piątek, 28 lutego 2014

17. PODMUCH WIOSNY



 Tak jak zaczął się marzec, gdzie wiosna powinna dawać się we znaki, pogoda zepsuła się doszczętnie. Często wiał porywisty wiatr, a towarzyszył mu prawie zawsze śnieg z deszczem. Hogwart wydawał się być uśpiony, na popołudniowych  uczniowie chodzili po korytarzach śnięci niczym w jakimś bezbożnym transie. 
Panujące za oknami warunki ani trochę nie poprawiały humorów skłóconych Gryfonów i Ślizgonów. Tak wiele może zdziałać niewinna plotka złożona z kilku przypadkowo odjętych czy dodanych słów przez każdego przekaziciela, ale i tak w najbardziej paskudnym nastroju byli Krukoni i Puchoni, jako że pojutrze miał się odbyć pomiędzy nimi mecz Quidditcha, a nieustępliwe chmury nie zwiastowały chociażby najmniejszego rozchmurzenia.
   Nadchodzący pojedynek dwóch drużyn, miał komentować zawsze chętny do pomocy Harry, ale po ostatnich przeżyciach stracił zapał. Nie utracił wiary w siebie ale zagubił gdzieś cały sens. Miał ochotę zaszyć się w dormitorium, dopóki nie napatoczy się jakaś odpowiednia sytuacja by z całego serca przeprosić Pansy. Harry miał swój honor, to że miał dziewczynę nie oznaczało że nie przysługuje mu możliwość znajomości z jakąś inną, a po ostatnich wydarzeniach musiał do tego naprawić to wszystko tak dobrze jak tylko umiał. Zależało mu na niej. Nie wiedział czy od kilku lat, czy od niedawna. Teraz mu zależało, i zamierzał sprawić by na ustach dziewczyny którą paskudnie zranił, ponownie zawitał uśmiech.
Tak więc zdając sobie sprawę, że nie może okryć hańbą swojej gryfońskiej dumy, dźwignął się by iść do gabinetu McGonagall  z intencją zatwierdzenia swojego prowadzenia meczu.


* * *

- Idziesz na mecz? - Draco złapał Hermionę na korytarzu, na co ta spojrzała z czułym politowaniem, odpowiadając:
- Przez siedem lat nie zdążyłeś zauważyć że nie kręcą mnie te tematy?
- A czy jest coś, cokolwiek, co lubisz robić z wyjątkiem rycia nosem w książkach? Chętnie bym to wykorzystał. - Odparł wzdychając oraz wsuwając ręce do przednich kieszeni spodni.
- Lubię rysować, to mnie odpręża...
- Granger, idźmy już lepiej na ostatnią lekcję. - Przerwał jej nim na dobre zaczęła wykład o wypływającej głębi z jej szkicownika czy coś w ten deseń. Czy ta dziewczyna nie może lubić jakiś zajęć ruchowych oprócz przewracania palcami kartek starych pergaminów? Nie zniesie dłużej niepotrzebnego mu siedzenia w bibliotece. Niedługo zapamięta gdzie jest dział poświęcony najstarszym księgom, sięgającym czasów samego Merlina.

Na kilka minut przed meczem Ravelcaw vs. Hufflepuff, na niebie pojawiły się jaskrawe błyskawice i basowe grzmoty, ale i to nie przeszkadzało w tym, by na stadionie oprócz wszystkich, bez wyjątku uczniów z obu drużyn, zawitała  także chmara Gryfonów i garstka Ślizgonów mających nadzieję na akcje typu ' ręka, noga, mózg na ścianie. ' 
Równo z gwizdkiem pani Hooch i wypuszczeniem czterech magicznych piłek, gdzieś niedaleko uderzył ogromny bladożółty piorun, wydający w chwili przyłożenia, przeraźliwie głośny odgłos i wrażenie jakby na chwilę grunt pod nogami miał się rozstąpić, a z ciemnych granatowych chmur, zaczął się sączyć delikatny deszcz, który w ciągu kilku sekund przerodził się w prawdziwą ulewę.
To było jak kolejny sygnał do zaczęcia sportowego starcia, który dostarczył czternastu miotłom w powietrzu jeszcze więcej adrenaliny.

- Rzut wolny dla Krukonów! - Takie i podobne komentarze Harry'ego dało się słyszeć przez jakiś czas, przerywane raz po raz gwizdkiem sędziny.
  Gdy już dom Roweny osiągnął niemałą przewagę nad swoimi przeciwnikami, prowadzący mecz Harry, nie zważając jak duże upomnienie a nawet szlaban zgarnie w najbliższym czasie, zadziałał instynktownie, wstając i unosząc mikrofon bliżej ust po czym wziął ostatni wdech i wodząc wzrokiem po całym obiekcie zaczął:
- Przepraszam wszystkich, a szczególnie was. - Wskazał głową na toczących grę dalej zawodników, którzy jednak spojrzeli na niego dziwnie. - Ale muszę coś powiedzieć i wydaje mi się, że teraz będzie najlepszy moment... - Przerwał na chwili gdy McGonagall w pierwszej  chwili wyprowadziła rękę w stronę szyjki mikrofonu, ale gdy tylko Wybraniec postanowił kontynuować, niepewnie cofnęła ją, choć na twarzy miała wymalowaną grozę.
  - Wiem, że tu jesteś Pansy. - Spojrzał w stronę niedalekiego sektora Ślizgonów, w którym pewna osóbka poruszyła się niemrawo chcąc wydostać się z tłumu ale jej koleżanki i koledzy skutecznie to udaremnili. - Nawet stąd widzę twoje lśniące włosy, które nie potrzebują promyków słońca by uzyskać ten efekt, a lejący deszcz im w tym nie przeszkadza. - Dziewczyna zwróciła swój wzrok w ziemię nie chcąc spojrzeć nikomu w oczy, a szczególnie osobie która nosiła ten sam odcień tęczówek co ona. - Wtedy, na korytarzu, zachowałem się jak idiota bez serca wypowiadając najgorsze obelgi z tobą związane, o których nigdy mi się nie śniło... Widząc twoje zmartwione oczy, w gardle wyrosła mi wielka gula nie do przełknięcia, dzięki której z ogromnym cierpieniem musiałem zakończyć to co zacząłem bez względu na to co czułem. A czułem rodzącą się przyjaźń i rosnące zaufanie, które zaprzepaściłem swoim dążeniem do bycia najlepszym spośród wszystkich, oraz moją bezmyślnością.
Raz byłem powodem twojego śnieżnobiałego uśmiechu i miałem nadzieję, że będę mógł go ujrzeć ponownie, na wspólnym śniadaniu czy kolacji przy wszystkich przyjaciołach... - Ślizgonka czując jednocześnie roztargnienie i skruchę, ułożyła swoje długie ociekające deszczem, proste włosy za ucho będąc obserwowana przez ponad trzy czwarte zgromadzonych uczniów, a nawet nauczycieli. - Pansy jesteś piękną, wspaniałą młodą czarownicą, a gdybym tylko mógł cofnąć czas.. Zapewnić cię, że te słowa obrazy mówiłem tylko po to by jak zawsze próbuję, wyjść na tego lepszego, mocniejszego, wiedz że bez honoru jaki powinienem mieć jako Gryfon, przeprosiłbym cię za mój nieludzki występek spowodowany cholerną plotką, która zraniła dwie ważne osoby w moim życiu, i która zrujnowała możliwość zburzenia tego odwiecznego muru wrogości, naszych domów! - Ostatnie słowa wykrzyczał.
Pansy ukryła twarz w zwilżonych od wody dłoniach, ale nie ze smutku, żadna łza nie wypłynęła na powierzchnię. Po prostu nie przywykła do czegoś takiego, a Potter przy tych wszystkich uczniach obnaża retrospekcję jej rozpaczy, którą sam wywołał. Jednak była mu okropnie  wdzięczna za to, że wziął się na odwagę by to wszystko z siebie wydusić, nie pomijając także swoich kluczowych wad. Czuła się jak kociołek do którego są dodawane ogromnie różniące się od siebie składniki, które w połączeniu gwarantują eksplozję. 
Chcąc na chwilę pobyć sama, tylko po to by ochłonąć i oswoić się z tym co właśnie zaszło, zaczęła twardo przepychać się w stronę wyjścia, przelotnie krzyżując wzrok z Harry'm. Ale to już nie był ten sam rodzaj spojrzenia jakie miało miejsce na pierwszym piętrze. Te oczy mówiły, że jeszcze nie wszystko jest stracone. - Przepraszam cię, Pansy. - Zakończył cicho, niemalże szepcząc do mikrofonu tak jakby tylko ona miała to usłyszeć, co oczywiście było niewykonalne, a po odprowadzeniu wzrokiem przez zaparowane szkiełka okularów oraz spływające z nich kropelki deszczu, znikającej Ślizgonki nie zważając na oszołomionych widzów, mimowolnie otwierających usta ze zdziwienia, oraz nauczycieli którzy nie byli do końca pewni co uczynić, zamilkł. Gdy nagle sektor Puchonów wyrzucając z głowy temat emocjonalnych problemów Potter'a zaryczał, gwizdał i klaskał ile sił.
- Justyn Finch-Fletchey zdobywa znicza. - Oznajmił entuzjastycznie jak gdyby nigdy nic wracając do gry. - 180 do 160 dla Puchonów.

                                                                               ***

W kilka dni po jakimś wrednym wirusie, Hagrid powrócił w pełni sił by ponownie pełnić swoje szkolne obowiązki. Na to był już przygotowany.
Pierwszą lekcję po jego powrocie, siódmoklasiści mieli zapamiętać do końca świata i jeszcze dłużej.

Pomimo tego, że nadchodzącym Gryfonom towarzyszyli Ślizgoni, uśmiechnął się spod bujnej brody zapraszając ich bliżej gestem. Wiedział że Dyrektor McGonagall chce zatrzeć ich odwieczne ślady nienawiści, próbując zintegrować dwa wrogie sobie domy. Dlatego nie przejmował się dochodzącymi do jego uszu zgryźliwymi obelgami kierowanymi pod jego adresem.
- Dziś przygotowałem coś odjazdowego, zobaczycie! Oczy szeroko otwarte, pióra w dłoniach gotowe do notowania... - Urwał wodząc wzrokiem po przygotowujących narzędzia uczniach, oraz ochoczo klaszcząc w dłonie. - Powitajcie, ze skruchą Króla Niekończącego się Błękitu, Croddona! - Wrzasnąwszy, zaczął przenikliwie gwizdać przez jakąś beznadziejną piszczałkę wyglądającą jakby stworzoną z kurzych kości.
Po kilku wolnych sekundach, zgodnie z poleceniem Hagrida, wpatrywania się w zachmurzone niebo, rozległ się jednocześnie basowy i skrzekliwy ryk dochodzący niczym z otchłani. Gdy nagle z głośnym odgłosem przypominającym Ciebie gdy opadasz na zimną puszystą pościel po ciężkim dniu, tyle że miliard razy głośniejsze które spowodowało jedno uderzenie metalicznie świecących, długich na kilkanaście metrów skrzydeł stwora budzącego na pierwszy rzut oka strach i grozę, jednak w swawolnym locie zachowywał się z taką gracją i majestatem, jak władca.
Zupełnie jak Malfoy. Pomyślała Hermiona chichocząc spojrzawszy w stronę wpatrującego się w Croddona z cząstką podziwu oraz jednocześnie znudzenia, blondwłosego Ślizgona.
- Croddony to niesamowite stworzenia - Ciągnął Hagrid obserwując leniwie okalającą gromadę w powietrzu kreaturę przysłaniającą słońce które przed chwilą z łatwością ukazała. - Nie różnią się wiele od smoków, to ich inaczej wyewoluowani potomkowie. Krew jest tak dobrze neutralizująca jak beozar, ale w roztworze stężonym z wodą jest żrąca jak diabli. Zębiska są prawie tak ostre jak dopiero co naostrzone tasaki, a ugryzienie piekielnie szczypie. Nie skrywają w sobie jadu, ale cholibka współczuję gościowi który zbliży się zanadto wraz ze złymi intencjami... - Przerwał słysząc jakieś chichoty dochodzące z tyłu polanki, a odwróciwszy swą zarośniętą twarz zgromił Blaise'a swym przenikliwym spojrzeniem a następnie wrócił do charakterystyki zwierzęcia. - Mięśnie twarde jak stal a szpony równie ostre co kły, po mocnych obrażeniach, można sobie zafundować kilkutygodniowe wakacje w skrzydle Szpitalnym...
- Profesor zaprzestał by nabrać powietrza do płuc - Zabawa jest z ich umaszczeniem, mianowicie każdy kolor ciała oznacza cząstkę ich charakteru... Metaliczne, ciemne barwy oraz odcienie czerwieni oznaczają zwierzę zwinne, żądne przygód, a jednocześnie wyrafinowane i na swój sposób aroganckie. Właśnie taka jest nasza Sorex, prawda? - Spytał klepiąc swoją ogromną dłonią stwora, który właśnie wylądował wywołując wiatr i poruszające się na nim korony drzew, latające liście i rozwiane na wszystkie strony włosy uczniów.

Hagrid ujrzawszy głównie zniechęcenie i przerażenie malejące się na twarzach swych podopiecznych, sam odniósł w duchu rozpacz, ale uznał że jeszcze jest w stanie zapewnić im rozrywkę podczas nauki.
- Jakieś pytania nim zacznę najciekawszą część? - Zwrócił się dość chwiejnie, od razu udzielając zgody na przemówienie Neville'a
- Hagridzie czym one się żywią? 
- Na pewno nie mózgami Longbottom. Zanim znalazłyby go u ciebie minęłaby druga Podróż Do Wnętrza Ziemi. - Z niedaleka dało się usłyszeć radosny krzyk Malfoy'a i towarzyszący mu śmiech nie małej liczby osób.
 Hagrid puścił to mimo uszu.
- Są wszystkożerne, aczkolwiek z chęcią lubią sobie skubnąć jakiegoś lecącego ptaszka.

