piątek, 30 maja 2014

24. TEN OSTATNI RAZ cz. I

Draco chodził po całym pokoju wspólnym z nerwowo splątanymi z tyłu rękoma.
Dał radę tydzień. Tydzień kosztujący go niezliczonych wyrzeczeń i niepokoju.
Myślał, że wytrzyma, że przyzwyczai się do tego, a może nawet uda mu się to zatuszować, zakryć, zapomnieć. Jednak wiedział, iż nic już nie zdoła się zmienić, a jedynym ratunkiem była rozmowa, nie byle jaka.

Po sali poniósł się dźwięk pukania o ciężkie, mosiężne drzwi.

Chłopak wyprostował się, następnie sztywno odwrócił i podszedł do wejścia jak na szczudłach, oddychając głęboko.
- GRANGER! - Wrzasnął na powitanie, jednak to nie był ton, którego Hermiona się spodziewała. Wręcz przeciwnie; wyczuwała w nim obrzucanie jej winą, wściekłość i parszywą urazę. - Co ty zrobiłaś!?
Gryfonka stała jak wryta, nie spuszczając oczu z furii Malfoy'a. O co chodzi? 
- Myślałem, że dam radę, o tak - Zaczął wykrzykiwać w powietrze, choć słowa kierowane były do dziewczyny. - Sądziłem, że wszystko może być jak dawniej, sielanka, swawola - Wymachiwał rękami, udając beztroski ton. Hermiona niepewnie wkroczyła do środka, delikatnie zatrzaskując drzwi. - Ale widzisz, Granger - Zmienił ton na gorzki. - nadeszła kłębiasta i na pozór niegroźna chmurka, jakby miała pójść dalej, bez deszczu. - Ponownie, zmienił głos, udając jakby obwieszczał niedzielną pogodę. - I nagle! - Podniósł ton, a ona aż podskoczyła. Chyba zaczynała rozumieć, co Draco próbuje jej przekazać, choć nadal siedziała w ciszy, pozwalając mu skończyć. - Ściana deszczu, leje jak z cebra, urwanie chmury, nie wiem jak to jeszcze nazwać... I wszystko wywołałaś ty, Granger. - Rzekł spokojniej, przejeżdżając po twarzy ręką. - Mały Grangerulomnibus. - Gryfonka uśmiechnęła się słabo, siadając obok Ślizgona na ciemnej, skórzanej kanapie.
- Malfoy... - Szepnęła, chcąc dotknąć dłonią jego ramienia, choć ten ją odtrącił.
- Kurwa, Granger, nie mogę! - Wybuchł, wstając, a jego szyjne żyły pokazały się na skórze. - Ja nie mogę spać, Granger - Zaczął wyliczać na palcach. - nie mogę w spokoju pogadać z kumplami, nie wspominając już o przyjaciółce, która niedługo wyczaruje dla niego kiczowate bransoletki przyjaźni. Nie mogę nawet usiąść i pomyśleć nad własnym życiem w ciszy i spokoju, bo wieczorami cały pokój podnieca się bożyszczem Slytherinu. - Jęknął, a Hermiona niepokojąco zmarszczyła brwi. - ...Granger, ja nie mogę nawet patrzeć, kiedy chodzi za tobą jak cień. Powiedz mi, czy on ci pozwala oddychać?
Gryfonka poczuła się jakby ktoś wylał na nią kubeł lodowatej wody, kiedy Draco z powrotem usiadł, przeczesując palcami swe platynowe włosy, oddychając ciężko
- Ty mówisz cały czas o Josh'u?! - Krzyknęła, a chłopak spojrzał na nią wyczekująco. - Jak możesz być aż takim egoistą, Malfoy? Mógłbyś choć na chwilę postawić się w jego ciężkiej sytuacji!
- Dlaczego miałbym to robić? - Warknął, niczym rozwydrzone dziecko. - To nie ja biegam po szkole w damskich kieckach.
Hermiona otworzyła usta, ale szybko je zamknęła, natomiast Ślizgon prychnął tryumfalnie, wiedząc, że uderzył w czuły punkt.
- Granger, zrujnowałaś życie wszystkim Ślizgonom.
Teraz Gryfonka zaśmiała się drwiąco.
- Wydawało mi się, że raczej wszyscy prócz ciebie i twoich przyjaciół bardzo go adorują.
Role się odwróciły; Draco zapowietrzył się, nie wiedząc co odpowiedzieć. Właśnie powiedział coś, co kompletnie nie zgadzało się z jego wcześniejszym wypowiedzeniem. Uderzył się w czoło całą dłonią, tworząc głośny plask, a Hermiona szczerze zaśmiała się na reakcję chłopaka, pomimo tego, iż nie miała pojęcia, że od początku chodziło o Joshua'ę.
- No i nie rozumiesz, Granger. - Rzekł, siląc się na zrezygnowanie, jednak demony szalejące w jego wnętrzu, nadal trwały śmiertelnie rozjuszone, gotowe wybuchnąć.
- To mi wytłumacz. - Odpowiedziała, równie spokojnie. Rozpięta pod szyją koszula, Dracona zabierała jej całą uwagę.
- Tłumaczę, do cholery, Granger, obudź się! - Potrząsnął nią, jednak to nie było najmilsze przeżycie. - Nie opuszcza cię na krok jak jakiś syjam... Niedługo założy czerwono-złoty krawat. - Warknął, z obrzydzeniem.
- W czym masz problem, że lubię spędzać czas z Josh'em? On ma na prawdę sporo fascynujących rzeczy do powiedzenia. Na przykład żył w czasach, kiedy skrzaty domowe... - Rozmarzyła się, a Draco przewrócił oczami i chwycił ją za ramiona, zmuszając do tego, by na niego spojrzała. Dlaczego ona nie może pojąć, co przemawia przez zazdrość Dracona?
- Granger, przecież to wszystko dlatego, że... - Zaczął, dając za wygraną uczuciom gromadzącym się w jego sercu już od dawna, choć głos zatrzymał głośny i rozjuszony, jakby po raz setny musiał przemawiać małemu dziecku do rozsądku. Zawahał się tylko na sekundę, lecz tylko tyle wystarczyło, by dosłyszeć zatrzaskujące się drzwi.
- Witaj, Granger. - Nott przywitał się, podjeżdżając brwiami do góry na widok dwójki uczniów oddalonych od siebie o kilka marnych centymetrów. Na sobie miał tylko czarne dresy, a w prawej ręce dzierżył niewielkiego hantla, którego co chwilę opuszczał ku dołowi, to z powrotem podnosił, ćwicząc w ten sposób bicepsy i tricepsy.
Speszona Hermiona odwróciła wzrok, a Draco obrzucił Nott'a wściekłym, znaczącym spojrzeniem, głośno wciągając powietrze.
- Nie, spoko. - Teodor rzucił, pogodnie. - Nie przeszkadzajcie sobie. - Odwrócił się w kierunku korytarza prowadzącego do chłopięcych dormitoriów, z którego przywędrował. - Zaraz nadejdzie widownia. - Dodał, chichocząc, gdy pojawił się Josh.
- Hermiono. - Skinął dostojnie głową, a Gryfonka tylko uśmiechnęła się ciepło, nie śmiąc się ruszyć.
Draco schował twarz w dłoni, kiedy usłyszał kolejny trzask drzwi.
To Blaise biegł ku górze schodami, odziany tylko w biały ręcznik obwiązany w pasie. Na głowie miejscami mieniła się piana, a całe ciało było oblepione strużkami skapującej na podłogę wody.
- Myślałem, że nie wyjdą. - Rzucił, zasapany.
Nott wybuchł podłym śmiechem, a Joshua nie zwrócił na to większej uwagi, czytając jakąś książkę w rogu pokoju.
Blondyn nie mając już sił, uniósł swe kąciki ust, patrząc na obraz składający się z półnagiego, wyrwanego z kąpieli przyjaciela, stojącego obok nadal ćwiczącego ręce, bosego Nott'a w samych dresach, następnie przyglądając się odludkowi, aktualnie żyjącemu w ścisłym związku z książką, kończąc na ich dwójce, stojących w odległości niemal niewidocznej, której przerwano esencję ich spotkania. Po prostu nie mógł się nie uśmiechnąć, co także uczyniła Hermiona, jednak nadal niepewnie.
Wszyscy trwali w jakieś dziwacznej ciszy, nie zmieniając pozycji, w której Malfoy obrzucał Granger karcącym spojrzeniem, pokazując, że to wszystko nadal jest jej winą, choć jednocześnie miała odczytać to jako dobroduszne politowanie, jakby zaraz miał ją poklepać po głowie, mówiąc, że już wszystko gra tylko ma nie robić więcej takich numerów. Czyż to nie jest pogmatwane?
- Słyszałam krzyki. - W drzwiach prowadzących do sypialni dziewcząt, pojawiła się Pansy z ogromnym turbanem na głowie, zbudowanym z beżowego ręcznika, zaraz po umyciu swych włosów. W jej głosie można było dosłyszeć ogromne zaciekawienie i podekscytowanie.
- To ta dwójka! - Fuknął oskarżycielsko Nott, wskazując wolną ręką na stojących obok siebie Dracona i Hermionę. Druga dłoń nadal była zajęta ciężarkiem.
Pansy łapiąc sprośną aluzję Teodora, zaśmiała się, pokazując dwa małe dołeczki w policzkach. Chłopak odwzajemnił to dumnym uśmiechem, gdy wszyscy oprócz Josh'a, uśmiechnęli się, rozbawieni.
Ślizgonka dopiero teraz zwróciła uwagę, że dziewczyna stojąca obok jej przyjaciela to Granger. A nie można powiedzieć, że te dwie uczennice łączyło coś więcej niż czysta niechęć do siebie.
- Co ona tu robi? - Spytała wojowniczo, przeszywając Gryfonkę wzrokiem swych szmaragdowych tęczówek.
- Stoi. - Odrzekł sucho, Dracon, broniąc Hermiony. On także miał typowe i chwilowe, przyjacielskie spięcie z Parkinson, która tylko kpiąco podjechała do góry brwiami.
- To niech sobie usiądzie. - Syknęła, na pozór miło i troskliwie, a Nott uśmiechnął się pod nosem. Po chwili opuścił salę dormitorium z niezbywalnym uśmiechem na ustach. Nawet nie wiedział, że był odprowadzany wzrokiem Pansy, dopóki nie znikł za zimnymi murami.


***


Maj jest taką wspaniałą porą roku; ptaki urządzają swe nieziemskie, ćwierkające recitale, drzewa i krzewy zielenią się. Temperatura sprawia uśmiech na Twojej twarzy, a lekki, ciepły wiaterek zaprasza do życia. W maju powinno się radować, zaciągać orzeźwiającym powietrzem, wsłuchiwać w radosną serenadę słowika, rozciągając się na miękkiej, świeżo pachnącej trawie... Powiedzcie to Pansy, dzień przed Owutemami.

