piątek, 2 maja 2014

22. CONTRA FATA

Przemierzała gęstwinę nie bojąc się absolutnie niczego; to co czekało u celu wędrówki było warte przeciskania się w tym parszywym miejscu. Ciche szmery i świsty nie odstępowały jej na krok, jednak dzielnie dreptała dalej, nie zaważając na pojawiającą się na karku gęsią skórkę. 
Prawie w kresu pokonała wir ciągnących ją ku dnie emocji, a potem ruszyła dalej, ku ogromnym metalowym drzwiom.
- Nie sądziłem, że wrócicie. - Powitał Hermionę gładki jak aksamit, głos Joshua'y. - ...Co nie oznacza, że się nie cieszę. - Dodał po chwili.
Gryfonka położyła swą opasłą szkolną torbę na pobliskiej ławce i odpowiedziała: 
- Jestem sama, Draco....On nie dał rady. - (pomijając już fakt, że Malfoy nie miał bladego pojęcia o obecnych poczynaniach dziewczyny.)
Josh zaśmiał się drwiąco powoli kręcąc głową na boki. - Chcę ci pomóc, Josh! - Hermiona zahuczała podchodząc bliżej chłopaka by zajrzeć w jego duże, smutne oczy, jednak ten niemal od razu odwrócił wzrok i ukrył dłonie w kieszeniach spodni.
- Och, Hermiono, Hermiono... - Westchnął. - To nie będzie takie proste... Wręcz przeciwnie. - Zacmokał dobrodusznie, opierając się o szkolną ławkę. - ...Może być niebezpiecznie. - Josh wyraźnie zaczął się przejmować. Hermiona także, jednak nie sobą, lecz okropnym losem Ślizgona.
- Możesz mieć swój ślizgoński honor, Lambren, ale ja mam w sobie coś, co nie pozwoli ci zostać w tych zapyziałych lochach na kolejne sto lat, będąc odłączonym od świata żywych! Josh, w Hogwarcie będzie miejsce dla jeszcze jednego, niesamowitego ucznia, a ty zasługujesz na to, by dokończyć swój ostatni rok przy nowych przyjaciołach... - Hermiona urwała na szybką przerwę na oddech. - ... Więc twój cholerny honor na nic się tu nie zda, bo przy dobrych wiatrach za dwadzieścia cztery godziny postawimy cię na nogi...Te żywe! - Egzaltowała się, z każdym dokończonym zdaniem podchodząc krok bliżej w stronę onieśmielonego Ślizgona. - Powiedz mi, jak mogę ci pomóc. - Błagała, tonąc w jego nieziemskich, złoto-brązowych oczach, niczym w jej własnych.
Stała tak blisko, że gdyby Joshua oddychał, z pewnością poczułaby jego oddech na policzku. Wtedy jeszcze mocniej zachciała go ożywić.
Po chwili chłopak uczynił gest, którego nie można było się spodziewać; delikatnie uniósł dłoń, by powolnie dotknąć twarzy Gryfonki i ze swym szarmanckim uśmiechem założyć jej niesforne kosmyki za ucho, jednak w momencie, gdy jego blade opuszki znajdowały się w odległości jednego milimetra od ciepłej skóry dziewczyny, ręka mu lekko zadrżała, a następnie cofnął ją z towarzyszącym mu żalem i rozpaczą.
- Widzisz? Potrzebujesz tego... - Szepnęła Hermiona, gdy Josh odwrócił się od niej tyłem.
- Dobrze więc. - Odparł.

                                           ***

- Od czego by tu zacząć...Em, no tak. W bibliotece musisz znaleźć księgę ze spisem najpotężniejszych klątw i uroków. Tam powinno być wszystko dokładniej wytłumaczone niż w książce o założycielach Hogwartu...- Josh umilkł, a Hermiona wykonała poganiający ruch ręką. - Jednak coś tam zdążyłem przeczytać...Dzięki temu się tutaj znalazłem...
- Dobrze już, nie odbiegaj od tematu!
Josh przewrócił oczami, ale kontynuował.
- ...Potrzebna będzie jakaś miednica......
- Masz na myśli miskę? - Hermiona zapytała drwiąco.
- Miskę, tak, tak.... No i do owej miski - Chłopak uśmiechając się, znacząco zaakcentował ostatnie słowo. - nalejesz jedynej potrzebnej do tego całego głupstwa, ingrediencji, którą po tylu latach, na szczęście udało mi się zlokalizować. - Ślizgon odepchnął się od stołu i ruszył do pobliskiego kredensu, gestem nawołując dziewczynę. - Mógłbym sam wyciągnąć tą butelkę, ale kosztowałoby mnie to...
- Energii. Josh, wiem co nieco o duchach i zjawach, po których coś tam masz. - Zachichotała. - Kontynuuj.
Chłopak uśmiechnął się w sposób zwalający z nóg, a następnie grzecznie poprosił:
- Gdy odsuniesz te cztery pierwsze...O, właśnie tak...
- Krew dziewicy? Obrzydliwe.
- Obrzydliwe? - Zdziwił się Lambren. - Myślę, że to całkowicie logiczne, skoro Helena Ravenclaw była dziewicą...Trzymaj. - Dokończył wpychając dziewczynie buteleczkę w dłoń. - Wlewasz do miednicy krew, z księgi przyswajasz sobie formułę ciężkiego i mocnego zaklęcia, i.... - Pisnął wesoło Josh. - idziesz, moja droga Hermiono do Pokoju Życzeń w poszukiwaniu mojej odznaki prefekta. - Dodał jak gdyby nigdy nic. - Kaszka z mleczkiem, nie sądzisz? - Zapytał sarkastycznie, jednak Hermiona będąc niestrudzoną, ukryła fiolkę w torbie i odparła słodko:
- Na szczęście istnieje wspaniałe, zawsze pomocne zaklęcie Accio, które z pewnością zrobi swoje. 
Zrezygnowany Ślizgon ponownie przewrócił oczami oraz westchnął obserwując kroczącą ku wyjściu Gryfonkę.
- Hermiono? - Zawołał za nią. - Proszę, uważaj na siebie. - Dokończył niemal szeptem, a Hermiona lekko zaróżowiona, odparła z uśmiechem, łapiąc za klamkę.
- Niedługo się zobaczymy, Josh.
I zniknęła za przejściem, wywołując głośny, roznoszący się echem, huk.
- Oby, Hermiono, oby. - Zamruczał do siebie, uśmiechając się rozkosznie na myśl, że tak niesamowita i niewyobrażalnie piękna dziewczyna jest rada by mu dopomóc.
 Hermiona była warta tego, by zawalczyć o jej miłość.

