sobota, 12 lipca 2014

Miniaturka SERCE WĘŻA

Taka jaka była umowa - tą miniaturkę dedykuję Roni Malfoy, za to, że wzięła udział w mojej akcji jako nieliczna z moich (nadal niesamowitych!) czytelników!

Harry syknął głośno, wybudziwszy się z wyjątkowo dziwnej i potwornej wizji.
Zaraz, wizji?
Voldemort został pokonany.
A blizna widniejąca na czole Harry'ego Pottera zapiekła niemiłosiernie.
- Harry, coś się stało? - Zapytała Hermiona szeptem, badając Wybrańca ostrym wzrokiem.
Harry, Hermiona i Ron stali właśnie w gmachu Ministerstwa, biorąc udział w uroczystości oficjalnego mianowania Shacklebolta Ministrem Magii.
- Żarcie! - Odezwał się rozmarzony Ronald, wskazując palcem na stoliki pokryte niecodziennymi przysmakami.
Na sali panowało nieopisane zamieszanie; burza oklasków, gwizdy, ciągłe migawki aparatów i nawoływania reproterów Proroka Codziennego doprowadzały Harry'ego do szaleństwa.
- Harry! - Hermiona ponownie syknęła, szarpiąc przyjaciela za ramię. Czuła się niepewnie; Harry nie zachowywał się tak od czasu Bitwy o Hogwart.
Wybraniec potrząsnął głową, masując czoło. Nie chciał okazywać oznak cierpienia, jednak pulsujący ból był nie do przeżycia. A ta wizja? Wizje miały ustać.
- Miałem wizję. - Oznajmił sucho, szukając wzrokiem Rona.
- Co to znaczy "miałem wizję", Harry, one powinny ustać! - Hermiona przeraziła się, także nawołując obżerającego się rudzielca, przeżedzając tłum ręką.

Najświeższa wizja Harry'ego Pottera dotyczyła najbardziej nieoczekiwanej przez niego osoby świata; zobaczył w niej niewyobrażalnie mroczny dworek i jego właściciela - największego zgrywusa i aroganta jakiego nosiła ta Ziemia, blondwłosego Dracona Malfoy'a. I tak też opowiedział swoim przyjaciołom, gdy opuścili już gmach Ministerstwa. 

Dziś mijał miesiąc od stoczenia bitwy na dziedzińcu szkoły magii i czarodziejstwa w Hogwarcie i pokonania najpotężniejszego czarnoksiężnika od czasów Salazara Slytherina.
Strach opuszczał już wszystkich, a dusze napełniała błogość i szczęście.
Dzieci nie mogły doczekać się przywdziania swych czarnych szat w ekspresie odjeżdżającym z peronu 9 i 3/4 i nauki w nowo odbudowanym zamku.
Starcy cieszyli się, że umrą w czasach pokoju, a dorośli przestali zamartwiać się tym, co przyniesie kolejny dzień.


 Gdy Harry skończył opisywać ów wizję, przy jednej świecy w małym pokoju, użyczonym im przez łysego właściciela Dziurawego Kotła, Ron otworzył niedowierzająco usta, przybierając tępy wyraz twarzy, a Hermiona pisnęła cicho.
- Wiecie co to znaczy, prawda? - Zagadnęła ich w końcu, po minucie ciszy, gdy oblała ją fala zimnego potu, a na karku pojawiła się gęsia skórka.
- ...Jest jeszcze jeden horkruks. - Dokończył za nią Harry, a szkła jego okularów zaświeciły się światłem bijącym od świecy, gdy wpatrywał się w nią zrezygnowanie.


Trójka przyjaciół chodziła właśnie w kółko po opuszczonym salonie Dursley'ów, starając się wymyśleć jakieś racjonalne wytłumaczenie odnośnie dziwnej wizji Harry'ego. Jeżeli znowu nie mieli czuć się bezpiecznie, to mugolski dom był najodpowiedniejszą kryjówką.
- Może to normalne? - Zagadnął ich Ron, drapiąc się po głowie.
Pozostała dwójka obrzuciła go idiotycznym spojrzeniem.
- Nie bądź głupi, Ron. - Prychnęła Hermiona, siadając na stole. - Harry nie miał wizji od miesiąca, prawda, Harry? - Dopytała ostro, wpatrując się na opierającego się teraz o framugę drzwi Harry'ego z założonymi na piersi rękoma.
- Nie. - Zaspokoił ją.
Sekundy przerodziły się w minuty, a te szybko zamieniły się w godziny i nim się obejrzeli, wybijała dwudziesta druga. Jednak żadne z nich nie kwapiło się, by opuścić mugolski dom. Nie bez konkretnego planu.
- Chyba mam pomysł. - Okrzyknął w końcu rudzielec, zrywając się z wyczarownego fotela. - I to banalny... Malfoy Manor jest czymś w rodzaju fortecy śmierciożerców, co nie? - Wodził wspaniałomyślnym wzrokiem po dwójce słuchających przyjaciół. - Musimy przesłuchać jakiegoś kretyna w czerni! - Klasnął na koniec w dłonie, jakby oczekiwał takiej samej reakcji od pozostałych.
Hermiona zwiesiła głowę, kiwając nią na boki.
- Ron, przesłuchiwanie śmierciożercy nie będzie takie proste jak uważasz. - Rzekła zrezygnowanym tonem, a Harry uśmiechnął się drwiąco. - Który zdrowy o zmysłach poplecznik odpowie nam na pytania, bez konieczności tortur? - Ostatnie słowo wypowiedziała, wzdrygając się. - No i najważniejsze, jak mielibyśmy złapać śmierciożercę z najbliższego kręgu Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać? Ci, którzy nie siedzą w Azkabanie nie przyjdą do Dziurawego Kotła na kufel kremowego piwa...
- To prawda, Ron. - Potwierdził Wybraniec, odrywając się od ściany, by wyjrzeć przez okno.
Cisza znowu wypełniła pokój.
Każdy wytężał mózg, jednak strach, że na prawdę mógł zostać jeszcze jeden horkruks do zniszczenia nie pozwalała myśleć jasno. Musieli działać szybko, zanim wszystko z powrotem wpełznie między kartki Proroka, a ciągłe przerażenie ponownie zagości w domu każdego czarodzieja na wzmiankę, że Czarny Pan pozostawił po sobie coś, co nigdy nie pozwoli jego duszy umrzeć.
Lecz wtedy w głowie Harry'ego pojawiła się myśl, która budziła uznanie do Toma Riddle'a. Pozwolił mu się zniszczyć, wiedząc, że jeszcze jedna jego cząstka gdzieś sobie urzęduje, gwarantując mu kolejny powrót. Nie od razu, nie jutro, ani za tydzień, ale kto wie kiedy?
Szczęściem w nieszczęściu można było nazwać to, że czarnoksiężnik widocznie nie przewidział tego, że po destrukcji jego ciała, wizje Harry'ego nie ustaną.
Sam Harry nie wiedział dlaczego one jeszcze występują, ale nie czas był, by teraz użalać się nad tym połączeniem, ale by dziękować Merlinowi, że dowiedział się o tym w porę.
Jednakże, nadal mieli dziurę w mózgu. Hermiona powiedziała wszystko jasno; nie ma jakiejkolwiek możliwości, by mogli złapać jakiegoś śmierciożercę, nie mówiąc już o jego przepytywaniu. Nie mógł sądzić, że Czarny Pan obdażył kogoś jeszcze prócz Bellatriks Lestrange zaufaniem na tyle dużym, by wyznać mu sekret dotyczącym skrawków jego duszy.
A czas uciekał. Uciekał i coraz bardziej przybliżał ich do klęski. Musieli uratować świat do końca i porządnie. Tak jak już uznała cała społeczność czarodziejów.
- Powtarzam ci, Ron, że nie damy rady przesłuchać śmierciożercy, nawet jeżeli udałoby nam się go złapać! - Hermiona zaczęła tracić cierpliwość do drążacego dziurę w brzuchu Rona. - Bez veritaserum, które jest teraz nieosiągalne, czy bez niewybaczalnego zaklęcia Imperio, to nie jest możliwe. Żaden śmierciożerca o zdrowych zmysłach nie wyjawi ci istotnych informacji na temat jego pana... Conajwyżej w odpowiedzi splunie ci na twarz. - Dodała, naburmuszona.
Harry nie mając już sił, odwrócił się w stronę swej komórki pod schodami.
Wrócił myślami do czasów, gdy jego jedynym zmartwieniem był dobrze usmażony bekon dla wuja Vernona, czy dobre nadstawianie policzka Dudley'owi, kiedy nagle pokój przedarł krzyk rozwścieczonego i zażenowanego rudzielca.
- Słuchali Voldemorta, to dlaczego nie mieliby posłuchać osoby, która go zgładziła!?
Tak jak przez chwilę było głośno, tak teraz zaległa grobowa cisza.
Hermiona tępo zamrugała powiekami, a Harry odwróciwszy się, zastygnął w tej samej pozycji.
Obydwoje spojrzeli na Rona, który teraz na prawdę chciałby cofnąć swoje słowa, po ich zrozumieniu...
Niezdjęte tabu...
Gdy wtem rozległo się głośne pyknięcie, a tyłem do całej trójki Gryfonów, aportował się mężczyzna odziany w czarny jak smoła garnitur.
Wszyscy zamarli, a gdy ów gość-śmierciożerca odwrócił się sztywno, jakby siłą wyrwano go od popołudniowej herbaty i nie wiedział gdzie aktualnie się znajduje i najważniejsze: dalczego, Gryfoni spojrzeli po sobie nieobecnym wzrokiem, stojąc sztywno, jakby połknęli różdżki, kiedy spostrzegli jasne włosy i zimne oczy Dracona Malfoy'a.
- Teraz! - Krzyknął wojowniczo Ron, a Hermiona i Harry odruchowo rzucili na Ślizgona zaklęcie Drętwoty.

- Zabiję cię, Potter... - Mruczał Malfoy, powoli wybudzając się z zamroczenia po podwójnym przyjęciu zaklęcia.
Otworzył powoli oczy, a zaraz potem zachciał się podnieść. Nadaremnie. Siedział na twardym krześle, przywiązany do niego mocnymi sznurami. Nie musiał być także geniuszem, by spostrzeć, że nie ma w swojej kieszeni różdżki.
Przed nim stali Bliznowaty, Łasic i Szlama Numer Jeden, obrzucając go wzrokiem bazyliszka.
- Dobra, Malfoy... Gadaj. - Warknął Ron, machając różdżką przed nosem skonsternowanego blondyna.
Był związany przez trójkę swoich odwiecznych wrogów, zaraz po tym jak napastowali go odrętwiającym zaklęciem i teraz ma gadać? Co ma gadać...
- O co wam chodzi, cudowni wybawcy naszego świata? - Zaironizował odrętwiałym tonem, szarpiąc się z więzłami.
- Nie baw się z tym, Malfoy. Hermiona je zaczarowała. - Zapewnił go Harry, spoglądając na Gryfonkę z czcią wypisaną na twarzy.
Ron ponownie nakazał Ślizgonowi mówić.
- Wiemy, że w tym twoim nawiedzonym dworze jest kolejny horkruks, Malfoy - Zasyczał ponownie Wybraniec, przymrużając oczy.
- Nie miałem pojęcia, że Czarny Pan stworzył jakiekolwiek horkruksy, Potter.
Hermiona zastanowiła się, skąd Dracon zna pojęcie: horkruks, a następnie rzuciła zaklęcie rozwiązujące węzły uwierające przesłuchiwanego.
- Co ty wyprawiasz, Hermiono?! - Zawył Ron, podnosząc ręce ku górze, lecz dziewczyna nie zdawała się tym przejmować. Harry już dopadł do blondyna, lecz ten odepchnął go ordynarnie, masując nadgarstki.
- Liny nie są konieczne. Malfoy jest po naszej stronie, Harry. Uratował ci życie, nie pamiętasz już? - Zapytała oskarżycielsko.
Tak, Draco Malfoy był jej wrogiem i nikim więcej, jednak mogła śmiało powiedzieć, że jest dorosła i pętanie osoby, której zawdzięczają życie, nawet tej najbardziej zuchwalczej jest niedopuszczalne.
Nie wiedziała skąd, ale czuła, że Ślizgon im nie zwieje.
Harry zdawał się okazać skruchę, gdyż skulił się lekko, odwracając wzrok.
Fakt, Malfoy uratował mu skórę, ale Harry już zdążył odpłacić mu tym samym.
Jedyne co mu pozostawało, to zaufanie Hermionie. Serce węża jest punktem nie do przejścia.
Wariaci - Pomyślał Ron, widząc jak Draco rozprostowuje nogi. 
- Ile stworzył horkruksów, Potter? - Malfoy zapytał, wyraźnie zaczynając absorbować się.
Cała trójka Gryfonów spojrzała na niego zaciekawionym wzrokiem. 
- Jesteś trochę nie w temacie, Malfoy, bo miał ich siedem i wszystkie zdążyliśmy już zniszczyć... - Harry odpowiedział zawistnie, a Ron zachichotał drwiąco. Draco zmarszczył czoło. - ...Gdy nie wszystkie były znalezione nawiedzały mnie wizje, które pomagały nam wykryć miejsce kolejnego...Po bitwie wszystko ustało, a teraz...miałem kolejną.
- I co w niej widziałeś? - Dopytywał Ślizgon, a Hermiona zauważyła, że Draco zdecydowanie lubuje się w czarnomagicznych sprawach.
Gdy myślała dalej, ze smutkiem doszła do wniosku, że nie miał wyjścia.
- Ciebie, Malfoy... - Ron odpowiedział głosem, jakby rozmawiał z osobą-warzywem. 
- Ciebie i twój dwór. - Dokończył Harry, zakładając ręce na piersi.
Wszyscy zamilkli, wyczekując odpowiedzi blondyna, gdy ten po kilku minutach ciszy odwrócił się do nich plecami, idąc powolnie w kierunku przedpokoju.
- Gdzie jest horkruks! - Zawołał z nim rudzielec, ze złości robiąc się czerwonym na twarzy.
To wzbudziło agresję i w sercu obwinianego całą tą sprawą, gdy w jednej sekundzie odwrócił się, piorunując ich lodowatym spojrzeniem.
- Czy wyglądam na śmierciożercę z pierwszego kręgu, głąbie?! - Zawył oskarżycielsko, wymachując rękami, a Hermiona poczuła do Malfoy'a coś, co jeszcze nigdy nie miało dla niego w jej sercu miejsca. - Współczucie. Widziała jak z obrzydeniem wymawia słowo " śmierciożerca " i jak widocznie boli go ta przynależność. - I powiedz mi, czy wyglądam na uradowanego faktem, że mam całe lewe przedramię utytłane znakiem największego idioty jaki był na Ziemi? Sądziłem, że chociaż w mózgu nie masz biedy, Weasley. - Warknął w stronę gotującego się do bójki Rona. - Dajcie mi spokój, spadam stąd. - Orzekł sucho, odwracając się z powrotem.
Hermiona westchnęła, nerwowo rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu rozwiązania na to wszystko.
- I co, zostawisz nas teraz?! - Zawyła z nutką błagania. - Wejście do Malfoy Manor bez ciebie jest samobójstwem... I nie obchodzi cię fakt, że Sam-wiesz-kto dalej ma szansę odrodzenia się w przyszłości? Nie jesteś dumny ze znaku na lewym ramieniu, to pomóż nam zniszczyć jego twórcę i uratować resztę bezbronnych czarodziejów! - Umilkła na chwilę, jakby nie chciała tego mówić. Wszyscy chłopcy spojrzeli na nią z podziwem. Nawet Draco. - ... Sądziłam, że i Ślizgoni mają w sobie choć krzty...
Malfoy uniósł rękę, by Hermiona umilkła. Tak też zrobiła, zachłystując się powietrzem.
Niezręczna cisza nastała ponownie, wyczekując decydującej odpowiedzi blondyna.
- Potter, i ty Weasley, chcecie być aurorami, prawda? - Zapytał poważnie, a Gryfoni spojrzeli na niego jak na idiotę, po czym pokiwali głowami.
- Kiedy już nimi zostaniecie macie mieć oko na moją matkę i w razie potrzeby chronić ją przed moim popiepszonym ojcem. Inaczej nie poprowadzę was przez dwór. - Postawił jasno swe warunki, a każdy z Gryfonów mimowolnie poczuł miłe uczucie w sercu na wieść, że ktoś taki jak Malfoy troszczy się o kogokolwiek. 
Zaraz po chwili słabości, Ron oprzytomniał.
- Jesteśmy teraz drużyną? Cudownie. - Jęknął, po czym wszyscy deportowali się z hukiem, lądując przed żelazną bramą, otwierającą wielką rezydencję Malfoy'ów.
Wszystkich z wyjątkiem Dracona przeszedł niemiły dreszcz, gdy pręty otwierały się z przenikliwym skrzypnięciem. Wokół nich rósł ciemny bluszcz, nadający przerażającego wrażenia...Niczym motyw słabego mugolskiego horroru, kiedy grupka podekscytowanych nastolatków wyrusza przeszukać stary opuszczony dwór, którego nawiedzają duchy.
Zawitali pod murami, gdy było już ciemno, a cały ogród oblewało jasne światło księżyca, powodując że małe, starannie przystrzyżone krzaczki wyglądały, jakby zostały oblane płynnym srebrem.
Nie potrzeba było ślizgońskiej przebiegłości, żeby ustalić, że trójka Gryfonów ma być pod wpływem zaklęcia Kameleona, a Draco ma zachowywać się spokojnie i jak gdyby nigdy nic.
Blondyn nie sądził, że w całym swoim życiu będzie współpracował ze swymi wrogami i powinien przeklinać się, ale obmyślanie z nimi strategii, jak wedrzeć się niepostrzeżenie do Malfoy Manor oraz ich pojedyncze żarty i śmiechy były dość przyjemne. Takie odmienne.
Ratował się myślą, że robi to dla horkruksów. Chcąc, nie chcąc były częścią jego marnego świata, a sama ich historia i idea była szalenie interesująca i tylko głupiec by to podważył.
- Co z tego, że znajdziecie tego horkruksa jeżeli nie macie czym go zniszczyć? - Zauważył z wyższością Ślizgon, szczycąc się swą wiedzą w tym temacie, której nie posiadają Gryfoni. Bazyliszki nie pełzają po piwnicach.
 Radował go widok zbitego z tropu Pottera i reszty jego gwardii. 
Prychnał wzgardliwie, gdy Harry otworzył usta, a następnie je zamknął.
- Nie wspomnę już o znalezieniu tego. Nie wiecie co to jest, nie wiecie gdzie to jest, macie najmniejsze pojęcie jaka ta posesja jest ogromna? Nie, Weasley, to nie ta twoja klatka, którą nazywasz domem. - Zaczynał ich co raz bardziej zniechęcać, a Rona obrażać.
Ręce rudzielca poszybowały w stronę twarzy Dracona, lecz pomiędzy nimi stanęła wojownicza Hermiona, gromiąc to jednego to drugiego piorunującym spojrzeniem, następnie odciągnęła go od Ślizgona, by w spokoju rzucić na siebie i przyjaciela zaklęcie, powodujące ich niewidzialność.
- No nic - Zreflektował się Malfoy, dziwnie naturalnym głosikiem. - możemy spróbować.
Po czym z półuśmiechem powolnym krokiem ruszył przez bramę dróżką do dworu. Niedługo tym się cieszył; po chwili Harry złapał go za łokieć i dość brutalnie pociągnął do siebie. Nie zdążył jeszcze rzucić na siebie zaklęcia kameleona.
- Gdzie jest haczyk, Malfoy? - Syknął jadowicie, przenikając go wzrokiem zza swych okrągłych okularów. Nie sądził, by zdradziecki Ślizgon bezpiecznie przeprowadził ich przez dom pełen śmierciożerców, mrocznych artefaktów i Bóg wie czego jeszcze, ale ten tylko odparł oschle, wyrywając się z uścisku. 
- Wątpisz w mój honor?
Harry cofnął rękę, mrużąc oczy.
- Wątpię w prawdę twoich słów. - Odpowiedział powolnie, a Draco zrzędliwie wydmiął usta, przewracając swymi świecącymi oczyma.
- Rzuć na siebie zaklęcie, Potter. - Tym zdaniem zakończył ich żałosną konwersację, po czym odszedł, a ciepły wiatr rozwiewał jego rozpiętą marynarkę.
Harry spojrzawszy na dwór, zastanowił się co ich tam może spotkać. Żadne światło nie było zapalone, jednak nie sądził, by nikogo nie było w środku.
Rzucił na siebie zaklęcie i pobiegł za resztą, modląc się do Merlina.


- Panie Carrow - Draco grzecznie skinął głową, witając się z przechodzącym po korytarzu śmierciożercą, lecz ten nic nie odpowiedział, jakby Dracona z nim nie było.
Trójka Gryfonów cały czas szła za Ślizgonem gęsiego, uważając na osoby często pojawiające się na drodze.
- Mamy tak łazić po tej katastrofie architektonicznej w kółko, czekając, aż usłyszysz tego horkruksa? ...Harry, prędzej czy później ktoś się połapie, że Malfoy kręci się wszędzie jak opętany. - Zauważył cicho Ron, rozglądając się po korytarzu.
- Czy mamy inne wyjście? - Postawiła jak zwykle najważniejsze pytanie Hermiona, które rozwiało wszystkie wątpliwości.
Szli i szli, co raz bardziej zagłębiając się we wnętrzu rezydencji. Każdy korytarz był tak długi, że wydawało się iż nie ma końa, a gdy nareszcie dochodzili do rozwidlenia, i po prawej i po lewej rozciągał się identyczny, ciągnący się korytarz, a po jego bokach miliony drzwi, prowadzących do poszczególnych komnat.
- Słyszysz coś, Harry? - Jęknął Ron, będąc rady, że w końcu może podnieść głos, gdyż byli sami, a jedyne światło jakie tu urzędowało, to marne płomienie staroświeckich świec.
Harry nie odpowiedział. Miał już dosyć ciągłych pytań o to samo, a przecież musiał się skupić.
Przemierzali rezydencję, ukradkiem wślizgując się do poszczególnych komnat, to znowu maszerując, nie robiwszy hałasu.
Draco co chwilę musiał wymyślać nędzne wytłumaczenia, dlaczego znajduje się w jednej z bardziej nieodpowiednich dla niego skrzydłach dworu, gdy w końcu upewniwszy się, że są sami, padł zrezygnowanie na okurzone płytki, z głuchym puknięciem opierając platynową głowę o zimny mur.
- Nie wiem, jak wy chcecie znaleźć coś nie-wiadomo-co, w tym domu. - Jęknął, olewając swoją grację i wyniosłość.
- Nie nazywaj tego domem, bo robi mi się niedobrze. - Ktoś warknął ociężale, a Ślizgon postawił na rudzielca.
Zmęczony Harry, przechadzał się po opuszczonym korytarzu, oglądając artefakty w szklanych gablotach.
To muzeum, nie domek - Pomyślał z przękąsem, przyglądając się pozostałościom po najświetniejszym Ślizgonie - Merlinie.
Przeszedł kilka kroków w bok, by zobaczyć jaki napis widnieje na złotej sztabce przybitej do pobliskiej szarej cegły.
- Ała! - Syknął, z przerażeniem łapiąc się za bliznę, która zapiekła żywym ogniem.
- Harry? - Zapytała niepewnie Hermiona, a reszta za nią powstała i podeszła do Wybrańca, czując, że coś się święci.

" Tu zostało zamurowane serce najświetniejszego czarnoksiężnika swych czasów, współzałożyciela Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie wężoustego Salazara Slytherina. "

Przeczytał Ron chrapliwym tonem, a Harry'ego głowa zaraz miała wybuchnąć od ciągłych wężowych szeptów zza muru.
- Jedno jest pewne - Zaczął Malfoy swym klasycznym, pysznym tonem. - Tej rysy - Przejechał dłonią po zimnej cegle. - wcześniej nie było.

Jedno pożądne " Bombarda Maxima! " , wcześniejsze " Muffliato " oraz kilka zaklęć torujących przejście na ów korytarz i Serce Węża potoczyło się niemrawym ruchem po podłodze.
Draco wzdrygnął się z nieprzyjemnym uczuciem w żołądku, a Ron cały zielony na twarzy z trudem wydukał:
- Nie powinno już się rozkładać? Przecież to ma z tysiąc lat!
Hermiona i Harry zignorowali tą banalną myśl, ale nie Ślizgon.
- Weasley, pamiętasz jak powiedziałem Longbottomowi, że gdyby mózgi były ze złota byłby biedniejszy od ciebie? - Prawa brew rudzielca zadrżała niebezpiecznie, a w parze z nią trzęsła się lewa dłoń, gotowa do uderzenia. Nie odpowiedział. - To teraz na chwilę zamieniasz się w Longbottoma. - Dokończył, mrugając do niego zawadiacko, pomocnie gestykulując dłońmi, po czym zachichotał, gdy Ron wystrzelił ku niemu jak z procy.
Draco stał nieruchomo, gdy rzucił na siebie zaklęcie tarczy, a biedny Weasley wpakował się w nią z impetem. 
- Ron! - Syknęła Hermiona, gdy chłopak runął z hukiem na posadzkę, a Harry pomagał mu wstać. - ...To Malfoy, nie daj mu się omamić! - Szepnęła mu matczynym głosem, kiedy Draco chodził po korytarzu, uśmiechając się raz po raz. - ... A serce zostało magicznie zakonserwowane. - Dodała sucho, gdy w tym samym czasie Harry wyczarował pudełko, do którego różdżką wprowadził narząd.
Cudownie, mieli ostatniego horkruksa. Serce Salaza Slytherina. Serce Węża. Rzecz, od której zależały losy całej społeczności czarodziejów, ale czy posiadali broń, po której uległaby zniszczeniu?
- Malfoy, macie tu serce Slytherina, włosy Morgany... Czy byłbym głupcem, gdybym zapytał czy macie tu w lochach jakiegoś bazyliszka? - Zaironizował z niesmakiem Harry, otrzepując kolana.
Wszyscy spojrzeli z zaciekawieniem na Ślizgona, prychającego z pogardą.
- Po co wam jad, skoro jest zaklęcie? - Orzekł w końcu, jakby to była najjaśniejsza rzecz pod słońcem. - ... No co - Zaczął ponownie, gdy trójka Gryfonów wbiła w niego wzrok jak w Marsjanina. - ... Nie wiecie, że jest zaklęcie? 
Wybuchł głośnym, ironicznym śmiechem, łapiąc się za głowę.
- I to są osoby, które uratowały świat... - Oznajmił zawistnie. - ... Chcecie mi powiedzieć, że wszystkie siedem zniszczyliście jadem?
Hermiona przewróciła oczami.
- Jeden zniszczył Dumbledore, a inny był Harry'm. - Odparła z dumą, zakładając ręce na piersi, gdy Draco zrobił oczy wielkie jak dwa galeony. Ludzie nie byli tak wtajemniczani w szczegóły pokonania Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Liczyło się tylko to, że został zgładzony. - ... I zniszczył go Sam-Wiesz-Kto...Przecież twoja matka... - Dodała po chwili.
- Nie chciała o tym rozmawiać. - Blondyn odezwał się sucho.  - ... W każdym razie jest zaklęcie...
- Skąd wiesz? - Przerwał mu szybko Harry, mając spore wątpliwości. 
Draco westchnął zrezygnowany.
- Księgi od Czarnej Magii czytano mi do snu, Potter. - Odpowiedział tonem, który sugerował, że jest specem w tej dziedzinie.

Wszyscy udali się to pustych lochów Malfoy Manor. Draco wybrał to miejsce, mówiąc, że jest najbezpieczniejsze, jednak Gryfoni nie mogli powiedzieć, że czują coś więcej niż niechęć i strach.
Rogi każdego przejścia spowiła gęsta pajęcza sieć, a mury gdzieniegdzie zostały obrośnięte kępkami mchu. W powietrzu unosił się parszywy zapach śmierci i wilgoci.
Harry i Ron skradali się jak najdalej od Ślizgona. Mieli już go po dziurki w nosie, lecz Hermiona wyszła naprzeciw odwiecznej nienawiści, próbując się po cichu do niego odezwać.
- My nie znaleźliśmy żadnej wzmianki o zaklęciu niszczącym horkruksy... W żadnej księdze. 
Draco odwrócił się w jej kierunku bardziej zaskoczony niż zły, że szlama "ośmieliła się" coś do niego powiedzieć.
- Wygląda na to, że nie umiesz dobrze szukać, Granger. - Odpowiedział, uśmiechając się zawadiacko. Wiedział, że zdecydowanie rozjuszy tym Gryfonkę.
Nie mylił się. Już po sekundzie Hermiona zreflektowała się piszczącym, choć nadal przyciszonym głosem.
- Wypraszam sobie!
Draco uśmiechnął się jeszcze szerzej, lecz gdy zrozumiał co wyprawia, z powrotem przybrał obojętny wyraz twarzy.
Jeszcze przez kilka minut sprawdzali, czy lochy są bezpieczne i czy nikt ich nie zaskoczy, gdy Malfoy powiedział do Gryfonki. On. On pierwszy odezwał się do Panny wiem-wszystko, Szlamy Numer Jeden, najbardziej zagorzałej wychowanki Lwa świata.
- W tym domu jest sporo ksiąg i obrazów - Hermiona ściągnęła niepewnie brwi. - ... I pewnego dnia spytałem portret Augustusa Arffodel'a... To poprzednik...
- Poprzednik Dippet'a, wiem... - Draco wygiął usta w półuśmiechu. - ...Czytałeś " Historię Hogwartu "? - Dopytała podnieconym szeptem.
Ślizgon spojrzał na nią skonsternowanym wzrokiem. 
- Oczywiście, że czytałem. - Odparł, jakby to była normalka. - ... To coś nadzwyczajnego? - Rzucił na odchodne, jednocześnie zapominając o całych siedmiu latach wzajemnej nienawiści.
- Nie, nie... - Odpowiedziała łagodnym tonem, zakładając włosy za ucho.
Draco podniósł brwi do góry, następnie kontynuując.
- No i zapytałem go o jakąś książkę z zakazanymi eliksirami, rozumiesz... Cokolwiek dotkniesz staje się złotem i tak dalej... Podał mi tytuły takich ksiąg, mówiąc, że nie mam dać się omamić, a jak poszedłem do naszej biblioteki obok tej książki z eliksirami natknąłem się na całą poświęconą horkruksom...
Hermiona zastanowiła się dlaczego nie ma takiego egzemplarza w dziale Ksiąg Zakazanych w Hogwarcie, ani w żadnej czarodziejskiej bibliotece. To zmieniłoby całą ich przygodę z horkruksami.
Draco jakby czytał w jej myślach.
- Pomyśl, Granger. Gdyby wszyscy dookoła wiedzieli, że horkruksa można zniweczyć zwykłym zaklęciem, nie byłoby to już tak strasznie przerażające. Luka jest wszędzie, nawet w czarnej magii. A tak, skoro istnieje stereotyp, że horkruksy są ledwo zniszczalne, w sensie jad bazyliszka i tak dalej, to jest przestroga, by nie bawić się w czarnoksiężnika, by zapewnić sobie wieczne życie. 
Gryfonka zamrugała szybko, nie wiedząc co powiedzieć. Dochodziła do tego samego wniosku sama, jednak byla niesamowicie zaskoczona, że rozmowa ze Ślizgonem jest tak gładka i zdecydowanie na poziomie.
Uznali, że zabiją cząstkę Voldemorta na końcu lochów, a dojście do końca trwało nieskończoność.
Czasami wydawało się, że ktoś ich obserwuje, kraty podejrzanie skrzypią, a po murach biegają samotne cienie.
Harry i Ron nie oglądali się za siebie ani przez chwilę. Wszyscy już byli wykończeni tym całym przedstawieniem.
"Na horyzoncie" pojawiło się niewielkie kwadratowe okienko, symbolizujące koniec korytarza, a Hermiona odezwała się ponownie, już ostatni raz przed rzucaniem finalnego zaklęcia.
- Zaklęcie jest niebezpieczne, czy tak? - Spytała, czując, że inaczej być nie może.
Harry wydostał serce z pudełka, delikatnie ustawiając je różdżką na zakurzonej ziemii, a następnie spojrzał znaczącym wzrokiem na całą resztę i wzdychając, uniósł rękę w geście pozwalającym Draconowi działać.
- Po prostu życz mi szczęścia, Granger. - Odparł po dłuższej chwili aksamitnym głosem, wyciągając zza pazuchy garnituru swą głogową różdżkę.
Do wypowiedzenia formuły zbierał się dość długo; stał, wpatrując się w Serce Węża z gładkim oddechem, gdy trójka Gryfonów w ciszy czekała na jego stuprocentową gotowość.
Nikt nie kwapił się nawet, by go poganiać, choć powoli stawało się to denerwujące.
- Abyssos anima eorum in morte amisit mandabo!* - Szepnął pewnym tonem, gdy z jego różdżki poszybował matowo czarny płomień, z cichym skrzekiem uderzający w narząd, kiedy w tym samym czasie Ron tak samo głośno powiedział z wyrzutem do Hermiony.
- Bratasz się z wrogiem, Hermiono.
Dziewczyna chyba miała odebrać to jako przestrogę przed zdradzieckim sercem węża. Sercem Dracona Malfoy'a.
Odpowiedziawszy na odchodne " Nie bądź śmieszny, Ron ", rozwarła szeroko oczy, widząc jak gałki oczne Dracona podchodzą do góry, a całe ciało poddało się konwulsjom. 
- Malfoy! - Krzyknęła jednocześnie z Harry'm, podbiegając do niego.
Dotknęła zimnej jak lód skóry, która na przekór temu skapywała potem.
Harry przełknął ze strachem ślinę, gdy nagle wszystko ustało, a powieki Malfoy'a opadły.
Gryfoni nachylali się nad nim osłupiali, nie mając pojęcia co zrobić. Czarna magia jest czarną magią, a oni nie znali się na niej na tyle by zdiagnozować przypadłość Ślizgona.
Po kilku minutach Hermiona wstała, by spróbować pomyśleć racjonalnie, bez paniki. Tym razem nadaremnie. Dłonie zaczęły jej się trząść, jakby obwiniała za to siebie.
Wszystko stało się tak szybko...Malfoy z taką lekkością wypowiadał zaklęcie, nie było mowy o żadnej przeszkodzie.
Sam twierdził, że wie co i jak... Jak coś mogło wypaść spod kontroli...
- Hermiono! - Zawołał za nią Harry, a ona jak z procy odwróciła się i rzuciła na kolana, podnosząc głowę Ślizgona na swe kolana.
Nagle jego chłodne, stalowoniebieskie tęczówki zaczęły się pokazywać, choć wydawało się, że są jakieś nieobecne.
Potliwość i konwulsje ustały, a po kilku chwilach bezsensownego bełkoczenia, chłopak zdołał wydukać, łamliwym tonem.
- Wybaczcie, ale kim jesteście?
Hermiona niemrawo pokiwała głową, mrugając powiekami. Jej oddech stał się płytki i szybki, kiedy Ślizgon spojrzał na nich z nieukrywaną ciekawością. Jakby widział ich pierwszy raz na oczy. A nie mógł - znali się siedem lat.
- Nie... - Szepnęła, łapiąc się z głowę. 
" Luka jest wszędzie, nawet w czarnej magii. " - Zahuczał w jej głowie magnetyczny głos blondyna.
Tak - Odpowiedziała w duchu Gryfonka, czując niesamowitą pustkę w środku.
Tyle że ta luka doprowadziła do tragicznej utraty pamięci Dracona Malfoy'a, chłopaka, którego na zgubę wyprowadziła własna pycha.


