgonów z tego samego roku.
- Witajcie! - Zaczęła uroczyście McGonagall, ale Ron wolał posłuchać swego przyjaciela.
- Mów co robiłeś! - Szepnął z podnieceniem.
- Baliśmy się o ciebie! - Dodała Hermiona z przejęciem, ale szybko ucięła swoją rozmowę, pogrążając się w słowach dyrektorki.
- Jak wielu z was, ja także chcę mieć wspaniałą niespodziankę, dlatego nie przeglądałam żadnego z nagromadzonych zdjęć, zaufałam wam i mam nadzieję, że nie popełniłam błędu...No ale nie przedłużajmy już!
Machnęła różdżką, a wtedy pojawiło się pierwsze zdjęcie przedstawiające jakiś Puchonów w czasach trzeciej klasy.
Następne zdjęcie wywołało lawinę gwizdów i okrzyków, gdyż ukazywało słynne Golden Trio na pierwszym roku. Tacy niewinni. Rozczulający.
To samo wywołało kolejne, niemal takie same, gdyby nie to że trójka tych uczniów nosiła zielono-srebrne krawaty i zdawała się mieć inne podejście do świata niż poprzednia grupka Gryfonów.
Na twarzach jednych i drugich zakwitł ciepły uśmiech, na wspomnienie tych lat.


***



- Wyglądałaś nadzwyczaj pięknie, Hermiono. - Zauważył Josh, który znikąd pojawił się za plecami Hermiony, wpatrując się w zdjęcia z balów.

- Eliksir podziałał? - Spytała bez ogródek, odsuwając się od reszty przyjaciół, by porozmawiać ze Ślizgonem na boku.
- To nie jest sprawa życia i śmierci, Hermiono, by konieczne było odchodzenie. To żaden sekret, że...No nie jest mi najlepiej. - Dodał nadal starając się zachować swój wyrafinowany ton i olimpijski spokój, choć dziewczyna zauważyła malujące się pod jego oczyma cienie przemęczenia, jakby pracował bez wytchnienia przez kilka dni i nocy. - Chodźmy obejrzeć pokaz do końca. - Zasugerował opanowanie, prowadząc ją z powrotem, lekko pchając dłonią znajdującą się na jej plecach.


Rozległo się głośne ' ohh! ', gdyż kolejne zdjęcie ukazywało jakąś całującą się parę na studniówce.

Kilka slajdów później pokazały się pamiątki Blaise'a, Pansy, Nott'a i Dracona także z balu, od którego dzieliło ich sto dni od Owutemów; wszyscy stali wytwornie ustawieni, z klasą.
  Do Diabła podeszła Emma, a ten od razu ją objął. Gryfonka także cierpiała na koszmarnego kaca, a jako jedna z na prawdę nielicznych, nie pamiętała NIC odkąd upiła łyk whisky.
- No, musicie to przyznać, że najlepiej mi w garniaku! - Diabeł oznajmił głośno, żartobliwie pusząc się.
- Oj, nie sądzę. - Odrzekł Nott, wyciągając swą piersiówkę. Blaise ściągnął brwi i spojrzał na niego dokładnie w tym samym czasie, gdy rozległa się burza śmiechu, a Teodor swoimi wzrokiem nakazał mu spojrzeć na telebim.
- Ja pierdolę. - Zaklęła zdrowo Emma, zakrywając usta ręką, gdy w powietrzu zmaterializował się Blaise grający sam ze sobą w Quidditch'a w samych majtkach.
Gdy Diabeł wpatrywał się w slajd jak zaklęty, Nott i Malfoy dołączyli do reszty pokładających się śmiechem.
  Sekundę później Pansy użyła wyjątkowo bluźnierczych słów, gdy zdjęcie pokazywało ją samą, przyssaną z całej siły do szklanki.
- Zagadka rozwiązana. - Teodor nachylił się do zakrywającej usta Pansy, uśmiechając się nikle.
McGonagall wraz z całym ciałem pedagogicznym zdawała się być doprowadzana do szewskiej pasji, choć nadal starała się wyglądać na opanowaną. Wargi zbiła w cienką linię.


***



Emma spuściła głowę, gdy minutę później pojawiło się dziwnym trafem jej zdjęcie ( przecież nie była siódmoklasistką ) odtwarzające sytuację, gdy z miną Belzebuba rzuciła się na okno, by zalać lochy Hogwartu.

  Draco nie mógł zabrać tchu przez ciągły rechot, ale wystarczyła jedna chwila, by zaprzestał; pojawiło się jego zdjęcie, gdy już w innych i nie wiadomo czyich ubraniach pali z zapałem kolejnego skręta.
  Jego ubranie ze zdjęcia, a garnitur, który miał teraz na sobie, to było jak porównywanie domu pod strzechą z pałacem.



Zastanowił go fakt, że siedzi na czerwonej kanapie, kiedy w ślizgońskim pokoju wspólnym ta barwa jest zawsze nieobecna i praktycznie zakazana.

Kilka następnych zdjęć zostało poświęconych jakimś Puchonom i Krukonom.

Malfoy zmarszczył czoło.
- Skąd oni się tam w ogóle wzięli? - Warknął z obrzydzeniem.
Stojący za nim Harry od razu udzielił odpowiedzi:
- No wiesz, Pansy zaprosiła mnie, ja zaprosiłem Rona, to on Hannę. No a przecież Hanna nie poszłaby bez nikogo ze swojego domu, więc zabrała Liv, no to z nią poszedł jej chłopak z Ravenclaw'u, ale on też powiedział, że nie pójdzie sam, więc zaprosił Terry'ego, a...
- Oszczędź mi, Potter... - Draco orzekł sucho, wpatrując się z rozbawieniem w jego szlafrok. - Co robiłeś u McGonagall? - Zapytał, szczerze łaknąc odpowiedzi.
- Nie wiem. - Odparł Harry, zgodnie z prawdą i tym bardziej pogorszył swą sytuację, gdyż nawet nie potrafił odpowiedzieć dyrektorce co wyprawiał.
- Potter, trzeba było przyjść z powrotem, zielska zostało sporo, zostałoby jeszcze dla ciebie! - Krzyknął zjadliwie Blaise, gdy w powietrzu pojawił się Harry wciągający popiół feniksa.
- Cudownie... - Odparł ze wstydem, gdy wszyscy zanieśli się rechotem, a McGonagall zdawała się zaraz wybuchnąć, kiedy poznała odpowiedź na jej pytania na jednym zdjęciu.
  Kilka następnych slajdów było do udźwignięcia; pół nagi Josh, przytulający nogę stołu...To wywołało przebłysk rozbawienia nawet u nauczycieli, którzy szybko to zakamuflowali...Nott bezwładnie wypadający z małej, wyczarowanej przez kogoś łódeczki za burtę...I Hermiona. Hermiona pijąca mieszankę Ognistej z Kremowym Piwem, wlewaną jej do ust za pomocą czyjegoś klapka, którego także trzymała między wargami.
- Chwila, znam te buty... - Blaise złapał się za skronie. - Ben! To klapki Grubego...
- Jezu, Granger... - Zajęczał komicznie Dracon, następnie nachylając się do jej ucha, gdy wszyscy zajęli się następnym slajdem. - Tylko umyj buziulkę, dobra? - Poprosił żartobliwie.
Hermiona miała właśnie rzucić jakąś zjadliwą uwagę na temat zdjęć Dracona, kiedy słowa uwięzły jej w gardle, wszystkie mięśnie się spięły, a usta pozostały otwarte, nie mogąc zmienić ustawienia.
Na dziedzińcu zaległa głucha cisza, kiedy na telebimie pojawiło się zdjęcie, które nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego, a Ron i Hanna do dziś je przeklinają i dzień w którym to się zdarzyło, choć wtedy to nie wydawało się tak nieodpowiedzialne.






- Rudy Ruchacz! - Okrzyknął ktoś z tłumu, kim okazał się być Bendengus.
Nott upiwszy łyk z piersiówki parsknął śmiechem.
- Gruby dojebał.
Wtedy rozległy się nieliczne oklaski chłopców tak niedojrzałych jak Ben, a chwilę później dołączyła do nich reszta chłopaków. Żadna dziewczyna nie wydała dźwięku, a najgorzej w tym wszystkim siedzieli główni bohaterowie - Ron i Hanna, gdyż mogli przysiąc na Boga, że nie mieli pojęcia, że robili coś takiego.
Z czasem pojedyncze oklaski przerodziły się w prawdziwe owacje na stojąco i głośne gwizdy, nagradzające 'wyczyn' obrzydzonego tym Rona. 
Blaise bezradnie podniósł ręce do góry, jęcząc:
- Przecież on jest rudy!
Emma prychnęła, następnie całując go w policzek.
- Dość. - Rozległ się pełen grozy głos McGonagall. - Osoby z tych zdjęć, do mojego gabinetu. Teraz.
Uśmiechy spełzły z każdej twarzy uczestnika urodzin Dracona.


***



W gabinecie profesor McGonagall panowała tak ogłuszająca cisza, że w normalnych okolicznościach mogłaby drażnić, choć wtedy była wręcz muzyką dla uszu, która wspaniale opóźniała wyrok dyrektorki.

Wszyscy zgromadzeni siedzieli na wyczarowanych, kosmicznie niewygodnych krzesłach, wpatrując się w ziemię ze zwieszoną głową. No, prawie wszyscy; Blaise, Nott i Draco po prostu siedzieli, czekając.
Minerwa ściskając pióro w swej dłoni piorunowała wzrokiem swych dorosłych, rozważnych uczniów.
Oddech miała głośny i ciężki.
- Nawet prefekci... - Zaczęła w końcu, gdy minęła wieczność. - Prefekci naczelni nawet. - Poprawiła się z ironią, kręcąc głową, gdy Hermionie po policzku poleciała mała łza. - Moi najstarsi, wchodzący w prawdziwe życie uczniowie... Zhańbili swoje domy, zdewastowali pokój wspólny...Naszli mnie w nocy - Potter wpił się w swe krzesło, a Ślizgoni uśmiechnęli się drwiąco. - Robili z siebie pośmiewisko na oczach kolegów i koleżanek...Panno Granger, nie tego się po pani spodziewałam. - Przyznała ze szczerym zażenowaniem.
- Zaraz...Czyli po mnie pani się tego spodziewała?! - Zapiał nagle ożywiony Blaise.
- Milcz, Zabini. - Syknęła w odpowiedzi. - Wystawiliście me zaufanie na próbę...A przede wszystkim zrujnowaliście samych siebie.
Uczniowie nie odpowiedzieli.
Pomimo tego, że bawili się cudownie i nikt nie mógł temu zaprzeczyć, teraz nie mogli zdobyć się na podniesienie głów i spojrzenie w rozczarowane oczy dyrektorki.
- Pani dyrektor, czy... - Ron odezwał się ze skruchą, kręcąc palcami młynki. - Czy pani nas wyrzuci z Hogwartu?
McGonagall prychnęła, podchodząc do żerdzi Fawkesa.
- Oczywiście, że nie, Weasley, zakończenie roku za pasem, a poza tym, sama miałam osiemnaście lat i bywałam na podobnych zabawach, choć zawsze miałam wystarczająco dużo oleju w głowie, by nikomu nie pozwolić wyjść...I nie miesza się Kremowego Piwa z Ognistą, kochani... - Dodała łagodniej, przypominając sobie swoje podboje imprezowe.
- To znaczy, że...? - Ktoś cicho zabrał głos.
- To znaczy, że jeszcze dziś napiszę do waszych rodzin i jeszcze dziś zaczniecie odpracowywać swoje szlabany, trwające do końca roku.
Niektórzy jęknęli niezadowolenie, ale Hermiona miała ochotę obcałować stopy dyrektorki za jej łaskawość. 
- Zostańcie jeszcze na moment... Będziecie musieli pracować w dwójkach... Panie Weasley i panno McKiney, wy będziecie pomagać skrzatom w kuchni. - Emma zlękła się na widok siebie w białym czepku, choć szczęście w nieszczęściu, że nie dostała reprymendy, że pojawiła się na projekcji siódmoklasistów. - Potter, ty i panna Abbott pójdziecie do Hagrida po potrzebne przyrządy i zaczniecie oczyszczać jezioro, ręcznie...Tylko przebierz się najpierw, Potter. To mój ulubiony szlafrok...Panna Parkinson wraz z Nott'em, zwróćcie się do profesor Sprout, mówiąc, że przysyła was dyrektorka, już ona wam znajdzie zajęcie... - Pansy nerwowo skinęła głową, choć zaczęło jej się robić niedobrze na samą myśl o robakach, brudzie, ziemi pod paznokciami i smoczym łajnie. - Panno Granger, i ty Zabini poustawiacie alfabetycznie wszystkie...wszystkie fiolki z ingrediencjami i eliksirami... I to na tyle.
- Pani profesor - Zachrypiał nieśmiało Josh, delikatnie unosząc dłoń. - zapomniała pani o mnie i Draconie.
Malfoy odwrócił się w jego stronę z morderczym wzrokiem, stukając się w czoło.
- Oh tak, Lambren...Może ty i Malfoy moglibyście pomóc profesor Cartney wysprzątać salę od Obrony...Doszły mnie słuchy, że w piątek przeobraziła się w niezłe pobojowisko, i też ręcznie!... - Urwała na moment, lustrując Josh'a niepewnym spojrzeniem. - Ale najpierw idźcie do pani Pomfrey, wyglądasz jak swój cień, Lambren.
- Tak jest. - Podsumował Draco oschłym tonem, kierując się za resztą, ku drzwiom.
- Panie Malfoy - Zawołała jeszcze za nim McGonagall, a ten przystanął, lekko odwracając się. - Cieszę się, że urodziny były udane. 
- Pani Profesor! - Odezwał się Harry stojący już w przejściu. - Ale teraz to wszystko?
- Teraz, zaraz! - Pogoniła go ostro, odpędzając ręką.

***

- Mieliśmy iść do pani Pomfrey. - Draco wskazał ręką na korytarz prowadzący do Skrzydła Szpitalnego.
- Nie pójdę do pani Pomfrey. - Odrzekł Josh ze spokojem, akcentując ostatnie dwa słowa.
Draco uniósł brwi do góry.
- Ty to ale twardziel jesteś. - Oznajmił sarkastycznie, minąwszy twardo Lambrena, nie dbając o to, czy dotrą do profesor Cartney razem czy osobno.

- Hermiona mi pomaga. - Josh odezwał się nienagannie zdyszany, dogoniwszy po chwili Dracona, ale ten potraktował go jak powietrze, nie zaszczycając żadną odpowiedzią.
 Hermiona mi pomaga. - Malfoy pomyślał zrzędliwie.
Ów zestaw słów w ustach Lambrena działał na niego jak czerwona płachta na byka.

***

- Chłopcy, tu macie wiadra z mydlinami, ściereczki. - Zaćwierkała profesor Cartney podnieconym głosem. - I żadnych różdżek, Lambren! - Przypomniała ostro.
Joshua spojrzał na nią skonsternowany, gdyż gdyby on miał być na miejscu Eowin, prędzej osądziłby Dracona o używanie różdżki, niż jego.
- Tak jest, pani profesor. - Potwierdził, upadając na kolana, by zacząć szorować podłogę niczym nic niewarty szczur lądowy na pirackim okręcie.
   Malfoy spoglądał to na czekającą go robotę, to na swój starannie wyszyty garnitur.
- Pani profesor - Zawołał po pewnym czasie rozmyślań. - tak się zastanawiałem...Trochę to głupie... - Zaczął, sztucznie udając chłopięce zakłopotanie. - Czy pani poleca pański Kurs? Czy jest ciężko? Myślę nad zostaniem nauczycielem Obrony przed Czarną Magią... - Zakłamał tematem, który pierwszy mu przyszedł na myśl.
Tak jak się spodziewał, oczy profesorki błysnęły zdrowym blaskiem.
- Panie Malfoy! - Zaklekotała flirciarskim tonem, podchodząc bliżej. - Doszły mnie słuchy, że pana marzeniem jest praca uzdrowiciela...
Draco zachłysnął się powietrzem, odwróciwszy się w kierunku ubrudzonej, mokrej szmaty, którą Josh pomachał mu zachęcająco.
Przełknął głośno ślinę.
- Z taką nauczycielką jak pani, cóż...Doszedłem do lepszego wniosku. - Spróbował zabrzmieć spokojnie i dorośle i widocznie mu się to udało, bo gdy Cartney wzięła dech, rozpoczął się wykład na temat jej życia zawodowego.
Śmieszyła go jej denna naiwność.

Dracon wciąż grzecznie potakiwał, wdając się w to nowe wątki, które z Kursu przeobraziły się w informacje dotyczące tego jakie kwiaty Eowin lubi najbardziej.
Gdyby nie to, że całą robotę odwalał Josh, a on stał suchy i czysty, najchętniej grzmotnąłby w swą nauczycielkę jakimś porządnym zaklęciem uciszającym, ale teraz to nie mogło wchodzić w grę.
- Tak, pani profesor. Goździki to z pewnością ciekawe kwiaty. - Potwierdził mechanicznym, ale przesłodzonym głosem, choć na prawdę nie znał dobrze żadnych innych kwiatów oprócz róż i tulipanów.

Josh'a bolały kolana. Bolały mocno. Niemal tak mocno, jakby ktoś uderzył w nie kilkakrotnie młotkiem.
Syknął z bólu.
Gdy odwrócił się pod niestosownym kątem, jego kręgosłup nieprzyjemnie strzyknął, a odcinek lędźwiowy zapiekł boleśnie.
Mocząc już całkowicie zbroczoną brudem ścierę, przeszywał blondyna i nauczycielkę nienawistnym spojrzeniem.
Josh był zawsze lojalny, prawy i nigdy nie skreślał nikogo, choć teraz nerwy zaczynały mu puszczać.
Obydwoje siebie warci...  - Pomyślał ze złością, wydymając usta.
- Draconie, może łaskawie zakasałbyś swoje rękawy i wziął się do pracy? - Z jego ust wypłynęły słowa, których zdecydowanie nie pragnął wymawiać.
Zawsze był ponad to i pozostawał cicho, lecz tym razem jego głos był przepełniony sarkazmem i jadem.
- Rób swoje. - blondyn dominując, warknął  w odpowiedzi, nawet nie odwracając się w jego stronę, gdy nagle usłyszał głośny plusk.
- Sam sobie rób. - Odparował Josh, rzuciwszy na ziemię rozmoczoną szmatę, przeszywając chłopaka twardym spojrzeniem, kiedy ten przyciągnięty odgłosem, także wbił w niego swój stalowy wzrok. - Do widzenia, pani profesor. - Lambren pożegnał się już swym zwyczajnym, pełnym gracji tonem, podnosząc się mimo przeszywającego go bólu w kolanach, by móc w spokoju opuścić to parszywe miejsce.
Połowa podłogi w sali już zaczęła błyszczeć.
- No cóż... Do roboty, panie Malfoy. - Skwitowała zalotnie Cartney, wyczarowując zniesmaczonemu i bezradnemu Draconowi nową ścierkę.

***


 *proszę, czytajcie dość powolnie i dopiero kiedy zacznie się śpiew!*
- Chwila, zwolnij. - Poprosił Nott, nie nadążając. - Kiedy ta ruda  na treningu zleciała z miotły, Potter "dokonał" wyboru między waszą dwójką, a potem poprosił cię, żebyś rozpuściła włosy z koka, bo tak ci ładniej? - Dopytywał, nie dowierzając.
Pansy uśmiechnęła się dobrodusznie.
- Nie, włosy miałam rozpuścić wcześniej. - Poprawiła go, rozkładając doniczki do przesadzania jakiś dzikich, potrafiących ciskać przedmiotami roślin.
Westchnęła, upinając swe kruczoczarne włosy w niedbałego koka, którego zdecydowanie nie chciała mieć na głowie nigdy więcej, ale tak było najpraktyczniej.
Nott jak zaczarowany wpatrywał się w jej zgrabne długie palce, zaostrzone uszy, które niemal wyglądały jak te elfie, zgrabny utarty nos...Tak banalne rzeczy, a sprawiały uśmiech na jego twarzy.
Nie mógł rozgryźć co to znaczy. Pojęcie prawdziwej miłości, i nie tej braterskiej, było mu całkowicie obce. Nigdy jego uwagi nie przykuwały palce.
Chciałby wiedzieć, czym jest miłość. Chociaż raz.
- Ja uważam, że ładnie ci w koku. - Rzucił nonszalancko, gdy fryzura była gotowa.
Pansy uśmiechnęła się wdzięcznie pod nosem, a dech zamarł w jej piersi, gdy po ciele przeszedł magnetyczny dreszcz, kiedy w tym samym czasie chciała wziąć w dłoń tą samą doniczkę co Nott i ich palce złączyły się w krótkim, choć emocjonującym dotyku.
Ręka Ślizgonki automatycznie odskoczyła, a twarz zarumieniła się pięknym odcieniem czerwieni.
Jej oddech przyspieszył, kiedy Teodor kątem oka wbił w nią wzrok, wykrzywiając usta w półuśmiechu.

*koniec muzyczki*
***


- Blaise, Amortencja jest przed Asfodelusem. - Zauważyła pobłażliwie Hermiona, przekładając fiolki na poprawne miejsca.
Blaise przewrócił tylko oczami, następnie opadając na taboret, jęcząc.
- Nie mam już sił...
Gryfonka odparła zjadliwie, szukając ingrediencji po tojadzie:
- Myśleć?
Zabini uśmiechnął się, jakby go to bardzo rozbawiło.
Natychmiast pomyślał o tym, jak Draco musi mieć z nią ciężko, gdy słowa na jego temat same wypełzły na powierzchnię.
- Jak tam Draco? - Zapytał z nadzieją w głosie.
- Przecież z nim mieszkasz. - Prychnęła ironicznie, w myślach się za to karcąc.
Lubiła Blaise'a. Był śmieszny i wesoły, no i miły dla niej. Nie miała powodów, by tak odpłacać mu z jego życzliwość. Zdała sobie sprawę, że nie dość, iż nadal bolała ją głowa po imprezie, to już od trzygodzinnego alfabetycznego układania fiolek, zaczęło jej się kręcić w głowie.
Ale Ślizgon jak szybko zadał pytanie dotyczącego swego przyjaciela, tak prędko wizerunek innej osoby pojawił mu się przed oczyma.
Jednak jak tu obejść podejrzenia Gryfonki...
- ... No bo ten Josh... - Zaczął układać jakieś wypowiedzi. - On mi się trochę nie podoba w tym waszym dramatycznym wężowo-lwim dueciku, wiesz? - Odezwał się najluźniej jak potrafił, dźwigając się z krzesła.
Kiedy już dziewczyna chciała naprawić swoje błędy w byciu tak opryskliwą względem swego kolegi, napad chłodu nadszedł ponownie.
- Josh wie, że jest moim przyjacielem. - Odparła sucho, jednak z naciskiem, kładąc jedną z dwóch ostatnich buteleczek na półce.
- O, czyżby? - Zapytał Blaise tajemniczo, popchnąwszy drzwi, zostawiając zaskoczoną Hermionę sam na sam z myślami.


-------------------

Cześć i czołem!
Data rozdziału miała być późniejsza, ale udało mi się napisać rozdział w krótszym czasie i voilà!
Zabijecie mnie pewnie za brak Dramione, jednak niestety nie było na nie tu miejsca. Mogę Wam zagwarantować, że pojawi się ono w następnym rozdziale.
Moim zdaniem, to co będzie się działo w przyszłej notce (zakończenie roku) uh...no nie byle co!
Do jakichkolwiek pytań, zapraszam tutaj!


Gdyby ktoś jeszcze nie znał wyników mojej akcji, filmik czeka:



No cóż...wakacje się zaczęły, więc kończymy z konkretnymi datami rozdziałów, a zacznę dodawać je w nierównych odstępach. Więcej czasu = więcej pisania!

Do następnego!
Wasza MoonSeer c:

PS. Mam nadzieję, że na Waszych świadectwach same paski!
PS2. Proszę Was bardzo, zostawcie po sobie jakiś znak!;-;

13 komentarzy:

  1. Gdzie do cholery jest Dramione ja się pytam? Czy ty nie zauważyłaś że piszesz ff o Dramione? Rozdział jak zwykle wspaniały. Mam nadzieję że w następnym na prawdę będzie Dramione, bo ja wiem gdzie mieszkasz.

    Atricia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pati, Pati, Pati, nie bij mnieXDXD
      Przepraszam wszystkich za brak Dramione, ale przysięgam, że w następnym rozdziale ono się pojawi - w końcu to koniec roku!
      Wybaczcie, proszę!:--/

      Usuń
  2. KOCHANAAAAAAA, CZEKAM NA DRAMIONE, UWIELBIAM CIE!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o jeeeeejku! Dziękuję wszystkim za miłe słówka! B|

      Usuń
  3. Genialny rozdział !
    Sikłam jak byla scena z Potterem w gabinecie Minerwy XD
    I ten pokaz zdjęć o mój bosz...przynajmniej mają pamiątke 8))
    Co się dzieję z Joshem??? Szybciej się starzeje ? .o.
    Truszke mi go szkoda.
    I ja też smutam bo brak Dramione, ale myślę ze obietnicy dotrzymasz i bedzie w następnym rozdziale B|
    Boję sie tego zakończenia i co się tam wydarzy ;-;
    I bardzo fajnie, że notka taka długa :- )))

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie sądziłam, że tak szybko dodasz rozdział! dopiero teraz przypadkiem zauważyłam ;o Śmiałam się jak nigdy! Twój blog jest jednym z moich ulubionych, cały czas mnie czymś zaskakujesz! Mało Dramione, ale i tak rozdział mega :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mamusiu... Ron i Abbott... pięknie xd Na prawdę.. Ale się ubawiłam! Jak głupia śmiałam się do komputera i czytałam rozdział kilka razy! A Hermiona i ten klapek.. bez komentarza. Harry i Faweks też.
    Zapraszam do mnie; pierwszy rozdział już na blogu!
    http://amorlatens-dramione.blogspot.com
    Zostaw po sobie ślad! :)

    PS Zostałaś dodana do czytanych i polecanych na moim blogu (:

    OdpowiedzUsuń
  6. co to za zakończenie ja sie pytam? Nie nie nie Hermiona ma być z Draco bez żadnych wątpliwości!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś śliczna :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy nowy rozdzial:*??

    OdpowiedzUsuń
  9. .hahaha ale sie usmialam :)

    OdpowiedzUsuń