                                                  *** 

Hermiona niemal biegła z podniecenia w kierunku biblioteki ściskając w dłoni zimną odznakę prefekta. Cała procedura była banalnie prosta, jedyne co ją zastanawiało to konsekwencje, o których wspomniał Joshua.
Jednak temat pomocy kierowanej Ślizgonowi wyparował z jej głowy wraz z chwilą usłyszenia za rogiem charakterystycznych pomruków podczas pocałunku, osoby, którą znała jak nikt inny.
- Ron? - Zdołała wykrztusić na widok sklejonych ze sobą uczniów, którzy w mgnieniu oka oderwali się z ciągnącą za nimi śliną.
Puchonka  natychmiast przywołała się do porządku wygładzając swoją czarną szatę.
-...Hermiono, to nie tak...- Ron jęknął, ale przerwał mu szybki ruch ręki Gryfonki, która od razu odwróciła się ze łzami w oczach. Nawet nie wiedziała czemu wilgoć narasta w jej oczach, ale widocznie to tak miało być.
Ucieczkę udaremnił jej były chłopak przytrzymując ramiona. - Zamierzałem ci powiedzieć! - Fuknął szarpiąc się z dziewczyną.
- Tak lojalny jesteś wobec mnie?! Wobec tego wszystkiego co było między nami? Gdzie podziały się słowa 'kocham cię i  będę walczyć'? Proszę powiedz mi, gdzie podział się twój honor, Ronaldzie!... - Wykrzyczała przez łzy, z impetem odrywając się od uścisku, a mina Rona wyraźnie stężała i sam stanął jak wryty.
- ...Nie zdradziłem cię, Hermiono. - Bąknął po krótkiej chwili, w której klatka piersiowa Gryfonki nerwowo unosiła się z powodu krzyku, a oczy zaczerwieniły się tkwiąc w spojrzeniu chłopaka. Wypowiedział słowa, które były potwierdzeniem wszystkiego: Nie byli parą od dawna, a Ron mógł robić co mu się żywnie podoba. Jednak Hermiona bardziej czuła się jak biedna, mała siostrzyczka paskudnie wykiwana przez swego starszego brata, lub bardziej jakby  przyjaciel przysłowiowo wbił nóż w jej plecy, niż te wszelkie miłosne sprawy. Rudzielec przestał być kimś w takiej kategorii od chwili ich tragicznego spotkania w bibliotece, do której właśnie miała zmierzać.
- Nie wiem czy uwierzysz Ron, ale każdy jeden Ślizgon, codziennie przez ciebie obrażany, ma o stokroć więcej honoru i szacunku do siebie samego, niż słynny Gryfon, przyjaciel Harry'ego Pottera. - Zasyczała myśląc o Joshua'le. -...Wracaj do niej Ron. - Burknęła kiwając głową w stronę stojącej jak słup soli, Hanny. - ...Ale do mnie się już nigdy nie waż. - Dodała odchodząc w przeciwnym kierunku. Ratunek Lambrena czekał.
Ron  jeszcze przez chwilę gonił Gryfonkę, bełkocząc płaczliwie pod nosem, jednak po pewnym czasie odpuścił. Hermiona zareagowała na to wszystko niebywale, wręcz nieprawdopodobnie, a morał z tej historii dla niewtajemniczonego w prawdziwe myśli dziewczyny, Weasley'a był prosty: Hermiona jest zazdrosna i ewidentnie coś do niego czuje. Pozostaje tylko dowiedzieć się co dokładnie.

                                                                        ***

Jak w każdy piątek, po południu odbywała się lekcja eliksirów Ślizgonów i Gryfonów. Jednak te zajęcia nie miały być jak pozostałe.
Początek przebiegał naturalnie; sprawdzenie obecności, dodatkowe informacje na temat ważonego dzisiaj eliksiru, rozkładanie potrzebnego sprzętu, wszystko miało być jak zawsze, jednak w pewnej krótkiej chwili coś uległo zmianie; powietrze, które zazwyczaj było parne i ciężkie, tego dnia, z każdym jednym oddechem zdawało się wyostrzać wszystkie panujące dokoła barwy, i jakby podwyższało każdemu poziom pewności siebie.
Dzięki akustyce panującej w lochach, można było usłyszeć dziwnie prawdziwe, szczere odpowiedzi.
Gdy Hermiona obrzucała badawczym spojrzeniem kąt, w którym zaczęły padać ostre, pełne prawdy słowa, obok niej rozległo się głuche zapytanie, bez żadnego uczucia, jakby była przesłuchiwana na komisariacie.
- Kochasz mnie, Hermiono? - Ron przewiercał wzrokiem odwracającą się w jego kierunku Gryfonkę.
Hermionę pytanie zbiło z nóg. Co to miało znaczyć? To była lekcja eliksirów, a nie wieczór wyznań. Jakim prawem Rudzielec śmiał pytać o coś takiego po ostatnim incydencie?!
Nie chciała odpowiadać, w żadnym wypadku, jednak słowa same cisnęła jej się na usta, nie zważając na jej poczynania.
- Nie Ron, nie w sposób o jakim myślisz. - Odparła łagodnie.
Gdyby miała nad tym jakąkolwiek kontrolę, nie wypowiedziałaby czegoś takiego. Jednak wbrew jej woli, zdania wypłynęły na powierzchnię, a w nich nie było ani grama kłamstwa.
Lecz zanim Ron zdążył jakkolwiek zareagować, głos podniósł Profesor Slughorn.
- Nie, nie, Panie Weasley. Niestety nie darzę pana takim uczuciem.... - Cała klasa umilkła, a Rudzielec wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować. Profesor widocznie usłyszał zbyt donośne pytanie Gryfona, a imię Hermiona dość łatwo pomylił w tym harmidrze ze swoim, Horacy.
I w tej samej chwili, w każdej jednej głowie obecnego w sali siódmoklasisty pojawiło się jedno, interesujące pytanie.
- To kto jest tą szczęśliwą ślicznotką, profesorze? - Blaise postawił pytanie zanadto przymilnym tonem, jednak nie był on konieczny,prawda miała nadejść bez pomocy.
- No....wiecie, Dyrektor McGonagall jest......
Ale zarumieniony Horacy nie dokończył zdania, bo przerwała mu je salwa gromkich oklasków i gwizdów.
Jednak Draco nie towarzyszył temu zamieszaniu. Który normalny nauczyciel wyznałby miłość do swej szefowej grupce młodym siódmoklasistom?  Żaden bez specjalnej pomocy.

A jedyny sposób uzyskania takiego efektu był prosty.

- Profesorze, dzwonek za minutę. - Odezwał się bezbarwnym głosem, mając nadzieję, że nikt nie podkusi się by zadać mu jakieś osobiste pytanie.
- Och tak, spakujcie się, moi drodzy.
Draco wstał. Swoje rzeczy zapakował już wcześniej, a eliksiru wyszczuplającego nie uwarzył ani kropli.
Gdy w sali panował chaos polegający na chowaniu wszystkiego, Malfoy ruszył ku wyjściu z lochów, zdecydowanie zbyt szybkim krokiem, w ucieczce przed rozpierzchniętym po sali, gazem wyresublimowanego Veritaserum.

                                                                               ***

Hermiona zaszyta w ciemnym kącie biblioteki czytała dodatkowe informacje na temat rytuału, na przykład, że po poprawnym wypowiedzeniu zaklęcia i wykonaniu niezbędnych czynności, ofiara powinna poczuć się jakby spadała z niewyobrażalnie szybką prędkością, a następnie, natychmiastowo się zatrzymuje (u słabszych mogą występować torsje). W chwili ustania paskudnego uczucia, dusza powraca do udręczonego ciała.
   Gryfonka uśmiechnęła się pod nosem, będąc z siebie dumna, że może komuś tak ogromnie pomóc...Oszukując Dracona, że dała sobie spokój. 
Sprawdziła czy w torbie znajdują się niezbędne do rytuału produkty, zatrzasnęła księgę i ruszyła ku zapomnianym lochom. W głowie miała cudowną wizję jak przed zewnętrzną stroną drzwi od sali eliksirów wypowiada formułę zaklęcia, a w następnej chwili widzi tajemniczo uśmiechniętego Josha rozchylającego wrota.
Jej brzuch brzuch został oblężony przez stado krążących po nim motylków.

Jednak każde odwrócenie klątwy ma pewną lukę. A Helena Ravenclaw zdecydowanie była mściwa i bezwzględna. Ale o dalszych konsekwencjach mieli dowiedzieć się zdecydowanie później.

Hermiona stałą przed ciemnymi metalowymi wrotami trwając w dennej, nieprzerywanej ciszy.
Po drugiej stronie znajdował się czekający na nowe, lepsze życie Joshua, a Gryfonka w żadnym wypadku nie mogła się teraz odwrócić do niego plecami.
Postawiła wszystko na jedną kartę; nerwowo rozłożyła cały dobytek tak by nie narobić hałasu, myśląc o ich przyszłej przyjaźni, razem przeżytych przygodach, wspólnym otrzymaniu świadectw...
PLUM!
Do miski pełnej krwi dziewicy wleciała zgubiona przed wiekiem, odznaka prefekta.
Dziewczyna westchnęła, zbierając swe psychiczne siły na ostatni etap.
Z tego całego, zżerającą ją stresu, dłonie zaczęły jej się trząść, a na twarzy wystąpiły strużki potu. Długie minuty gotowała się do wypowiedzenia już perfekcyjnie opanowanej jej formuły, jednak za każdym razem gdy otwierała usta, żaden dźwięk z nich nie wypłynął. Jakby sama twórczyni klątwy odpychała ją jak najdalej od finału.
- Nie dziś, Heleno. - Warknęła mściwie  w powietrze, czując jakby duch córki Roweny ją obserwował, choć nie mogła go ujrzeć. -
Contra fata mihi, violator legis mandata reverti ad corpus fata nos eam vivam.* - Szepnęła, dumnie wpatrując się w bąbelki na powierzchni tafli krwi.
Gęstwina pęcherzyków narastała, a po chwili, zupełnie niespodziewanie ustała. Hermiona wstała. Dlaczego nic nie poczuła? Żadnych pozytywnych, a nawet tych negatywnych wibracji? Dlaczego zza drzwi nie słychać żadnych kroków czy głosów? Dlaczego.......
Ale dokończenie tej myśli nie było jej dane przez pojawiający się przenikliwy ból w skroni, wywołujący zduszony pisk. Dziewczyna łapiąc się za głowę, miała wrażenie, że w jej czaszkę siłą są wbijane  ogromnie grube igły.
Ból sprawiał, że nie miała całkowitej kontroli nad sprawowaniem przytomności, jednak zdołała zarejestrować to jak z pustym puknięciem upada na kolana, a jej kręcone kosmyki przyklejają się do spoconej twarzy.
Chciała krzyczeć, wołać o pomoc, ale cierpienie nie pozwalało jej otworzyć ust, nie wspominając o wypowiedzeniu słowa.
Poczuła też jak z kolan, delikatnie i powoli, niczym w zwolnionym tempie na mugolskich filmach, przechyla się na bok nie panując już nad niczym.
Potem była już tylko nieprzenikniona ciemność.

* Zaklęcie jak zwykle utworzone z pomocą kochanego Tłumacza. W naszym języku oznacza : Wbrew przeznaczeniu, ja, łamacz tego prawa, rozkazuję jego zgubie powrócić do ciała i uczynić go żywym pośród nas.


----------------------

Witam Was ponownie! 
Rozdział został już w całości napisany w niedzielę, jednak udostępniłam go trzymając się pierwotnej daty.
Zastanawiam się, czy nie robić nieregularnych dat dodawania notek... Chociaż gdybym miała nieograniczony czas chyba rzadziej bym się za to zabierała.... Nie wiem, nie mam pojęcia, pożyjemy zobaczymy.
Rozdział...Sam w sobie średni, z pewnością. Nie emanował emocjami, był krótszy, nie było Dramione = p o r a ż k a. Ale i takie rozdziały są potrzebne. Myślę jednak, że od następnego rozdziału będzie się sporo działo, i trochę humoru i dramatyzmu, więc z pewnością jest na co czekać, kochani!
Komentarze...Serce mi się raduje kiedy widzę, że 8/10 komci jest z jakiś kont, czyli są prawdziwe i nie mechaniczne. Jednak za te anonimowe również ogromnie dziękuję, są dla mnie także ważne! Ale liczba jest zasmucająca biorąc pod uwagę, że mogło ich być 5 razy tyle. Liczba wejść jest także zdumiewająco zmniejszona niż w poprzednich, aczkolwiek staram się nie zasmucać tylko z uśmiechem pisać dalej, mając nadzieję, że wytrwacie ze mną do finału!


Następny rozdział najpóźniej 16.05.2014 do godziny 19:00, możemy się tak umówić? Jednak byłabym szczęśliwa, gdybyście czasem zapytali mnie na asku czy ta data jest aktualna, żeby nie było nieporozumień, dobrze? Link do Aska znajdziecie w zakładce STRONY.

Mam nadzieję, że zostawiłam Was z kilkoma pytaniami utworzonymi po przeczytaniu tego rozdziału, do których zapytania tak samo zachęcam jak do komentowania.

Trzymajcie się - MoonSeer c:

10 komentarzy:

  1. boże boże boże! Co jest z Hermioną?! Czy ona umarła? ;__;
    Josh taki zatroskany ale i tak go nie lubie XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem, jestem :) Może uznasz, że Ci słodzę, aczkolwiek uważam, że ten rozdział był na prawdę... dobry! Zauważyłam, że dodałaś nowe zakładki! "BOHATEROWIE" bardzo mi się podobają :)! Musiałaś się namęczyć, jednak teraz przynajmniej wiemy, z kim mamy do czynienia. Spis treści bardzo się przyda! Jest to ogromne ułatwienie! Jednak nie uważam, że Twoje rozdziały są porażką, wręcz przeciwnie, z tygodnia na tydzień stają się co raz to lepsze! Uh, wracając do rozdziału! Uparta Hermiona, zawsze zrobi wszystkim na przekór! Zaskoczyło mnie to, że Ron i Hanna są razem! Chociaż po głębszych przemyśleniach sądzę, że jest to dobry pomysł! Dlaczego Ron nie może mieć nowej dziewczyny, skoro Hermiona ma nowego chłopaka? Jednak... ciągnąca się ślina zanadto mnie zniechęciła :p! O ile dobrze wywnioskowałam, jeśli nie, proszę popraw mnie, Ron zagazował salę Veritaserum? Jak dobrze, że Hermiona już nic do niego nie czuje! No i najważniejsze (Jak dla mnie!) Profesor Slughorn podkochuje się w Profesor McGonagall! Urzekło mnie to, na prawdę! ALE muszę to powiedzieć, mam ochotę Cię zabić za zakończenie! Jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! Mam tylko nadzieję, że Hermionie nic nie będzie!
    No nic, napisałam to, co miałam, mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybko!
    Jak zawszę, weny!
    Do zobaczenia ;)!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział ! Jestem ciekawa co z Mioną :D Zapraszam do mnie i powiadom mnie o kolejnym rozdziale ♥ http://dramione-wielka-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Co z Herm? Draco taki niedoinformowany hahahha ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział zaskakujący, Ron wkurzający, a koniec frustrujący ._.
    CO SIĘ STAŁO MOJEJ MIONCE !?
    Zemsta Heleny? Ale o co cho? Oby się w następnym rozdziale wyjaśniło.
    Nadal nie darze zaufaniem Josha-nie mam pojęcia czemu, ale tak jest. Nie wiem co Hermiona w nim widzi, przecież to podejrzany typ jest >.<
    A co do Rona to jest obleśny. Zawsze był. Nie lubię go. 8)
    Płakam, bo mało Dracona, ale rozumiem rozumiem i mam nadzieję, że będzie go dużo w następnym rozdziale BI
    I nasz kochany profesor Horacy XD
    Czekam na następny rozdział i pozdrowionka .w.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Kochana!
    rzeczywiście mało w nim Dramione, aczkolwiek
    bardzo POZYTYWNIE oceniam!
    czekamy na kolejny rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. "pomijając już fakt, że Malfoy nie miał bladego pojęcia o OBECNYCH DZIEWCZYNY"
    + "emanować emocjami"
    coś tu chyba jest nie tak :D
    ale oprócz tych błędów to bardzo mi się podobało!
    czekam na rozwinięcie akcji!!
    pisz dalej :*
    nie przejmuj się, że mało jest komentarzy...
    rób swoje!
    3 V się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no tak... Błąd poprawiony. :)
      No emanować emanować, wręcz kipieć emocjami na kilometr. Uznałam, że tak opiszę taką sytuację:D Ty także się trzymaj i dziękuję za komentarz!

      Usuń
  8. Wspaniały blog! Rozdział też bardzo fajny! Brakowało mi trochę Dramione ;/

    OdpowiedzUsuń