------------------------------------

Jak zwykle moje niedopatrzenie w filmiku o one-shotach - napisałam, że data dodania miniaturki to 24.07, jednak chodziło mi o ostateczną datę, bo miałam miesiąc.
Pewnie jesteście na mnie źli, bo wbrew pozorom już długo nie ma rozdziału, ale teraz poświęciłam się cała miniaturce, a nadchodzący rozdział nie może być napisany na odpiepsz!
Miniaturka skończona, wiec teraz z powrotem biorę się za rozdziały!:3

No a co Wy sądzicie o mojej pierwszej miniaturce? Ja nie mam pojęcia co o niej myśleć, w każdym razie proszę Was o wyrozumiałość w komentarzach, choć nadal apeluję by były obiektywne!:)

Obiecana wcześniej czekolada dla Roni Malfoy dotarła, Roni skontaktowała się ze mną, że bardzo jej smakowała!
A już niedługo (tak sądzę) jeszcze w wakacje będzie kolejna akcja, a nagroda będzie zdecydowanie bardziej wartościowa niż czekolada!

Do następnego! c:
MoonSeer

PS. Tytuł miniaturki tak niesamowicie mi się podoba, że aż pękam z dumy *wybaczcie przechwałkiXD*. Te dwa dna... serce węża - serce Draco i Serce Węża - serce Salazara, jeszcze nigdy nie wymyśliłam tak głębokiego tytułu:D

*Jak zwykle przy pomocy translatora wyszło to cudeńko:  Nakazuję zatraconej duszy powrócić w swe odmęty śmierci.


6 komentarzy:

  1. Końcówka mi się nie podoba. Reszta jest naprawdę dobra, po prostu nie lubię tego typu zakonczeń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy tylko ja mam wrażenie, że miniaturka jest niedokończona lub wcale nie jest miniaturą tylko początkiem nowej historii. Treść jest ciekawa ;) mam nadzieję, że ją rozwiniesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy myślałam tak samo, jednak to miała być po prostu taka historyjka z morałem:--)
      Niemniej jednak także uważam, że byłby to super pomysł na nową historię... Kto wie, może kiedyś wykorzystam tego one-shota jako pierwszy rozdział całkiem nowej historii? Wszystko jest możliwe! c:

      Usuń
  3. Miniaturka jest tak napisana jak chciałam żeby była, a nawet lepiej :))
    Genialny pomysł na ostatni horkruks.
    Podziwiam, że zrobiłaś ją w jednej części, bo temat dałam bardziej na kilka rozdziałów, a nie na miniaturke XD
    Ale nie powiem, też jestem za żeby to kontynuować w przyszłości : D
    Wyszła ideolo, chociaż zakończeniem mnie zaskoczylaś, ale to dobrze B)
    Dziękuję za dedyk i mam nadzieję, że takich akcji będzie więcej .3.

    OdpowiedzUsuń
  4. Meeeeega!
    co prawda mi to przypomina 1rozdział zupełnie nowej historii o Dramione,która na pewno bylaby świetna:))))
    Końcówka aaa<3 :o!
    Jesteś cudowna, że znajdujesz tyle czasu i dajesz nam tą możliwość czytania tak cudownego bloga!

    OdpowiedzUsuń
  5. Niby nie było Dramione, ale dla mnie właśnie coś tam iskrzylo! Podoba mi się, ze przedstawilas Draco takiego chama XD

    OdpowiedzUsuń