 Po zakończeniu nawałnicy pytań, które pomogły uczniom nigdy w życiu nie spotkać się z tak kreaturą, Sorex zaryczała głośno rozkładając swoje ogromne skrzydła połączone z przednimi kończynami, oraz patrząc przenikliwe żółtymi ślepiami w stronę Ślizgonów, co uczniowie skwitowali nieświadomie wydobytym ' oooh ' a Hagrid czując że sukces niedługo zapuka do jego drzwi, odkaszlnął i znowu zaczął:
- No i ten tego, najlepsze w tym wszystkim jest to że Croddony mogą służyć tak jak wierzchowce - do jazdy, tyle że w tym wypadku w locie. Założyłem jej dziś rano specjalną uzdę, która umożliwi taki lot. Ale ten lot nie jest ino dla kitrachów... - Powoli zaczął wodzić wzrokiem po uczniach, szukając tego najbardziej odpowiedniego - Bo widzicie, tutaj na jej piersi widnieje takie piętno, które pozwala utworzyć więź z jeźdźcem który dotknie końcem swojej różdżki tego miejsca. Pomiędzy obydwojgiem wytworzy się wtedy Annexus czyli tak zwane przywiązanie. Po tym fakcie Croddon ma swojego jeźdźca do końca życia.  A gdy jeździec ginie, Croddon razem z nim... To ogromna odpowiedzialność. Czy ktoś jest gotów  podjąć się tego wyzwania dla Sorex?
 Nastała głucha cisza, przerywana cichym dreptaniem polnej myszy pośród  trawy i świszczącym wiatrem przeczesującym kosmyki wszystkich uczniów. Ci non stop patrzyli się na siebie szukając tego jedynego śmiałka, naciągając w międzyczasie swych przyjaciół do wyjścia przed nos Hagrida w pełnej gotowości.
- Harry co ci szkodzi, chodź no, zapoznaj się z małą Sorex!
 W tym momencie każdy zastanowił się nad  dokładną definicją słowa ' małe '.
Potter spojrzał na Hagrida gdy wszystkie płyny odpłynęły z jego twarzy. Po dźwiganiu przez tyle lat tak ciężkich brzemion, obawiał się takiej odpowiedzialności wobec siejącego grozę zwierzęcia.
 Nagle grupka skulonych Gryfonów rozpierzchła się pod wpływem mocnego odepchnięcia.
- Ja to zrobię. - Oznajmił Draco Malfoy odgarniając swe niesforne płowe włosy jednym pewnym, szybkim ruchem głowy.
 Hagrid spojrzał na chłopaka z pogardą, a następnie zrezygnowanie przyciągnął go bliżej siebie.
- To nie będzie tak łatwe jak ci się wydaje, Malfoy. - Warknął w stronę pewnego siebie ucznia. - Będziesz musiał stoczyć z nią walkę, w której ona będzie starać bronić siebie i jej piętna, gotowa by zabić. Masz różdżkę? - Spytał ostatecznie z nadzieją że nie. Ale chłopak spojrzał z politowaniem w stronę brodacza odpowiadając z wyrzutem:
- Oczywiście.
 Hagrid westchnął i dał mu ostatnie porady, których blondyn po raz pierwszy w życiu słuchał.
- Kiedy uda ci się zawrzeć Annexusa, pierwszy lot przypieczętowuje więź. Kierunek lotu i cokolwiek co chcesz by wiedziała, powiedz to w swych myślach a ona usłyszy i odpowie. Jak przyjaciółka, dlatego masz o nią dbać tak jak jej się należy, Malfoy. - Syknął po raz ostatni w stronę ochotnika, dając mu wolną rękę.

- Odsuńcie się! - Hagrid zawył,  a Sorex mu zawtórowała gotowa do pojedynku  obnażając dwa rzędy swych błyszczących kłów, a reszta uczniów, a w szczególności ci ze Slytherinu wstrzymali oddech. Natomiast Hermiona poczuła na rękach wodospad Niagarę spowodowaną lękiem, oraz przyspieszone tętno gdy ujrzała pierwsze mocne uderzenie i Malfoy'a który gruchnął o ziemię po raz pierwszy.

- Po co go do tego namawiałeś! - Fuknęła po kilkunastu długich minutach Pansy stojąc nadąsana z rękami założonymi na piersiach podczas przyglądania się jak na razie bezowocnym próbom przyjaciela.
 Blaise odpowiedział nie patrząc w jej stronę:
- Nie musiałem, sam wyleciał. - Przerwał uśmiechając się dumnie - Z resztą sama zobacz. - Dodał wskazując palcem na siedzącego po wielu nieudanych próbach, na grzbiecie Croddona z tryumfującym uśmiechem na twarzy, zgarniającego laury w postaci oklasków i gwizdów pomimo zakurzonej i obdartej gdzieniegdzie szaty i jednej niewielkiej szramie na twarzy.

- Brawo Smoku. - Szepnęła do siebie  leniwie klaskająca Hermiona uśmiechając się czule w stronę Dracona, który przelotnie puścił jej ledwo zauważalne oczko i nie czekając na pozwolenie nauczyciela, wzbił się z hukiem w powietrze.



                                                  * * *

- Przestań kłębić w sobie tyle myśli, bo nie mogę usłyszeć swoich. - Warknęła w myślach Dracona, Sorex.
- Nie wtykaj nosa w moje sprawy. - Odparował czując się jak idiota gadając w myślach ze zwierzęciem podczas lotu nad granatowym jeziorem. Zupełnie jakby zażył coś konkretnego.
- Udźwignę jeszcze jedną osobę, wystarczyło mnie po prostu o to zapytać. - Ponownie zajrzała w umysł Ślizgona, gdy temu źrenice się rozszerzyły a na ustach zagościł wspaniałomyślny uśmieszek.
- Myślę że stworzymy razem świetny duet, Korks, Serum? Jak to było?
- SOREX. - Zazgrzytała wściekle w głowie blondyna jednocześnie rycząc groźnie podrzucając go tułowiem w górę by przez chwilę poczuł odrobinę strachu.
A po niewielkiej sprzeczce pomiędzy Związanymi, Sorex zniżyła swój lot ku uczniom Hagrida.
- Postaraj się zrobić coś by się wystraszyła, dobrze? - Zapytał bezgłośnie na co samica odwróciła swój wielki łeb na tyle ile jej szyja pozwalała, odpowiadając zgryźliwie:
- Jesteś takim wspaniałym romantykiem.
- Oh zamknij się i pozwól mi dosięgnąć.
-  Ta jest, kapitanie. - Mruknęła gdy niektórzy uczniowie ujrzawszy jej pojawiający się zza najwyższego drzewa łeb, rozproszyli się z wrzaskiem ustępując miejsca stworowi i jej nowemu właścicielowi, który dzięki idealnie wymierzonej odległości Croddona wyciągnął właśnie rękę by wciągnąć ' na pokład ' stojącą do niego tyłem, skrobającą notatki Hermionę. 
Zgarniając ją jednym ruchem bez zatrzymywania lotu, ta upuściła całe wyposażenie na nadal porośniętą rosą trawę.
- Moje notatki! - Pisnęła gdy wzbili się nieco wyżej. - Co ty robisz, odstaw mnie na ziemię!
- Jak sobie życzysz. - Odparł niechlujnie uśmiechając się Draco, gdy Croddon gwałtownie zakręcił piruet.
Gryfonka krzyknęła ze strachu, następnie dając za wygraną.
- Czy... To... Nie będzie.. jakieś? - Spytała niezręcznie, pokazując mu nie dotknąwszy jego tułowia jak go o obejmuje, by nie zlecieć przy pierwszym lepszym zakręcie 
- Myślę, że to będzie nawet konieczne. - Odparł tajemniczo gdy w tym samym momencie Sorex zaczęła kręcić najróżniejsze młynki i akrobacje, a Hermiona nie zastanawiając się nad niczym, przylgła z całej siły do Dracona, kurczowo trzymając się jego umięśnionego brzucha, który czuła nawet przez materiał szaty, oraz opierając swój zimny policzek o tylną część ramienia ' kierowcy ' powoli delektując się oglądaniem wszystkiego z takiej perspektywy obejmując przy tym Dracona Malfoy'a a także zastanawiając się o czym ten myśli. A myślał o tym jak bardzo działają na niego delikatne ciepłe dłonie Gryfonki.
Chcąc jeszcze bardziej poczuć jej bliskość, tym razem poprosił, nie nakazał Sorex, by podgrzała atmosferę. 
Następnie czuł już mocniejszy choć nadal niezwykle przyjemny uścisk Hermiony.

                                                                          * * *

Siedzieli właśnie na niewielkim pomoście przy jeziorze ciesząc się ' odkopanym przez Croddona słońcem. Promienie odbijały się od tafli wody a ogromna kałamarnica wypłynęła na powierzchnię by przyjrzeć się jej gościom. 
Dwójka uczniów z przeciwnych sobie domów siedziała w głuchej ciszy przyglądając się swym kolanom gdy lekki wiatr muskał ich policzki i drążył maleńkie korytarze pomiędzy ich kosmykami włosów. 

Spotykali się bardzo często. Do pewnego czasu. 

W końcu dziewczyna  otworzyła swe pomalowane usta by przerwać panujące milczenie: 
- Nie chodziło ci o łamanie murów wrogości i ratowanie przyjaźni, prawda Harry? - Spytała cicho Pansy łapiąc powiewające na wietrze czarne włosy oraz zakładając je za ucho. 
- Nie. - Uciął kręcąc powolnie głową nie spojrzawszy w stronę dziewczyny.  - Nie o to mi chodziło. 
- Zatem o co? Zaczynam się gubić. - Naciskała dalej by wyciągnąć cokolwiek od siedzącego obok Gryfona. Na próżno. Rozmowa z chłopakiem to prawie jak mówienie do ściany.
- Nie umiem tego określić, wybacz. - Odparł patrząc na przeciwległy brzeg jeziora.
Pansy wstała.
Gryfon ruszył jej śladami gdy dosłyszał słowa pożegnania.
Stanąwszy na nogach przez co pomost zaskrzypiał cicho, uchwycił od tyłu łokieć dziewczyny. Ta odwróciła się rozwijając wachlarz kruczoczarnych włosów, których końcówki delikatnie musnęły twarz chłopaka a następnie opadły ukazując bladą twarzyczkę na której malowało się zdziwienie spowodowane dość mocnym uściskiem.
Ślizgonka zwróciła swój wzrok na trzymany łokieć po czym znów na sprawcę, ale ten nie ustępował.
Ich twarze dzieliły milimetry, nosy niemalże się stykały a powolne ciężkie wydechy Harry'ego wprawiały w ruch najbliższe kosmyki Pansy. Obydwoje zaczęli tonąć w swych tęczówkach koloru wiosennej trawy, z przerwami na krótkie przysłonięcie ich lasem czarnych rzęs.
Wybraniec nadal trzymając łokieć niższej od siebie Pansy, nieznacznie się nachylił.
Dziewczyna od razu pojęła co ma zamiar uczynić.
Zaprowadził w jej głowie bałagan, znaczył dla niej teraz zdecydowanie więcej niż w poprzednich latach, ale ona nadal była lojalna wobec innych dziewczyn nawet tych znienawidzonych. Postawiła się na miejscu tej Rudej cofając swe czerwone usta by oznajmić:
- Harry, masz dziewczynę. - Wyrwała łokieć z uścisku by następnie w ciszy odejść z powrotem do zamku.

                                                                             * * *

Hermiona posyłała Draconowi unikalne spojrzenia spod kolejnego grubego woluminu siedząc w poniszczonym fotelu w ogromnej szkolnej bibliotece.
Chłopak wydawał się jakby gnił tam dla niej.
Bo tak było. Siedział znudzony bawiąc się różdżką pomiędzy palcami. W bibliotece nie interesowało go nic, z wyjątkiem małej Gryfonki przesiadującej tu całymi dniami. Biorąc pod uwagę jego zainteresowania, poświęcał się dla niej niemiłosiernie.
Chociaż wtedy miał dużo czasu na przemyślenia, które jak zauważyła Sorex kłębią się w nim jak wzburzona woda.
Gdy ledwo zatracił się w swych myślach,Hermiona niepewnie jakby się obawiała reakcji,  spytała wiedząc że w czymś przeszkodzi, ale nie miała siły tłumić dłużej tego co zamieszkuje jej głowę już od jakiegoś czasu:
- Pamiętasz co się wydarzyło w pierwszą środę po naszym przyjeździe?
Draco momentalnie ocknął się, w pierwszej chwili nic nie mówiąc. Po odcedzeniu swoich wspomnień z pierwszego tygodnia na siódmym roku, odparł czując że jego niewiedza nie wyjdzie na dobre:
- Nie, a powinienem?
W Hermionie coś pękło. Poczuła się dokładnie tak samo gdy Ron pomylił datę jej urodzin z urodzinami Ginny.
Czyżby nie pamiętał tego jak nad jeziorem szepnął do jej ucha, że mu się podoba? Co za...
- Siedzieliśmy razem oglądając wielką kałamarnicę...
Draco przybrał zdziwiony wyraz twarzy.
Teraz takie wyjście z Granger byłoby nawet nazwane w jego ustach sukcesem, ale w pierwszym tygodniu wyśmiałby taką propozycję.
- Nachyliłeś mi się do ucha, próbując ująć moją dłoń....? Nic ci nie świta?
- Nic a nic.
Hermiona miała ochotę zapłakać. Czyżby sobie z niej podle żartował? Próbując powstrzymać szloch, zdobyła się na ostatnią podpowiedź gdy niechciana łza zakołysała się na dolnej powiece a następnie zaczęła się zsuwać:
- Powiedziałeś że ci się podobam. - Oznajmiła płaczliwie czując jak jej wargi powoli zaczynają drżeć.
Draco usłyszawszy wypowiedź Gryfonki, pośpiesznie zdjął nogi ze stołka oraz odwrócił się bardziej w jej stronę.
Nie wyglądała jakby zmyślała.
Tyle, że on nie pamiętał.
Ukląkł przed jej fotelem ujrzawszy jej walczącą z płaczem twarz.
- Tak mi przykro.. - Wyszeptał odgarniając jej włosy, gdy nagle źrenice blondyna się rozszerzyły.

Pierwszy i ostatni przegrany zakład z Blasie'm i zapłata za porażkę. 
Cholerny Blaise!

- Granger, mogę wyjaśnić...- Zaczął.
Hermiona wydawała się ani nie zgadzać ani zgadzać, zatem postawił na swoim kontynuując. - Gdy po raz pierwszy i jedyny, przegrałem zakład z Diabłem, ten kazał mi wypić jakiś dziwny eliksir który najprawdopodobniej sam uwarzył... Podejrzewam, że mogłem robić różne... - Urwał szukając odpowiedniego słowa. - Niecodzienne rzeczy, których do teraz nie pamiętam... Wybacz, proszę.
Otarł kolejną małą łzę patrząc w jej oczy, które uparcie chciała zwrócić w inną stronę ale po kilku próbach i ona spojrzała w jego przecudowne tęczówki.
W takim razie powiedz to teraz. Powiedz, że coś czujesz teraz! - Krzyczała w myślach, ale żadne z tych słów nie wypłynęło z ust Dracona.

Po chwili odprowadzał ją w ciszy do Wieży Gryffindoru po raz kolejny przeklinając w myślach te ich zakłady, które stały się już pomiędzy chłopakami normalką.
  Hermiona po chwili marszu ochłonęła.
Przestała go winić za niepamięć i brak uczuć. To nie jego wina.

Jeszcze wtedy myślała, że nie ma nic złego w zwykłych przyjacielskich zakładach.


---------------------------------------------------------------

Nareszcie rozdział się pojawił!
Uważam, że jest na 3+. Musiałam w końcu skupić się na lekcjach. W końcu po coś przyjechali do tego Hogwartu!:D
Ale udało się Wam uzbierać komcie (ledwo ledwo) więc dotrzymuję słowa!
Ta część raczej bez famfarów, ale następny rozdział myślę, że będzie miał lepsze, bardziej emocjonujące wydarzenia! Zainteresowanych zapraszam na Aska, tam chętnie opowiem kilka spoilerów! I byłoby mi ogromnie miło zobaczyć jakiekolwiek pytania związane z HP czy Dramione:3 Link znajdziecie w zakładce  STRONY.
A Wy jak oceniacie całokształt? W końcu wyjaśniła się sytuacja z tym dziwnym wyznaniem Dracona na początku opowieści:D
Ale czy uda się uzbierać moje marzenie, którym jest 50 komci? Jeżeli tak, to rozdział osiemnasty w przyszłym tygodniu!
Ściskam i całuję - MoonSeer c: 

piątek, 21 lutego 2014

16. TO NIE KONIEC POCZĄTKU


Walentynkowy pocałunek dwójki, można byłoby nazwać ich najbardziej epickimi wrogami Hogwartu od czasów samego Godryka Gryffindora i Salazara Slytherina, zgotował obydwojgu kilka nieprzespanych nocy, jednak w tym samym czasie gwarantował permanentny uśmiech na ich twarzach oraz nieopuszczający, cudowny humor. Nie przeszkadzały im nawet krążące plotki na temat ich krótkiego pocałunku na stadionie Quidditcha.
- " To była pierwsza pomoc. " - Odpowiadali przelotnie uśmiechając się.
Jednak w walentynkowych tematach nie wdawali się w szczegóły. Nie czas był na zaprzątywanie głów przyjaciół jakimiś pocałunkami. Zaraz... Jakimiś? To był najbardziej emocjonujący, dostarczający przyjemnego dreszczyku, pocałunek którego dwójka uczniów nie mogła opisać słowami.
  Czy to wszystko oznaczałoby, że Draco Malfoy i Hermiona Granger są parą? Taki pocałunek to nie byle co, a dla Gryfonki nawet najmniejszy miał ogromne znaczenie. Ale nadal bała się jego reakcji, dla niego to pewnie była normalka. 
Przerażała ją wizja tego jak oznajmia co czuje a on w zamian pluje jej w twarz skrzekliwym śmiechem. A może ta przeklęta wróżka miała rację? Na pewno nie jest jej dany ktoś taki jak Malfoy.
- Boże!...- Jęknęła Hermiona łapiąc się za głowę przed lustrem łazienki. Dlaczego musi mieć nieskończoną listę wątpliwości? Pocałunek powinien postawiać każdą sprawę jasno, a nie ją komplikować. Dlaczego teraz Malfoy był na jej afiszu stawiając tyle pytań bez odpowiedzi?

* * *

Draco właśnie schodził schodami w stronę Wielkiej Sali na poniedziałkowe śniadanie napawając się sobotnimi wspomnieniami.
Zawsze w pierwszej chwili było mu nieopisanie ciepło na sercu, a po kilku krótkich momentach wnętrzności skręcały mu się  na myśl co zrobi Hermiona gdy dowie się o tym całym głupkowatym zakładzie.
Chłopak może myśleć że zmienił siebie i uczucia do niej, ale w oczach Gryfonki na zawsze pozostanie kłamliwym, bezuczuciowym dupkiem.
W każdym razie musi być sobą i nie pozwolić zmienić się doszczętnie.
Wchodził właśnie do sali, gdy Hermiona ją opuszczała nie wiedząc o Bożym Świecie podczas rozmowy z Wiewiórą. Westchnął z niedowierzaniem widząc dziewczynę z którą się niedawno całował. To już nie była Hermiona z poprzednich lat, to było coś jakby przebrzydła gąsienica wykluła się z kokonu, opuszczając go jako majestatyczny motyl. Uśmiechnął się do siebie wrednie na wizję Granger-gąsienicy po czym ruszył w stronę dziewczyn.
Gryfonka wydawała się nie zdawać sobie sprawy co zaraz nastąpi ale Ginny nic nie mówiąc, odsunęła się od niechcenia.
Draco złapał Hermionę w pasie, tak że zdezorientowana  zgięła się delikatnie w pasie uwieszając się na wyciągniętej w jej kierunku ręce.
- Dzień dobry. - Zamruczał Ślizgon uśmiechając się czarująco. - Mogę wiedzieć czemu unikałaś mnie przez prawie cały weekend? - Spytał wyrafinowanie bez ogródek, odchylając dziewczynę z powrotem do pionu.
- Miałam sporo nauki... - Skłamała szybko Hermiona. Pomimo, że cieszyła się z tego co się wydarzyło w sobotę po prostu przerastała ją obecność chłopaka po tym wszystkim. Jednak całą swoją uwagę przy mówieniu skupiła na jego słodkich wargach.
- Jeśli chcesz mnie pocałować, po prostu to zrób a nie gapisz się na te usta... - Zaśmiał się Draco mierzwiąc jej rozpuszczone loki. 
Hermiona spłonęła malinowym rumieńcem, po czym popukała się w czoło ukrywając chichot, zdjęła delikatnie jego dłoń z talii oraz ruszyła z uśmiechem na lekcje.
Draco odprowadzając ją wzrokiem do drzwi szepnął po części do siebie a po części do niej:
- Do zobaczenia na obronie.

* * *

Gryfonka wlokła się po korytarzach brnąc do sali obrony przed czarną magią. Po drodze wpadła na uśmiechniętego Harry'ego i razem podreptali na lekcję ze Ślizgonami. Dziewczynie nie przeszkadzała już ich obecność, ale czuła że robi się jej gorąco i że jest zdenerwowana.
Gdy już mieli zamiar skręcać w poprawny korytarz usłyszeli podniecone głosy uczniów, to było podejrzane. Lekcje za moment  miały się zacząć a Gryfoni i Ślizgoni nie robili nigdy takiego rumoru.
Wychodząc zza rogu ujrzeli około czterdziestu czarnych szat. Byli tam ich znajomi z domu oraz ze Slytherinu, a pomiędzy siódmoklasistami przepychali się rozmawiając z ożywieniem Puchoni i jak poznała Hermiona po klekoczącej Emmie, Gryfoni z szóstego roku.
Dwójka przyjaciół popatrzyła po sobie z wielkim znakiem zapytania i ruszyła w kierunku stada uczniów.
Gdy tylko chcieli otworzyć usta by zapytać się młodszych kolegów co się dzieje, na korytarzu pojawiła się niewiele starsza od siódmoklasistów pani Cartney. Przyłożyła swoją jasną różdżkę do brody i zaczęła oznajmiać tak by wszyscy ją usłyszeli:
- Szóstoklasiści zostali tutaj poproszeni z powodu niedyspozycji profesora Hagrida, dzięki której dziś będziecie mieli łączoną lekcję ze swoimi starszymi kolegami. - Tu wskazała swoją bladą dłonią na naburmuszonych Ślizgonów i zobojętniałych Gryfonów. - Jako że dziś na zajęciach będzie spore grono, powiększyłam naszą salę i oporządziłam tak, by pozwoliła nam w środku przeprowadzić niewinne praktyki z pojedynków. - Przerwała jej burza oklasków, gwizdów i okrzyków aprobaty, na co uśmiechnęła się słodko przepchawszy przez tłum, gestem zaprosiła wszystkich do środka.
Gdy już każdy znalazł swoje miejsce, Hermiona uznała że na lekcji jest definitywnie za cicho. Rozejrzała się po głowach uczniów od razu rozpoznając kogo brakuje.
Jakoś nie chciało jej się wierzyć, że dwaj wiadomo którzy Ślizgoni poszli na wagary...

Pani Cartney zaczęła wybierać pojedynkowe pary, bu uznała że żadna samowolka nie będzie miała tutaj miejsca. 
I tak w ekspresowym tempie wykreowało się prawie dwadzieścia par, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do sali wleciał wepchnięty przez Blaise'a, rechoczący Draco. Obydwaj zachowywali się jakby nie byli świadomi swojego spóźnienia na lekcję. Gdy tylko zobaczyli zamieszanie i ilość osób skupionych na ich wizerunkach, wyprostowali się przestając rechotać.
- Chłopcy... - Zaczęła patrząc na zegarek. - Jesteście świadomi tego że tak ogromne spóźnienie musi zostać ukarane jednodniowym szlabanem? - Zapytała jakby chciała zachęcić do tego dwóch chłopaków, oraz uśmiechając się flirciarsko w stronę Blondyna, który także czarująco wygiął usta po czym błyskawicznie zmieniając wyraz twarzy na nonszalancki, odparł nie patrząc w jej stronę:
- Jeżeli pani przez to ulży... - A następnie ruszył z przyjacielem w stronę reszty nieprzydzielonych uczniów.
Po niedługiej chwili, nauczycielka złapała Hermionę i zaprowadziła w stronę Ślizgonów. Draco puścił oczko do Gryfonki i zrobił kilka kroków w jej stronę wyciągając rękę do swojej przyszłej przeciwniczki, ale pani profesor wdzięcznie szarpnęła dziewczynę odsuwając ją i pchając dalej zostawiając zdezorientowanego Dracona z wystawioną dłonią.
- Znacie się chyba, prawda? - Spytała słodko w stronę schowanego za uczniami Slytherinu, Rona jakby znała ich teraźniejsze relacje i chciała zrobić im na złość. Zostawiając ich samym sobie, ruszyła z powrotem delikatnie ocierając się o Dracona.
- Parkinson Pansy i Potter Harry, do mnie! - Krzyknęła swoim aksamitnym głosem, na co para od razu się przy niej wstawiła.
- Hmm...- Cartney rozejrzała się po nieprzydzielonych uczniach, a jej wzrok utkwił w zaczerwienionej ze złości Ginny. - Zabini Blaise, popisz się proszę swoim prostackim poczuciem humoru by podczas pojedynku panna Weasley zmieniła swój żałosny wyraz twarzy.
  Hermiona cicho prychnęła.
Pani Cartney już pokazała swoje prawdziwe ja wcześniej pomimo tego, że na pierwszej lekcji była taka urocza. Zapewne chciała zrobić dobre pierwsze wrażenie i dobrze poznać swoich uczniów, albo po prostu ma jeszcze bardziej zmienny charakter niż tuzin Emm razem wziętych.

Zaraz... Boże! Hermona w duchu się przeżegnała.
Nadchodziła wojna...
- Malfoy Draco i McKiney Emma jako ostatnia pojedynkowa para!


* * * 

Zaklęcia latały po całej sali, a przez pewien czas było tylko słychać trzaski rzucanych i odbijanych promieni.
Profesorka chodziła cały czas wzdłuż klasy oceniając oraz poprawiając uczniów. Nikt specjalnie nie brał sobie do serca jej porad pomimo tego że była dobrą nauczycielką, wszyscy gardzili jej sugestiami.
Hermiona skupiała się cała sobą na pojedynku jednak nie było to potrzebne. Bez trudu pokonywała Rona, który z całych sił próbował ją w końcu rozbroić i zabłysnąć w tych miodowobrązowych oczach.

Eowin Cartney czepiała się zupełnie bezcelowo Ginny stojącej zaraz obok Emmy, która wpatrywała się w nauczycielkę wyobrażając sobie jak sprawia jej natychmiastowe wyrzucenie z Hogwartu.
Blaise zacmokał na Dracona, a gdy ten odwrócił się w jego stronę, Diabeł posłał mu znaczące spojrzenie w stronę Gryfonki, po czym znowu na przyjaciela.
Blondyn w trybie natychmiastowym pojął aluzję i uśmiechnął się wrednie w stronę swojej bujającej w obłokach, przeciwniczki.
Nie mieli oficjalnej przerwy w pojedynku, po prostu zaprzestali gdy podeszłą do nich ta wiedźma.
Blaise widząc po tańczących iskierkach w oczach przyjaciela, że ten zrozumiał, uśmiechnął się łobuzersko wraz z nim po czym przyglądał się dalszemu ciągowi ich pojedynku.
- Calvitia!* - Krzyknął Draco już się śmiejąc z bladożółtego promienia który po sekundzie ugodził głowę Gryfonki.
Na wrzask Ślizgona wszyscy umilkli chcąc zobaczyć kto dostał owym paskudnym zaklęciem.