- Gdzie tu logika! - Warknęła w powietrze, odrzucając pióro ze wstrętem. Założyła ręce na piersi, obrażając się na cały świat Czarnej Magii.
- A o co pani chodzi? - Zapytał Nott, przypadkiem przechodzący obok stolika Pansy w pokoju wspólnym.
Nachylił się nieznacznie w kierunku rozłożonych na całym biurku pergaminach i księgach, kiedy dziewczyna szybko, jakby się przestraszyła, przeniosła na niego wzrok.
- Nott, powiedz mi, czy ty nie masz żadnych koszulek? - Spytała przeszywając oczyma jego idealnie wyrzeźbiony kaloryfer. Każdej normalnej dziewczynie ręka by świerzbiła, aby dotknąć takiej muskulatury i z taką samą pokusą właśnie walczyła czarnowłosa, pytając o coś, co wcale nie chciała by nastąpiło.
- Przestań. - Odparł łobuzersko uśmiechnięty, Nott, nie patrząc w jej stronę, tylko przewracając kartki. - Przecież widzę, że ci się podoba. - Dodał chichocząc, na co Pansy przymrużyła oczy, od razu odwracając się.
- Nawet tu nie spojrzałeś. - Odrzekła nachmurzona.
- Zadowolona? - Zapytał, odwracając się w jej kierunku, aby jego czekoladowe z domieszką miodu, oczy natarły na pełne wyrazu szmaragdowe tęczówki, Pansy, która uśmiechnęła się wdzięcznie, gdy rozbawiony Nott uczynił to samo.
- Myślałem, że to Potter jest mistrzem Czarnej Magii w tej szkole. - Rzekł, prostując się.
Ślizgonka natychmiastowo zmyła piękny uśmiech z twarzy i zdecydowanie za szybko zaczęła mrugać. Gorączkowo zaczęła przekładać zwoje pergaminu, próbując przyswoić informacje o Boginach, które po jej głębszych przemyśleniach nie miały sensu...Albo to jej przemyślenia były bezpodstawne.
Nott zdając sobie sprawę, że musiał nadepnąć na wyjątkowo uciążliwy odcisk Pansy, przyglądając się nieudolnym próbom zrozumienia czegoś, co kompletnie jej nie wchodzi, po pewnej niekomfortowej ciszy, zreflektował się.
- Dobra, posuń się. - Rzucił szybko, ręką pokazując, że ma się przesunąć. Uśmiechnął się niesamowicie magnetycznie, gdy Ślizgonka podniosła głowę.
- Ale... - Zaczęła zakłopotana.
- Damy radę. - Uciął obojętnie, siadając półdupkiem na jednym krześle z ogromnie ucieszoną, choć nie dała po sobie tego poznać, Pansy. - Boginów nie kumasz? No to lecimy. - Zawołał ochoczo, niczym trener sportowy zachęcający drużynę do stu pompek, kiedy dziewczyna kątem oka na niego spojrzała, delikatnie uśmiechając się.
- Proszę, proszę... - Zacmokał cicho, choć dumnie, siedzący na kanapie wraz z Draco, Blaise, wydłużając szyję, niczym żyrafa, by lepiej móc obserwować dwójkę swych przyjaciół uczących się razem, przy jednym stoliku.



***

Chwila, w której siódmoklasiści  po raz ostatni mieli zasiąść w ławkach, by napisać szkolne egzaminy, nadchodziła nieuchronnie, a i tak większość uczniów siedziała na słonecznych błoniach, delektując się niesamowitą pogodą, oczekując dzwonka symbolizującego rozpoczęcie Owutemów.
  Hermiona siedziała właśnie pod wierzbą, blisko brzegu ogromnego jeziora, trzęsącymi się z nerwów rękoma ostatni raz przerzucając stronice książki od Obrony przed Czarną Magią. Ginny nie mogła jej towarzyszyć, gdyż po raz ostatni tłumaczyła swemu starszemu bratu różnice pomiędzy wilkołakiem a animagiem wilka. Ale nie przeszkadzało jej to zbytnio... I bez tego nerwy mogły wyżerać ją od środka, a panika obezwładnić ciało bez żadnych przeszkód. Oddychała płytko, powtarzając regułki, a gdy pomyliła się jednym słowem z definicją w podręczniku, była bliska histerycznego płaczu.
- Uczysz się, Granger? A to ci heca. - Zza pnia wierzby wyłonił się Draco, oddalający się od Blaise'a i Nott'a.
- Ty też powinieneś. - Odrzekła sucho, nie patrząc w jego stronę. Szukała czegoś gorączkowo w spisie treści.
Malfoy widząc stan dziewczyny, niemal przeżegnał się; jej oczy były nienagannie podkrążone i zmęczone, twarz blada, a włosy dziwnie oklapnięte.
Usiadł obok niej, opierając się o pień.
- Jesteś w zmowie z Lambrenem? On też nie wie co ze sobą zrobić w nocy. - Mruknął ironicznie, wyciągając małą paczuszkę z kieszeni swego idealnego, granatowego garnituru.
- Bądź cicho! - Sarknęła drżącym głosem, odwracając się. Jej ręce trzęsły się potwornie. - Nie mogę znaleźć jakichś dłuższych notatek o dementorach, a przecież to jest esencja Czarnej Magii, na pewno to będzie, a jak nie mam ich tu, tylko na górze, stracę piętnaście minut na dojście do wieży, kiedy w tym czasie nauczyłabym się sposobów unieszkodliwienia klanów trolli zamieszkujących Pireneje!... - Lamentowała, przytrzymując czoło spoconymi dłońmi.
Draco podjechał brwiami do góry, wpakowując do ust Hermiony, cienkiego papierosa.
- Masz, przyda ci się. - Rzekł, uśmiechając się dobrodusznie, kiedy dziewczyna zrobiła zdziwioną i jednocześnie przerażoną minę. - Spokojnie, nic ci nie będzie. - Dodał, chichocząc drwiąco, gdy Granger sprawiała wrażenie jakby trzymała w ustach tykającą bombę. 
   Myślał, że Gryfonka wie co trzeba zrobić, bo przecież kto nie wie? Lecz ona tylko nerwowo zaciskała wargi na powoli palącym się papierosie, choć po chwili chwyciła go dwoma palcami, wyciągając z ust.
- Ty palisz?! - Ryknęła, jeszcze bardziej rozjuszona, wymachując rękami.
Draco spojrzał na nią jak na niedorozwinięte dziecko.
- Oh, nie! Ukradłem garnitur Blaise'owi!... - Odparł sarkastycznym tonem. - ...No zaciągnij się, Granger, zaciągnij. - Nakazał, pokazując, że ma wciągnąć powietrze.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie, biorąc dech tak mocno, na ile jej płuca jej pozwoliły. Draco tylko bezradnie zwiesił głowę, uśmiechając się. Sekundę później usłyszał duszący kaszel Granger, jakby zamierzała wypluć  swoje wszystkie wnętrzności. 
Uniósł wzrok i zobaczył jak drżącymi dłońmi rozgarnia dym, a oczy ma mocno zaczerwienione.
- No tak, to się zdarza... - Oznajmił, patrząc oczami okrągłymi jak dwa galeony, próbując opanować śmiech, gdy oglądał nieudolne próby zaciągnięcia się dziewczyny.
- Jabłkowe... - Hermiona zdołała wysapać, nadal krztusząc się. Oddała papierosa właścicielowi.
Malfoy przytaknął, delikatnie wciągając dym do płuc.
- Lepiej, co? - Rzucił dumnie, kiedy ręce Gryfonki przestały trząść się jak na syberyjskim mrozie. - a teraz, Granger - Dodał, biorąc z jej kolan książkę, by następnie ją zatrzasnąć i odłożyć. - uspokój się.- Dokończył, uśmiechając się.
Granger dając sobie spokój z nauką, przykuła swój nieufny wzrok ku oddalonej o kilkanaście metrów parze, śmiejącej się do siebie wniebogłosy. Wciągnęła głośno powietrze, przewracając oczami.
Zaciekawiony Draco także podążył za spojrzeniem dziewczyny, a gdy spostrzegł co jest na rzeczy, prychnął zjadliwie.
- Nie przejmuj się, Granger. - Mruknął, gasząc papierosa o pobliski kamień. - Przecież Abbott to największa idiotka w Hogwarcie. - Dodał, tonem sugerującym, że dwa plus dwa daje cztery.
- Tylko tak mówisz. - Odparła nachmurzona, przeszywając uśmiechniętą Hannę, chlapiącą Rona jeziorną wodą.
- Tak sądzisz? - Spytał tajemniczo, unosząc brwi. - Sprawdźmy, Granger.
Hermiona nie mając pojęcia, jak Dracon chce to udowodnić, przeniosła wzrok z powrotem na Puchonkę.
- Ej, idiotko! - Malfoy wrzasnął z całej siły, natychmiast uśmiechając się tryumfalnie, gdy spośród tłumu dziewczyn siedzących na błoniach, to właśnie Hanna Abbott odwróciła głowę, w poszukiwaniu źródła wołania.
Ślizgon dumnie poprawił marynarkę garnituru, gdy Granger zaczęła pokładać się melodyjnym śmiechem, trzymając się za brzuch, oparłszy się o pień.
- Nie ładnie tak wyśmiewać się z głupszych, Granger.- Rzucił karcąco, grożąc palcem, a Hermiona od razu ucichła.
Teraz zarechotał Draco.
- Też jej nie lubię.
W tej chwili po błoniach potoczył się donośny i tubalny odgłos ogromnego dzwonu.
Wszyscy uczniowie zwrócili swe zaniepokojone głowy w kierunku wieży, z której dochodził dźwięk.
- No cóż, Granger... - Ślizgon pomógł Hermionie wstać. - Napisz ten egzamin pięćdziesiąt tysięcy razy lepiej od niej, żeby wszystkich utwierdzić w wierze, że Abbott to idiotka do kwadratu.
A Gryfonka wiedząc, że nie powinna, uśmiechnęła się pod nosem, gotowa, by ten ostatni raz zasiąść przed arkuszem egzaminacyjnym.
  


------------------------------
No dzień dobry!
Po dwóch tygodniach widzimy się z powrotem i jak zauważyliście rozdział został podzielony na części. Niestety przez koniec roku, czyli pracowanie nad średnią i naciskanie przez nauczycieli, zdołałam napisać tylko jedną część. Mam nadzieję, że notka choć trochę Wam się podobała. Ja muszę przyznać, że wywołała u mnie uśmiech, a szczególnie rzeczy dziejące się w dormitorium Ślizgonów:D
Oczywiście rozdział nie obfituje w fajerwerki i tak dalej, jest lekki i przyjemny.

I  to tyle na dziś. Domyślam się, że Wy także teraz macie rzeź w szkole;-; ale na pocieszenie mogę Wam powiedzieć, że druga część tego rozdziału będzie zawierać dwa wątki par, a koniec nie będzie dawał Wam spać, gdyż zdradza praktycznie całą fabułę kolejnego rozdziału!

Następna notka jak zawsze - co dwa tygodnie (13.06.2014) a i na prawdę ogromnie Was proszę, zostawcie tu po sobie ślad, nawet najmniejszy! Wiecie, że pisze mi się miliard razy lepiej, po przeczytaniu obiektywnych komentarzy.

Do następnego razu - Wasza wykończona MoonSeer c:

piątek, 16 maja 2014

23. MESSY DAYS

- Nie sądzę, że był zadowolony....... - Ktoś mruknął posępnie, wzdychając.
- Bo nie był. - Zza mgły można było dosłyszeć damski pomruk rozgoryczenia.
Strzęp zjadliwej, ledwo słyszalnej rozmowy przerwał głos pełen gracji i troski.
- Przestańcie. Budzi się.
Hermiona nawet w śpiączce wiedziała do kogo należy ten ton.
Uśmiechnęła się lekko, rozchylając powieki powoli na wskutek rażącego w oczy, porannego światła.
- No dzień dobry. - Zamruczał Josh uśmiechając się krzywo na widok wypoczętej już twarzy Gryfonki.
Nie sądzę, by istniały słowa, które oddałyby obecne uczucia Ślizgona. To co zagwarantowała mu owa brązowowłosa dziewczyna była skarbem cenniejszym od złota.
Hermiona promieniejąc z każdą sekundą, swawolnie zmieniła pozycję do siadu, rozglądając się za pewną blond czupryną, której nie potrafiła nigdzie dostrzec. Brakowało także Harry'ego i Rona.
Uśmiech powoli spełzł z jej ust.
- Zanim zapytam o Harry'ego i resztę.... - Gryfonka rzekła ochrypłym tonem, natychmiast próbując odchrząknąć. - ....Jak się tu dostałam? - Zapytała, bardziej Ślizgona niż dwie koleżanki z jej domu.
Lambren sprawiał wrażenie jakby od chwili przebudzenia dziewczyny czekał aż padnie to istotne pytanie.
- Może sama zobaczysz? - Odparł pytaniem na pytanie, uśmiechając się tajemniczo. Gdy spostrzegł zdziwiony i niepewny wyraz twarzy swojej wybawczyni, delikatnie pochwycił leżącą na nocnym stoliku różdżkę a następnie przyłożył ją do swej skroni. Za drewienkiem podążyła dziwaczna nitka, otoczona srebrzystobłękitną poświatą, unosząca się w powietrzu niczym latawiec.
Ginny spojrzała na chłopaka z politowaniem, wyciągając swój magiczny atrybut by przywołać lewitującą w rogu sali, miniaturową myślodsiewnię.
- Panie przodem. - Gestem zaprosił Hermionę do zanurkowania w leistą substancję, która tym samym nie byłą wodą, czy też inną cieczą, 
 
Gryfonka leżała bezwładnie na zimnej, zakurzonej posadzce, z kaskadami włosów opadającymi jej na twarz i ramiona.
Po raz pierwszy korzystała z myślodsiewni i obiecała sobie, że to nie będzie ostatni. To niesamowicie cudowne uczucie, widzieć siebie w całkiem innym wymiarze.
Kiedy ona z wyraźnym podekscytowaniem obserwowała cały przebieg sytuacji, wyprostowany Josh stał tuż za nią trzymając ręce w kieszeniach.
Nagle, jakby z oddali, zdawało się, że słyszy jakieś kroki. To Josh z wspomnienia niepewnie pchając metalowe drzwi, ujrzał nieprzytomną Gryfonkę.
Na widok stanu dziewczyny, natychmiast zreflektował się, przyjmując rzeczowy wyraz twarzy, a następnie rzucił się na kolana. Nie czekając na nic, uchwycił Hermionę za zgięcie w nogach i plecy, tak że jej burza włosów zwisała ku dołowi i od razu ruszył kolejnym tajnym przejściem, jakby ciężar osiemnastoletniej dziewczyny nie miał żadnego znaczenia - głowę miał pewnie uniesioną, a nogi same zaczęły go prowadzić.
Scena się zmieniła.
Kroczył z niekontaktującą dziewczyną uwieszoną na jego rękach, korytarzem, którzy prowadził do Skrzydła Szpitalnego.
Jednym kopniakem rozwierając ogromne wrota, wmaszerował do środka, gdzie nie było kompletnie nikogo. Rozglądając się za najbardziej odpowiednim łóżkiem, chwilę później ckliwe ułożył Hermionę na zimną pościel, jednak dalej stał nachylony, nie ruszając się.
Gryfonka podeszła krok bliżej, bo chłopak we wspomnieniu zaczął cichutko szeptać. 
- Dziękuję, Hermiono. - Josh patrzył w twardo zamknięte oczy dziewczyny, mając nadzieję, że zaraz i ona spojrzy w głębię jego tęczówek. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, a odrobinę zawiedziony Joshua, powoli, jakby nie był pewien czy jeszcze potrafi to zrobić, czy też powinien, pochylił się niżej by odgarnąć nadal pachnące soczystym jabłkiem włosy Gryfonki, a następnie złożyć na jej odsłoniętym czole delikatny, łagodny i jednocześnie niezdarny pocałunek. - Dziękuję. - Szepnął ponownie, prostując się.
W następnej chwili opuścił salę szpitalną, wiedząc, że jak w zwyczaju pani Pomfrey, zaraz wyjrzy zza swojego gabinetu by skontrolować stan pomieszczenia, a wtedy Hermiona już będzie pod dobrą opieką.

Dziewczyna odwróciła się do Joshua'y, który stał nonszalancko oparty o jedno ze szpitalnych łóżek. W jej oczach pojawiły się słone łzy szczęścia. 
- To ja dziękuję! - Krzyknęła uradowana.
Wszystko poszło niemal zgodnie z planem. Josh był pośród nich, żywy!
Nie mogąc opanować emocji, nie próbując powstrzymać łez, podbiegła do Lambrena by mocno go uściskać, że razem dali radę, udało się.
Jednak w momencie, gdy ich ciała dzieliły marne, małe centymetry, szare, zamglone Skrzydło Szpitalne zaczęło się rozpływać, a owa dwójka wylądowała z powrotem na swych miejscach w prawdziwej sali szpitalnej, nadal uśmiechając się do siebie, udając, że nic, kompletnie nic nie zaszło.

Po opowiedzeniu historii, która miała miejsce gdy Hermiona leżała nieprzytomna, ta jeszcze bardziej poczuła się rozradowana; Josh w te pędy ruszył do dyrektor McGonagall, która jak sądził, od razu twierdziła, że już kiedyś spotkała jego wizerunek. Zmieniła swój stosunek, kiedy się przedstawił i poprosił o sprawdzenie kartoteki Ślizgonów z 1898r. Wtedy Minerwa przeżegnała się, wyciągając różdżkę w razie obrony, jednak Josh opowiedział o całej klątwie i o tym jak Hermiona zdołała uratować jego życie. Dyrektorka niechętnie uwierzyła w ową bajeczkę, jednak zmieniła zdanie zobaczywszy nieprzytomną od kilku godzin Gryfonkę z niespadającą gorączką.
Po późniejszych rozmowach z Lambrenem, McGonagall całkowicie zaufała Ślizgonowi (jego wdzięk widocznie działał nie tylko na młode dziewczęta) i konwersację zakończyła zdaniem, które Josh zdublował, udając mądry, nauczycielski ton, co jeszcze bardziej ucieszyło Hermionę: " No panie Lambren, cóż mogę więcej powiedzieć, od poniedziałku zaczyna pan chodzić na zajęcia."
   Ginny i Emma też zdawały się cieszyć z poznania nowego ucznia, jednak to Granger nie posiadała się z emocji.

Pacjentka mogła opuścić szkolną klinikę dopiero następnego dnia, czyli w niedzielę, a że dziś był dzień wolny, czwórka uczniów zaniosła się luźną, przyziemną rozmową, opowiadając nowemu, jak Hogwart się zmienił, a ten w zamian opowiadał jak było w jego czasach.
Było około godziny jedenastej przed południem, kiedy Hermiona zreflektowała się, że nie zapytała o to, co tak naprawdę od początku ją dręczyło.
-...Gdzie są Harry, Ron...i Malfoy? - Odczekała aż przyjaciele zakończą wątek, by bez sensu nie przerywać, a wtedy Ginny i Emma mimowolnie zwiesiły głowy, natomiast Josh wyglądał jakby bez większego powodu dostał mocne uderzenie w twarz, z wolnej ręki.
Pierwsza odezwała się Ruda.
- Harry i Ron musieli iść na jakieś spotkanie odnośnie nowych mioteł u pani Hooch....a Malfoy..... - Urwała kłopocząc się ze słowami.
- Malfoy trochę........ - Zaczęła szybko Emma.
TRZASK!
Ogromne, mosiężne wrota otwarły się z impetem, uderzając o mury pomieszczenia, w nich stanął strzepujący z rękawa garnituru kurz, Draco Malfoy.
- GRANGER! - Krzyknął zdruzgotany oraz oburzony, zły, wściekły, a tym samym zatroskany i uspokojony, że Gryfonka jest cała i zdrowa. Wszystkie te sprzeczne sobie emocje były zawarte w tym jednym wrzasku. 
Sprawiał wrażenie, jakby to nie był koniec jego wypowiedzi, ale przez urzędujące tu zgromadzenie, był zmuszony zakryć swoje uczucia pod ciężkim płaszczem obojętności.
A więc zrobiła to. - Przestraszył się w myślach. - Ten kretyn jest tu...żywy. - Jęknął w duchu, kiedy wszystkie twarze zwróciły się ku niemu, oprócz tej jednej; Josh nie odwrócił się, nadal spoglądając na wyraźnie ucieszoną na widok blondyna dziewczynę.
- Lambren, daj Granger oddychać. - Rzucił jadowicie i na pozór niedbale, sięgając po dodatkowe krzesło, na którym od razu usiadł, gromiąc zdecydowanie rozeźlonego, lecz odsuwającego się od Hermiony, Ślizgona.

***

Informacja o tym, że w Hogwarcie pojawił się całkiem nowy uczeń, rozpierzchła się zdumiewająco szybko. Niektórzy byli głębiej wtajemniczeni w życiorys chłopaka i wiedzieli o jego okrutnym losie i wybawieniu słynnej Hermiony Granger, zdecydowanie więcej, jednak nadal większość parszywych historii o klątwie Ślizgona mijała się z prawdą, a chęć poznania nowego wzrastała tym bardziej.
Na szczęście dyrektor McGonagall jak zwykle miała dość oleju w głowie i na jej prośbę, Josh resztę soboty i południe niedzieli spędził w jej specjalnie przygotowanym dla niego gabinecie, gdzie powoli powracał do tradycyjnych czynności człowieka, jak pożywienie, korzystanie z toalety, potrzeba snu... " Po stu latach odchodzi od nawyku." - Zażartował, kiedy o drugiej w nocy siedział na swym polowym łóżku wpatrując się w Fawkes'a, gdy nadeszła zmęczona, choć roześmiana McGonagall.
   Przed niedzielnym południem, Ślizgonów z siódmego roku spotkała niemiła niespodzianka; Draco, Blaise i Nott otrzymali specjalne listy od dyrektorki głoszące, że mają stawić się w jej gabinecie dokładnie o jedenastej. Każdemu żołądek odwrócił się do góry nogami.
- Co ona chce...........- Warknął w powietrze Nott.

- To ten nowy? - Spytał Teodor ledwo poruszając ustami, stojąc pomiędzy Smokiem a Diabłem.
Draco odchrząknął, co miało znaczyć coś w rodzaju ironicznego " we własnej osobie", przeszywając Joshua'ę nadmiernie życzliwym spojrzeniem, które pomimo, że na pierwszy rzut oka wyglądało na przyjazne, na prawdę kipiało jadem.
- Chłopcy, spokojnie. - Rzekła łagodnie Minerwa. - To nie kara.
Ślizgoni chyba mieli spokojnie odetchnąć, jednak czuli, że kara za cokolwiek w porównaniu z tym co dyrektorka zamierzała oznajmić, to pestka.
- Jak już pewnie wiecie, Joshua od jutra zaczyna naukę w Hogwarcie, a są mu do tego potrzebne konkretne sprzęty, o których on nie ma pojęcia - wy tak.
Dracon już widział w głowie, jak jeszcze dziś kiwa ręką zamkowi na do widzenia, odjeżdżając jak najdalej i najszybciej od tego zgrywusa...
- Więc zwracam się do was z prośbą..........
- Nott!
- Blaise!
- Nott!
Wszyscy trzej chłopcy zapiali jednocześnie, nie potrzebując już końca prośby dyrektorki, która skierowała swój wzrok i uśmiech w stronę Josh'a.
- Panie Lambren, to Teodor Nott, który pomoże ci w niezbędnych zakupach na ulicy Pokątnej.... I bez dyskusji, Nott. - Podniosła rękę, gdy tylko usta Ślizgona otwarły się by wyrazić swe niezadowolenie i sprzeciw. Tymczasem Draco i Blaise podle brechtali się ze " szczęścia " kolegi.


***

- Może tutaj? - Zapytała nieśmiało Hermiona, wskazując na trzy małe schodki, prowadzące na podwyższenie. Jej twarz była oświetlana przez ostatnie promyki zachodzącego już, bordowo-pomarańczowego słońca.
Draco na razie ukrywając swe utrapienie i ciążące na sercu uczucia niczym ogromny kamlot, uśmiechnął się sztucznie, siadając w wyznaczonym miejscu.
Trwali w niekomfortowej ciszy wpatrując się w swoje "niezmiernie" interesujące kolana.
Obydwoje czekali na reprymendę od drugiej osoby, a szczególnie Hermiona wyczekiwała wyrzutów i fochów Ślizgona, za to co zrobiła za jego plecami.
Jednak dziś Draco nie miał najmniejszej ochoty ubliżać Joshua'le i obwiniać Gryfonki. Dziś chciał skupić się na czym stokroć ważniejszym, na czymś co dręczyło go już od dłuższego czasu, a nikomu nie mógł się o tym wygadać prócz tej jednej, gryfońskiej dziewczynie.
Odpychając rozgoryczenie i złość z powodu Lambrena, zdał sobie sprawę, że miejsce opasłego kamienia na sercu, zastąpiła niewyobrażalna ulga na wieść, że Granger jest cała i zdrowa. Od początku było wiadome, że ta sprawa z pseudo-duchem jest podejrzana i niebezpieczna, a tylko jeden Merlin mógł znać konsekwencje wypowiedzenia czarnoksięskiego zaklęcia. Dziewczynę mógł spotkać los o wiele gorszy niż kilkugodzinna śpiączka i pierwotny, przeszywający ból głowy, a wtedy Draco na zawsze obwiniałby się, że nie wpadł na to, iż uparciucha ukończy rytuał na własną rękę, a Hermiona już nigdy nie dowiedziałaby się tego co Malfoy ma jej do powiedzenia, stawiając wszystko na jedną kartę, nie zważając na jej uczucia.
Ale Gryfonce się udało i siedziała tu teraz z nim, przygryzając z niepewności dolną wargę, czekając na eksplozję. Jednak jedyną eksplozją jaką Draco chciał poczuć, to tą przy magicznym zetknięciu się ich ust, w pełnym pasji pocałunku. Dlatego też uśmiechając się delikatnie i lekko, wyciągnął swą rękę by dosięgnąć nią odwróconej do boku twarzy dziewczyny.
Gdy Hermiona ujrzała swymi dużymi i smutnymi oczami łagodny wyraz chłopaka, także ozdobiła usta uśmiechem i szybko położyła swą lewą dłoń na dotykającej jej policzka ręce Dracona, którego przeszedł gorący dreszcz na wskutek ich bliskiego kontaktu.
Malfoy nieznacznie nachylił się, a od razu oświetlił go promyk chowającego się za horyzontem słońca. Przeszywał ją swym stalowym spojrzeniem, które pod wpływem ciepła tęczówek dziewczyny, zaczęło błyskawicznie topnieć.
Niemalże stykali się czołami, będąc spokojni, że w tak zapyziałym miejscu nikogo nie napotkają, bo wszyscy objadali się właśnie wytworną kolacją w Wielkiej Sali
Wymieniali się już oddechami, a Hermiona uśmiechnęła się wyraźnie uspokojona.

Jednak sprawa jeszcze nie doszła do sedna.

- Nie wiem, na prawdę nie mam pojęcia, kiedy...jak...gdzie... ale stało się... - Draco zaczął, szepcząc. - .. I nie istnieją żadne słowa, by to dostatecznie dobrze opisać, dlatego spróbuję, ale tymi najprostszymi. - Zamruczał czule, centymetr od jej drżących z podniecenia ust. - Granger.............
Urwał, rozszerzając oczy i z przestrachem spoglądając na Gryfonkę, która podzielała jego przerażenie.
Zza rogu zaczął dochodzić dźwięk szybkich kroków i toczących się po posadzce kółek, nadchodzących coraz bliżej skrętu w kącik dwójki niepewnych uczniów. 
Wpatrywali się w siebie w grobowej ciszy, mając nadzieję, że przybysz ominie ich z daleka.
- Cześć. - Powitał się przeciągając samogłoskę, Josh taszczący za sobą nowiutki, ogromny kufer. - Gdzie jest dormitorium?
Draco szybko wciągnął powietrze, gryząc się za dolną wargę by nie wybuchnąć oraz przewrócił teatralnie oczami. Będąc niesamowicie rozwścieczonym, już podnosił się, by niekoniecznie uściskać Ślizgona, gdy Granger złapała go za rękaw, ciągnąc ku dołowi, by się uspokoił, a sama wstała pierwsza, uśmiechając się promiennie.
- Zakupy skończone, ha? Mam nadzieję, że Nott spisał się należycie. - Dodała tonem, który sugerował, że dziewczyna nie darzy Nott'a zaufaniem.
- W miarę możliwości. - Odpowiedział Josh, rozglądając się wokół własnej osi, jakby poszukiwał wzrokiem tabliczki z napisem ŚLIZGOŃSKIE DORMITORIUM. - Nie wiesz czasem.....
- Granger, chodź, odprowadzę cię. - Draco ożywił się, łapiąc Hermionę w talii. Miał nadzieję, że dzięki temu Ślizgon sam zakończy swoje poszukiwania, skoro nie był w stanie zapytać o nie Malfoy'a....W sumie i tak by go podpuścił.
- Wspaniale!Hermiono, zgodzisz się, że także będę ci towarzyszył?-Zapytał dostojnie, gdy Draco zaczął się gotować:
- Znamy drogę, dzięki.
Hermiona zgromiła groźnym spojrzeniem blondyna, a następnie zaprosiła Lambrena:
- Jasne, Josh. Chodź.

Spotkanie Dracona z Gryfonką nie mogło należeć do jego ulubionych, a sprawcą był pewien Ślizgon, napataczający się w najmniej odpowiednich momentach. 
  Szli ku górze, przez liczne zbiorowiska schodów, które widocznie nie stanowiły dla Josh'a problemu, gdyż hardo unosił ciężki kufer ze swym dobytkiem nad każdą przeszkodą.
Kiedy cała trójka doszła do Wieży Gryffindoru, nadszedł czas pożegnania. A Malfoy myślał, że jego ' do widzenia ' będzie wyglądało zdecydowanie inaczej; czyż nie jest dla Granger kimś więcej  niż obojętnym, nowo poznanym znajomym? Chyba tak...
Jednak gdy nachylał się ku bramom niebios, którymi były usta Hermiony, ta zamiast wspiąć się na palcach i zatopić się w jego wargach, lekko i sztucznie, jakby mechanicznie uściskała go, nie pozwalając na żadne zetknięcie się ich ust.
Wtedy ponownie w jej głowie pojawiła się myśl, że obecność Joshua'y ingeruje tu tylko minimalnie, a znaczną cześć niedostępności odgrywa gorzka prawda słynnego zakładu Dracona.
Nowy Ślizgon starał się robić dobrą minę do złej gry, udając, że nie rani go perspektywa Hermiony zlepionej z Draco.
    Po chwili, dziewczyna zniknęła za portretem Grubej Damy, a dwaj Ślizgoni pozostali na korytarzu nie odzywając się słowem, gdy ciszę pierwszy przerwał Lambren, który pomyślał, że pomimo szczenięcego zachowania blondyna i tego co łączyło go z Hermioną, nie może go od razu skreślać. A dormitorium nadal było nie odnalezione, gdyż nie wiedział czy nie zmieniła się jego lokalizacja, a i tak nic mu po tym skoro nie zna hasła.
- Malfoy, słuchaj.... - Zaczął łagodnie.
- Nie idę w tym kierunku. - Draco warknął, robiąc biednemu Joshua'le na złość. Był już zdecydowanie na krańcu wytrzymałości i wystarczyło już tylko jedno małe potknięcie, a wybuchłby niekontrolowanym gniewem.
Chciał iść do Pokoju Wspólnego, jednak nie wyobrażał sobie tak długiej podróży z wieży do lochów w towarzystwie tego maniaka damskich kiecek. Dlatego wolał już bez sensu krążyć po korytarzu zamku, szukając spokoju. 
 Tak też uczynił, mając szczerze w nosie, czy Lambren znajdzie pokój, czy nie. Miał nadzieję, że nie i najbliższą, a za nią kolejną i kolejną noc spędzi w zimnym schowku na miotły

***

Draco schodząc po schodach do pokoju ślizgońskich chłopaków z siódmego roku, nie musiał długo czekać żeby dowiedzieć się co się święci; drzwi były otwarte i przeklinając cały świat chciał wejść do środka, ale osoba, która przed sekundą znalazła się w środku, nie zauważyła go i niemal zatrzasnęła przejście. Malfoy'a przed złamaniem nosa uchroniła jego ręka, która z prędkością światła zatrzymała prędkość zamykających się drzwi, a następnie odrzuciła je z ogromną siłą w tym samym kierunku, z którego przywędrowały. 
Jego najgorsze obawy zostały potwierdzone; pośrodku ogromnego syfu zostawionego przez trójkę kolegów, stał chudy Josh mocno trzymający kufer jakby ktoś zamierzał mu go odebrać.
Dwójka pozostałych chłopaków prawie tak samo spodziewała się Lambrena jak otępiały Draco; szczupły Nott odziany tylko w szare dresy, ćwicząc swój już wyrobiony kaloryfer, zastygnął w najcięższym etapie "brzuszka" z niezadowoleniem wpatrując się w nowego, a Blaise w butach leżał na swym łóżku, czytając książkę " Quidditch przez wieki ", w ogóle nie przejmując się dalszymi poczynaniami Josha, jakby go tam wcale nie było. Jednak obydwaj, zaciekawieni przenieśli wzrok, czekając na reakcję Dracona, który skamieniał w swej pozycji, stojąc w drzwiach, tępo patrząc na Lambrena.
Jego knykcie posiniały za sprawą mocnego zaciskania pięści, usta drżały przytrzymując silące się na nie obelgi, a oddech stał się powolny, głośny i głęboki jakby starał się opanować, patrząc na nowiuteńkie łóżko w rogu pokoju, burzące całą harmonię, panującą tu od prawie siedmiu lat.
Złość na Granger, że sprawiła obecność tego chłopaka, powróciła ze zdwojoną siłą.

Nie mógł, nie wytrzymał.

- WYPIERDALAJ! - Zaryczał prosząco, choć nadal stanowczo i groźnie, po czym Nott zagwizdał z aprobatą, następnie wracając do brzuszków.
Każdy wiedział co oznacza owe słowo, a już szczególnie w ustach Dracona, jednak nie osoba sprzed jednego wieku. Dla Josh'a był to neologizm nie do rozgryzienia, dlatego nieurażony, nie mając pojęcia do powinien uczynić, odparł łagodnie, pytaniem na pytanie, nie mając pojęcia czy to wystarczy.
- E...okej?
Dopiero wtedy Blaise podniósł głos, obrzucając całe pomieszczenie dość głośnym i pełnym drwiny śmiechem, przewróciwszy stronicę książki, a Nott ponownie trwając w fazie najbardziej napiętego brzucha, nagle opadł z głuchym puknięciem na wykładzinę oraz jęknął, nie mogąc uciągnąć zachowania Josh'a:
- No nie daję rady, no.......
Malfoy zobaczywszy aprobatę w poczynaniach kolegów, zdecydowanie ochłonął. Widocznie wykrzyczenie się było mu niewiarygodnie potrzebne, a odpowiedź biednego, niezorientowanego w tych czasach, Lambrena na paskudny wulgaryzm kierowany pod jego adresem, przyprawiła go nawet o mocny, kpiący uśmiech. 
Zatrzasnął drzwi i walnął się z całej siły na swoje łóżko, zostawiając Joshua'ę samemu sobie.

Ale tej nocy, żaden Ślizgon z siódmego roku się nie wyspał. Z początku każdy starał się to zbywać, twardo zacisnąć powieki i odpłynąć do krainy Morfeusza, jednak Josh pod żadnym pozorem na to nie pozwolił. Nadal nie przyzwyczajony do spania, przez całą noc nie zmrużył oka i choć nie robił tego umyślnie, niemiłosiernie uniemożliwiał pozostałym zapadnięcie w mocny sen.
Nie mając pojęcia co z sobą począć, uznał, że zacznie powtarzać materiał, który wkrótce będzie go obowiązywał, co równało się z zapalonym w całym pokoju światłem. Na wskutek pełnych gróźb pomruków kolegów, wkrótce wyłączył światło i już wtedy zdawało się, że nastanie błoga cisza. Lecz kilka minut przed godziną pierwszą, zorientował się, że jeszcze nie zdążył się umyć. Draco spojrzał swoimi podkrążonymi oczami na kolegów, którzy także nie zmrużyli oka, tylko mając twarz w poduszce, jęczeli pod nosem. Co z tego, że było ciemno, skoro kilka metrów dalej woda skapywała z pluskiem na posadzkę?
Josh nie miał złych zamiarów i myśląc, że reszta spokojnie śpi, owinięty ręcznikiem w pasie, ruszył po ciemku do swojego kufra w poszukiwaniu piżam. Kilka marnych kroków w nieprzeniknionej ciemności i nieopisany bałagan panujący w pokoju zagwarantował mu dość bolesne potknięcie, które zaakcentował głośnym sykiem. 
- Nieogłeśteozobićcześniej?....... - Jęknął niezrozumiale Nott, ukrywając głowę pod poduszką.
Po jakimś czasie chłopcy dali spokój, w końcu ile czasu można nie spać? W końcu chyba odpuści.
Jednak Lambren nie chciał zasnąć. Za bardzo się cieszył i jednocześnie bał, że gdy tylko zamknie oczy, na zawsze przeoczy coś nowego, co czeka na jego odkrycie. Około godziny trzeciej nad ranem, czyli kilka minut po tym jak już był stuprocentowo gotowy do pójścia spać, usiadł na skraju łóżka i wpatrywał się w jego nowy dom. Wiedział, że osoby mu towarzyszące nie lubią go ani trochę, ale nie przejmował się tym. Uczniów w Slytherinie jest na pęczki, a kto to wie, może już dziś pozna swych nowych przyjaciół? Układając w głowie wspaniałe scenariusze zleciało mu dobre pół godziny, więc pomyślał, że zmieni pozycję; ześlizgnął się z materaca i boso podreptał przez ciemny pokój by wyglądnąć przez okrągłe okno ukazujące podwodną toń jeziora.Wtedy  zdawało się, że te kilka marnych godzin minie w olimpijskim spokoju, lecz po chwili, jedno z łóżek skrzypnęło przeraźliwe. Josh nie przejął się tym zanadto; pewnie któryś z chłopaków przerzucił się na bok......Nie.
To
ledwo przytomny Blaise, ruszył z posłania w kierunku łazienki, przecierając oczy. A gdy tylko mógł w pełni zobaczyć wnętrze pokoju, całe pomieszczenie przedarł jego przeraźliwy krzyk, który od razu postawił na nogi Dracona i Nott'a. 
- Do cholery, nie wiesz co się robi w nocy?! - Zaryczał Draco w stronę Lambrena, wstając z łóżka, by do niego podejść. Nawet nie wiedział w jakim celu to uczynił.
- Po co wstajesz..... - Zachrypiał Teodor w kierunku Blaise'a.
- Wyobraź sobie, że chciałem się wy-si-kać.
- Ale zamiast tego, prawie się ze-sra-łeś. - Zadrwił Nott, w ten sam sposób akcentując każdą sylabę. - Ze strachu oczywiście. 
- Mam dość, odejmuję Slytherinowi dziesięć punktów, za to, że nie mogę się wyspać. - Draco warknął w powietrze, mając nadzieję, że uzyska skruchę Lambrena.
Diabeł zaśmiał się drwiąco.
- Poczuj tą karę, Lambren, poczuj te pejcze, smagające twe gołe plecy....Poczuj utratę dziesięciu punktów! - Załkał teatralnie.
     Takie słowne potyczki, kłótnie i nieporozumienia trwały jeszcze sporo czasu. Już nikt nie miał ochoty pogrążać się w słodkim śnie. Wtedy wydawało się, że marne pół godziny odpoczynku będzie wystarczające. 
Gdy nastąpiła nerwowa ' cisza na morzu ' było kilka minut po godzinie czwartej. A zanim nadeszła godzina piąta, każdy chłopak (oprócz Josha) już zdążył popaść w przyjemną, przedsenną agonię, jednak i to nie miało trwać wiecznie; Kiedy wybiła godzina piąta, a pierwsze promyki słoneczne zaczęły załamywać się dzięki jeziorze, Lambren zerwał się na nogi, by zacząć nowy dzień. Cała szopka zaczęła odbywać się od nowa; zza drzwi ponownie zaczął dochodzić dźwięk wody, a następnie Joshua zaczął pakować swój dobytek na dzisiejsze lekcje. Gdy wszyscy chłopcy przygryzali z nerwów wargi chowając się pod kołdrami, było kilka minut po szóstej.
Starając się nie robić większych problemu, po cichu otworzył drzwi by wymknąć się z dormitorium. Napawając się panującym dookoła milczeniem, usiadł wygodnie na czarnej, skórzanej kanapie, zagłębiając się w podręczniku od transmutacji. Jednak spokój nie trwał wiecznie, nie trwał pół godziny; Już po krótkim czasie, z przeciwległego korytarza dobiegł go głos drepczących stóp. Z zaciekawieniem wpatrywał się, czekając kto będzie owym Ślizgonem. A gdy tylko zza rogu wybiegła uczesana, wymalowana i wypoczęta Pansy zaparło mu dech piersiach. Dziewczyna była piękna jak anioł, który upadł na Ziemię. Uśmiechała się tak delikatnie, a jednak cudownie kojąco.
Ślizgonka tak samo zareagowała na widok nowego kolegi; przystanęła gwałtownie w pół kroku, tak że jej włosy się cofnęły.
Josh powolnie wstał, tak jak na dżentelmena przystało kiedy dama zawita do pomieszczenia, penetrując ją szczerze zadziwionym wzrokiem.
- Jestem Josh, Pansy. 
Obydwoje odezwali się w tym samym czasie, co spowodowało wdzięczny chichot obydwojga.
- Jest jakiś powód dlaczego o godzinie w pół do siódmej jesteś na dole? - Spytała Pansy po niekomfortowej ciszy, zakładając włosy za ucho.
- Mógłbym zapytać cię o to samo, Pansy. - Odparł Josh, uśmiechając się ciepło.
- Obowiązki prefekta... - Ślizgonka odpowiedziała zrzędliwie, stukając palcem w swą odznakę.
Lambren przymrużył nerwowo oczy. 
- A Dracon...........
- O nie, nie! Wymieniamy się regularnie, spoko.
Joshua zrobił minę, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, następnie powtórzył poprzedni gest dziewczyny i zamruczał:
- Ja także jestem prefektem i jeżeli pozwolisz, z największą ochotą ci pomogę.
Pansy pisnęła, klaszcząc w dłonie.
- Byłoby miło. - Dodała, rumieniąc się.

***

Transmutacja z McGonagall to z pewnością nie żadna sielanka. Przysparza miliony problemów najświetniejszym uczniom, nie mówiąc o tym, jaką katorgą może być dla trójki chłopaków, którzy nie zmrużyli oka przez calutką noc.
Jak w każdy poniedziałek rano, Draco siedział w jednej ławce z Hermioną. Zazwyczaj próbował zamienić z nią kilka słów, czy dziecinnie zaczepić, jednak dziś nie miał najmniejszej ochoty; siedział przytrzymując głowę lewą ręką, walcząc z pokusą uśnięcia. Oczy miał mocno podkrążone, a cerę niewyobrażalnie bladą. Co chwilę wzdrygał się z zimna.
Nic z tych rzeczy nie mogło umknąć uwadze Hermiony, która przerywając transmutację tukana w bukiet kwiatów, zdecydowała zapytać Malfoy'a co jest na rzeczy. Zaraz po tym pożałowała, że w ogóle się odezwała.
- Malfoy, co się dzieje? - Spytała troskliwie, szczerze się martwiąc.
Draco w tej samej chwili przeniósł wzrok swych przekrwionych oczu na Gryfonkę oraz wykonał zamaszysty ruch rękoma ku górze, prychając głośno i opryskliwie:
- Może zapytasz kolegi! - Wskazał dłonią na Josh'a, jakby był nic nie wartym robakiem.
Hermiona zerknęła na Lambrena, który także na nią spojrzał przepraszająco.
- Nie możesz mu odpuścić? - Syknęła przez zęby, korzystając z okazji, iż McGonagall objaśniała Neville'owi, że wciąż nieprawidłowo wymawia formułę zaklęcia.
- Granger, twój tukan zesrał się ze śmiechu, na to co właśnie powiedziałaś. - Odpowiedział, gładząc kolorowe pióra ptaka, by zakamuflować ponownie wypełniającą go doszczętnie furię.

- Dobranoc, panie Nott. - Przerwała lekcję nauczycielka, wpatrując się w Teodora odwróconego do boku na kilku książkach.
- Chyba nie słyszał. - Dodał filozoficznie Blaise, patrząc na klapnięte powieki kolegi.
- Słyszał. - Mruknął pod nosem Nott, powolnie podnosząc głowę.
Pansy cichutko zachichotała, a chłopak słysząc ten głos, szelmowsko podniósł kąciki ust.
- To dziś o dwudziestej widzimy się w moim gabinecie, Nott.-Rzuciła dyrektorka, jakby to była banalna rutyna.
Teodor wywrócił teatralnie oczami, z powrotem opadając na twardą okładkę.
- Odprowadźcie ptaki do klatek, proszę i sprzątnijcie to co po nich zostało, a potem usiądźcie na minutę. Mam dla was komunikat.
Uczniowie prędko (z wyjątkiem Ślizgonów) wykonali polecenie nauczycielki, a następnie zasiedli w ławkach, czekając na puentę.
McGonagall odkaszlnęła i poprawiła okulary.
- Słuchajcie, za godzinę, oczywiście jak wszystko pójdzie zgodnie z planem - Westchnęła cicho - do Hogwartu zawita jeden z przedstawicieli Ministerstwa, który pomoże wam obrać dalsze kierunki nauki, czyli w świecie czarodziejów Kursy, które po określonym czasie pozwolą wam zająć się wybraną pracą. Uczniowie, którzy nie są pewnie swojej przyszłości nie muszą się niczym martwić, Celeana Mirande zrobi wszystko co w jej mocy, by znaleźć wasze powołanie... - Urwała, jakby o czymś zapomniała. - Więc nie zachowujcie się jak małpy......Tak, Panno Weasley? Gdzie? W Wielkiej Sali, oczywiście.
McGonagall przewierciła każdego swym piorunującym spojrzeniem.
- Potter, powciągaj tą koszulę, jak ty wyglądasz...Smith, pozapinaj te guziki jak się należy...Panno Patil, proszę coś zrobić z tymi włosami, to nie jest czerwony dywan...Panie Malfoy, zdaje się, że nie wie pan jak wiąże się krawat...Pod szyję. - Dyrektorka zaakcentowała wypowiedź ruchem rąk, tak jakby prawidłowo wiązała niewidzialny krawat, pod szyję. - O tak, niżej te spodnie, Zabini, jeszcze nie wszyscy widzieli twoją dzisiejszą bieliznę. - Patrząc na całą zgraję uczniów, sprawiała wrażenie jakby zaraz miała się rozpłakać.
   Na szczęście w chwilę później, zadzwonił dzwonek i wszyscy opuścili salę, kierując się ku zielarni numer jeden.

Pomimo tego, jak ciężko musieli harować, przesadzając jakieś rośliny, niczym sprowadzone z kosmosu i niemalże tonąc w najwspanialszym nawozie - smoczym łajnie, o godzinie jedenastej, wszyscy siódmoklasiści stawili się pod wrotami Wielkiej Sali, czyści, pachnący i porządnie ubrani. McGonagall miała swoje odchyły, jednak nadal każdy ją szanował i bardzo cenił, podkreślając to takimi akcentami jak te; gdy przychodzi co do czego, potrafią się zgrać i sprawić by dyrektorka nie była zawiedziona, ale dumna. 
Po chwili, pojawiła się Minerwa, z kroczącą koło niej  sześćdziesięcioletnią kobietą, wyglądającą na szalenie miłą.
Radość, wzruszenie, duma i wszystkie uczucia podobne do poprzednich, powodowane przez nieskazitelną poprawność siódmoklasistów, kotłowały się w ciepłym sercu dyrektorki, ogrzewając każdy zakamarek jej ciała.
- Możemy zaczynać, pani Dyrektor? - Zapiszczała Celeana, podnosząc swą opasłą aktówkę oraz poprawiając okulary połówki.
- Ależ tak. - Machnęła lekko różdżką, a drzwi rozwarły się z hukiem, czekając na gości. - Zapraszamy do środka.

- Nazywam się Celeana Mirande i moim dzisiejszym celem jest zagwarantowanie wam, młodym, mądrym czarodziejom, dobrze płatnej pracy, w każdej z możliwych dziedzin. - Poprawianie małych okularków stało się uzależnieniem pani Mirande, robiła to średnio co trzy minuty. - Pewnie większość z was, ma już w głowie swą własną przyszłość, więc pojedziemy sobie sznureczkiem - wskazała ręką na siedzącą z przodu Padmę Patil. - gdzie każdy opowie mi pokrótce co zamierza robić wraz z ukończeniem Hogwartu. Proszę zacznij, młoda damo.
I zaczęło się. A w głowie większości siódmoklasistów pojawiło się pytanie: Czy tak na prawdę wiem, co z moją przyszłością? Teraz siedzieli w bezpiecznych murach Hogwartu, odżywiani do syta każdego dnia, spali w ciepłych łóżkach, a ich jedynym zmartwieniami były prace domowe. Owutemy za pasem, a co po rozdaniu dyplomów?
Opcji i marzeń było wiele. Jedne zdawały się być nierealne i śmieszne, choć inne mogłyby zapewnić interesujące praktyki oraz dobrobyt.

     Nikogo nie zdziwiło to, że Neville chciał zostać nauczycielem zielarstwa, a Potter i Weasley pragnęli oczyszczać świat ze zła, które po śmierci Voldemorta prawie nie istniało, będąc aurorami. Draco był bardzo ciekaw, jakie kierunki niektórzy zamierzają obrać, jednak nie był pewien, czy swój własny chce głośno obwieszczać.
- A pani rozmawiająca z tym uroczym chłopcem - Josh zarumienił się, a Malfoy przewrócił oczami. - kim chciałaby zostać?
Pansy odparła głosem pełnym wyższości, bez odrobiny skruchy:
- Chciałabym pracować w specjalnym magicznym laboratorium, tworzącym najlepsze mikstury do upiększania włosów, ujędrniania ciała - Nott wraz z kilkoma kolegami zagwizdał, ale Parkinson zdawała się nie zwracać na to uwagi. - i poprawiania sztywności paznokci, w Anglii. Chciałabym, żeby na Antysiwiaczu, który pani będzie stosować widniało moje nazwisko. - Dodała pewnie, uśmiechając się sztucznie.

- Ciekawe kim chce zostać Lambren, rok 1898..... Może rycerzem?- Zapytał Blaise Dracona, brechtając się podle. Wszak odpowiedź uzyskał niemal od razu.
- Ja nie dbam o pieniądze - Draco prychnął ironicznie, udając, że wypowiedź Josh'a jest poezją. - one nie są najważniejsze.
- Och, to prawda. - Dodał szeptem Nott, symulując stuprocentową zgodność.
- Marzę - Kontynuował dostojnie Joshua. - aby zostać wspaniałym mężem i przykładnym ojcem.
Po sali rozległo się zgodne, przeciągłe i rozmarzone, dziewczyńskie ' ohhh '. Niektóre z uczennic zaczęły wachlować się rękami. Która by nie chciała mieć takiego partnera?
Pansy szczerze uśmiechnęła się do Josh'a, który nie miał najmniejszego pojęcia, że powiedział coś nietuzinkowego. Hermiona uczyniła to samo co czarnowłosa.
   Trójka naburmuszonych Ślizgonów wydęła zrzędliwie usta i osunęła się na krzesłach. Kolejka zbliżała się do nich, jednak przed tym, głos został udzielony Granger.
- Myślę, że najodpowiedniejszą pracą dla mnie, byłaby posada sekretarki samego ministra. - Rzekła wyrafinowanym tonem.
Przez całej auli potoczyły się szepty. Każdy wiedział, że to nie byle jaka fucha; odpowiedzialność ciągnąca się za tymi obowiązkami była niewiarygodnie wielka.
- panna Hermiona Granger, czy tak? - Celeana zapytała, znając odpowiedź.
Hermiona przytaknęła.

- Mhm. - Kobieta zapisała coś na papierze i kazała kontynuować.
- Nott. - Blaise syknął, szturchając kolegę łokciem.
- A tak... - Nott ożywił się. - My się z Longbottom'em spotkamy, bo zamierzam być najlepszym nauczycielem obrony przed czarną magią jakiego miała ta szkoła.  
Wszyscy wychowankowie Węża zaczęli klaskać i gwizdać, a Teodor wskazał dłońmi na siebie, zachęcając do wysławiania go.
Kiedy wrzawa opadła, Blaise podzielił się swoimi planami na przyszłość, które leżały w tej samej branży, co wymarzona praca zawodowego gracza Quidditch'a, którym chciała być Ginny, tylko że chłopak zamierzał być trenerem takowej drużyny.
- A Ty, młody człowieku? - Staruszka spytała nalegająco.
Draco przełknął głośno ślinę, a na sali zaległa głucha cisza. Kto nie chciałby wiedzieć, kim chce zostać słynny Malfoy?
- Chciałbym zostać uzdrowicielem.

***


- Nie powinieneś się uczyć, Draco? Medycyna to poważny kierunek. - Blaise drażnił się z przyjacielem, siedząc na kanapie z nogami w górze.
Ale Draco tylko uśmiechnął się pogardliwie.
- Muffinka? - Spytał, na pozór uprzejmie, rzucając w Diabła babeczką ze stołu. - Pomoże ci w utrzymaniu kondycji trenera.
Zabini wydął usta i zmrużył oczy.
- Wygrałeś. - Przyznał obojętnie, wzruszając ramionami. Rozwinął papierek okrywający ciasteczko. - A swoją drogą...... - Zaczął Blaise z pełną buzią.
- Słuchaj Blaise, mam tu sprawę do załatwienia dopóki nikogo nie ma. - Przerwał łagodnie Draco, rzucając się na kanapę obok Diabła, który obrzucił go badawczym spojrzeniem, głośno przeżuwając ciasto. - Muszę z kimś pogadać, nie mam sił dłużej tego tłumić. Muszę to wyznać, zanim będzie za późno, Blasie. - Dodał wyrafinowanym tonem, symulując opanowanie, udając że czyta książkę. Zdecydowanie udawał - okładka była do góry nogami.
 Po chwili kontemplowania, zabrawszy pod uwagę, nienaturalny spokój Dracona, i jego poddenerwowanie, Zabini wstał i poklepał go plecach.
- Przypilnuję Lambrena, żeby tu nie przylazł. - Mruknął pokrzepiająco.  


----------------

No i jestem!
Pomimo kary i tak dalej i tak dalej, udało się!
Co do rozdziału: muszę powiedzieć, że go lubię. Pewnie zastanawiacie się, cóż takiego Draco chce wyznać Hermionie (hihi) 
Muszę przyznać, że z początku nie przykuwałam swojej uwagi do postaci Nott'a, jednak od niedawna stał się jednym z moich ulubionych bohaterów w tym opowiadaniu:3
A Wy co sądzicie o rozdziale? Wywołał uśmiech na Waszych twarzach? Bo taki był zamiar.
Sądzę, że wielu z Was nienawidzi Josh'a, czyż nie? Jednak muszę powiedzieć, że Josh jest w mojej paczce ulubionych postaci, choć do teraz sprawia wrażenie upierdliwej muchy:)

UWAGA! WAŻNE:

Nigdy nie popuszczę z komentarzami, bo wiecie o tym, iż stać Was na więcej, dlatego można powiedzieć, że ściągnęłam pomysł od jednej z blogerek Venetti i od teraz osoby, które chcą otrzymać w przyszłości fragment pdf mówiący o scenie łóżkowej Dramione (tak, tak, ona nadejdzie;)) oprócz klasycznego komentarza zawierającego opinię, umieszczają tam swój adres mailowy, na który wyślę ową część. ( Data będzie taka sama jak dzień publikacji rozdziału)

A TAKŻE:

Moja genialna przyjaciółka wpadła na ciekawy pomysł: Nieważne ile rzekomo jest wejść na rozdział, bo one mogą być no wiecie, puste i ludzie mogą nawet tej notki nie przeczytać, dlatego gdybyście mogli nawet Wy, moi anonimowy czytelnicy, po przeczytaniu rozdziału napisać chociaż " przeczytałam/em, byłam/em tu, podobało mi się/nie podobało mi się" czy coś, żebym wiedziała ilu Was jest tak na prawdę! To nie musi być długie i rozbudowane.
Myślę, że to nie jest dla Was wiele, a dla mnie to ogromny uśmiech od ucha do ucha, więc nieważne czy pragniesz pdf, czy też nie, proszę zostaw po sobie chociaż ten najkrótszy ślad, wspomniany wcześniej!:)

*Następny rozdział najpewniej 30.05.2014 godzina 19:00. W razie pytań zapraszam na Aska.

Mam nadzieję, że daliście radę to wszystko przeczytać i do zobaczenia, kochani - Wasza MoonSeer c:

wtorek, 6 maja 2014

BLOG ZAWIESZONY DO ODWOŁANIA

Nie będę owijać w bawełnę: MoonSeer poszła na wagary. No i oczywiście prawda wyszła na jaw i moi rodzice dostali telefon ze szkoły. A konsekwencje są bolesne: pomimo tego, że rodzice wzięli mi WSZYSTKO to mam zakaz siadania na kompa do odwołania a co za tym idzie: blog zawieszony. Nadchodzący rozdział jest jednym z moich ulubionych i bardzo mi przykro, że nie będę mogła go w żaden sposób napisać. Tą notkę piszę na telefonie kumpeli w szkole, bo do swojego nie mam dostępu. Mam nadzieję, że zrozumiecie w jak beznadziejnym położeniu jestem i będziecie się razem ze mną modlić o powrót.
Nie chodźcie na wagary - rodzice są bezlitośni:c
Ściskam - uziemiona MoonSeer

piątek, 2 maja 2014

22. CONTRA FATA

Przemierzała gęstwinę nie bojąc się absolutnie niczego; to co czekało u celu wędrówki było warte przeciskania się w tym parszywym miejscu. Ciche szmery i świsty nie odstępowały jej na krok, jednak dzielnie dreptała dalej, nie zaważając na pojawiającą się na karku gęsią skórkę. 
Prawie w kresu pokonała wir ciągnących ją ku dnie emocji, a potem ruszyła dalej, ku ogromnym metalowym drzwiom.
- Nie sądziłem, że wrócicie. - Powitał Hermionę gładki jak aksamit, głos Joshua'y. - ...Co nie oznacza, że się nie cieszę. - Dodał po chwili.
Gryfonka położyła swą opasłą szkolną torbę na pobliskiej ławce i odpowiedziała: 
- Jestem sama, Draco....On nie dał rady. - (pomijając już fakt, że Malfoy nie miał bladego pojęcia o obecnych poczynaniach dziewczyny.)
Josh zaśmiał się drwiąco powoli kręcąc głową na boki. - Chcę ci pomóc, Josh! - Hermiona zahuczała podchodząc bliżej chłopaka by zajrzeć w jego duże, smutne oczy, jednak ten niemal od razu odwrócił wzrok i ukrył dłonie w kieszeniach spodni.
- Och, Hermiono, Hermiono... - Westchnął. - To nie będzie takie proste... Wręcz przeciwnie. - Zacmokał dobrodusznie, opierając się o szkolną ławkę. - ...Może być niebezpiecznie. - Josh wyraźnie zaczął się przejmować. Hermiona także, jednak nie sobą, lecz okropnym losem Ślizgona.
- Możesz mieć swój ślizgoński honor, Lambren, ale ja mam w sobie coś, co nie pozwoli ci zostać w tych zapyziałych lochach na kolejne sto lat, będąc odłączonym od świata żywych! Josh, w Hogwarcie będzie miejsce dla jeszcze jednego, niesamowitego ucznia, a ty zasługujesz na to, by dokończyć swój ostatni rok przy nowych przyjaciołach... - Hermiona urwała na szybką przerwę na oddech. - ... Więc twój cholerny honor na nic się tu nie zda, bo przy dobrych wiatrach za dwadzieścia cztery godziny postawimy cię na nogi...Te żywe! - Egzaltowała się, z każdym dokończonym zdaniem podchodząc krok bliżej w stronę onieśmielonego Ślizgona. - Powiedz mi, jak mogę ci pomóc. - Błagała, tonąc w jego nieziemskich, złoto-brązowych oczach, niczym w jej własnych.
Stała tak blisko, że gdyby Joshua oddychał, z pewnością poczułaby jego oddech na policzku. Wtedy jeszcze mocniej zachciała go ożywić.
Po chwili chłopak uczynił gest, którego nie można było się spodziewać; delikatnie uniósł dłoń, by powolnie dotknąć twarzy Gryfonki i ze swym szarmanckim uśmiechem założyć jej niesforne kosmyki za ucho, jednak w momencie, gdy jego blade opuszki znajdowały się w odległości jednego milimetra od ciepłej skóry dziewczyny, ręka mu lekko zadrżała, a następnie cofnął ją z towarzyszącym mu żalem i rozpaczą.
- Widzisz? Potrzebujesz tego... - Szepnęła Hermiona, gdy Josh odwrócił się od niej tyłem.
- Dobrze więc. - Odparł.

                                           ***

- Od czego by tu zacząć...Em, no tak. W bibliotece musisz znaleźć księgę ze spisem najpotężniejszych klątw i uroków. Tam powinno być wszystko dokładniej wytłumaczone niż w książce o założycielach Hogwartu...- Josh umilkł, a Hermiona wykonała poganiający ruch ręką. - Jednak coś tam zdążyłem przeczytać...Dzięki temu się tutaj znalazłem...
- Dobrze już, nie odbiegaj od tematu!
Josh przewrócił oczami, ale kontynuował.
- ...Potrzebna będzie jakaś miednica......
- Masz na myśli miskę? - Hermiona zapytała drwiąco.
- Miskę, tak, tak.... No i do owej miski - Chłopak uśmiechając się, znacząco zaakcentował ostatnie słowo. - nalejesz jedynej potrzebnej do tego całego głupstwa, ingrediencji, którą po tylu latach, na szczęście udało mi się zlokalizować. - Ślizgon odepchnął się od stołu i ruszył do pobliskiego kredensu, gestem nawołując dziewczynę. - Mógłbym sam wyciągnąć tą butelkę, ale kosztowałoby mnie to...
- Energii. Josh, wiem co nieco o duchach i zjawach, po których coś tam masz. - Zachichotała. - Kontynuuj.
Chłopak uśmiechnął się w sposób zwalający z nóg, a następnie grzecznie poprosił:
- Gdy odsuniesz te cztery pierwsze...O, właśnie tak...
- Krew dziewicy? Obrzydliwe.
- Obrzydliwe? - Zdziwił się Lambren. - Myślę, że to całkowicie logiczne, skoro Helena Ravenclaw była dziewicą...Trzymaj. - Dokończył wpychając dziewczynie buteleczkę w dłoń. - Wlewasz do miednicy krew, z księgi przyswajasz sobie formułę ciężkiego i mocnego zaklęcia, i.... - Pisnął wesoło Josh. - idziesz, moja droga Hermiono do Pokoju Życzeń w poszukiwaniu mojej odznaki prefekta. - Dodał jak gdyby nigdy nic. - Kaszka z mleczkiem, nie sądzisz? - Zapytał sarkastycznie, jednak Hermiona będąc niestrudzoną, ukryła fiolkę w torbie i odparła słodko:
- Na szczęście istnieje wspaniałe, zawsze pomocne zaklęcie Accio, które z pewnością zrobi swoje. 
Zrezygnowany Ślizgon ponownie przewrócił oczami oraz westchnął obserwując kroczącą ku wyjściu Gryfonkę.
- Hermiono? - Zawołał za nią. - Proszę, uważaj na siebie. - Dokończył niemal szeptem, a Hermiona lekko zaróżowiona, odparła z uśmiechem, łapiąc za klamkę.
- Niedługo się zobaczymy, Josh.
I zniknęła za przejściem, wywołując głośny, roznoszący się echem, huk.
- Oby, Hermiono, oby. - Zamruczał do siebie, uśmiechając się rozkosznie na myśl, że tak niesamowita i niewyobrażalnie piękna dziewczyna jest rada by mu dopomóc.
 Hermiona była warta tego, by zawalczyć o jej miłość.

                                                  *** 

Hermiona niemal biegła z podniecenia w kierunku biblioteki ściskając w dłoni zimną odznakę prefekta. Cała procedura była banalnie prosta, jedyne co ją zastanawiało to konsekwencje, o których wspomniał Joshua.
Jednak temat pomocy kierowanej Ślizgonowi wyparował z jej głowy wraz z chwilą usłyszenia za rogiem charakterystycznych pomruków podczas pocałunku, osoby, którą znała jak nikt inny.
- Ron? - Zdołała wykrztusić na widok sklejonych ze sobą uczniów, którzy w mgnieniu oka oderwali się z ciągnącą za nimi śliną.
Puchonka  natychmiast przywołała się do porządku wygładzając swoją czarną szatę.
-...Hermiono, to nie tak...- Ron jęknął, ale przerwał mu szybki ruch ręki Gryfonki, która od razu odwróciła się ze łzami w oczach. Nawet nie wiedziała czemu wilgoć narasta w jej oczach, ale widocznie to tak miało być.
Ucieczkę udaremnił jej były chłopak przytrzymując ramiona. - Zamierzałem ci powiedzieć! - Fuknął szarpiąc się z dziewczyną.
- Tak lojalny jesteś wobec mnie?! Wobec tego wszystkiego co było między nami? Gdzie podziały się słowa 'kocham cię i  będę walczyć'? Proszę powiedz mi, gdzie podział się twój honor, Ronaldzie!... - Wykrzyczała przez łzy, z impetem odrywając się od uścisku, a mina Rona wyraźnie stężała i sam stanął jak wryty.
- ...Nie zdradziłem cię, Hermiono. - Bąknął po krótkiej chwili, w której klatka piersiowa Gryfonki nerwowo unosiła się z powodu krzyku, a oczy zaczerwieniły się tkwiąc w spojrzeniu chłopaka. Wypowiedział słowa, które były potwierdzeniem wszystkiego: Nie byli parą od dawna, a Ron mógł robić co mu się żywnie podoba. Jednak Hermiona bardziej czuła się jak biedna, mała siostrzyczka paskudnie wykiwana przez swego starszego brata, lub bardziej jakby  przyjaciel przysłowiowo wbił nóż w jej plecy, niż te wszelkie miłosne sprawy. Rudzielec przestał być kimś w takiej kategorii od chwili ich tragicznego spotkania w bibliotece, do której właśnie miała zmierzać.
- Nie wiem czy uwierzysz Ron, ale każdy jeden Ślizgon, codziennie przez ciebie obrażany, ma o stokroć więcej honoru i szacunku do siebie samego, niż słynny Gryfon, przyjaciel Harry'ego Pottera. - Zasyczała myśląc o Joshua'le. -...Wracaj do niej Ron. - Burknęła kiwając głową w stronę stojącej jak słup soli, Hanny. - ...Ale do mnie się już nigdy nie waż. - Dodała odchodząc w przeciwnym kierunku. Ratunek Lambrena czekał.
Ron  jeszcze przez chwilę gonił Gryfonkę, bełkocząc płaczliwie pod nosem, jednak po pewnym czasie odpuścił. Hermiona zareagowała na to wszystko niebywale, wręcz nieprawdopodobnie, a morał z tej historii dla niewtajemniczonego w prawdziwe myśli dziewczyny, Weasley'a był prosty: Hermiona jest zazdrosna i ewidentnie coś do niego czuje. Pozostaje tylko dowiedzieć się co dokładnie.

                                                                        ***

Jak w każdy piątek, po południu odbywała się lekcja eliksirów Ślizgonów i Gryfonów. Jednak te zajęcia nie miały być jak pozostałe.
Początek przebiegał naturalnie; sprawdzenie obecności, dodatkowe informacje na temat ważonego dzisiaj eliksiru, rozkładanie potrzebnego sprzętu, wszystko miało być jak zawsze, jednak w pewnej krótkiej chwili coś uległo zmianie; powietrze, które zazwyczaj było parne i ciężkie, tego dnia, z każdym jednym oddechem zdawało się wyostrzać wszystkie panujące dokoła barwy, i jakby podwyższało każdemu poziom pewności siebie.
Dzięki akustyce panującej w lochach, można było usłyszeć dziwnie prawdziwe, szczere odpowiedzi.
Gdy Hermiona obrzucała badawczym spojrzeniem kąt, w którym zaczęły padać ostre, pełne prawdy słowa, obok niej rozległo się głuche zapytanie, bez żadnego uczucia, jakby była przesłuchiwana na komisariacie.
- Kochasz mnie, Hermiono? - Ron przewiercał wzrokiem odwracającą się w jego kierunku Gryfonkę.
Hermionę pytanie zbiło z nóg. Co to miało znaczyć? To była lekcja eliksirów, a nie wieczór wyznań. Jakim prawem Rudzielec śmiał pytać o coś takiego po ostatnim incydencie?!
Nie chciała odpowiadać, w żadnym wypadku, jednak słowa same cisnęła jej się na usta, nie zważając na jej poczynania.
- Nie Ron, nie w sposób o jakim myślisz. - Odparła łagodnie.
Gdyby miała nad tym jakąkolwiek kontrolę, nie wypowiedziałaby czegoś takiego. Jednak wbrew jej woli, zdania wypłynęły na powierzchnię, a w nich nie było ani grama kłamstwa.
Lecz zanim Ron zdążył jakkolwiek zareagować, głos podniósł Profesor Slughorn.
- Nie, nie, Panie Weasley. Niestety nie darzę pana takim uczuciem.... - Cała klasa umilkła, a Rudzielec wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować. Profesor widocznie usłyszał zbyt donośne pytanie Gryfona, a imię Hermiona dość łatwo pomylił w tym harmidrze ze swoim, Horacy.
I w tej samej chwili, w każdej jednej głowie obecnego w sali siódmoklasisty pojawiło się jedno, interesujące pytanie.
- To kto jest tą szczęśliwą ślicznotką, profesorze? - Blaise postawił pytanie zanadto przymilnym tonem, jednak nie był on konieczny,prawda miała nadejść bez pomocy.
- No....wiecie, Dyrektor McGonagall jest......
Ale zarumieniony Horacy nie dokończył zdania, bo przerwała mu je salwa gromkich oklasków i gwizdów.
Jednak Draco nie towarzyszył temu zamieszaniu. Który normalny nauczyciel wyznałby miłość do swej szefowej grupce młodym siódmoklasistom?  Żaden bez specjalnej pomocy.

A jedyny sposób uzyskania takiego efektu był prosty.

- Profesorze, dzwonek za minutę. - Odezwał się bezbarwnym głosem, mając nadzieję, że nikt nie podkusi się by zadać mu jakieś osobiste pytanie.
- Och tak, spakujcie się, moi drodzy.
Draco wstał. Swoje rzeczy zapakował już wcześniej, a eliksiru wyszczuplającego nie uwarzył ani kropli.
Gdy w sali panował chaos polegający na chowaniu wszystkiego, Malfoy ruszył ku wyjściu z lochów, zdecydowanie zbyt szybkim krokiem, w ucieczce przed rozpierzchniętym po sali, gazem wyresublimowanego Veritaserum.

                                                                               ***

Hermiona zaszyta w ciemnym kącie biblioteki czytała dodatkowe informacje na temat rytuału, na przykład, że po poprawnym wypowiedzeniu zaklęcia i wykonaniu niezbędnych czynności, ofiara powinna poczuć się jakby spadała z niewyobrażalnie szybką prędkością, a następnie, natychmiastowo się zatrzymuje (u słabszych mogą występować torsje). W chwili ustania paskudnego uczucia, dusza powraca do udręczonego ciała.
   Gryfonka uśmiechnęła się pod nosem, będąc z siebie dumna, że może komuś tak ogromnie pomóc...Oszukując Dracona, że dała sobie spokój. 
Sprawdziła czy w torbie znajdują się niezbędne do rytuału produkty, zatrzasnęła księgę i ruszyła ku zapomnianym lochom. W głowie miała cudowną wizję jak przed zewnętrzną stroną drzwi od sali eliksirów wypowiada formułę zaklęcia, a w następnej chwili widzi tajemniczo uśmiechniętego Josha rozchylającego wrota.
Jej brzuch brzuch został oblężony przez stado krążących po nim motylków.

Jednak każde odwrócenie klątwy ma pewną lukę. A Helena Ravenclaw zdecydowanie była mściwa i bezwzględna. Ale o dalszych konsekwencjach mieli dowiedzieć się zdecydowanie później.

Hermiona stałą przed ciemnymi metalowymi wrotami trwając w dennej, nieprzerywanej ciszy.
Po drugiej stronie znajdował się czekający na nowe, lepsze życie Joshua, a Gryfonka w żadnym wypadku nie mogła się teraz odwrócić do niego plecami.
Postawiła wszystko na jedną kartę; nerwowo rozłożyła cały dobytek tak by nie narobić hałasu, myśląc o ich przyszłej przyjaźni, razem przeżytych przygodach, wspólnym otrzymaniu świadectw...
PLUM!
Do miski pełnej krwi dziewicy wleciała zgubiona przed wiekiem, odznaka prefekta.
Dziewczyna westchnęła, zbierając swe psychiczne siły na ostatni etap.
Z tego całego, zżerającą ją stresu, dłonie zaczęły jej się trząść, a na twarzy wystąpiły strużki potu. Długie minuty gotowała się do wypowiedzenia już perfekcyjnie opanowanej jej formuły, jednak za każdym razem gdy otwierała usta, żaden dźwięk z nich nie wypłynął. Jakby sama twórczyni klątwy odpychała ją jak najdalej od finału.
- Nie dziś, Heleno. - Warknęła mściwie  w powietrze, czując jakby duch córki Roweny ją obserwował, choć nie mogła go ujrzeć. -
Contra fata mihi, violator legis mandata reverti ad corpus fata nos eam vivam.* - Szepnęła, dumnie wpatrując się w bąbelki na powierzchni tafli krwi.
Gęstwina pęcherzyków narastała, a po chwili, zupełnie niespodziewanie ustała. Hermiona wstała. Dlaczego nic nie poczuła? Żadnych pozytywnych, a nawet tych negatywnych wibracji? Dlaczego zza drzwi nie słychać żadnych kroków czy głosów? Dlaczego.......
Ale dokończenie tej myśli nie było jej dane przez pojawiający się przenikliwy ból w skroni, wywołujący zduszony pisk. Dziewczyna łapiąc się za głowę, miała wrażenie, że w jej czaszkę siłą są wbijane  ogromnie grube igły.
Ból sprawiał, że nie miała całkowitej kontroli nad sprawowaniem przytomności, jednak zdołała zarejestrować to jak z pustym puknięciem upada na kolana, a jej kręcone kosmyki przyklejają się do spoconej twarzy.
Chciała krzyczeć, wołać o pomoc, ale cierpienie nie pozwalało jej otworzyć ust, nie wspominając o wypowiedzeniu słowa.
Poczuła też jak z kolan, delikatnie i powoli, niczym w zwolnionym tempie na mugolskich filmach, przechyla się na bok nie panując już nad niczym.
Potem była już tylko nieprzenikniona ciemność.

* Zaklęcie jak zwykle utworzone z pomocą kochanego Tłumacza. W naszym języku oznacza : Wbrew przeznaczeniu, ja, łamacz tego prawa, rozkazuję jego zgubie powrócić do ciała i uczynić go żywym pośród nas.


----------------------

Witam Was ponownie! 
Rozdział został już w całości napisany w niedzielę, jednak udostępniłam go trzymając się pierwotnej daty.
Zastanawiam się, czy nie robić nieregularnych dat dodawania notek... Chociaż gdybym miała nieograniczony czas chyba rzadziej bym się za to zabierała.... Nie wiem, nie mam pojęcia, pożyjemy zobaczymy.
Rozdział...Sam w sobie średni, z pewnością. Nie emanował emocjami, był krótszy, nie było Dramione = p o r a ż k a. Ale i takie rozdziały są potrzebne. Myślę jednak, że od następnego rozdziału będzie się sporo działo, i trochę humoru i dramatyzmu, więc z pewnością jest na co czekać, kochani!
Komentarze...Serce mi się raduje kiedy widzę, że 8/10 komci jest z jakiś kont, czyli są prawdziwe i nie mechaniczne. Jednak za te anonimowe również ogromnie dziękuję, są dla mnie także ważne! Ale liczba jest zasmucająca biorąc pod uwagę, że mogło ich być 5 razy tyle. Liczba wejść jest także zdumiewająco zmniejszona niż w poprzednich, aczkolwiek staram się nie zasmucać tylko z uśmiechem pisać dalej, mając nadzieję, że wytrwacie ze mną do finału!


Następny rozdział najpóźniej 16.05.2014 do godziny 19:00, możemy się tak umówić? Jednak byłabym szczęśliwa, gdybyście czasem zapytali mnie na asku czy ta data jest aktualna, żeby nie było nieporozumień, dobrze? Link do Aska znajdziecie w zakładce STRONY.

Mam nadzieję, że zostawiłam Was z kilkoma pytaniami utworzonymi po przeczytaniu tego rozdziału, do których zapytania tak samo zachęcam jak do komentowania.

Trzymajcie się - MoonSeer c: