Słowa Blaise'a Zabiniego niemiłosiernie ciążyły na sercu Hermiony.
'O, czyżby?' - Zapytał wtedy, sprawiając, że wszystko ponownie stanęło pod wielkim znakiem zapytania.
Czy Joshua Lambren był jej przyjacielem? Jak nie przyjacielem to kim?
Te pytania towarzyszyły jej w każdy czas, choć w końcu nadeszła chwila, która rozwiała wszelkie wątpliwości.
Kochała go.
Był cudownym oparciem i zawsze mogła znaleźć w nim ukojenie, czy zrozumienie.
Ale to nie wyrafinowany głos Josh'a sprawiał gęsią skórkę na jej rękach i to nie jego ciepły wzrok przyprawiał Gryfonkę o zawrót głowy.
Zetknięcie się ich ciał w uścisku było dla niej puste, natomiast kiedy dłonie Dracona oplatały jej ciało, tuląc je do siebie, czuła się wtedy jak w swej bezpiecznej i osobistej kryjówce, gdzie żaden nieprzyjaciel nie miał prawa się dostać, gdyż Malfoy stał na straży.
To nie serdeczny i grzeczny uśmiech Lambrena sprawiał jej podniesione kąciki ust, tylko łobuzerski uśmiech Dracona Malfoy'a.
Wtedy wszystko zaczęło stawać się dla niej jasne; poświęcenie Josh'a względem Gryfonki, zmarnowany wyraz twarzy, gdy ujrzał ją z Draconem...
'- Wyglądałaś nadzwyczaj pięknie, Hermiono...'
Tym się różnił od Dracona i także to było jego przodującą zaletą; mimo swych głębokich uczuć do Hermiony potrafił odłożyć je na drugi plan, dla dobra ich cennej przyjaźni i prawdziwego szczęścia dziewczyny; Draco natomiast zawsze musi zdobyć to co chce i nie spocznie dopóki tego nie dostanie. Będzie walczył do samego końca, idąc do celu po trupach.
A może już od dawna wiedziała, że Josh'a nie satysfakcjonuje miano przyjaciela, tylko potrzebowała czystego przekazu?
Nie chciała go zranić, to była ostatnia rzecz, której by pragnęła, ale nie potrafiła dać mu innej miłości niż ta braterska.
Skoczyłaby w ogień za jednym i drugim, a ich strata bolałaby tak samo mocno, i chociaż wiedziała, że porównywanie osób w jakikolwiek sposób nie jest przyzwoite, to Draco Malfoy dzierżył w dłoni klucz otwierający jej rozgrzane serce.
***
- Moi drodzy - McGonagall podniosła głos na krótkim zebraniu Prefektów z siódmego roku. - dzieli nas równo tydzień od hucznego zakończenia waszej szkolnej edukacji w zamku Hogwart... I oczekuje się od was trochę więcej na tej uroczystości... - Przerwała, lustrując wszystkich swym przenikającym spojrzeniem. - Na rozdanie dyplomów każdy z was przygotuje swoje własne przemówienie dotyczące tego czym po raz ostatni chce podzielić się z kolegami i koleżankami na temat szkolnych wspomnień...Pożegnania, życzenia i podziękowania także powinny być zawarte. Do tego, każdy z was wytyczy jednego siódmoklasistę, który także wykreuje swoją przemowę. Mam nadzieję, że podejdziecie do tego z głową i w czwartek rano będziecie pamiętać co tam nabazgraliście. - Dodała ironicznie, uśmiechając się nikle, a następnie nakazała podnieconym już uczniom opuścić gabinet i udać się na kolację.
***
Główny korytarz tętnił życiem.
Wszędzie można było zobaczyć czarne, bądź bordowe wierzchy absolwenckich biret, w zależności od płci; chłopacy mieli na sobie czarne zestawy, a dziewczęta bordowe.
Na domiar stresu przed tak ogromnym przedsięwzięciem, na uroczystość przybyli także rodzice przyszłych absolwentów.
Hermiona mogłaby czuć się niesamowicie przybita z powodu jej rodziców, którzy nie zobaczą jak odbiera swój dyplom ukończenia Hogwartu, ponieważ nie mają nawet pojęcia, że posiadają córkę. Córkę czarownicę. Ale nie tylko ona była osamotniona w ten dzień; jak zwykle stała z Harry'm przy rodzinie Weasley'ów, Draconowi towarzyszyła tylko matka. Tak samo Blaise'owi, a Nott towarzyszył im bez żadnych opiekunów.
Trwało zamieszanie, kiedy pan Filch wpuścił wszystkich do sali, by zaczęli zajmować wyznaczone miejsca w oczekiwaniu na dyrektorkę szkoły.
- Jezu, Blaise, idź poproś o togę dla dziewczyn, bo cię nie widać. - Rzucił Draco, wpatrując się w czarną skórę przyjaciela i jego togę tego samego koloru.
- Odwal się. - Odparł rozbawiony, próbując zabrzmieć podirytowanie, kiedy sekundę później przed ich oczyma ponownie znalazły się matki.
- A Draco ma już jakąś pannicę? - Zapytała rodzicielka Blaise'a bardziej Narcyzy niż jej syna, który zdziwiony uniósł brwi do góry, gdy pani Mafloy wbiła w niego swój wymagający wzrok.
- Widziałyśmy tu taką śliczną dziewczynę, na prawdę. Skinęła grzecznie głową i wydaje mi się, że kogoś mi przypomina...Mądry wyraz twarzy, delikatne rysy... Draco, zanim się obejrzysz, będziesz starym kawalerem, a ja oczekuję słodkiej gromadki wnucząt... Te jej brązowe loczki ładnie skrzyżowałyby się z twoim blondem! - Narcyza zaczęła snuć plany, kiedy Blaise zachichotał drwiąco, a Draco przybrał skonsternowany wyraz twarzy.
Brązowe loki i delikatne rysy twarzy?
Nie wierzę. - Powiedział w myślach, uśmiechając się.
- Mamo, można powiedzieć, że jest dziewczyna, którą chciałbym ci przedstawić. - Odpowiedział wyrafinowanie, poprawiając biret.
Oczy Narcyzy zabiły blaskiem, a następnie odeszła, poinformowawszy, że będzie czekać na swym miejscu.
- Mogę prosić? - Malfoy zapytał, skinąwszy głową przed Hermioną rozmawiającą o czymś z Luną. Rzuciła mu pytające spojrzenie, ale ten szybko wykorzystując zamieszanie i tłok na sali pociągnął ją delikatnie za sobą. - Chciałbym cię komuś przedstawić. - Oznajmił tajemniczo.
- Nie... Chyba nie mówisz o... - Rzuciła z przerażaniem, gdy zobaczyła biało-czarne, rozpuszczone włosy Narcyzy, w których kierunku zmierzali.
- Dokładnie tak, Granger.
Stanął metr za matką, z uśmiechem wpatrując się w Hermionę. Była piękna i w odsłonie absolwenckiej togi i nikt nie miał prawa temu zaprzeczyć.
Ciesząc się, że nikt nie zwróci teraz na to z jaką małą odległością stoją od siebie, czy w jakim towarzystwie obraca się Gryfonka, przedstawił ją swej rodzicielce.
- Mamo, to jest Hermiona Granger, na pewno ją kojarzysz...
- Granger? - Urwała Narcyza, jakby się przesłyszała, przeszywając dziewczynę ostrym wzrokiem.
Draco nie takiej odpowiedzi się spodziewał i także stracił pewność siebie.
- Mamo...
Narcyza podniosła ręką by go uciszyć, a jej następnym ruchem było delikatne wyprowadzenie prawej dłoni w kierunku przestraszonej dziewczyny.
- Oczywiście, że kojarzę, kto by nie kojarzył. Cieszę się, że mogłam poznać cię osobiście, Hermiono. - Rzekła z wyszukaną gracją, lekko uśmiechając się.
Nagle rozwarła szeroko oczy.
- To ty powiedziałaś mi tu dzień dobry! Diametralnie się zmieniłaś od ostatniego czasu kiedy się widziałyśmy... - Urwała, przypominając sobie, że to było na wojnie, a to nie jest czas i miejsce na takie wspomnienia.
Jedno było pewne: według niej, ostatnią osobą, którą mógł pokochać jej syn, była Hermiona Granger.
Oficjalnie status krwi nie miał żadnego znaczenia, jednak Draconowi zostało wpojone co innego i nie sądziła, że ktokolwiek mógłby to z niego wyplenić. Takie rzeczy wynosi się z domu i ciągnie się do grobu, jednak ta Gryfonka pokazała mu, że płyn w jej żyłach nie przeszkadza w darzeniu kogoś uczuciem.
Nigdy nie sądziła, że jej synową mogłaby zostać mugolaczka, pomimo tego, iż od dziecka nie dbała o krew.
Nie miała także powodów, by od razu traktować ją jak członkinię rodziny; przyczyniła się do osadzenia jej męża w Azkabanie, co równało się z częściowo zrujnowaną reputacją, jednakże gdy teraz widziała kojące szczęście w oczach swego syna, na sercu robiło jej się ciepło. Miała dług wdzięczności wobec Hermiony, która zrobiła Dracona całkiem inną osobą niż jego zapuszczony ojciec. Lepszą o niebo.
Nie mogła powiedzieć, że lubi sympatię syna, jednak wiedziała, że zdoła poznać ją bliżej i uczynić ją sobie bliższą.
Początek zaczął się idealnie; nie skreśliła rodu Malfoy'ów pomimo tego, jak ją traktował przez całe jej szkolne życie. To była bardzo godna postawa, którą nie wszyscy potrafią przybrać.
- I serce mi się raduję, kiedy widzę, jak Draco się uśmiecha. - Dodała po chwili, gładząc syna po platynowej fryzurze. - Mógłbyś coś w końcu zrobić z tymi włosami, gdybyś tylko mi pozwolił...
- Chodź, Granger. - Rzucił błagalnie w stronę rozchichotanej już Hermiony, która posłusznie odeszła.
Potem ze smutkiem rozeszli się, gdy sala zaczęła wypełniać się nauczycielami, a tłum rozrzedzać.
Wszyscy zasiedli na swoich miejscach; absolwenci z przodu, rodzice na tyłach.
Cztery długie stoły zniknęły, a w ich miejsce postawiono wygodne krzesła, dzielące się na cztery "grządki". Nad każdą widniał ogromny sztandar z emblematem danego domu.
Każdy uczeń czuł się dumnie, siedząc pod swoim zwierzęcym patronem.
Niedługo po tym, jak gwar ucichł, dyrektor McGonagall powstała, by uroczyście rozpocząć galę.
Nie minęło pół godziny, gdy już połowa absolwentów zaniosła się płaczem, albo chociaż uroniła kilka łez smutku połączonego ze wzruszeniem.
Słowa kolejno wypowiadane przez opiekunów wywierały ogromne emocje. Co prawda każda z przemów nie różniła się wiele od poprzedniej, ale oczy i tak nachodziły wilgocią.
Każdemu miało kogoś lub czegoś brakować; ciągłych wybuchów Seamusa, czy dziwnych spostrzeżeń Luny. Nawet te wrogie spojrzenia Ślizgonów napierające na Gryfonów i odwrotnie, teraz zdawały się być zamierzchłymi i dziecinnymi czasami.
Nikt nie mógł przysiąc, że przyjaźnie i miłości się nie rozpadną, bo nikt nie potrafił powiedzieć co na nich czeka za bezpiecznymi murami Hogwartu!
Wszyscy tworzyli tu swój przyjemny azyl, który teraz mieli opuścić na zawsze.
McGonagall ze łzami w oczach zaczęła wręczać dyplomy ukończenia szkoły. Kolejno wyczytywała każdego ucznia, drżącą ręką i rozchwianym głosem gratulując, a każdy rodzic na dźwięk swego nazwiska bił brawo najmocniej jak potrafił, następnie wycierając nos.
- A teraz chciałabym zaprosić na podest Prefekt naczelną Hogwartu-Hermionę Granger!
Rozległy się gwizdy i oklaski,a Gryfonka spłonęła czerwonym rumieńcem, odłączając się od swojej grupy.
W rękach, które niemal ociekały potem, ściskała swoje przemówienie, choć umiała je doskonale na pamięć. Bezpieczeństwa nigdy nie za wiele.
Motylki grasujące w jej pustym żołądku zdawały szaleć, gdy stanęła przed mównicą, która była tak zaczarowana, by mówca nie potrzebował żadnego asortymentu, by nagłośnić swój głos.
Wzięła głęboki wdech i rozpoczęła wypowiedź godną Prefekt naczelnej.
- Droga pani dyrektor, rodzice - Zaczęła powolnym i głębokim tonem, uspokajając swe nerwy. - I wy, moi przyjaciele...Nadeszła chwila, której wyczekiwaliśmy (Hermiona nie - przecież kochała naukę, choć postanowiła, że postawi się na miejscu trzy czwarte uczniów) od początku roku. Marzyliśmy, by ten ostatni rok minął jakby z bicza trzasł, a potem rozpostrzeć skrzydła i wylecieć na wolność. - Przemawiała takim sposobem, że sala została napełniona ciszą, a każda para oczu wbiła się w jej postać z przejęciem. - Modliliśmy się o ten ostatni dzwon, symbolizujący koniec wszystkiego, ale gdy ten czas nastąpił, czy chcieliśmy podskoczyć wesoło, popchnąć wrota Hogwartu i opuścić go na zawsze? Nie, nie chcieliśmy. - Zaprzeczyła wojowniczo. - W głowach przeleciały nam wtedy myśli związane z najwspanialszymi chwilami spędzonymi w tym zamku, po których mieliśmy ochotę zaszyć się z przyjaciółmi w dormitorium i nie opuszczać własnego wyleżanego i trzeszczącego łóżka do końca swoich dni... - Przerwała, by otrzeć pojedynczą łzę spływającą swawolnie po jej rozgrzanym policzku. - Lata nauki w Hogwarcie będę wspominać jako te najlepsze, a szczególnie ten miniony, w którym zło i strach nie miało już prawa przeniknąć do naszych kości, a my wszyscy... - Spojrzała na uczniów. - My staliśmy się rodziną...- Kilka osób wygięło usta we wzruszającym uśmiechu. - A rodzina to nie tylko więzy krwi. - Dodała charyzmatycznym głosem, spoglądając ukradkiem na miejsca Ślizgonów. - ...Ubolewam nad tym, że nie wszystkim naszym przyjaciołom udało się tu znaleźć...Lavender...Colin...Goyle...Choć wierzę, że ich serca nadal biją w naszych, a ich duchy pomogły nam dotrzeć do końca końców. - Ponownie przerwała, by zaczerpnąć powietrza. - Tak... Ten rok był dla mnie wyjątkowy...Turniej wspaniale urozmaicił mi codzienność, nowe przyjaźnie mnie umocniły... A miłość dodała skrzydeł. - Przyznała niespodziewanie na końcu, gdy wszyscy zgromadzeni podnieśli się z krzeseł, by nagrodzić dziewczynę owacjami na stojąco i przenikliwymi gwizdami. W sali huczało od ciągłych okrzyków ocierających łez uczniów.
Nie było osoby, której mowa Hermiony by nie dotknęła. Nawet Ślizgoni pociągali nosami.
Wspaniale ujęła wszystkie uczucia, kłębiące się w sercach wszystkich absolwentów.
- Panno Granger - Odezwała się McGonagall przez łzy. - Gdybym miała jeszcze wobec ciebie taki przywilej, powiedziałabym "dziesięć punktów dla Gryffindoru!".
Poklepała delikatnie roześmianą Hermionę, a potem obydwie zajęły swe miejsca, choć Gryfonka dalej przyjmowała gratulacje tak wspaniałej roboty.
Po mowie Prefekt naczelnej, żaden inny Prefekt, czy osoba wybrana nie kwapiła się by ruszyć na podest, jednak odwrotu już nie było.
Następne przemówienia nie dosięgały tego Hermiony do pięt; były krótkie i zawierały tylko suche podziękowania i życzenia, lecz po mowie Pansy (zdecydowanie bardziej rozbudowanej) nadeszła kolej na osobę, którą wyznaczyła.
- Panie Lambren, scena jest twoja. - Oznajmiła dyrektorka, gestem zapraszając Josh'a.
Wyglądał niesamowicie mizernie; zdawał się schudnąć, włosy straciły odrobinę swego blasku, a oczy zdawały się być zmęczone. Choć nie można było powiedzieć, że przestał być przystojny, widać było, że coś go trapi.
On także doskonale wiedział jak wygląda, ale teraz odłożył to na później.
- Czcigodna pani dyrektor i grono pedagogiczne, chciałbym z całego mego serca (które właśnie ukuło go boleśnie, jednakże spróbował to zakamuflować) podziękować za to, że w tak niestworzonej sytuacji, którą było moje nagłe nadejście zagwarantowaliście mi wykwintne potrawy każdego dnia, ciepły kąt, dobrą naukę i poświęcenie...Dziękuję także za to, że te kilka miesięcy, które tu z wami spędziłem były dla mnie najwspanialszymi chwilami w życiu, bo to też wasza zasługa... - Przerwał na moment, wzdychając. - ...Znalazłem tu cudownych przyjaciół i wspaniale mogłem poznać kulturę innego wieku... - Znowu zrobił pauzę. - ...Wiem, że moja obecność nie dla wszystkich była upojeniem - Spojrzał łagodnie na trójkę Ślizgonów, siedzących w ostatnim rzędzie. - i przepraszam was za to, chłopaki... - Dodał ze skruchą, a ku zdziwieniu samym sobie, Nott, Blaise i Dracon pomimo, iż nienawidzili Lambrena całym sercem, teraz poczuli się jak najwięksi zwyrodnialcy świata. - ...Jednak czym byłoby to wszystko, gdyby nie Hermiona Granger? - Zapytał uroczo, przykładając swą różdżkę do żuchwy, gdyż odszedł od mównicy, kierując się ku miejscom Gryfonów. - ...Hermiona Granger... najwspanialsza osoba, jaką udało mi się spotkać... - Oto wrócił dawny Draco, wywracający ponuro oczami. - ...Osoba, dzięki której zacząłem żyć na nowo...Dosłownie. - Dodał rozbawiony, gdy przyprowadził dziewczynę na środek sali.
W miarę swych sił uśmiechnął się promiennie, kiedy potoczyły się głośne oklaski, podczas gdy Gryfonka stale skulona i zarumieniona, nagle rzuciła się na Josh'a z przyjacielskim uściskiem.
- Dziękuję, Hermiono... Za to wszystko. - Szepnął jej do ucha, gdy na podest wmaszerował przedostatni mówca, właśnie upoważniony do zabrania głosu Draco Malfoy.
Blond włosy Ślizgon ustawił sobie spokojnie pergaminy z zapisaną przemową na mównicy, wzdychając.
Z początku myślał, że jego mowa nie będzie odpowiednia, gdyż zawierała treści, które nie do końca zgadzały się z jego myślami (wszystko na rozkaz profesor McGonagall - suche podziękowania i komplementy, nie były dla niego.) ale po wysłuchaniu poprzednich, mógł spokojnie odetchnąć, bo niektórzy opowiadali takie ckliwe farmazony, że jego przy tych, to były niemal obelgi!
Nie musiał prosić o ciszę; ta zaległa, gdy tylko stanął na podeście.
Po krótkich wstępach kierowanych do nauczycieli i rodziców, przeszedł do głównej części swej przemowy.
- Wszystkie lata w Hogwarcie były niesamowite, o tak. - Opowiadał tonem pełnym gracji. - Poznałem przyjaciół, którym dziękuję, że zawsze mogli ze mną być i jestem wdzięczny moim wrogom - Uśmiechnął się drwiąco w kierunku emblematu Lwa. - bo bez nich też byłoby nudno... - Przerwał, by szybko przeczesać włosy palcami i przełknąć ślinę. - Ale to ten ostatni rok będzie tym, który nauczył mnie najwięcej. - Wciągnął powietrze, jakby nie był pewien czy brnąć dalej. - Umiem już uwarzyć Felix Felicis, nauczyłem się na pamięć księżyców Jowisza...
- Ty to ale kozak jesteś! - Krzyknął Nott, uśmiechając się, a Draco uroczo zrobił to samo. - ... Ale tego roku stała się także najbardziej nieoczekiwana...Niespotykanie piękna, a zarazem niebezpieczna rzez, która jednocześnie napawa mnie przerażeniem swej potęgi i nieopisanym szczęściem... - Urwał, uśmiechając się nikle do grupy Gryfonów. - ... Zakochałem się. - Dodał niedowierzającym tonem, bezradnie rozpościerając ręce, choć uśmiech nie zstępował z jego twarzy.
Wtedy sala ponownie wybuchła gwizdami aprobaty Ślizgonów, a Draco niemal podrzucany ku górze przez przyjaciół doczłapał się do swego siedzenia, gdy za mównicą stanął rzekomo kończący całe posiedzenie Blaise i jego przemowa.
Teraz humory absolwentów uległy zmianie; po mowach łamiących ich serce i wymuszających łzy, nadszedł czas uśmiechnięcia się i cieszenia ostatnim wieczorem spędzonym razem.
Diabeł wyglądający niesamowicie poważnie, zaczął chronologicznie ustawiań kilkanaście kartek pergaminu.
Miał kamienny wyraz twarzy, a ruchy wyrafinowane, jednak sztywne.
Splótł dłonie w kulkę, łokciami opierając się o mównicę, niczym mugolski kapłan, głoszący kazanie.
Przymknął lekko oczy, jakby był w zadumie, oddychając przez pewien czas głęboko i miarowo, gdy na sali zaległa niepewna cisza.
♫ - Łaskawa pani dyrektor, kochana matko i moi cudowni przyjaciele... - Kiedy minęło kilka minut zaczął mówić wolnym, choć poważnym i donośnym tonem, przebiegając wzrokiem po każdej osobie w Wielkiej Sali. - ... Ja mam do powiedzenia jedno... - Znów ten dorosły i jeszcze wolniejszy ton. - ... KOŃCA ROKU NADESZŁO SEDNO! - Ryknął swym prawdziwym, ożywionym głosem, wyrzucając w powietrze stertę ułożonych wcześniej, teraz widać było, że pustych papierów, a oklaski, które teraz miały miejsce sprawiały, że szyby w oknach niemal się trzęsły.
Blaise grzecznie skinął głową w kierunku dyrektorki i wszystkich nauczycieli, a następnie pobiegł za resztą wiwatujących uczniów, którzy wrzeszcząc, gwiżdżąc i co tylko, popchnęli mocno drzwi zamykające Wielką Salę nie dbając już czy ktoś ma jeszcze coś do ogłoszenia, tylko o siebie i ostatni dzień w tym zamku. Wybiegli na oświetlony główny korytarz, pozostawiając osłupionych rodziców i wykładowców samym sobie.
Wtedy także zaczął bić największy dzwon Hogwartu.
Świeży absolwenci z dumą rozwarli główne wrota zamku, a od razu uderzyła w nich ciężka masa ciepłego powietrza i błyszczące, czerwcowe słońce.
Na błoniach siedzieli wszyscy młodsi uczniowie. Na wskutek zakończenia siódmych klas mieli wolne, a pogoda dopisywała jak najlepiej.
Każda para oczu wbiła się w stojących w przejściu po trójkącie kolegów i koleżanki, gdzie na czele, czyli wierzchołku ich ułożenia stał wyniosły Draco Malfoy, jego trupa oraz Harry Potter wraz ze swymi przyjaciółmi.
Zabrzmiało ostatnie uderzenie dzwonu, gdy wszyscy dyplomaci z ogromnym uśmiechem na ustach i zbiorowym okrzykiem wyrzucili swe absolwenckie birety ku górze.
Spostrzegła ich i Emma, która w trymiga podbiegła do Blaise'a, który uchwycił ją i zakręcił kółko wokół siebie, śmiejąc się.
Z tej przyczyny Draco spojrzał na sekundę w stronę Hermiony przepraszającym wzrokiem, że oni przy wszystkich skupionych na każdym nie mogli nawet podać sobie rąk.
Podekscytowani absolwenci, chcąc jak najciekawiej i przyjemniej wykorzystać ten czas, udali się do wesołej wioski Hogsmeade.
Jedni ruszyli w kierunku Wrzeszczącej Chaty, inni do Miodowego Królestwa, by po raz ostatni napchać się słodyczami nie z tej Ziemi, jednak zdecydowana większość popędziła do Trzech Mioteł.
Tak, tak, przemowy dotyczące zmiany nastawienia względem uczniów z innych domów były przepiękne, ale i tak Lwy i Węże siedziały przy stolikach jak najbardziej od siebie oddalonych.
Pocieszające było to, że nie tak bardzo ubolewali nad swoją wzajemną obecnością; po prostu zajęli się sami sobą, wspominając własne chwile spędzone w dormitoriach.
*Koniec pioseneczki*
Jednakże, nie każdy był twardo zaabsorbowany swym domem; Hermiona kątem oka zauważyła, jak zmarniały Josh grzecznie odmawia kieliszka wykwintnego szampana, którego Madame Rosmerta rozdawała każdemu na koszt firmy.
Nie było możliwości, by mogła to usłyszeń, ale Joshua wtedy szepnął barmance do ucha:
" - Problemy z wątrobą, proszę Pani. "
Gryfonkę ścisnęło coś nieprzyjemnie w żołądku na ten widok, lecz nagle pojawiła się przed nią Rosmerta, wpychając z uśmiechem w dłoń kieliszek.
♫ *Zaczynamy czytać, gdy już się zaczyna muzyczka:)* Nie wiedziała jak i dlaczego, ale jakaś nieznana siła nakazała jej ponownie spojrzeć na przeciwległy róg sali, a gdy powolnie to uczyniła, napotkała stalowy, przenikający do jej duszy wzrok Dracona.
Poczuła falę zimnego potu, gdy chłopak nie zamierzał spuścić oczu. W jej planach to także nie miało miejsca. Nie dałaby rady - to było jak hipnoza.
Nie miała pojęcia jakim cudem, ale te skrzyżowanie się ich źrenic, kiedy wszyscy dookoła śmiali się i rozmawiali było niezwykłe.
W głowie przeleciały jej prawie wszystkie spotkania ze Ślizgonem.
" - Kto podbił ci oko, Granger? Chcę mu posłać kwiaty! "
Przypomniało jej się, choć teraz i te sytuacje zdawały się być jakieś inne...Jakby elektryczne. Jakby nigdy nie mogli przełamać tej odwiecznej nienawiści ze względu na miejsca, w których się znaleźli...
Mignął jej w myślach moment, gdy w nieopisanie mocnej ulewie przytrzymał ją przed upadkiem.
Ich pierwszy moment bliskości już wtedy był pod napięciem elektrycznym...
Ten niepowtarzalny zapach perfum, kiedy po raz pierwszy je wyczuła...
Jego wzrok, gdy ujrzał ją ubraną w piękną balową suknię...
Moment, w którym z uśmiechem podarował swej królowej cudowną różę...
Chwila, w której poczuła słodkie dźwięki jego gitary, zanim pękło jej serce...
A zaraz po tym bal. Bal, w którym nie potrafiła oprzeć się uczuciom. Gdy po raz pierwszy posłuchała serca, a nie rozumu...
Jego sposób wymawiania nazwiska Granger, który za każdym razem powodował ciarki na jej karku...
I ' - Zakochałem się ' na końcu.
Dopiero wtedy zorientowała się, że cały czas napiera na niego swym ciepłym wzrokiem. Ale to chyba mu nie przeszkadzało.
Draconowi także wszystko naraz pojawiło się w głowie, po czym na przypomnienie tych chwil, wygiął usta w magnetycznym uśmiechu, choć oczy na chwilę zdawały się być przygaszone.
Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że jak dotąd, każde spotkanie z Granger było tajne, lub przypadkowe i tajne. Z wyjątkiem tych na balach. Ale na balach panują inne zasady i tylko wtedy nikt nie kierował w ich stronę dziwnych spojrzeń. ( No, oprócz pocałunku na boisku )
Nie mogli inaczej. Chcąc, nie chcąc - Ślizgoni i Gryfoni nigdy nie zostaną pojednani, a stereotyp pozostanie na zawsze, nie pozwalając tak znanym osobistościom i odwiecznym wrogom w szkole jak Draco Malfoy i Hermiona Granger obalić tych fałszywych spostrzeżeń.
Nie przystawało żadnemu szanującemu się Ślizgonowi podejść do stołu Gryffindoru i przywitać się z uśmiechem. ( Potter z Pansy i Blaise wraz z Emmą to co innego... Przecież wszechmocny Potter może wszystko, a Blaise...Blaise jest Blaise'm.)
To było nie na miejscu, dlatego teraz Draco patrzył na Hermionę z przywiązaniem, nie zamierzając spuścić wzroku. Chciał, by odczytała z jego spojrzenia jak bardzo wywróciła jego świat do góry nogami, jak splądrowała jego ciało, zagarniając serce dla siebie... I jak żałuje, że musiał ją tak parszywie zranić pamiętnego dnia na zalanym korytarzu... Pragnął także, by zrozumiała, jak bardzo była dla niego ważna i jak dziękuje jej za bliskość, której zaszczytu nigdy nie dostąpił.
I pomimo tego, że teraz nie mogli podejść do siebie i się uściskać, pogratulować przemowy, czy po prostu powiedzieć 'cześć', zdobył się na czarujący uśmiech.
Szkoła się skończyła i choć będzie mu brakowało jej dumnego Lwa na piersi i książek w rękach, teraz spojrzenia ludzi nie będą tak przenikające - stali się całkowicie dorośli i od tej chwili to oni byli władcami swego losu, a nie czuwający nad nimi Godryk i Salazar.
Nagle dosłyszał jak wszyscy stukają szkłem o szkło.
' - Nasze zdrowie, Granger. ' - Powiedział w myślach, wpatrując się w te z daleka widoczne miodowe tęczówki, znajdujące się na drugim końcu sali, jednocześnie odchylając w powietrzu swój kieliszek z szampanem ruchem charakterystycznym dla wznoszenia toastu, gdy Hermiona w odpowiedzi uczyniła to samo, uśmiechając się szczerze i gładko.
*Koniec muzyczki*
♫ *czytamy wolniutko i ze zrozumieniem i kiedy Celine zaczyna śpiewać!* Wszyscy powoli przenosili się już z wioski do Hogwartu, by przebrać się w normalne ubrania i delektować się resztą wolnego czasu na terytorium zamku.
Kilka osób miało zauważyć z niepokojem, że po wyjściu z Trzech Mioteł Hermiona ulotniła się prędko jak gaz, a pierwszym uczniem, któremu to nie umknęło był Joshua de Lambren.
- Oh, nie... - Jęknął cicho i żałośnie, wpatrując się w czubki ponurych sosen w Zakazanym Lesie, zanim w miarę swych możliwości pomknął w ich kierunku.
- O, Hermiono... - Odezwał się przepraszającym głosem, popchnąwszy żelazne drzwi w zapomnianych lochach.
W świetle słonecznym wydawało się, że Ślizgon wygląda nawet przyzwoicie; jakby nadawało mu blasku, ale teraz, w mroku Hermiona dojrzała te niemal odstające żebra wyłaniające się na czarnej todze, ciemne jak smoła cienie pod oczami i rodzące się zmarszczki, wypłowiały kolor włosów oraz wychudzone palce, które teraz wyglądały niczym kosmate szpony.
Joshua wpatrywał się jak Gryfonka zawzięcie kroi dość krótkim i ostrym nożem liście mandragory na drobne kawałeczki.
Sprawiała wrażenie, jakby ten eliksir uzdrawiający zależał od jej życia; z przejęciem wykonywała wszystkie kolejne czynności i udawała, że Ślizgona wcale z nią nie ma.
- Hermiono, przestań... - Zaczął ostrożnym tonem, delikatnie wyciągając rękę w stronę ciachającego noża. - ...Obydwoje wiemy, że to na nic...
Cofnął się szybko przerażony, gdy dziewczyna jak z procy uniosła zapłakaną głowę, a dłonią z nożem błyskawicznie uderzyła o blat stołu, ostrym końcem metalu ku górze.
- Josh, nie pozwolę, rozumiesz?! - Krzyknęła, połykając łzy. - ... Nie pozwolę... W wakacje pojedziemy do Nory... To dom Rona... Potem do Rumunii zobaczyć smoki Charlie'go Weasley'a... Nie pozwolę, żeby coś ci się teraz stało! - Dokończyła z powrotem ciachając zawzięcie, jak opętana.
Josh przybrał minę zbitego psa. Bał się powiedzieć cokolwiek, ale czynności Gryfonki były robione na darmo.
- ... Hermiono, moje ciało ma osiemnaście lat... A dusza o sto więcej... Ono stara się nadążył za swym prawdziwym czasem...
- Wiem to od dawna, Josh. Nie jestem głupia i zauważyłam to już dawno! - Odparła ostro, poprawiając włosy. Oddech miała płytki i szybki.
- ... Jesteś taka cudowna, Hermiono... - Oznajmił łagodniej, podchodząc bliżej niej. - ... Nie chcę, żebyś zapamiętała mnie jako pozbawionego zmysłów starca... - Dodał głosem poważnym, sam powstrzymując łzy.
Żałował, że nie spostrzegł tej luki w klątwie wcześniej. Żałował, że w ogóle tu się pojawił i poprzewracał czyjeś życia do góry nogami. Żałował każdej wylanej łzy Hermiony, którą kochał ponad życie i pragnął dla niej prawdziwego szczęścia.
Wiedział co musi zrobić i był na to stuprocentowo gotowy.
Gdy ckliwie przyciągnął ją do siebie, by uściskać do siebie po raz ostatni, by poczuć cudowną woń jej włosów, pachnących zielonym jabłkiem i poczuć jej gorące łzy na piersi, ta nawet nie odrzuciła ostrza, tylko z histerycznym płaczem rzuciła się w jego objęcia.
Joshua oparł swą brodę na jej głowie, przymykając oczy ze smutkiem.
- ... Nigdy nie miałem złych zamiarów, Hermiono... - Szepnął do jej ucha, czując jak klatka piersiowa dziewczyny spazmatycznie się podnosi. - ... Szczęście twoje i Dracona zawsze było częścią mojego szczęścia... - Urwał, by przełknąć kolejną porcję łez. - ... Pokochałem cię, Hermiono, i nigdy nie przestanę, choć wiem, że już na zawsze pozostanie tak jak teraz... - Łza potoczyła mu się po kościstym policzku. - ... Ale przecież damy radę, prawda Hermiono? - Zapytał nieobecnym i drżącym głosem, próbując uśmiechnąć się delikatnie, gdy Gryfonka cicho łkała w jego szyję.-...Damy. - Odpowiedział sam sobie niesłyszalnym szeptem, kiedy ckliwie uchwycił wystający łokieć dziewczyny, a następnie tak samo ckliwie popchnął go do przodu.
W jednej chwili poczuł jak nóż trzymany przez dziewczynę przebija się przez jego cienką skórę, przez żebra, przy końcu natrafiając na serce.
Zakołysał się nieco, a Hermiona w jeden chwili odskoczyła od niego, ręką zasłaniając usta.
Pokręciła przecząco głową, jakby nie dowierzała temu co zrobił, a w następnej chwili ponownie była przy nim, chroniąc przed bolesnym upadkiem.
Czarna toga zaczęła intensywnie świecić, zbroczona krwią.
Cera Josh'a, niegdyś oliwkowa, teraz przybrała niezdrowy i blady odcień.
Gryfonka uklękła przed nim, zaczynając swą płaczliwą litanię od nowa, a gdy chłopak zdołał jeszcze podnieść rękę, od razu ją uchwyciła, głaszcząc kościste palce.
Nie mogła uwierzyć, że Joshua ośmielił się zrobić tak okropną rzecz, jeszcze jej niespodziewającą się niczego ręką.
- Nie możesz mnie opuścić, Josh... Nie teraz... - Błagała ochryple, przeklinając w głowie cały świat, za to że nie zabrała swojej różdżki.
Ślizgon już nie odpowiedział, ani się nie poruszył.
Nie mogła się dwa razy zastanawiać; chcąc odwdzięczyć się za wszystko co jej ofiarował, nachyliła się i obdarowała jego chłodne usta krótkim, słonym przez łzy pocałunkiem.
Po tym jeszcze niespodziewanie uchylił niemrawo oczy i ewidentnie chciał coś powiedzieć, lecz usta wypełniły mu się krwią, którą odkaszlnął z trudem.
Uśmiechnął się z bólem, gdy jego ręka przytrzymywana przez Hermionę upadła z głuchym łoskotem na zabrudzoną czerwienią podłogę.
Gryfonka oparła głowę na jego ramieniu, płacząc, jakby obdzierali ją ze skóry.
Nie było już ratunku. Nie zdążyłaby nikogo zawiadomić, ani uratować.
Jej ciało było ogarnięte paraliżem.
- Dziękuję, Hermiono... - Zdołał jeszcze wysapać, plując krwią. - ... Za to wszystko.
Dodał, tym samym kończąc swój przyziemny żywot, ociekający swą własną krwią Joshua de Lambren.
***
Wszyscy zasiedli na swoich miejscach; absolwenci z przodu, rodzice na tyłach.
Cztery długie stoły zniknęły, a w ich miejsce postawiono wygodne krzesła, dzielące się na cztery "grządki". Nad każdą widniał ogromny sztandar z emblematem danego domu.
Każdy uczeń czuł się dumnie, siedząc pod swoim zwierzęcym patronem.
Niedługo po tym, jak gwar ucichł, dyrektor McGonagall powstała, by uroczyście rozpocząć galę.
Nie minęło pół godziny, gdy już połowa absolwentów zaniosła się płaczem, albo chociaż uroniła kilka łez smutku połączonego ze wzruszeniem.
Słowa kolejno wypowiadane przez opiekunów wywierały ogromne emocje. Co prawda każda z przemów nie różniła się wiele od poprzedniej, ale oczy i tak nachodziły wilgocią.
Każdemu miało kogoś lub czegoś brakować; ciągłych wybuchów Seamusa, czy dziwnych spostrzeżeń Luny. Nawet te wrogie spojrzenia Ślizgonów napierające na Gryfonów i odwrotnie, teraz zdawały się być zamierzchłymi i dziecinnymi czasami.
Nikt nie mógł przysiąc, że przyjaźnie i miłości się nie rozpadną, bo nikt nie potrafił powiedzieć co na nich czeka za bezpiecznymi murami Hogwartu!
Wszyscy tworzyli tu swój przyjemny azyl, który teraz mieli opuścić na zawsze.
McGonagall ze łzami w oczach zaczęła wręczać dyplomy ukończenia szkoły. Kolejno wyczytywała każdego ucznia, drżącą ręką i rozchwianym głosem gratulując, a każdy rodzic na dźwięk swego nazwiska bił brawo najmocniej jak potrafił, następnie wycierając nos.
- A teraz chciałabym zaprosić na podest Prefekt naczelną Hogwartu-Hermionę Granger!
Rozległy się gwizdy i oklaski,a Gryfonka spłonęła czerwonym rumieńcem, odłączając się od swojej grupy.
W rękach, które niemal ociekały potem, ściskała swoje przemówienie, choć umiała je doskonale na pamięć. Bezpieczeństwa nigdy nie za wiele.
Motylki grasujące w jej pustym żołądku zdawały szaleć, gdy stanęła przed mównicą, która była tak zaczarowana, by mówca nie potrzebował żadnego asortymentu, by nagłośnić swój głos.
Wzięła głęboki wdech i rozpoczęła wypowiedź godną Prefekt naczelnej.
- Droga pani dyrektor, rodzice - Zaczęła powolnym i głębokim tonem, uspokajając swe nerwy. - I wy, moi przyjaciele...Nadeszła chwila, której wyczekiwaliśmy (Hermiona nie - przecież kochała naukę, choć postanowiła, że postawi się na miejscu trzy czwarte uczniów) od początku roku. Marzyliśmy, by ten ostatni rok minął jakby z bicza trzasł, a potem rozpostrzeć skrzydła i wylecieć na wolność. - Przemawiała takim sposobem, że sala została napełniona ciszą, a każda para oczu wbiła się w jej postać z przejęciem. - Modliliśmy się o ten ostatni dzwon, symbolizujący koniec wszystkiego, ale gdy ten czas nastąpił, czy chcieliśmy podskoczyć wesoło, popchnąć wrota Hogwartu i opuścić go na zawsze? Nie, nie chcieliśmy. - Zaprzeczyła wojowniczo. - W głowach przeleciały nam wtedy myśli związane z najwspanialszymi chwilami spędzonymi w tym zamku, po których mieliśmy ochotę zaszyć się z przyjaciółmi w dormitorium i nie opuszczać własnego wyleżanego i trzeszczącego łóżka do końca swoich dni... - Przerwała, by otrzeć pojedynczą łzę spływającą swawolnie po jej rozgrzanym policzku. - Lata nauki w Hogwarcie będę wspominać jako te najlepsze, a szczególnie ten miniony, w którym zło i strach nie miało już prawa przeniknąć do naszych kości, a my wszyscy... - Spojrzała na uczniów. - My staliśmy się rodziną...- Kilka osób wygięło usta we wzruszającym uśmiechu. - A rodzina to nie tylko więzy krwi. - Dodała charyzmatycznym głosem, spoglądając ukradkiem na miejsca Ślizgonów. - ...Ubolewam nad tym, że nie wszystkim naszym przyjaciołom udało się tu znaleźć...Lavender...Colin...Goyle...Choć wierzę, że ich serca nadal biją w naszych, a ich duchy pomogły nam dotrzeć do końca końców. - Ponownie przerwała, by zaczerpnąć powietrza. - Tak... Ten rok był dla mnie wyjątkowy...Turniej wspaniale urozmaicił mi codzienność, nowe przyjaźnie mnie umocniły... A miłość dodała skrzydeł. - Przyznała niespodziewanie na końcu, gdy wszyscy zgromadzeni podnieśli się z krzeseł, by nagrodzić dziewczynę owacjami na stojąco i przenikliwymi gwizdami. W sali huczało od ciągłych okrzyków ocierających łez uczniów.
Nie było osoby, której mowa Hermiony by nie dotknęła. Nawet Ślizgoni pociągali nosami.
Wspaniale ujęła wszystkie uczucia, kłębiące się w sercach wszystkich absolwentów.
- Panno Granger - Odezwała się McGonagall przez łzy. - Gdybym miała jeszcze wobec ciebie taki przywilej, powiedziałabym "dziesięć punktów dla Gryffindoru!".
Poklepała delikatnie roześmianą Hermionę, a potem obydwie zajęły swe miejsca, choć Gryfonka dalej przyjmowała gratulacje tak wspaniałej roboty.
Po mowie Prefekt naczelnej, żaden inny Prefekt, czy osoba wybrana nie kwapiła się by ruszyć na podest, jednak odwrotu już nie było.
Następne przemówienia nie dosięgały tego Hermiony do pięt; były krótkie i zawierały tylko suche podziękowania i życzenia, lecz po mowie Pansy (zdecydowanie bardziej rozbudowanej) nadeszła kolej na osobę, którą wyznaczyła.
- Panie Lambren, scena jest twoja. - Oznajmiła dyrektorka, gestem zapraszając Josh'a.
Wyglądał niesamowicie mizernie; zdawał się schudnąć, włosy straciły odrobinę swego blasku, a oczy zdawały się być zmęczone. Choć nie można było powiedzieć, że przestał być przystojny, widać było, że coś go trapi.
On także doskonale wiedział jak wygląda, ale teraz odłożył to na później.
- Czcigodna pani dyrektor i grono pedagogiczne, chciałbym z całego mego serca (które właśnie ukuło go boleśnie, jednakże spróbował to zakamuflować) podziękować za to, że w tak niestworzonej sytuacji, którą było moje nagłe nadejście zagwarantowaliście mi wykwintne potrawy każdego dnia, ciepły kąt, dobrą naukę i poświęcenie...Dziękuję także za to, że te kilka miesięcy, które tu z wami spędziłem były dla mnie najwspanialszymi chwilami w życiu, bo to też wasza zasługa... - Przerwał na moment, wzdychając. - ...Znalazłem tu cudownych przyjaciół i wspaniale mogłem poznać kulturę innego wieku... - Znowu zrobił pauzę. - ...Wiem, że moja obecność nie dla wszystkich była upojeniem - Spojrzał łagodnie na trójkę Ślizgonów, siedzących w ostatnim rzędzie. - i przepraszam was za to, chłopaki... - Dodał ze skruchą, a ku zdziwieniu samym sobie, Nott, Blaise i Dracon pomimo, iż nienawidzili Lambrena całym sercem, teraz poczuli się jak najwięksi zwyrodnialcy świata. - ...Jednak czym byłoby to wszystko, gdyby nie Hermiona Granger? - Zapytał uroczo, przykładając swą różdżkę do żuchwy, gdyż odszedł od mównicy, kierując się ku miejscom Gryfonów. - ...Hermiona Granger... najwspanialsza osoba, jaką udało mi się spotkać... - Oto wrócił dawny Draco, wywracający ponuro oczami. - ...Osoba, dzięki której zacząłem żyć na nowo...Dosłownie. - Dodał rozbawiony, gdy przyprowadził dziewczynę na środek sali.
W miarę swych sił uśmiechnął się promiennie, kiedy potoczyły się głośne oklaski, podczas gdy Gryfonka stale skulona i zarumieniona, nagle rzuciła się na Josh'a z przyjacielskim uściskiem.
- Dziękuję, Hermiono... Za to wszystko. - Szepnął jej do ucha, gdy na podest wmaszerował przedostatni mówca, właśnie upoważniony do zabrania głosu Draco Malfoy.
Blond włosy Ślizgon ustawił sobie spokojnie pergaminy z zapisaną przemową na mównicy, wzdychając.
Z początku myślał, że jego mowa nie będzie odpowiednia, gdyż zawierała treści, które nie do końca zgadzały się z jego myślami (wszystko na rozkaz profesor McGonagall - suche podziękowania i komplementy, nie były dla niego.) ale po wysłuchaniu poprzednich, mógł spokojnie odetchnąć, bo niektórzy opowiadali takie ckliwe farmazony, że jego przy tych, to były niemal obelgi!
Nie musiał prosić o ciszę; ta zaległa, gdy tylko stanął na podeście.
Po krótkich wstępach kierowanych do nauczycieli i rodziców, przeszedł do głównej części swej przemowy.
- Wszystkie lata w Hogwarcie były niesamowite, o tak. - Opowiadał tonem pełnym gracji. - Poznałem przyjaciół, którym dziękuję, że zawsze mogli ze mną być i jestem wdzięczny moim wrogom - Uśmiechnął się drwiąco w kierunku emblematu Lwa. - bo bez nich też byłoby nudno... - Przerwał, by szybko przeczesać włosy palcami i przełknąć ślinę. - Ale to ten ostatni rok będzie tym, który nauczył mnie najwięcej. - Wciągnął powietrze, jakby nie był pewien czy brnąć dalej. - Umiem już uwarzyć Felix Felicis, nauczyłem się na pamięć księżyców Jowisza...
- Ty to ale kozak jesteś! - Krzyknął Nott, uśmiechając się, a Draco uroczo zrobił to samo. - ... Ale tego roku stała się także najbardziej nieoczekiwana...Niespotykanie piękna, a zarazem niebezpieczna rzez, która jednocześnie napawa mnie przerażeniem swej potęgi i nieopisanym szczęściem... - Urwał, uśmiechając się nikle do grupy Gryfonów. - ... Zakochałem się. - Dodał niedowierzającym tonem, bezradnie rozpościerając ręce, choć uśmiech nie zstępował z jego twarzy.
Wtedy sala ponownie wybuchła gwizdami aprobaty Ślizgonów, a Draco niemal podrzucany ku górze przez przyjaciół doczłapał się do swego siedzenia, gdy za mównicą stanął rzekomo kończący całe posiedzenie Blaise i jego przemowa.
Teraz humory absolwentów uległy zmianie; po mowach łamiących ich serce i wymuszających łzy, nadszedł czas uśmiechnięcia się i cieszenia ostatnim wieczorem spędzonym razem.
Diabeł wyglądający niesamowicie poważnie, zaczął chronologicznie ustawiań kilkanaście kartek pergaminu.
Miał kamienny wyraz twarzy, a ruchy wyrafinowane, jednak sztywne.
Splótł dłonie w kulkę, łokciami opierając się o mównicę, niczym mugolski kapłan, głoszący kazanie.
Przymknął lekko oczy, jakby był w zadumie, oddychając przez pewien czas głęboko i miarowo, gdy na sali zaległa niepewna cisza.
♫ - Łaskawa pani dyrektor, kochana matko i moi cudowni przyjaciele... - Kiedy minęło kilka minut zaczął mówić wolnym, choć poważnym i donośnym tonem, przebiegając wzrokiem po każdej osobie w Wielkiej Sali. - ... Ja mam do powiedzenia jedno... - Znów ten dorosły i jeszcze wolniejszy ton. - ... KOŃCA ROKU NADESZŁO SEDNO! - Ryknął swym prawdziwym, ożywionym głosem, wyrzucając w powietrze stertę ułożonych wcześniej, teraz widać było, że pustych papierów, a oklaski, które teraz miały miejsce sprawiały, że szyby w oknach niemal się trzęsły.
Blaise grzecznie skinął głową w kierunku dyrektorki i wszystkich nauczycieli, a następnie pobiegł za resztą wiwatujących uczniów, którzy wrzeszcząc, gwiżdżąc i co tylko, popchnęli mocno drzwi zamykające Wielką Salę nie dbając już czy ktoś ma jeszcze coś do ogłoszenia, tylko o siebie i ostatni dzień w tym zamku. Wybiegli na oświetlony główny korytarz, pozostawiając osłupionych rodziców i wykładowców samym sobie.
Wtedy także zaczął bić największy dzwon Hogwartu.
Świeży absolwenci z dumą rozwarli główne wrota zamku, a od razu uderzyła w nich ciężka masa ciepłego powietrza i błyszczące, czerwcowe słońce.
Na błoniach siedzieli wszyscy młodsi uczniowie. Na wskutek zakończenia siódmych klas mieli wolne, a pogoda dopisywała jak najlepiej.
Każda para oczu wbiła się w stojących w przejściu po trójkącie kolegów i koleżanki, gdzie na czele, czyli wierzchołku ich ułożenia stał wyniosły Draco Malfoy, jego trupa oraz Harry Potter wraz ze swymi przyjaciółmi.
Zabrzmiało ostatnie uderzenie dzwonu, gdy wszyscy dyplomaci z ogromnym uśmiechem na ustach i zbiorowym okrzykiem wyrzucili swe absolwenckie birety ku górze.
Spostrzegła ich i Emma, która w trymiga podbiegła do Blaise'a, który uchwycił ją i zakręcił kółko wokół siebie, śmiejąc się.
Z tej przyczyny Draco spojrzał na sekundę w stronę Hermiony przepraszającym wzrokiem, że oni przy wszystkich skupionych na każdym nie mogli nawet podać sobie rąk.
***
Podekscytowani absolwenci, chcąc jak najciekawiej i przyjemniej wykorzystać ten czas, udali się do wesołej wioski Hogsmeade.
Jedni ruszyli w kierunku Wrzeszczącej Chaty, inni do Miodowego Królestwa, by po raz ostatni napchać się słodyczami nie z tej Ziemi, jednak zdecydowana większość popędziła do Trzech Mioteł.
Tak, tak, przemowy dotyczące zmiany nastawienia względem uczniów z innych domów były przepiękne, ale i tak Lwy i Węże siedziały przy stolikach jak najbardziej od siebie oddalonych.
Pocieszające było to, że nie tak bardzo ubolewali nad swoją wzajemną obecnością; po prostu zajęli się sami sobą, wspominając własne chwile spędzone w dormitoriach.
*Koniec pioseneczki*
Jednakże, nie każdy był twardo zaabsorbowany swym domem; Hermiona kątem oka zauważyła, jak zmarniały Josh grzecznie odmawia kieliszka wykwintnego szampana, którego Madame Rosmerta rozdawała każdemu na koszt firmy.
Nie było możliwości, by mogła to usłyszeń, ale Joshua wtedy szepnął barmance do ucha:
" - Problemy z wątrobą, proszę Pani. "
Gryfonkę ścisnęło coś nieprzyjemnie w żołądku na ten widok, lecz nagle pojawiła się przed nią Rosmerta, wpychając z uśmiechem w dłoń kieliszek.
♫ *Zaczynamy czytać, gdy już się zaczyna muzyczka:)* Nie wiedziała jak i dlaczego, ale jakaś nieznana siła nakazała jej ponownie spojrzeć na przeciwległy róg sali, a gdy powolnie to uczyniła, napotkała stalowy, przenikający do jej duszy wzrok Dracona.
Poczuła falę zimnego potu, gdy chłopak nie zamierzał spuścić oczu. W jej planach to także nie miało miejsca. Nie dałaby rady - to było jak hipnoza.
Nie miała pojęcia jakim cudem, ale te skrzyżowanie się ich źrenic, kiedy wszyscy dookoła śmiali się i rozmawiali było niezwykłe.
W głowie przeleciały jej prawie wszystkie spotkania ze Ślizgonem.
" - Kto podbił ci oko, Granger? Chcę mu posłać kwiaty! "
Przypomniało jej się, choć teraz i te sytuacje zdawały się być jakieś inne...Jakby elektryczne. Jakby nigdy nie mogli przełamać tej odwiecznej nienawiści ze względu na miejsca, w których się znaleźli...
Mignął jej w myślach moment, gdy w nieopisanie mocnej ulewie przytrzymał ją przed upadkiem.
Ich pierwszy moment bliskości już wtedy był pod napięciem elektrycznym...
Ten niepowtarzalny zapach perfum, kiedy po raz pierwszy je wyczuła...
Jego wzrok, gdy ujrzał ją ubraną w piękną balową suknię...
Moment, w którym z uśmiechem podarował swej królowej cudowną różę...
Chwila, w której poczuła słodkie dźwięki jego gitary, zanim pękło jej serce...
A zaraz po tym bal. Bal, w którym nie potrafiła oprzeć się uczuciom. Gdy po raz pierwszy posłuchała serca, a nie rozumu...
Jego sposób wymawiania nazwiska Granger, który za każdym razem powodował ciarki na jej karku...
I ' - Zakochałem się ' na końcu.
Dopiero wtedy zorientowała się, że cały czas napiera na niego swym ciepłym wzrokiem. Ale to chyba mu nie przeszkadzało.
Draconowi także wszystko naraz pojawiło się w głowie, po czym na przypomnienie tych chwil, wygiął usta w magnetycznym uśmiechu, choć oczy na chwilę zdawały się być przygaszone.
Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że jak dotąd, każde spotkanie z Granger było tajne, lub przypadkowe i tajne. Z wyjątkiem tych na balach. Ale na balach panują inne zasady i tylko wtedy nikt nie kierował w ich stronę dziwnych spojrzeń. ( No, oprócz pocałunku na boisku )
Nie mogli inaczej. Chcąc, nie chcąc - Ślizgoni i Gryfoni nigdy nie zostaną pojednani, a stereotyp pozostanie na zawsze, nie pozwalając tak znanym osobistościom i odwiecznym wrogom w szkole jak Draco Malfoy i Hermiona Granger obalić tych fałszywych spostrzeżeń.
Nie przystawało żadnemu szanującemu się Ślizgonowi podejść do stołu Gryffindoru i przywitać się z uśmiechem. ( Potter z Pansy i Blaise wraz z Emmą to co innego... Przecież wszechmocny Potter może wszystko, a Blaise...Blaise jest Blaise'm.)
To było nie na miejscu, dlatego teraz Draco patrzył na Hermionę z przywiązaniem, nie zamierzając spuścić wzroku. Chciał, by odczytała z jego spojrzenia jak bardzo wywróciła jego świat do góry nogami, jak splądrowała jego ciało, zagarniając serce dla siebie... I jak żałuje, że musiał ją tak parszywie zranić pamiętnego dnia na zalanym korytarzu... Pragnął także, by zrozumiała, jak bardzo była dla niego ważna i jak dziękuje jej za bliskość, której zaszczytu nigdy nie dostąpił.
I pomimo tego, że teraz nie mogli podejść do siebie i się uściskać, pogratulować przemowy, czy po prostu powiedzieć 'cześć', zdobył się na czarujący uśmiech.
Szkoła się skończyła i choć będzie mu brakowało jej dumnego Lwa na piersi i książek w rękach, teraz spojrzenia ludzi nie będą tak przenikające - stali się całkowicie dorośli i od tej chwili to oni byli władcami swego losu, a nie czuwający nad nimi Godryk i Salazar.
Nagle dosłyszał jak wszyscy stukają szkłem o szkło.
' - Nasze zdrowie, Granger. ' - Powiedział w myślach, wpatrując się w te z daleka widoczne miodowe tęczówki, znajdujące się na drugim końcu sali, jednocześnie odchylając w powietrzu swój kieliszek z szampanem ruchem charakterystycznym dla wznoszenia toastu, gdy Hermiona w odpowiedzi uczyniła to samo, uśmiechając się szczerze i gładko.
*Koniec muzyczki*
***
♫ *czytamy wolniutko i ze zrozumieniem i kiedy Celine zaczyna śpiewać!* Wszyscy powoli przenosili się już z wioski do Hogwartu, by przebrać się w normalne ubrania i delektować się resztą wolnego czasu na terytorium zamku.
Kilka osób miało zauważyć z niepokojem, że po wyjściu z Trzech Mioteł Hermiona ulotniła się prędko jak gaz, a pierwszym uczniem, któremu to nie umknęło był Joshua de Lambren.
- Oh, nie... - Jęknął cicho i żałośnie, wpatrując się w czubki ponurych sosen w Zakazanym Lesie, zanim w miarę swych możliwości pomknął w ich kierunku.
- O, Hermiono... - Odezwał się przepraszającym głosem, popchnąwszy żelazne drzwi w zapomnianych lochach.
W świetle słonecznym wydawało się, że Ślizgon wygląda nawet przyzwoicie; jakby nadawało mu blasku, ale teraz, w mroku Hermiona dojrzała te niemal odstające żebra wyłaniające się na czarnej todze, ciemne jak smoła cienie pod oczami i rodzące się zmarszczki, wypłowiały kolor włosów oraz wychudzone palce, które teraz wyglądały niczym kosmate szpony.
Joshua wpatrywał się jak Gryfonka zawzięcie kroi dość krótkim i ostrym nożem liście mandragory na drobne kawałeczki.
Sprawiała wrażenie, jakby ten eliksir uzdrawiający zależał od jej życia; z przejęciem wykonywała wszystkie kolejne czynności i udawała, że Ślizgona wcale z nią nie ma.
- Hermiono, przestań... - Zaczął ostrożnym tonem, delikatnie wyciągając rękę w stronę ciachającego noża. - ...Obydwoje wiemy, że to na nic...
Cofnął się szybko przerażony, gdy dziewczyna jak z procy uniosła zapłakaną głowę, a dłonią z nożem błyskawicznie uderzyła o blat stołu, ostrym końcem metalu ku górze.
- Josh, nie pozwolę, rozumiesz?! - Krzyknęła, połykając łzy. - ... Nie pozwolę... W wakacje pojedziemy do Nory... To dom Rona... Potem do Rumunii zobaczyć smoki Charlie'go Weasley'a... Nie pozwolę, żeby coś ci się teraz stało! - Dokończyła z powrotem ciachając zawzięcie, jak opętana.
Josh przybrał minę zbitego psa. Bał się powiedzieć cokolwiek, ale czynności Gryfonki były robione na darmo.
- ... Hermiono, moje ciało ma osiemnaście lat... A dusza o sto więcej... Ono stara się nadążył za swym prawdziwym czasem...
- Wiem to od dawna, Josh. Nie jestem głupia i zauważyłam to już dawno! - Odparła ostro, poprawiając włosy. Oddech miała płytki i szybki.
- ... Jesteś taka cudowna, Hermiono... - Oznajmił łagodniej, podchodząc bliżej niej. - ... Nie chcę, żebyś zapamiętała mnie jako pozbawionego zmysłów starca... - Dodał głosem poważnym, sam powstrzymując łzy.
Żałował, że nie spostrzegł tej luki w klątwie wcześniej. Żałował, że w ogóle tu się pojawił i poprzewracał czyjeś życia do góry nogami. Żałował każdej wylanej łzy Hermiony, którą kochał ponad życie i pragnął dla niej prawdziwego szczęścia.
Wiedział co musi zrobić i był na to stuprocentowo gotowy.
Gdy ckliwie przyciągnął ją do siebie, by uściskać do siebie po raz ostatni, by poczuć cudowną woń jej włosów, pachnących zielonym jabłkiem i poczuć jej gorące łzy na piersi, ta nawet nie odrzuciła ostrza, tylko z histerycznym płaczem rzuciła się w jego objęcia.
Joshua oparł swą brodę na jej głowie, przymykając oczy ze smutkiem.
- ... Nigdy nie miałem złych zamiarów, Hermiono... - Szepnął do jej ucha, czując jak klatka piersiowa dziewczyny spazmatycznie się podnosi. - ... Szczęście twoje i Dracona zawsze było częścią mojego szczęścia... - Urwał, by przełknąć kolejną porcję łez. - ... Pokochałem cię, Hermiono, i nigdy nie przestanę, choć wiem, że już na zawsze pozostanie tak jak teraz... - Łza potoczyła mu się po kościstym policzku. - ... Ale przecież damy radę, prawda Hermiono? - Zapytał nieobecnym i drżącym głosem, próbując uśmiechnąć się delikatnie, gdy Gryfonka cicho łkała w jego szyję.-...Damy. - Odpowiedział sam sobie niesłyszalnym szeptem, kiedy ckliwie uchwycił wystający łokieć dziewczyny, a następnie tak samo ckliwie popchnął go do przodu.
W jednej chwili poczuł jak nóż trzymany przez dziewczynę przebija się przez jego cienką skórę, przez żebra, przy końcu natrafiając na serce.
Zakołysał się nieco, a Hermiona w jeden chwili odskoczyła od niego, ręką zasłaniając usta.
Pokręciła przecząco głową, jakby nie dowierzała temu co zrobił, a w następnej chwili ponownie była przy nim, chroniąc przed bolesnym upadkiem.
Czarna toga zaczęła intensywnie świecić, zbroczona krwią.
Cera Josh'a, niegdyś oliwkowa, teraz przybrała niezdrowy i blady odcień.
Gryfonka uklękła przed nim, zaczynając swą płaczliwą litanię od nowa, a gdy chłopak zdołał jeszcze podnieść rękę, od razu ją uchwyciła, głaszcząc kościste palce.
Nie mogła uwierzyć, że Joshua ośmielił się zrobić tak okropną rzecz, jeszcze jej niespodziewającą się niczego ręką.
- Nie możesz mnie opuścić, Josh... Nie teraz... - Błagała ochryple, przeklinając w głowie cały świat, za to że nie zabrała swojej różdżki.
Ślizgon już nie odpowiedział, ani się nie poruszył.
Nie mogła się dwa razy zastanawiać; chcąc odwdzięczyć się za wszystko co jej ofiarował, nachyliła się i obdarowała jego chłodne usta krótkim, słonym przez łzy pocałunkiem.
Po tym jeszcze niespodziewanie uchylił niemrawo oczy i ewidentnie chciał coś powiedzieć, lecz usta wypełniły mu się krwią, którą odkaszlnął z trudem.
Uśmiechnął się z bólem, gdy jego ręka przytrzymywana przez Hermionę upadła z głuchym łoskotem na zabrudzoną czerwienią podłogę.
Gryfonka oparła głowę na jego ramieniu, płacząc, jakby obdzierali ją ze skóry.
Nie było już ratunku. Nie zdążyłaby nikogo zawiadomić, ani uratować.
Jej ciało było ogarnięte paraliżem.
- Dziękuję, Hermiono... - Zdołał jeszcze wysapać, plując krwią. - ... Za to wszystko.
Dodał, tym samym kończąc swój przyziemny żywot, ociekający swą własną krwią Joshua de Lambren.
***
- Granger, wszyscy cię... Co to jest! - Krzyknął Draco, popchnąwszy drzwi do zapyziałych lochów, następując stopą na płynącą krew.
Większość osób zaczęła się niepokoić o Hermionę, lecz tylko Dracon wiedział gdzie jej szukać. - ... Granger? - Spytał niepewnym tonem, widząc jak Gryfonka nachyla się nad czyimś ciałem. Zamrugał szybko powiekami, jakby myślał, że oczy płatają mu figle.
Dziewczyna płakała dalej i dalej, mocniej i mocniej, nie zamierzając skończyć, lecz Ślizgon powoli podszedł do niej i odciągnął od truchła. Ta od razu odwracając wzrok, wpiła się z żalem w jego ciepłą pierś, okrwawionymi palcami brudząc jego szatę. Ale on o to nie dbał. Przyglądał się ciału Lambrena z pustką w oczach.
Jest martwy. - Pomyślał, lecz wtedy coś go żałośnie ukuło w sercu.
Nie potrafił wypowiedzieć innych słów, oprócz:
- Musimy stąd iść, Granger. - Szepnął, gdy gardło natychmiast mu zaschło.
Cudowne i romantyczne chwile z Draconem z pewnością były niesamowite, lecz to te ceniły się najbardziej; był wtedy, kiedy nie było nikogo. Zwykła obecność i prosty, najczulszy uścisk na świecie, w którym Hermiona znajdywała prawdziwe ukojenie były teraz najważniejsze.
Jego szmery uciszające płacz zaczęły powoli skutkować, choć nadal pociągała żałośnie nosem,
- Nie ruszę się stąd bez pogrzebu. - Odezwała się płaczliwym tonem.
Malfoy nie chciał, by ten ostatni dzień w Hogwarcie Gryfonka spędziła w głębokiej rozpaczy. Nigdy w życiu.
Josh teraz nie wyglądał wcale tak źle; można było rzec, że odszedł do zwykłej krainy snu - na jego ustach nadal widniał delikatny uśmiech.
Blondyn wyciągnął ze swej tylnej kieszeni różdżkę, a dziewczyna z trudem zadała sobie wtedy pytanie dlaczego to on ją miał, a nie ona, gdy nagle buchnął płomień pomarańczowego światła, a najbliższy stolik zajął się złowrogim ogniem.
- Gotowe. - Orzekł twardo, kiedy żółte płomienie zaczęły lizać stopy Joshua'y. - ...Najlepiej będzie, jeżeli zapomnisz o tym wszystkim, Granger. Nie chcę, żebyś więcej cierpiała. - Dodał, gładząc ją po rozpalonym czole, gdy już połowa zapyziałej sali od eliksirów uległa pożarowi.
Całe szczęście, że ogień mógł tu się rozprzestrzeniać - te lochy nie miały już żadnego połączenia z nową częścią zamku.
- Nie mogłabym zapomnieć o swoim przyjacielu. - Przyznała cicho Hermiona, łapiąc mocno Dracona za rękę, gdy w tym samym czasie żyrandol opadł z hukiem na ziemię, a chłopak natychmiast obronił Gryfonkę przed iskrami i popiołem.
Malfoy zatrzasnął wrota, na które rzucił zaklęcie trwałości, tak by ogień mógł doszczętnie zniweczyć klasę, nawet jeżeli miałoby to trwać kilka godzin, a Hermiona już przepełniona żałobą i smutkiem, co było najbardziej oczywiste, postanowiła być silna, twarda, a także ciesząca się życiem, bo to była rzecz jakiej pragnął Joshua.
------------------------------
Boję się Waszych reakcji - to moje jedyne słowa.
WAŻNE:
Pech chciał, że akurat na wakacje, mam problemy z internetem i nie mogę zagwarantować Wam konkretnych dat publikacji, gdyż ponieważ nie mam pojęcia u kogo i jak będę przepisywała rozdziały... Szkoda, oj szkoda:(
W każdym razie!
Jest to najdłuższy rozdział, sądzę, że najbardziej obfitujący w zdarzenia i dramatyzmy ( pisząc go popłakałam się dwa razy - na przemowie Herm i śmierci Josh'a ), więc mam nadzieję, że docenicie mój trud i pozostawicie po sobie jakikolwiek znak.
W czwartek wyjechałam do dziadków (rozdział dodała i opublikowała wszędzie jako ja moja przyjaciółka * Dziękujemy jej!* ) i nie będzie mnie do poniedziałku, czyli praktycznie zero pisania + brak internetu (*God, help!*) = Nie mam pojęcia co z nowym rozdziałem.
Módlcie się o nowy rozdział jak najszybciej!
Wesołych wakacji, kochani!
MoonSeer c:
Wesołych wakacji, kochani!
MoonSeer c:
Śliczny blog :) Serio ciekawy styl, genialna fabuła. Rozdział jest świetny. Szablon masz cudny :* Obserwuje :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, komentarz z opinią bardzo mile widziany :) Sama wiesz jak to motywuje :*
http://wyslemycisedeszhogwartu.blogspot.com/
NOOO WIEDZIAŁAM. Wiedziałam, że tak się sprawy potoczą.
OdpowiedzUsuńRyczałam kilka razy, praktycznie przez cały czas.
Przemówienie Herm normalnie tak mnie wzruszyło, a mowa Blaise'a sprawiła szeroki uśmiech na mojej zalanej łzami twarzy ;-;
A co do Josha, to wiedziałam. Z każdym rozdziałem opisywałaś jego stan i można było z tych opisów wywnioskować, że coś jest nie tak. I tu dupa. Pomimo, że Josha lubiłam tak z dystansem to tak mi się go żal zrobiło.
Ta scena doprowadziła mnie do stanu wręcz krytycznego, bo poryczałam się jak dziecko ;-;
I biedna Herm. Na całe szczęście ma Dracona.
Szczerze to obawiałam się truszkę reakcji Narcyzy na fakt iż jej syn zakochał się w mugolaczce, ale przyjęła to nawet spoczi loczi, w końcu nie jest tak uprzedzona co do rodzaju krwi jak Lucjusz.
Cały rozdział to miazga. Zdecydowanie jeden z Twoich najlepszych, a może i najlepszy.
Jestem strasznie ciekawa co wymyślisz w następnym rozdziale :-))
A teraz....idę przeczytać go jeszcze raz, a co tam, jest tego warty :>
Dużo emocji w tym rozdziale :D Co mi się podoba!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
Pozdrawiam i weny życzę :D
Rozdział zniewalający! Płakałam na śmierci Josha, wielka szkoda :(
OdpowiedzUsuńJesteś jedna z nielicznych blogerek, która potrafi doprowadzić mnie do łez! Dziękuje Ci za tak wspaniały rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdzial! Przemowa Hermiony byla tak bardzo wzruszająca... a co do smierci Josha to mnie zupelnie zaskoczylas. Nie spodziewalam sie. Diabel jak zawsze the best ♥♥ zycze duzo weny i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJest z Draco super, ale no proszę cię serio zabiłaś Josha w zakończenie roku czy nie mogłaś no wiem na przykład wysłać go gdzieś no wiem, co to znaczy że odszedł i jeszcze w taki sposób?. Dramione uhu, ale bez Josh Hermiona będzie zrozpaczona przez co Draco będzie cierpiał przez co ja będę cierpieć. Nie masz serca( Albo tak bardzo ślizgońskie jak już)
OdpowiedzUsuńAtricia
cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńbardzo smutny :(
Czekam na jakieś romantyczne sceny Dramione!
Tak bardzo smutno! Jak mogłaś?!?!?!
OdpowiedzUsuń;C
OdpowiedzUsuńA według mnie rozdział był na prawdę głęboki. Owszem śmierc Josha bylastraszna, jednak Dramione było cudowne ;)
OdpowiedzUsuńTak samo jak Ty płakałam na przemowie Hermiony i śmierci Josha :c A sam rozdział był piękny i po prostu brak mi słów...
OdpowiedzUsuńdopiero, co polubiłam Josha... Szkoda, że gonie będzie, bo zaczęłam się przyzwyczajać do jego postaci. Lubiłam przyjaźń jego i Hermiony... Niestety to nie ja tutaj decyduję, szkoda, szkoda ;)
OdpowiedzUsuń:( dlaczego?
OdpowiedzUsuńO boże :( popłakałam się jak małe dziecko. Biedny Josh. Ale nareszcie Draco i Hermiona razem / Mistral***
OdpowiedzUsuń