Emmę od przemyśleń oderwało lekkie łaskotanie w okolicach potylicy. Złapała się kurczowo za głowę będąc pewna że uchwyci swoje ciepłe, puszyste loki, ale jej palce napotkały tylko gołą, aksamitną skórę.
Nerwowo dołączyła druga ręka poszukując choć jednego kosmyka, ale na próżno. Dostała zaklęciem łysiny.
Gryfonka podniosła swój wypełniony złością wzrok ku swojemu przeciwnikowi, który uśmiechnął się znacząco poruszając w górę i w dół brwiami oraz bawiąc się pomiędzy palcami swoją różdżką, jakby zachęcał ją do kontrataku.
Blaise nie mógł powstrzymać śmiechu ale twardo starał się zakryć to  trzęsącymi się z zaciśniętego chichotu,  ustami.
Jędza Cartney wraz z resztą osób także tłumiła swój podły rechot. Po kilku słodkich lekcjach poczuła, że w końcu może być sobą chcąc z całej siły roześmiać  się z krzywdy jej uczennicy. 
Jedni okazali się tak uprzejmi , że ukrywali swoje rozbawienie, a inni po chwili pokładali się śmiechem. Ale Emmie nie było do śmiechu,  wręcz przeciwnie.  Miała ochotę zmieść Draco oraz tę całą Cartney z powierzchni Ziemi. 
Nie chce rozejmu? To go nie dostanie. Pomyślała chcąc dumnie odgarnąć włosy szybkim ruchem głowy, ale zapomniała, że oprócz bladej skóry nic tam nie zostało.
W jednej sekundzie wykrzyczała zaklęcie robiąc zawiły ruch różdżką pragnąc jak najbardziej zawstydzić Ślizgona, ale ten zdawał się tym nie przejmować. Na uśmiechu robił nonszalanckie uniki, denerwująco zachęcając przeciwniczkę by bardziej się postarała 
Wciągając powietrze zasyczała gniewnie, tracąc pomysły na zaklęcia które byłyby w stanie upokorzyć zarozumiałego arystokratę.
Próbując go zaskoczyć niewerbalną magią, której nie opanowała jeszcze do perfekcji ale z całej siły starając się mrucząc w głowie 'Crassus Arantem*' oraz błyskawicznie wypuszczając granatowo-biały promień prujący w kierunku chłopaka z prędkością światła.
Ten w ostatniej sekundzie zdążył wyczarować grubą, szklaną barierę, ale gdy zaklęcie ją ugodziło, siła była tak wielka że odepchnęła Malfoya przez co boleśnie upadł na podłogę, a odbity promień z tą samą prędkością poszybował zmieniając swój kierunek.
Następne co usłyszeli to tylko przeraźliwy krzyk osoby, która okazała się być także z dużą siłą odepchnięta tyle że tym razem spowodowało to przyjęcie zaklęcia, Eowin Cartney.
W chwili gdy z hukiem gruchnęła o ziemię, jej chuda twarzyczka rozlazła się tworząc pod jej spodem tak zwaną drugą brodę. Jej barki rozrosły się dając miejsce potwornie powiększonym piersiom, które okropnie rozciągały jej cienką bluzkę, a niegdyś zgrabna figura osy, traciła swój kształt przez wylewające się spod ściśniętych spodni, sadło. Szczupłe nogi szybko się skróciły i także  przybrały, dzięki czemu jej mocno przylegające jeansy zaczęły się niemiłosiernie opinać.
Profesor zwróciła swój wzrok ku palcom przypominającym teraz dziesięć grubiutkich serdelków.
Na sekundę ukryła twarz w dłoniach, by potem ukazać swe przekrwione oczy i wrzasnąć przełknąwszy łzy:
- Stop! Wszystkie pojedynki stop! - Wstała z trudem na swoje krótkie nóżki przypominając jedną małą toczącą się kulkę. Wbiła wzrok w znudzonej Emmie która marzyła o parsknięciu jej w twarz podłym śmiechem oraz o jakieś niemiłej docince na temat jej aktualnego wyglądu, ale powstrzymała się kątem oka patrząc na Dracona który sprawiał wrażenie jakby zaraz przez tłumiony gromki śmiech miał wybuchnąć i zgiąć się w pasie, ale trzymał się hardo jak Blaise ściągając drżące z rechotu usta w cienką linię, co chwilę cichutko parskał, ale od razu się hamując.
Jego protekcyjna szklana bariera powoli zaczęła rozpływać się w powietrzu wystawiąc Malfoy'a na ogromne niebezpieczeństwo ze strony Gryfonki.
Cartney nerwowo, zupełnie nie jak ona, rozejrzała się po całej klasie szukając osoby która chciałaby się sprzeciwić i jeszcze rzucić jakieś zaklęcie. Widząc jakiegoś rudego Puchona, nieopstrzenie wyciągającego różdżkę krzyknęła żałośnie ale głośno, podnosząc ręce:
- Różdżki w dół! - Jej głos zachrypiał od wysiłku, a na grubej szyi pojawiły się żyły. - Jeszcze jedno zaklęcie, nawet najmniejsze, a sprawca spędzi swoje dzisiejsze popołudnie i każde następne do niedzieli  na szorowaniu kibli własnymi rękami! - Skończyła jakby jej oczy miały zaraz wyskoczyć z orbit.
Wszyscy patrzyli na nią i z rozbawieniem i ze strachem wyczekując końca tej furii.
Cartney gromiła każdego swoim śmiercionośnym spojrzeniem, ale najdłużej wpatrywała się w niestrudzoną Gryfonkę - główną sprawczynię jej ujmy, oczekując aż zmięknie i zwróci wzrok pod wpływem długotrwałego stalowego spojrzenia nauczycielki.
Emma spojrzała na nią z politowaniem wzruszając niedbale ramionami, a po sekundzie już była zwrócona do profesorki bokiem, na przekór jej mówiąc głośno i delikatnie z gracją w stronę nieuzbrojonego, zatraconego w śmiechu Dracona:
- Nigros Eraldaketa*' 
 Ślizgon zdążył zobaczyć tylko mściwy uśmieszek dziewczyny nim poczuł jak zaklęcie którego do końca nie znał, zaczyna wypełniać każdy zakamarek jego ciała. Potem usłyszał tylko niekontrolowany skrzekliwy śmiech Blaise'a.
- W końcu wyglądasz należycie. Jak ja.
Draco nie rozumiał o co chodzi, ale szybko pojął odwracając dłonie zobaczywszy ich zewnętrzną stronę.
Jego skóra przybrała kolor przeciętnego Nigeryjczyka; była ciemniejsza niż Diabła, niemal czarna. Myśląc jak wygląda ze swoimi jasnymi oczami i platynowymi włosami zaklął pod  nosem czując jak wypełnia go złość i wstyd.
- Masz, przejrzyj się w lustereczku. - Mruknęła do niego Emma wyciągnąwszy swoją podręczną puderniczkę z małym lustrem i rzuciwszy nią w nadąsanego chłopaka który od niechcenia ją złapał i zobaczył swój wizerunek.
- Zabiję cię. - Syknął zgrzytając zębami.
- Aha. - Odparła nonszalancko, niedbale drapiąc swoją łysą głowę.
Eowin patrząc to na Dracona to na Emmę, wrzasnęła nie móc już sobie poradzić z tymi rozwydrzonymi nastolatkami:
- Odejmuję 20 pkt Slytherinowi i Gryffindorowi...
- Ciekawe za co. - Przerwał jej Draco zwracając szybko puderniczkę właścicielce.
- Oraz z panną McKiney widzę się popołudniu pod moim gabinetem, a potowarzyszy jej przez ten cały tydzień pan Malfoy. W łazience będzie miał dużo czasu na podziwianie swej buziulki. A teraz idźcie do Pani Pomfrey, niech doprowadzi was do porządku. Koniec lekcji. - Dodała płaczliwie, tocząc się przez salę w kierunku swego gabinetu, ale wszyscy stali jak wryci wpatrując się w kulkę Cartney, która widząc że jej pierwotny ton nie skutkuje, wydarła się:
- Jeżeli za trzy sekundy nie opuścicie sali, odejmę każdemu z osobna pięć punktów!

                                                                         * * * 

Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, jakim sznurkiem tworzą się wszystkie plotki i nieporozumienia, to zaraz się z tym zapoznacie.
 Ginny wraz z Harrym właśnie szła w kierunku Wielkiej Sali na kolację będąc w niesamowicie paskudnym humorze. Cartney nie musiałaby poprawiać Gryfonki, gdyby ta tego sobie nie życzyła. Dzięki zawiłym nędznym poradom nauczycielki, miała czas na świdrowanie wzrokiem pary kilkanaście metrów przed nią.
Harry wydawał się być taki wesoły i uradowany próbując rozbroić Pansy oraz zdawał się ją podrywać oczarowując swoim patronusem.
Ślizgonka nie była gorsza; szczerzyła te swoje śnieżnobiałe zęby w jego stronę bawiąc się kruczoczarnymi włosami przewiercając Pottera szmaragdowymi oczami. A kiedy spłonęła rumieńcem i wdzięcznie zatrzepotała rzęsami, była pewna że Wybraniec jej żałośnie komplementował. Nie wiedziała czy on był świadom tego że nadal ma dziewczynę.
- Widziałam jak patrzysz na tą Parkinson - fuknęła zakładając ręce na piersi oraz odwracając wzrok.
- Co mówiłaś? - Spytał wyrwany z kontekstu. 
Ginny spojrzała na niego z podziwem takiej arogancji, czując jak jej ręce opadają. 
- Umyj uszy w końcu bo nie można z tobą w ogóle rozmawiać!  - Warknęła gromiąc go wzrokiem.
- A już wiem. - Przerwał na chwilę. - Ja nie wspomnę o tym, jak Ty pożerałaś wzrokiem tego zarozumiałego murzyna.
Ginny spojrzała w stronę chłopaka z pogardą.
- Jak możesz mnie tak osądzać!? Nie umiesz wymyślić lepszych argumentów, niż te wyssane z palca?! - Nie móc znieść zachowania i obecności Gryfona krzyknęła już go nie słuchając oraz postanowiwszy że kolację zje z kimś innym. 

Harry przyglądał się z konsternacją dwóm jedzącym dziewczynom.  Pochłaniającej tosta Ginny i dziubającej sałatkę Pansy.
Odkąd byli razem w drużynie, zdecydowanie przełamali swoją odwieczną wrogość ale pozostawali zwykłymi kumplami. 
Czy Ginny jest tak bardzo przewrażliwiona na jego punkcie czy na Obronie on wraz z Pansy wyglądali jakby flirtowali? 
Uważając że jedyną osobą u której może znaleźć szczerą pomoc, udał się prosto w kierunku siedzącej nieopodal Hermiony.  Ron już miał wystarczająco dużo własnych  problemów. Nie chciał obarczać go dodatkowo swoimi. 

- No i z tego by wychodziło, że ja uwodzę Pansy... Ginny też zachowuje się jakby była święta. Widziałaś jak wpatrywała się w Zabiniego i on także? Myślałem że gdyby nie przerwała im Cartney to...
- Harry stop. - Hermiona podniosła rękę na znak że nie pojmuje ani słowa. - Mów wolniej i bardziej wyraźnie bo nic nie mogę zrozumieć.
Potter wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać kolejny raz, równie pogmatwanie i szybko, a Gryfonka wyłapując tylko pojedyncze słowa z niemożliwie szybko poruszających się ust chłopaka, otworzyła swoje ze zdziwienia i spojrzała w stronę stołu Ślizgonów.
- Harry ty masz dziewczynę! Ty się dobrze czujesz? Nie możesz uwodzić kogoś innego będąc w związku! - Wybraniec już tracił cierpliwość.
- Wiem co powinienem robić, i wiem kiedy uwodzę Pansy a kiedy nie! Czy wyglądam na trzyletnie dziecko?! - Po czym opuścił przyjaciółkę tym samym opuszczając Wielką Salę.
Hermiona popatrzyła tylko w stronę siedzącej niedaleko Emmy, czując że i ją nie zadowoli wiadomość o niewerbalnych flirtach Blaise'a i Ginny.

                                                      * * *

- Stój ty paskudny babiarzu!
Taki zwrot usłyszał Diabeł idący korytarzem na pierwszym piętrze. Wszystkie portrety na które chłopak spojrzał pytająco, wzruszyły bezgłośnie ramionami
Ten głos... Znał go doskonale.
Odwróciwszy się powoli i niepewnie, powitało go mocne, płaskie uderzenie w policzek które w chwili zetknięcia się, zapiekło paskudnie.
Jego głowa aż zwróciła się w bok a ręka szybko powędrowała na liczko chcąc jakoś zatuszować ból.
- Ała. - Zaczął udając rozbawienie. - Zasłużyłem chociaż?
- Jeszcze się pytasz?! - Emmą świgały emocje, co podczas krzyku akcentowała żywym gestykulowaniem. - Najpierw uwodzisz Ginny a ona jak każda nie może ci się oprzeć i ulega, a teraz pytasz się jak gdyby nigdy nic, czy zasłużyłeś?! - Urwała na chwilę, czując chwilę miękkości gdy zobaczyła kurczowo zaciśniętą rękę chłopaka na policzku. - ... Myślałam, że kimś dla ciebie jestem...
Diabeł spojrzał na nią jakby chciał w niej znaleźć odpowiedź takiego zachowania. Jednak dalej próbował rozładować napięcie - wiedział że jest czysty.
- Ty też ulegasz...?
Emma otworzyła usta by po chwili je zamknąć i skulić się w sobie, na co Blaise zareagował zalotnym uśmieszkiem nachylając się ku niej.
- Nie musisz odpowiadać... O co chodzi Emma, kiedy uwodziłem tę pożeraczkę orzechów? Nie rozumiem.
Ale dziewczynę nie przekonało zachowanie niewiniątka, maślane oczy i opanowane do perfekcji udawanie że się  martwi.
Ślizgoni to niezmienny typ.
Ponownie chciała otworzyć usta by coś oznajmić, ale znowu musiała je zamknąć bo za nimi rozniósł się niedawno poznany jej głos.
- Zabini! Widzę że jedna dziewczyna to za mało. Potrzebujesz kolejnej? Naprawdę tak bardzo chcesz kopać pode mną dołki że próbujesz okraść mnie ze związku? Puknij się w łeb idioto. - Harry  ruszył na Diabła z pięściami wbijając swoje pełne wyrazu źrenice w miejsca gdzie gotował się uderzyć.


Blaise spojrzał z politowaniem opierając się jednym barkiem o mur czekając aż ' wielki ' Wybraniec ośmieli się go dotknąć.
-  No spoko. - Mruknął z rozbawieniem żałując że Draco nie może być tu teraz z nim i wyśmiewać w duchu Gryfona. Jeszcze nie wiedział jakim cudem, ale blondynowi udało się wyciągnąć Hermionę na szybką przechadzkę. 
 Ale Diabeł także mógł go zaskoczyć. Interesujących ploteczek dowiedział się tuż przed wyjściem tak jak on to mówił Dramione.
- Co powie Pansy na to, że z premedytacją przywaliłeś jej najlepszemu przyjacielowi?
Ręka Harry'ego natychmiastowo znieruchomiała kilkanaście centymetrów przed twarzą niestrudzonego Ślizgona.  - Co wtedy by o tobie pomyślała Potter? 
Odpowiedziała mu denna cisza, w której Emma stała nienaruszona, nawet nie myśląc o rozdzieleniu dwóch chłopaków tylko w myślach rozmyślając że widocznie Harry był w podobnej sytuacji co ona.
- Co ty wiesz! Mam dziewczynę, mam szczęście! Nie potrzebna mi jakaś ciemna żmija, która jest taka sama jak ty i ten tleniony kretyn. Z resztą podejrzewam, że nie dogadalibyśmy się z powodu jej braku rozumu, który powoduje tą waszą świętą... 
- Przyjaźń, naszą przyjaźń. - Przerwała mu blada jak papier Pansy która właśnie opuściła pobliską toaletę, wpatrując się boleśnie swoimi pięknymi zielonymi tęczówkami w tego samego koloru oczy chłopaka.
Harry poczuł ukłucie w sercu. Miał wrażenie że skrzyżowanie ich spojrzeń trwało wieki a wszystkie ruchy były spowolnione.
Nie chciał powiedzieć tego co już zrobił. Pragnął jedynie zagiąć Ślizgona. Z nim nie uścisnął sobie oficjalnie ręki, nie łączyło go z nim nic oprócz wrogości.
Teraz musiał dokończyć to co zaczął i wtykać dalej pięknej dziewczynie z którą dopiero co odbudował relacje, na jej oczach.
- Powiedz to jeszcze raz Potter, a wyciągniemy swoje różdżki. - Syknął gniewnie Diabeł, patrząc na stojącą kilka kroków od niej, Pansy ze zaszklonymi oczami.
Emma lubiła swoją nową poznaną ślizgońską koleżankę, ale teraz górę wziął dom Gryffindoru i jego solidarność.
Jakby dopiero co ocknęła się z transu, podeszła do napiętej trójki łapiąc Harry'ego za łokieć oraz przez chwilę patrząc niepostrzeżenie na drżące usta Pansy która z całej siły chciała pokazać swoją silną osobowość ukrywając napływające do jej oczu gorzkie łzy. Nie miała pojęcia, że ktoś taki jak czarnowłosy Gryfon mógł tyle jej namieszać w głowie jak pewien czarnowłosy Ślizgon Emmie.
- Potter ma rację. Wszyscy Ślizgoni są tacy sami. - Warknęła patrząc z pogardą na obejmującego Pansy, Blaise'a w duchu przepraszając koleżankę ale ta wyglądała jakby ją to nie ruszało.
Harry rzucił ostatnie spojrzenie odrazy w stronę dwójki Ślizgonów i ruszył wraz z Emmą w przeciwnym kierunku w niespokojnej ciszy i już z innym wyrazem twarzy.

Gdy tylko dwójka Gryfonów znikła za rogiem korytarza, Pansy zaniosła się bolesnym dla Diabła szlochem wtulając się w jego ciepłą klatę, na co chłopak objął ją mocniej czując jak jej szczere łzy przemaczają mu szatę oraz delikatnie pogładził jej włosy ręką.
- Blaise dlaczego zawsze musimy być przez wszystkich skreślani?! Dlaczego nigdy nie możemy mieć z górki...  - Zaczęła przerywając co chwilę potok słów przez płacz.
- Cii... Pansy spokojnie... - Wtrącił opierając swą brodę na głowie dziewczyny. Czuł że teraz to on jest odpowiedzialny za przyjaciółkę, nie odwrotnie jak to zawsze bywa.
- Dlaczego nie możemy mieć nikogo z innych domów?!  Czy na prawdę wyglądam jak chodzący potwór?! Czy każdy widząc na krawacie zieleń musi się do nas zrażać?!
Widząc cierpienie Ślizgonki, Diabeł poczuł ogromną gulę w gardle, tak bardzo chciał jej jakoś pomóc, ale nie był w tym dobry. Specjalizował się w wyśmiewaniu i zawstydzaniu innych a nie w przeciwnych emocjach.
Odsunął się delikatnie by ująć delikatną, bladą twarz dziewczyny z czerwonymi oczami i z pojedynczymi przyklejonymi kosmykami czarnych włosów do skóry przez zaschnięte łzy. Ale to nie przeszkadzało w tym by dalej jej uroda zbijała z nóg.
- Pansy, jesteś piękna. Tyle razy ratowałaś mi życie swoją obecnością, postawą, więc i ja cię teraz nie zostawię. - Urwał przecierając kolejną napataczającą się łzę oraz zakładając jej kosmyki za ucho. - Nie pozwól by ranił cię ktoś bardziej niż nie układające się rano włosy i złamany paznokieć.
Mając nadzieję, że choć trochę pomógł jednej z najważniejszych kobiet w jego życiu, uśmiechnął się z otuchą pozwalając by z powrotem mogła się w niego wtulić.
- Wszystko będzie dobrze... - Powiedział cicho, nie będąc tego stuprocentowo pewien. On był w takim samym położeniu co Pansy tyle że nie płakał. Słowa Gryfonów o Ślizgonach za każdym razem wycinały potworne piętno we wszystkich głowach wychowanków Węża.
- Kocham cię, Blaise. Na prawdę. - Szepnęła ledwo słyszalnie jakby nie była pewna czy powinna to teraz mówić, ale Diabeł uśmiechnął się pogodnie czując że znalazła się w tym wszystkim odrobina optymizmu i wreszcie obydwoje mogli okazać swoje uczucia względem swojej ogromnej przyjaźni.
- Ja ciebie też. - Przerwał na moment. - Przecież obydwoje wiemy to od dawna. - Dokończył śmiejąc się. Taka była prawda. Nie mogliby bez siebie żyć. Oni i Draco byli jak nierozłączne rodzeństwo ale nigdy się do tego nie przyznawali tylko okazywali to właśnie w takich rodzajach sytuacji.
Na twarzy Pansy pojawił się nikły uśmiech, który zasymbolizował nadchodzący powrót do ślizgońskiego dormitorium w lochach.
                                                                          * * * 

- Na dwór?- Jęknęła Hermiona zobaczywszy gdzie prowadzi ją Draco. Chłopak spojrzał na nią z zapytaniem, nie wiedząc co jest złego w wyjściu na zewnątrz wczesnego wieczora. - Nie mam kurtki. - Dokończyła pośpiesznie widząc jego konsternację. 
Ślizgon przewróciwszy oczami uśmiechnął się szelmowsko wyciągając różdżkę po czym mruknął ' Accio marynarka ' i w przeciągu kilku sekund przyleciała do nich zdobycz.
- Proszę. - Rzekł promiennie podając ciepłą, czarną marynarkę Gryfonce która od razu ją przejęła jednak nie mogła oprzeć się swoim zapędom.
- Nie mogłeś przywołać mojej?
- To nie byłoby w moim stylu. - Odparł zachęcając ją ruchem głowy do wyjścia na dziedziniec zamku.
Hermiona myślała że już tutaj zostaną, ale chłopak prowadził ją dalej w kierunku boiska do Quidditcha. Na widok tego miejsca uśmiechnęła się delikatnie pod nosem wiedząc że specjalnie wybrał to miejsce.
Malfoy pomagając Gryfonce wspiąć się na najwyższe miejsce dostępne na trybunach, spytał jakby to było coś oczywistego:
- Wiesz, że nie musiałaś wtedy tego robić prawda?
- Zrobiłam to co uznałam za stosowne. - Odparła beznamiętnie, ręką zachęcając chłopaka do zajęcia miejsca obok niej. - ... Podobało ci się chociaż? - dopytała z odrobiną skruchy w głosie nie wiedząc dlaczego.
Draco zaskoczyło to pytanie, ale będąc we wspaniałym humorze odparł jakby coś oceniał:
-... Trzy plus. - Odpowiedziało mu zimne spojrzenie Hermiony. - No co, nie postarałaś się zbytnio. - Zaśmiał się bo brzmiało to jakby rozmawiali o jakimś ważnym teście.
- Taka ocena mnie nie satysfakcjonuje. - Hermionie bardzo podobała się panująca pomiędzy nimi atmosfera, czuli się tak bardzo swobodnie.
- Cóż... - Blondyn nachylił się ku jej twarzy szepcząc prosto do ucha. - Na szczęście przysługuje pani jeszcze poprawka.
Gryfonka uśmiechnęła się lubieżnie zakładają włosy za ucho.
- mam dwa tygodnie na takie rzeczy. - Oznajmiła z ogromnym trudem opierając się jego zagrywkom. Chłopak dając za wygraną odsunął się wbijając wzrok w niedaleki śliwkowopomararańczowy zachód słońca.

Siedzieli przez chwilę w ciszy słysząc dochodzące z zamku krzyki i śmiechy uczniów wracających z kolacji do pokoi wspólnych, po czym Hermiona otworzyła usta by coś powiedzieć gdy Draco chciał uczynić ten sam gest ale ustąpił dziewczynie.
- Nigdy nie widziałam Twojego Patronusa... - Oznajmiła zagadkowo, posyłając niepewne spojrzenie w stronę rozłożonego na ławce chłopaka, który pokazał zastanawiający wyraz twarzy po czym odparł:
- A chcesz? - Łobuzerski uśmiech ozdobił jego idealnie wykrojone usta, na co ta pokiwała głową z aprobatą klaskając w dłonie. Ślizgon rzucił tylko niedbałe ' No to patrz ' i wyjął swój magiczny atrybut.
Po sekundzie z końca różdżki uwolniła się blado niebieska stróżka która przeobraziła się w ogromnej wielkości smoka z wielkimi zębiskami i szponami oraz długimi majestatycznymi skrzydłami, dzięki którym poleciał dostojnie kilka metrów by potem okrążyć dwójkę uczniów i rozpłynąć się w powietrzu.
Draco patrząc na Hermionę wpatrzoną w Patronusa oznajmił dumnie:
- Nie bez powodu mówią na mnie Smok.
Ale Hermiona nie odpowiedziała na tę wypowiedź, tylko sama zapytała odrywając wzrok od zjawiska:
- O czym myślałeś?
Draco zrobił minę jakby zastanawiał się na odpowiedzią, ale po chwili bicia się z myślami uznał że nie ma sensu kłamać. Dodał tylko jedno zdanie o którym tak na prawdę nie myślał: - O tym jak cię przytrzymałem w deszczu przed upadkiem... Mina Łasicowatego była moim największym życiowym osiągnięciem.
Gryfonka przewróciła oczami wracając do swojego pierwotnego ułożenia, czując już jak ciepłe promyki słońca kończą swoją dzienną służbę. 

Draco zobaczywszy jak dziewczyna delikatnie wzdrygnęła się z zimna, objął ją szybko jedną ręką dodając ciepła po czym mruknął oglądając palące się w zamku światła:
- Chyba już pora wracać.  Nic nie mówisz a niemalże szczekasz zębami.  - A następnie podał dziewczynie rękę pomagając zejść z trybun. 
Zanim doszli do swoich dormitoriów,  upłynęło sporo czasu.   Rozmawiali po drodze starannie omijając temat walentynek. To chyba nie było odpowiednie miejsce i czas na tę  konwersację.
Przy dojściu do portretu Grubej Damy przystanęli z intencją pożegnania. 
Obydwoje nie byli pewni co do końca uczynić. Przytulić się?   Ucałować w policzek, podać rękę czy po prostu rzucić szybkie ' do zobaczenia ' i zniknąć?  
W końcu po jakiś niezdarnych słowach pożegnania, Draco chwycił się ostatniej deski ratunku, wyciągając w stronę Gryfonki prawą rękę.  Hermiona widząc wędrującą w jej kierunku dłoń oraz niezręczną minę  chłopaka roześmiała się promiennie po czym rzuciła się w jego ciepłe ramiona, rękami obejmując ciepłą szyję a następnie swobodnym krokiem ruszyła w stronę obrazu. 


Draco szedł w kierunku ślizgońskiego dormitorium będąc w niesamowitym humorze
Dzisiejszy wieczór był niesamowity.  Granger była niesamowita.  - Pomyślał otwierając wymówionym hasłem drzwi do pokoju gdzie od razu  dosłyszał rzewny szloch. Jeżeli ktoś ze Slytherinu reaguje w ten sposób nie dzieje się byle co.
Niepewnie zaglądając do środka ujrzał Blaise'a który nadal obejmował i  próbował pocieszyć rozchwianą przyjaciółkę, Malfoy widząc pojedynczą spływającą łzę po jej twarzy poczuł jak jego wnętrzności skręcają się ze złości na powód jej rozpaczy.
- Pansy?  Co się dzieje?  - Spytał na pozór groźnie bardziej do Diabła  niż do niej oraz szybko siadając obok dwójki swoich najlepszych przyjaciół.

Hermiona mając nadzieję że reszta Gryffindoru spędziła tak cudowny wieczór jak ona, otworzyła dziurę w portrecie zdając sobie sprawę że nie oddała Malfoyowi marynarki. Jednakże temat ubrania szybko opuścił jej głowę gdy zobaczyła niesamowicie naburmuszonego Harry'ego siedzącego na pobliskim krześle, ewidentnie wkurzoną do granic możliwości Emmę która opierała się o mur siedząc na biurku i wbijając swój gromiący wzrok w obrażoną Ginny, która wtapiała się w oparcie zniszczonego czerwonego fotela z założonymi na piersiach rękami wpatrującą się w ciemność panującą za oknem.
Następnie ujrzała Neville'a także zdenerwowanego, za stosem różnych ksiąg i pergaminów  a zaraz obok niego Ron właśnie cisnął jakimś podręcznikiem ze wstrętem siedząc po turecku na dużej pufie.
Nie mogąc powstrzymać swoich napływających emocji, z twarzy Hermiony spełzł uśmiech a poczuwszy jak unosząca się w powietrzu złość zaczyna działać i na nią wrzasnęła żywo, gestykulując rękami w za dużej marynarce Dracona:
- Co się tutaj dzieje do cholery!?

* Wszystkie zaklęcia zostały przeze mnie wymyślone z pomocą Google Tłumacza:D

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Strasznie opornie poszły Wam komcie, ale i tak Was witam!
Co tu dużo mówić... Średnio jestem zadowolona z rozdziału,  ale w końcu muszą być i takie w których nie ma za dużo akcji by potem dać wolną rękę nadchodzącym wydarzeniom!:) 
Jednakże! Opisując kłótnię, smutek i chwilę Blaise'a i Pansy łezka mi się w oku zakręciłaXD
Czy ktoś jeszcze tak miło zareagował?:c

Moim marzeniem jest osiągnięcie 50 komci, ale szczerze nie jestem przekonana czy uda się to z łatwością uzyskać. No ale raz się żyje i mam nadzieję że się w końcu uda.
Dużo dialogów, to fakt. Jednak mogę Wam powiedzieć, że rozdział siedemnasty będzie emanował opisami!B| 

Czy uda się uzyskać 45 komci by zagwarantować następny rozdział w następnym tygodniu? c:
Zobaczymy!
Zapraszam do czytania i obiektywnego komentowania! - MoonSeer. 

piątek, 14 lutego 2014

15. BATTLEFIELD

Słuchajcie! Kilka słów na początku:
Jeżeli natkniecie się na ♫, proszę kliknijcie w to a wyskoczy Wam muzyczka, która powinna lecieć podczas czytania. Ich tekst wspaniale oddaje to co się dzieje i dodaje trochę emocji, dlatego mam nadzieję, że się przysłuchacie. 
PS. Przy pierwszej piosence zacznijcie dalej czytać gdy piosenkarka zacznie śpiewać:)
Zapraszam! 



  Dzięki heroicznemu wyczynowi Draco drużyna Ślizgonów zdobyła potrzebne punkty które pomogły wygrać z dużą przewagą, ale przez to kapitan drużyny leżał teraz w Skrzydle Szpitalnym będąc ' składanym do kupy '.
  Niestety brakuje słów by opisać jak bardzo Dracon nienawidził w tej chwili osoby, która zafundowała mu ten pobyt.
Zabiję ją. Taka myśl krążyła mu po głowie. Przeklęta Gryfonka, a wszystko za sprawą zasranych zalotów Blaise'a. Swoją drogą gdzie on się podziewa - miał przyjść wraz z Pansy. Zapewne chwali swoją małą Emmę jak świetnie zwaliła jego przyjaciela z miotły.
   Pani Pomfrey przyniosła mu właśnie ciepłą herbatę twierdząc że mu pomoże na poprawę humoru, gdy nagle przez ogromne wrota do środka wleciała Pansy ciągnąc za sobą zniechęconego Diabła. Draco nie odezwał się słowem do Blaise'a, jedynie gromił go swoim stalowym spojrzeniem. Mówiąc szczerze - im dłużej stał przy jego szpitalnym łóżku tym bardziej miał mu ochotę wygarnąć. Gdzie u licha podział się jego najlepszy kumpel którego nic nie obchodzi? Gdzie podział się Blaise za którym to dziewczyny biegały a nie on za nimi?
Udając, że odwiedza go tylko Pansy, zaczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym ale z niekrytym rozdrażnieniem. Po krótkim czasie nadeszło nieuniknione - temat meczu.
Draco poczuł jak jego wnętrzności skręcają się ze złości gdy kątem oka spojrzał na przyjaciela wbijającego wzrok w podłogę.
Zagwarantował jej udział w meczu dzięki czemu on umiera z bólu spowodowanego zrastaniem się kilkunastu kości a on gapi się w jeden punkt nie zamierzając rzucić zwykłego przyjacielskiego ' sory z nią stary. ' ?!
- Wybaczcie, ale nie będę znosić nerwowej atmosfery, która tu panuje. Rzygać mi się chce jak na was patrzę. - Fuknęła Pansy w stronę dwójki swoich najlepszych przyjaciół po czym odwróciła się na pięcie i poczłapała w stronę drzwi z unoszącymi się na wytworzonym wietrze włosami. - Załatwcie to między sobą. - Mruknęła przekraczając próg. Dwaj Ślizgoni obserwowali znikającą przyjaciółkę w krępującej ciszy gotowi na wybuch jednej i drugiej strony.
 Draco starając się ignorować obecność przyjaciela popijał spokojnie przyniesioną mu wcześniej herbatę z irytującym Blaise'a siorbaniem.
- Jak się czujesz stary...? - Zaczął powoli i ostrożnie Diabeł, tym razem patrząc przepraszająco na kumpla. Draco zaśmiał się arogancko nie dowierzając, że takie pytanie wypełzło z ust przyjaciela. Odkładając kubek z napojem na pobliski stolik nocny napakowany przeróżnymi prezentami od znajomych odrzekł uśmiechając się sztucznie:
- Znakomicie, a nie wygląda? - Spytał sarkastycznie, pokazując wzrokiem na magiczny gips okalający jego lewą nogę.
Blaise zaczynał tracić cierpliwość. O co mu niby chodzi, nie potrafił się utrzymać na miotle to zleciał. Proste.
- Nie będę cię przepraszał za to że Emma wykonała swoją pracę i zwaliła cię z miotły. - Urwał wpatrując się ze złością w chłopaka. - Nie moja wina że jest w tym dobra.
Herbatka uspokajająca nie jest taka uspakajająca jaka się wydaje - Draco podle wybałuszył oczy na Blaise'a mając ochotę go rozszarpać na strzępy ale gips mu w tym przeszkodził. Mogąc wyładować swoją złość tylko w jeden sposób, złapał kubek z herbatą i cisnął nim przez cały korytarz. Patrząc jak glinianka pęka a płyn rozlewa się po całej nawierzchni wrzasnął:
- Teraz trzymasz stronę Gryfonów?! Jedna, z pozoru słodka dziewczynka zawróciła ci w głowie i teraz nawet nie potrafisz wystękać gównianego ' sory Draco ' w stronę swojego najlepszego kumpla?! Przekładasz jakąś prostą laskę nad praktycznie odwieczną przyjaźń?
Blaise patrzył na przyjaciela jakby go widział pierwszy raz na oczy. Gdyby nie to że leży w tym łóżku, przywaliłbym mu.
- Kocham ją! Kurwa kocham ją, a ty nie możesz znieść że to ja mam kogoś a nie ty, że po raz pierwszy to ja jestem w czymś lepszy od ciebie. - Wrzasnął kopiąc z całej siły resztki leżącego na ziemi kubka.
Dracon patrzył w stronę lecącego kawałka naczynia mrugając z niedowierzaniem. Po raz pierwszy podczas kłótni z kimkolwiek miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
Patrząc na podbuzowanego chłopaka odparł tłumiąc podły rechot:
- Mój przyjaciel zdobywa dziewczynę by pokazać mi że jest lepszy ode mnie? Długo musiałeś się zbierać żeby to powiedzieć... - Urwał na moment pukając się w czoło. - Takiej odwagi to chyba nauczyła cię Gryfonka-Emma czyż nie? 
- Zdrowiej przyjacielu. - Warknął Blaise nienaturalnie akcentując ostatnie słowo oraz pokazując środkowy palec po czym wyleciał ze szpitala pozostawiając Draco z całym narobionym syfem.
  Można by pomyśleć że jak na Ślizgonów przystało, ani jeden ani drugi nie przejął się zanadto tym co przed chwilą zaszło, jednak obydwaj czuli skruchę. Pod wpływem złości mogą wyjechać sobie ze wszystkiego bez żadnych skrupułów ale wiedzą że od razu będą tego żałować.
Prawdę mówiąc nie mają nikogo oprócz siebie. No, jest Pansy ale to dziewczyna. Ona nigdy nie przejmowała się typowo męskimi sprawami; uważała że te ich ' problemy ' to zwykłe błahostki a na każdą wzmiankę o tym śmiała się delikatnie jak księżniczka i mówiła dość wulgarnie:
- Jesteście posrani. - Nawet takie zwroty brzmiały w jej ustach jak u królewny. Tymi samymi słowami powitała wychodzącego Blaise'a dodając że zachowują się gorzej niż dzieci, ale widząc jak przyjaciel ewidentnie nie jest z siebie dumny przytuliła go przepraszająco.
  Idąc wzdłuż korytarza rozmawiali o Emmie. W sprawach sercowych Pansy zawsze im pomagała. Była chodzącym poradnikiem miłosnym. Zbyt gadatliwym, ale ich ulubionym.
- Słodka jest. Z tego co mówisz trochę humorzasta, ale urocza. - Uśmiechnęła się w stronę kroczącego obok Ślizgona na co ten także odpowiedział tryumfalnym uśmiechem oraz dumnym wypięciem piersi.


* * *


- Można? - Zapytała wesoło Hermiona wsuwając głowę do szpitala ale mina jej zrzedła gdy zobaczyła na podłodze zbity gliniany kubek oraz połowę prezentów porozrzucanych na ziemi. - Co tu się stało?
Spytała ze strachem wpatrując się w leżącego nieopodal Ślizgona na co ten niedbale rzucił okiem i rzekł nonszalancko wskazując na gliniankę:
- To kłótnia z Blaise'm. - Urwał, odwracając głowę w kierunku podarunków i kwiatów. - A tu się po prostu wkurzyłem.
 Hermiona rzuciła mu badawcze spojrzenie po czym machnęła różdżką naprawiając wszystko oraz kładąc na stolik. Nawet nie miała ochoty pytać gdzie podziewa się pani Pomfrey, tylko usiadła na krześle przy rogu łóżka patrząc z żalem na okropnie wymęczonego chłopaka jakby wszystko co tu zaszło kosztowało go ogromnej ilości siły.
Oczy już mu się zamykały na dobre a Gryfonka rozglądając się czy nikt ich nie obserwuje, podeszła do chorego oraz złożyła na jego rozpalonym czole delikatny, czuły pocałunek.
- Jeszcze nie śpię Granger. - Zarechotał uśmiechając się wrednie.
Hermiona błyskawicznie odsunęła się płonąc rumieńcem i warknęła:
- Wiesz ty co... - Przerwała siadając z powrotem na krześle oraz gładząc swoją plisowaną spódnicę. - No to powiedz o co poszło.
 Draco wziął głęboki oddech i zaczął. Opowiadanie kłótni z Blaise'm było jak przeżywanie jej na nowo: Skrzywił się gdy z jego ust wypełzły te same słowa którymi nawrzucał przyjacielowi. Kończąc opowieść ulżyło mu niemiłosiernie - wiedział że znajdzie kojące poparcie u Hermiony.
 - Myślę, że Blaise ma rację. Emma wykonała swoje zadanie śpiewająco... - Zaczęła Gryfonka zakończywszy spijanie każdego słowa z ust Draco.
Chłopak potrząsnął głową ze zdziwienia.
- Co?! - Wrzasnął, po czym zaczął przeklinać i obrzucać okropnymi wyzwiskami Pałkarkę Gryffindoru.
Cierpliwość Hermiony została wystawiona na ciężką próbę, która zakończyła się potwornym fiaskiem. Wstała z krzesła by przejść kawałek w celu uspokojenia.
- Powtarzam ci, Emma spisała się znakomicie, a ... - Urwała w chwili gdy usłyszała za sobą dźwięk tłuczonego szkła.
- Ja pierdole, wy tworzycie jakąś opłakaną Solidarność Jajników?! -  Wydarł się patrząc tępo w ponownie rozbite prezenty.
Oczy Hermiony zaszkliły się od łez, ale od tych ze złości. Jak on śmiał takie rzeczy wygadywać o Emmie! 
- Wszyscy jesteście tacy sami. Gryfoni - Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, sranie w banie... - Malfoy podniósłszy wzrok ujrzał Hermionę pośród ogromnego bałaganu ze łzami w oczach.
- O tak, wszystko wina Gryfonów, że biedna duma Malfoy'a ucierpiała. Może po prostu czas nauczyć się grać w Qudditicha?! - Krzyknęła połykając łzy. - Dziwisz się Blaise'owi? Bo ja nie. Jemu szczęście i dziewczyna się należy. Bo to on ma serce, nie ty.
Draco wiedział że Gryfonka miała rację, ale nie dawał się - kłótnia trwała długie minuty w której Draco zdążył zwalić z furią resztę rzeczy ze stolika nocnego robiąc ogromny huk oraz oddychając ciężko a także Hermiona słuchając paskudnych wypowiedzi Malfoy'a kopnęła leżący na ziemi, jakimś cudem nie rozbity wazon. W końcu w tej całej agresji nie powstrzymała pchających się na zewnątrz łez i pojedyncza kropelka uciekła z jej oka, powolnie suwając się po twarzy. W tej chwili w chłopaku nie pozostało ani krzty ślizgońskiej bezwzględności.
Co ja nawyprawiałem. - Przeklinał się w myślach. Dziewczyna nadal wpatrywała się tępo nic nie mówiąc. Chciał jak najszybciej do niej podejść, przeprosić. Tak! mógł nawet przeprosić widząc pojedynczą łzę spływającą po jej policzku. Płacz to największa porażka.
- Hermiono... - Nawet nie zdawał sobie sprawy że po raz pierwszy wymówił jej imię, gotował się do wstania ale ogromny, ciężki gips i magiczna kroplówka skutecznie uniemożliwiały ten ruch. Nie zważając na swój stan zdrowia chwycił różdżkę, mruknął zaklęcie dzięki któremu gips rozpadł się na dwie części po czym oderwał ręką magiczny wenflon na co z przedramienia zaczęła sączyć się niewielka strużka krwi, ale Draco już tylko wpatrywał się w sparaliżowaną Hermionę. Wydawało się jakby to wszystko trwało wieki ale w rzeczywistości nie minęło kilka sekund i Ślizgon stał już na przeciwko dziewczyny. Nie czekając na jej reakcję chwycił swymi dłońmi jej delikatną twarz a kciukami otarł spływające łzy.
Nie miał bladego pojęcia co robi, ale w tej chwili wiedział że to powinien był uczynić.
- Ja tylko...Zastanawiam się dlaczego nikt nigdy nie może mnie poprzeć, wspomóc mnie... - Powiedział czule nachylając się, oraz gładząc jej liczko.
Gryfonka wpatrywała się w te pełne wyrazu, stalowe tęczówki zastanawiając się dlaczego zakochała się w takiej osobie jak on. W takiej aroganckiej, w takiej egoistycznej. Co ją przyciągało do tego...
- Bo jesteś potworem. - Odrzekła wojowniczo bez problemu wyplątując się z objęć chłopaka, który na te słowa skamieniał i uwolnił ją.
  Hermiona teraz nie żałowała. Zasłużył na to. Wiedziała że czas na użalanie się nastąpi później. Wojna to wojna. A to pole bitwy.
 Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedzieć odwróciła się na pięcie i pośpiesznie opuściła salę, nie odwracając się za stojącym z chorą nogą w potwornym bałaganie, Draconem.

* * *

 W Hogwarcie można było poczuć nadchodzącą falę miłości. Czternasty luty zbliżał się nieuchronnie a towarzyszące mu przygotowania wzbudzały odrazę u wszystkich szkolnych singli.
Słodkie, a nawet za bardzo, pulchniutkie kupidyny unosiły się po większości korytarzach szukając swoich ofiar, które nie są jeszcze pewne swoich uczuć czy się wahają, by uświadomić im jak naprawdę jest.
Mało kto w to wierzył, ale byli i tacy który byli pewni, że autentyczne amorki czują u danej osoby prawdziwą miłość z daleka, a przypieczętowują to ogromne uczucie swoim strzałem, nie zmieniając przy tym podejścia do kochanej tylko uświadamiając " Tak! Jesteś bezgranicznie zakochany " albo " zakochana " .
W oknach były przywieszone girlandy z różnymi miłosnymi wzorami a w powietrzu unosił się słodki zapach róż.
Pomiędzy tłumami uczniów przepychały się średniego wzrostu krasnale w przebraniach serc przebitych strzałą, zbierające kartki walentynkowe.
W tydzień przed Walentynkami nawet ludzie zaczęli się do siebie lepiej odnosić:
Ginny i Harry przystopowali z codziennymi kryzysami, Hermiona wraz z Emmą zacieśniły swoją więź rozmawiając o występku młodszej Gryfonki, która cały czas była zapewniania że to nie jej wina a ona jest wspaniałą Pałkarką, wielkie Ślizgońskie Trio wróciło do siebie co zapieczętowała szybka zgoda Blaise'a i Draco, a Ron? Bóg jeden wie co z Ronem.


Chwila słabości Dracona przeminęła równie szybka jak się pojawiła ale nie zamierzał utwierdzać Hermiony w przekonaniu że jest potworem. To akurat na moment zabolało.
Siedział właśnie wraz z Pansy i Blaise'm w Pokoju Wspólnym odrabiając prace domowe. Teoretycznie. Praktycznie to cała trójka siedziała z rozłożonymi pergaminami, księgami i piórami ale zajmowała się swoimi sprawami takimi jak ciągłe piłowanie paznokci Pansy, czy nie mające końca dokuczanie pierwszakom Diabła i Dracona. Ale ten dziś dał temu spokój by spokojnie pomyśleć nad dniem Świętego Walentego. Wytężał mózg ale przeszkadzały mi okropne piski dziewczynek z drugiej klasy. Nie móc znieść ich podniecenia z dostania przedświątecznej kartki walentynkowej, warknął:
- Macie po dwanaście lat tak? Może opowiecie mi i moim przyjaciołom historię waszej szczęśliwej miłości?
Blaise roześmiał się klaskając Draconowi a Pansy dalej piłowała paznokcie ale uśmiechnęła się jadowicie pod nosem kiedy Malfoy zbierał laury bo małe Ślizgonki pokazały mu języki ale się uciszyły, dzięki czemu Blondyn spokojnie pogrążył się w rozmyślaniach.
- Odważne lwy...- Mruknął pod nosem. - Lwy... Lwia cnota.
- Co ty tam mruczysz? - Zapiał Blaise ale Draco nie odpowiedział wpatrując się w przyjaciela, dalej szepcząc:
- Pewność lwów... - Ściszył głos. - Lwy! Mam, w końcu! -  Wrzasnął uradowany mierzwiąc starannie ułożone włosy Pansy po czym wybiegł z pokoju nie zważając na zdziwione miny przyjaciół.
- Nie myślisz, że to trochę dziwne że nadal jest skłócony z Hermioną? - Spytał Blaise czarnowłosej jakby to była najbardziej zdumiewająca rzecz pod słońcem ale Pansy wyglądała na niewzruszoną odpowiadając pogodnie:
- Ani wcale.

* * *

- Dobra to mamy ustalone! - Krzyknęła wesoło Emma przytulając do siebie Diabła.
Dwójka uczniów miała według nich wspaniały plan pogodzenia się ich przyjaciół. Uznali że skoro im się dobrze układa to ich kumple także nie mogą mieć spięć, i to tak porządnych jakie mają teraz.
Emma i Blaise mieli po pół godziny by przekonać znajomych. Gryfonka stresowała się najbardziej bo to oznaczało że musi iść na spotkanie w cztery oczy z Draconem, a wszyscy wiemy jak to mogłoby się skończyć. Diabeł jakby czytał jej w myślach i rzekł gładząc ją po twarzy:
- Jeżeli przesadzi to mi powiedz, a go zabiję. - Dziewczyna natychmiast uśmiechnęła i wstała pewnie, a w jej ślady poszedł Ślizgon.
Po chwili każde z nich pędziło we wskazanym kierunku.
Blaise po kilku minutach marszu doczłapał się do portretu Grubej Damy ale gdy tylko zobaczył obraz, miał ochotę zaklaskać sobie z ironią. Nie zapytał Emmy ani ona jego jakiego są hasła niezbędne do wejścia. Na szczęście właśnie kończyła się wigilijna wieczerza Walentynek i nie musiał długo czekać na kogoś z Gryffindoru bo po schodach prowadzących do dormitorium wspinała się samotna Ginny badając go podejrzliwym spojrzeniem. Blaise od razu uśmiechnął się promiennie.
- Wiewióro moja! Muszę się dostać do środka, jakie jest hasło?-Spytał z nadzieją na co Ruda wybuchła podłym śmiechem i odrzekła spokojnie:
- Mam na imię Ginny, a Tobie się chyba kierunki pomyliły. - Gryfonka była niestrudzona.
Blaise westchnął i zaczął pośpiesznie opowiadać dziewczynie swój cel wejścia do wieży Gryffindoru bo wiedział że tylko tak uzyska hasło.
Po skończeniu swojego monologu, Ginny zbadała go jeszcze raz wzrokiem po czym z bólem podała mu to o co prosił i wpuściła go do Pokoju Wspólnego.
- Twoje szczęście że Herm nie poszła na kolację... - Urwała widząc jak Blaise już pruje po schodkach. - Lepiej uwa...- Ale nie dokończyła bo wybuchła gromkim śmiechem na widok zepchniętego przez chroniące czary Diabła który spadał z hukiem po krętych schodach.
- Chyba potrzebna ci pomoc. Ja Ginny Weasley pozwalam temu chłopakowi Blaise'owi Zabiniemu wejść do dormitorium dziewcząt.- Gdy zobaczyła zdziwioną minę chłopaka spytała z niedowierzaniem:
- No co, wy czegoś takiego nie macie?
- Nie wiem, nigdy nie próbowałem. - Odparł z łobuzerskim uśmiechem po czym podziękował Gryfonce i pobiegł w stronę sypialni.
Zapukał delikatnie knykciami gdy nagle w drzwiach stanęła spięta  w luźnym koku Hermiona.
- Możemy pogadać?

Emma zapukała donośnie w ogromne, stalowe drzwi lochu, które cały czas oczekiwały od niej hasła. Nie zaważając na żądania czekała zestresowana aż ktoś łaskawie otworzy te cholerne drzwi. 
Nagle w przejściu pojawiła się uśmiechnięta Pansy.
- Emma, tak miło cię widzieć! - Ćwierkała przytulając Gryfonkę.-Co cię tu sprowadza? - Spytała szczerze zdziwiona. - Myślałam że Blaise jest z tobą.
- Tak jakby... - Odparła Emma. - Jest Draco?
Pansy zrobiła okropnie zszokowaną minę.
- Właśnie przyszedł. Wejdź. - Odezwała się zapraszając gestem dziewczynę do środka.

Draco siedział tyłem do nich na kanapie trzymając nogi na stole oraz czytając jakiś podręcznik. Emmę nie tylko onieśmielała postawa Ślizgona, ale całe urządzenie wnętrza Pokoju Wspólnego.
Szła przez ogromne wnętrze rozglądając się na prawo i lewo dopóki nie zauważyła małej pufy na którą wpadła robiąc hałas i głośno przeklinając. Draco będąc przekonany że to jakaś Ślizgonka, ułożył głowę na oparciu kanapy widząc przez to do góry nogami ale gdy spostrzegł na piersi godło Gryffindoru, oczy mu się rozlazły.
- Co ty tu robisz? - Warknął w stronę zniechęconej Emmy która także nie miała specjalnej ochoty na rozmowy z wrednym Ślizgonem.
- Słuchaj, zanim zaczniesz cokolwiek na mnie głupkowato gadać, posłuchaj... - Urwała siadając przed nim na stołku. - Przepraszam za to że zwaliłam cię z miotły i że przeze mnie wylądowałeś w szpitalu... Chciałam tylko pomóc swoim.
Draco przymrużył oczy.
- Powtórz, a się zastanowię.  - Odparł uśmiechając się podle, bez uczucia. Emma spojrzała na niego krytycznie po czym popukała się w czoło.
- Nie proszę o twoje wybaczenie bo tak się składa że mi ono wisi... Przychodzę  raczej z walentynkową propozycją.
Draco wziął nogi ze stołu, spojrzał głęboko w lazurowe oczy Gryfonki po czym parsknął jej w twarz śmiechem.
- Nie masz z kim iść w walentynki? Biedna. - Dodał sztucznie udając zatroskanie.
- Ja mam, to ty nie masz z kim iść. - Odparła jadowicie. - Mam lepsze sprawy niż siedzenie tutaj, krótka piłka - Idziesz ze mną i Blaise'm do Trzech Mioteł w ramach uczczenia zgody czy coś? - Spytała natarczywie.
Ślizgon zmarszczył niepewnie brwi po czym ostrożnie wzruszył ramionami na znak że mu obojętnie.
- Chcecie cieszyć się swoim towarzystwem przy mnie? Jesteście tacy wspaniałomyślni. - Odrzekł ironicznie.
Ta Gryfonka była prawie taka sama jak Granger - inna. Coś w niej przykuwało uwagę, z pewnością charakter podobny do niego. Czuł, że coraz mniej się na nią gniewa.
- Zaczynam żałować, że nie przywaliłam ci mocniej. - Fuknęła chowając zduszony śmiech.
- Moja wybawczyni i tak by mnie ocaliła. - Zarechotał chłopak  odprowadzając Emmę do drzwi.
  Gdy dotknęła klamki wpadł jej do głowy pomysł.
- Skoro idziesz, weź bukiet jakiś kwiatków dobrze?- Zapytała szybko.
- Dla ciebie? Ależ oczywiście. - Odpowiedział z wyniosłością tłumiąc cyniczny śmiech, czego nie można powiedzieć o Gryfonce która wdzięcznie zachichotała po czym wyszła bez pożegnania.
- Na pewno nie zamierzają zabrać tam Granger. - Mruknął do siebie z ironią uśmiechając się od ucha do ucha.


* * *


 Dzień Świętego Walentego  w ogóle nie przypominał pogody charakterystycznej dla lutego; świeciło słońce, temperatura była powyżej zera a zza okien można było usłyszeć pierwsze ćwierkanie ptaków. Wiele osób podejrzewało że to nauczyciele rzucili jakieś zaklęcia by pogoda na obszarze Hogwartu i Hogsmeade była znośna, ale nikt nie miał argumentów popierających tą tezę.
  Hermionę obudziły natrętne promyki światła przenikające przez szyby wieży Gryffindoru. Ciesząc się że Ginny także będzie miała wspaniale spędzone święto zakochanych, mozolnie zwlekła się z łóżka podchodząc z kołdrą na całym ciele do budzika.
- Matko, dochodzi południe! Gin, Parvati wstawajcie! - Krzyknęła mając wyrzuty, że sobotni poranek wylegiwała się przyjemnie w pościeli.
Kłócąc się która pierwsza pójdzie do łazienki, Hermiona zastanawiała się nad jej walentynkowym wyjściem... W święto zakochanych Emma i Blaise chcą by przy im boku stała samotna Gryfonka.
- Niedorzeczne. - Mruknęła z niedowierzaniem sama do siebie na co Gin jej zaklaskała wracając wzrokiem do podminowanej Parvati.
- Widzisz? Herm też uważa, że to ja powinnam iść pierwsza. Ogarnę się najszybciej. - Zapiała Ruda żywo gestykulując w stronę koleżanki na co ta w końcu ustąpiła i jednym ruchem ręki, sarkastycznie zachęciła Ginny do środka łazienki po czym zatrzasnęła drzwi i wróciła do łóżka.
- Na pewno nie zapraszają nikogo więcej. -Pomyślała ironicznie o Malfoy'u.
  Gdy w końcu po czasie który miał nie mieć końca, nadeszła kolej Hermiony która wziąwszy beżową, delikatnie prześwitującą koszulę oraz jasno jeansowe legginsy poczłapała uskutecznić toaletę. Po szybkim, gorącym prysznicu ubrała się nieśpiesznie nakładając ubrania na jeszcze wilgotną skórę i ułożyła włosy w luźnego koka z którego wystawało kilka kręconych kosmyków dodających odrobinę wigoru.
Po nałożeniu prostego, ledwo widocznego makijażu i po mocnym podkreśleniu oczu eyelinerem była gotowa na Walentynki na swoim ostatnim roku w Hogwarcie.
Przeglądając się w lustrze zastanawiała się dla kogo niby robi się na bóstwo,  a raczej wiedziała dla kogo tylko nie miała bladego pojęcia w jakim celu! Starając się nie zaprzątać sobie tym głowy, otworzyła drzwi łazienki i ruszyła ku niecierpliwie czekającej przyjaciółce aż w końcu pójdą na obiad, bo gdy wszystkie dziewczyny dziewczyny były stuprocentowo pewne że są gotowe do pokazania się ludziom, dochodziła godzina czternasta. 

- Nie wytrzymam tego dłużej!. - Draco syknął opędzając się od natłoku krasnali chcących wręczyć mu walentynkowe kartki oraz od tych które żałośnie prosiły by on także taką zrobił i dał do dostarczenia. Blaise widząc bezradność przyjaciela zanosił się wrednym śmiechem.
- Wielkie dzięki za wsparcie. - Mruknął odpychając ostatniego z tej serii krasnala oraz przeczesując palcami swoje niesforne blond włosy.
- Ciesz się, że powiedziałem ci o spotkaniu z Granger... Emma by mnie zabiła. - urwał patrząc na odchodzące w rozpaczy istotki. - Z  resztą byłem pewny że sobie poradzisz. - Dokończył klepiąc go po twarzy udając że jest zatroskany.
- Nie wysililiście się zbytnio. Od razu wiedziałem że coś knujecie a Granger też głupia nie jest. - Odparł nerwowo, pchając Blaise'a w jakiś boczny korytarz widząc kolejnego nadchodzącego ' wysłannika miłości '.
- Oh jesteś taki błyskotliwy!... Tylko że gdyby nie my to siedziałbyś teraz w czterech ścianach bez dziewczyny.  
- Jest w tym ziarno prawdy. - Odpowiedział lubieżnie Draco, klepiąc pokrzepiająco przyjaciela po ramieniu.
Przez zmienienie kierunku Blondyna, dwaj Ślizgoni musieli iść okrężną drogą by wydostać się z zamku.
Przemierzali korytarze w ciszy ewidentnie denerwując się. Blaise chciał w końcu przełamać barierę nieosiągalności wspaniałych ust Emmy jednak nic na siłę... Z kolei Draco zaciskał kurczowo rękę na prezencie walentynkowym dla Granger, mającym miejsce kieszeni jego idealnie dopasowanego, czarnego garnituru, myśląc nad tym jak bardzo będzie musiał postarać się na próbie odnowienia zaufania Gryfonki.
Dochodzili już do schodów prowadzących do głównego holu, gdy nagle spostrzegli parę małych grubiutkich które rozglądały się czujnie za przechodzącymi uczniami. Blaise spojrzał z powątpiewaniem w stronę małych istotek po czym spytał drugiego Ślizgona:
- Wierzysz w tę całą legendę czy co to tam jest o tych kupidynach?
Draco także zerknął z zaciekawieniem w ich stronę jakby się głęboko zastanawiał.
- W to że wyczuwają super miłość w niepewnych, wahających się osobach, a żeby udowodnić im że się nie mylą strzelając do nich z tych śmiesznych łuków? Nie zmieniając podejścia do ukochanej w żadnym stopniu? Proszę cię, przecież to bujdy na resorach. - Rzekł obojętnie wzruszając ramionami i dalej ruszył dziarskim krokiem, gdy nagle poczuł szybkie i delikatne ukłucie w okolicach karku. Odskoczył jak oparzony, niczym przerażony kocur łapiąc się za szyję.
- Co to do cholery jest! - Wrzasnął skrzekliwie i panicznie wpatrując się w malutką czerwoną strzałę rodem z kołczanu kupidyna.- Weź to przekleństwo ode mnie! - Zawołał jakby to była wina Blaise'a, rzucając z obrzydzeniem ' bronią '  w jego stronę jakby miała około stu stopni Celsjusza, na co ten zarechotał zręcznie łapiąc strzałkę.
- Huhu, ktoś tu...cholernie...wpadł. - Diabeł irytująco przetrzymawszy wszystkie wyrazy, zagwizdał łobuzersko oraz idąc w ślady Dracona odprowadził kiwającego im wdzięcznie kupida, tyle że w przeciwieństwie do przyjaciela - żegnał się z nieukrywanym uśmiechem na ustach.

* * *


- Wspomnij tylko słowem o tym co się przed chwilą stało... - ' Zagroził ' Blaise'owi wchodząc do Trzech Mioteł oraz od razu szukając wzrokiem dwóch Gryfonek, a gdy ujrzał kiwającą w ich stronę Emmę uśmiechnął się szelmowsko, poprawiając swój świąteczny krawat.

Hermiona chcąc także przywitać Blaise'a z uśmiechem odwróciła się, a jej mina zrzedła jak na zawołanie.
Wiedziała że tak będzie, jednak starała się być dobrej myśli. Odwracając się z powrotem do koleżanki syknęła cicho bo chłopcy już się zbliżali.
- Po co go tu sprowadziliście! - Emma spojrzała na nią karcąco szepcząc:
- Po prostu się pogódźcie i tyle. Hermiono jest już po wszystkim.-Skończyła szybko zakładając palec na ustach by brązowowłosa zamknęła swoje chcąc jeszcze coś powiedzieć bo dwaj Ślizgoni właśnie się przysiedli.
Blaise zniżył się by ucałować Emmę ale ta przystawiła mu do warg policzek. Podczas tego krótkiego czułego gestu jednej pary, Draco ukradkiem rzucił okiem na Hermionę która chcąc uczynić to samo co blondyn, uniosła wzrok lecz gdy ich przepraszające spojrzenia skrzyżowały się, zwiesiła głowę z prędkością światła wpatrując się w drewniany stół. Chłopak nie spuścił z niej swego wzroku tylko dalej ją przewiercał. Uśmiechnął się triumfalnie na jej wstydliwą reakcję. 
Nie minęło kilka minut siedzenia w dennej ciszy, a madame Rosemerta przyszła po zamówienie czwórki nastolatków.
- Cztery kieliszki białego wina. - Zamówiła melodyjnie Emma ale Blaise szybko jej przerwał tłumiąc chichot.
- Trzy kieliszki. - Poprawił ją. - I szklaneczkę soku jabłkowego. Mamy tutaj niepełnoletnią damę. - Emma przymrużyła gniewnie oczy widząc jak wszyscy, nawet skłóceni Draco i Hermiona ukrywają rozbawienie.
- Świetnie. - Mruknęła obrażona. - Poproszę o porzeczkowy,nie jabłkowy Rosemerto.
- Żebyś się tym nie upiła Emmo! - Pouczał ją Draco machając jej gniewnie przed nosem palcem po czym roześmiał się wdzięcznie a wraz z nim Blaise a potowarzyszył im także nieśmiały uśmiech Hermiony.
- Muszę o ciebie dbać moja kruszyno. - Rozczulił się zabawnie Diabeł, gdy nagle Emma chwyciła właśnie przyniesioną szklankę soku z porzeczki i wylała całą jej zawartość na białą koszulę chłopaka pokazując przy tym lubieżny uśmieszek.
- ups... - mruknął ironicznie Draco po czym przybił z Gryfonką piątkę gratulując jej pomysłu. Blaise także się uśmiechnął, następnie podniósł rękę i zapstrykał przywołując kogoś do ponownej obsługi. W mgnieniu oka pojawił się przy nich jakiś asystent Rosemerty.
- Kieliszek francuskiego wina dla tej pani. - Burknął gładząc swoją ogromną, fioletowoczarną plamę. Emma spojrzała z tryumfem po całej trójce, gdy Hermiona wyciągnęła zza pazuchy jej krótkiego brązowego kożuszka różdżkę po czym powiedziała z uśmiechem ' chłoszczyść ' sącząc przy tym łyk ze swojego kieliszka. Draco patrząc ze zdumieniem na Gryfonkę, spytał z zaciekawieniem:
- Czy ty kiedykolwiek rozstajesz się z tą różdżką?
Od razu pożałował tego pytania, będąc przekonanym że to nie polepszy stosunków które ma zamiar poprawić. Ale Hermiona nawet nie spojrzała w jego stronę tylko odpowiedziała jakby to było oczywiste chowając magiczny atrybut z powrotem:
- Do obrony!
Draco będąc zadowolony że w ogóle rozmawiają, dopytał:
- Niby przed kim? - Był kompletnie zdziwiony.
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie znad kieliszka po czym zatonęła w stali jego zimnych tęczówek z ochotą rzucenia się na niego z paznokciami i rozszarpania ze złości na strzępy, albo z celem rzucenia się się i namiętnego pocałowania go w te wspaniale pasujące do jej, usta. Nie wiedziała co bardziej.
- Przed tobą. - Odpowiedziała słodko, czując że zaczyna słuchać Emmy i przestawać się gniewać. Na widok jej uśmiechu, Draco w środku zbierał owacje na stojąco oraz błyskawicznie wygiął usta w szarmanckim uśmiechu.
- Faktycznie jest przed czym.


 I tak nie wiedząc nawet dokładnie kiedy, ich złość na siebie prysła jak okrągła, mydlana bańka pozostawiając tylko niechciane wspomnienia. Wystarczyło tak niewiele by znów uśmiechać się nawzajem na swój widok, a wszystko dzięki Blaise'owi i Emmie. Ich obecność jeszcze lepiej na nich działała rozładowując jakiekolwiek pojawiające się głupie napięcia.
 Draco wpatrując się w śmiejącą Hermionę widział nowy świat, od września mający na niego co raz to lepszy wpływ, który w jej obecności wypleniał całą jego ciemność i zło. Była jakby małym światełkiem w tunelu pokazującym że niekoniecznie potrzeba czystej krwi by być wartościową osobą. Była jak ta jedyna odrobina dobra w jego życiu, która wraz z jego dwójką przyjaciół nie skreślała go uprzedzając się czarną, śmierciożerczą przeszłością.
Nagle urwał przemyślenia z chęcią roześmiania się z samego siebie. Co mu odbija, tworzy w pubie jakieś poematy życiowe przewiercając wzrokiem swojego odwiecznego wroga, który teraz stał się jedną z ważniejszych osób w jego życiu.
Potrzeba było strzały kupidyna byś zrozumiał... - Pisnęła podświadomość ale Draco szybko sprzątnął ją sprzed nosa. 
Przestali właśnie rozmawiać o turnieju, gdy nagle Blaise ściągnął z krzesła kurtkę i założył na siebie a wraz z nim Emma, po czym oznajmił wkładając ręce w rękawy.
- Dobra, wy se tu ten tego a my idziemy w końcu od was odpocząć.- Uśmiechnął się pokrzepiająco w stronę Hermiony a następnie opuścił Trzy Miotły wypuszczając Gryfonkę przodem.

Po chwili bezsensownego wpatrywania się w drzwi za którymi zniknęli przyjaciele, obydwoje szczerze ucieszyli się że w końcu zostali sami. Bądź co bądź, teraz mieli walentynkową randkę.
Draco od razu usiadł na przeciwko Hermiony oraz zamówił deser lodowy dla dwojga. 
- Chyba sobie kpisz. - Rzekła opryskliwie Gryfonka. - Sam będziesz to jadł.
- Raczej wątpię. - Odparł wesoło ale stanowczo podając jej podłużną łyżeczkę. Chcąc nie chcąc chwyciła sztuciec i niechętnie, choć smakował nieziemsko zaczęła dziubać deser.
Po opowiedzeniu o rozejmie Ślizgona i Emmy, Hermiona jeszcze mocniej polubiła Gryfonkę będąc rada że nie opiera się powszechnemu urokowi chłopaka.
Twoja zdolność zwalczania tego ogromnie szwankuje. - Dorzuciła swoje pięć groszy podświadomość Hermiony.
- Zapomniałem! Mam coś dla ciebie... - Urwał szukając małego pudełeczka po kieszeniach garnituru. - Lew nas poróżnił, to może teraz jakoś mu się uda nas złączyć. - Dodał wyciągając dość małe, czerwone zamszowe pudełeczko, dokładnie takie w jakim trzyma się drogocenną biżuterię.
Hermiona bała się otwierać wieczko na magnes. Czułą że chłopak włożył w to niemałą sumę, a nawet nie wiedziała co tam na nią czeka.
Spojrzała niepewnie na zachęcająco potrząsającą rękę Malfoy'a po czym ostrożnie przejęła pudełeczko i uniosła wieczko oczekując czegoś w rodzaju jakiś kamieni szlachetnych... I nie myliła się, były tam aż dwa; Widząc wnętrze oniemiała wstrzymując oddech.
W specjalną białą piankę była wpięta średniej wielkości złota spinka z głową lwa, gdzie oczy zwierzęcia były wysadzane szmaragdami tak jakby wprowadzały domieszkę Slytherinu, a jego grzywa była ze specjalnie oszlifowanego rubinu.
Boże ile to musiało kosztować. - Pomyślała ze zgrozą nie ruszając biżuterii. Była przecudowna ale Hermiona nie przywykła do noszenia czegoś takiego. Nie czuła się dobrze, że wydał na nią tyle pieniędzy. Otwierała właśnie zaschnięte usta ale Draco był szybszy.
- Tylko nie narzekaj. - Oznajmił, przekornie chichocząc po czym wstał, wyciągnął spinkę z gąbeczki i delikatnie wpiął ją w brązowe loki Hermiony. - Wyglądasz wspa... - Ale nie dokończył bo na ramionach bezgłośnie uwiesiła mu się Gryfonka

Hermiona cały czas bawiła się włosami i spinką a Draco czarował ją jednym z tych swoich magicznych uśmiechów. Po kilku chwilach Gryfonka z nieukrywanym przygnębieniem oznajmiła, że powinna się już zbierać: Obiecała Ginny, że przyjdzie do niej i Harry'ego do Herbaciarni pani Puddifoot pogadać jak za dawnych czasów.
- Jasne, kumam. - Odparł chłodno Draco dopijając Whisky. - Ja tu jeszcze poczekam, Blaise miał po dwóch godzinach z powrotem tu zajrzeć.
 Hermiona spojrzała po raz ostatni na te oczy które tak uwielbiała i opuściła ruszając dziarskim krokiem w głąb miasteczka. Malfoy odprowadzał ją jeszcze chwilę przez szybę po czym ruszył z powrotem do stolika. W połowie drogi do swojego kąta przystanął jak wryty. Błyskawicznie odwrócił się w stronę wejścia i popędził w  jego stronę, ledwo wybiegł na ulicę, krzyknął przytrzymując drzwi:
- Granger! - Ale Gryfonka była już za daleko by go usłyszeć, skręciła właśnie w zaułek prowadzący na przeciwległą ulicę, gdy Draco mocno skupił się na kierunku i teleportował się z cichym pyknięciem.

Hermiona pruła przez spokojną wiejską dróżkę Hogsmeade uśmiechając się sama do siebie na wspomnienie popołudniowego spotkania z.... No właśnie kim oni dla niej byli? 
Emma to Emma, pomimo krótkiego czasu znania się nawzajem stała się dla niej na prawdę ważna, a zrozumiała to słuchając obelg Malfoy'a kierowanych pod jej adresem w szpitalu.
Blaise'a jeszcze nigdzie nie przydzieliła... Bożę jak to brzmi, przydzielać ludzi. Ugh... Wzdrygnęła się pomimo wspaniałej pogody. Po prostu nie wiedziała jeszcze kim mogliby dla siebie być.
No i Ślizgon o stalowobłękitnych  oczach gotowych powalić ją jednym spojrzeniem, znokautować jednym dotykiem palców, sparaliżować pojedynczym uniesieniem kącików swoich cudownych, magicznie ciepłych ust.
Wystarczyło jedno niewinne spojrzenie z jego strony, jeden średni żart i uśmiech , a ich złość została przepędzona na dobre nie mając zamiaru wracać, bynajmniej teraz.
Walentynkowa strzała kupidyna nie ugodziła jej nigdzie - nie musiała, wszystko było pewne bez cienia wątpliwości.
Dreptała szybciutko w stronę Herbaciarni dotykając swojej lwiej spinki w obawie że mogłaby się niepostrzeżenie zsunąć i przepaść na wieki, gdy nagle znikąd wpadła w mocne ramiona aportowanego kilka milimetrów przed nią, Dracona.
Wylądował w takiej odległości że niemalże stykali się nosami, wpatrując się przez maksymalnie dwie sekundy nawzajem w oczy.
- Czegoś zapomniałem Granger. -  Mruknął jak rozpieszczony kocur, obejmując jej twarz obydwiema rękami,  po czym delikatnie nasunął swe wargi na jej usta. Ta będąc pewna, że jej najskrytsze marzenia właśnie się spełniają, czule dotknęła opuszkami jego twarzy i szyi pogłębiając pocałunek jakby bała się że ją odtrąci. Broń Boże! 
Powoli stanęła na palcach by obojgu było wygodniej, po czym delikatnie ale pikantnie przygryzła dolną wargę chłopaka na co ten uśmiechnął się łobuzersko nie przerywając pieszczoty przechylając głowę. 
Zaraz, czy właśnie ten pocałunek został odwzajemniony? Odwzajemniony pocałunek Dracona Malfoy'a przez pannę wiem-wszystko Granger? Ba! Mało tego, ewidentnie była nim owładnięta! 
Chłopak nieśpiesznie przesunął swymi dłońmi po jej odsłoniętej szyi i karku czując bijące od niej ciepło, na co Gryfonkę przeszedł szybki dreszcz podniecenia. 
Serca obydwojga biły jak szalone, gotowe wyrwać się z piersi,  a oddechy były nadal głębokie i powolne tak by nie zakończyć za wcześnie tego doznania.  I tak by nie skończyli, nie mogli. -  żadne nie miało siły by się oderwać. 
W końcu Hermiona poddała się emocjom i wplotła swe kruche palce pomiędzy platynowy artystyczny nieład Dracona, rozsuwając powolnie wargi pozwalając ich językom na odrobinę fantazji. 
Ślizgon był tak zaskoczony tum wszystkim, nie wiedział co gdzie, jak i kiedy, ale stał na cichej uliczce całując się z Granger i to jak! Ani mu się śniło kończyć tę nieziemską zabawę ich złączonych języków.
   Potrzeba było całego zamieszania ze strzałami kupidynów by Draco zrozumiał czego tak na prawdę pragnie.
Nic nie robił teraz dla zakładu z Blaise'm. Jakby mógł! Całował się z Granger nie dla powierzonemu mu zadaniu, całował się z Granger dlatego że się w niej zakochał, tylko nadal próbował ukrywać przed nią, całym światem, a szczególnie przed samym sobą. 
Pocałunek był pełen uczucia. Wywoływał ogromne majestatyczne fajerwerki w głowach uczniów. Doprowadzał ich do szaleństwa nie pozwalając skończyć. 
Czegoś takiego jeszcze nigdy nie doświadczyli. 

----------------------------------------------------------------- 

No i widzimy się w Walentynki!
Jak spędziliście Święto zakochanych? Jak Draco i Hermiona czy lepiej?:D
Co myślicie o piosenkach które wstawiłam? Mam nadzieję, że skupiliście uwagę na tekście, bo był okropnie ważny.
Mam wrażenie, że opisanie pocałunku poszło mi dość opornie, ale czekam na Wasze 40 komci, które zagwarantują kolejny rozdział w przyszłym tygodniu.
W ogóle zauważyłam, że praktycznie nie ma żadnych negatywnych komentarzy... Nie wierzę, że piszę tak wspaniale dlatego naprawdę proszę o szczerość. Ma ich być 40, ale niech będzie w nich to co na prawdę myślicie.
Pozdrawiam ciepło - MoonSeer c: