czwartek, 28 sierpnia 2014

EPILOG

Epilog dedykuję mojej przyjaciółce Adzie, gdyż to opowiadanie nie mogłoby istnieć bez niej, a także Asterii, bo gdyby nie ona nigdy nie założyłabym bloga z opowiadaniem Dramione.



- Mogę się założyć, że przydzielą cię do Hufflepuff'u! - Desmond dokuczał swej młodszej siostrze, szturchając ją w bok palcem.
Desmond Malfoy był pierworodnym synem Dracona i Hermiony. Można by powiedzieć, że poszedł w geny swego ojca, jednak w jego wyglądzie była namiastka matki, choć nie wiadomo było jak ją dokładnie określić. Na pewno chłopiec mógł poszczycić się rozumem otrzymanym przy urodzeniu - kropka w kropkę zdolny jak rodzicielka, jednak jednocześnie roztrzepany i zabawny jak ojciec.
Desmon był takim samym...Bożyszczem jak Draco. W Hogwarcie miał dużo adoratorek i spore grono przyjaciół, do którego niemal każdy chciał się wprosić.


W tym roku zaczynał szósty rok nauki w zamki, kiedy jego młodsza siostra dopiero po raz pierwszy wsiadała do ekspresu Londyn - Hogwart, będąc niesamowicie poddenerwowaną.
Z całego serca pragnęła, by tiara przydzieliła ją do Slytherinu, tak jak brata, ale ten ciągle nie omieszkał się dokuczać jej przestrogom o domu Puchonów.
- Uspokój się, Des - Upomniała go poważnym głosem Hermiona, głaszcząc Aryę po puszystych lokach koloru ciemnego blondu - Każdy dom jest na swój sposób wyjątkowy i istotny w Hogwarcie. - Uśmiechnęła się gładko w wielkie błękitne w połączeniu z kolorem piwa oczy córki. - A dla nas nie ma znaczenia, jaki będzie twój.
Arya mściwe pokazała język bratu, kiedy ten roześmiał się drwiąco, zanim roztrzepał jej włosy swą bladą dłonią.



- Slytherin, sto procent. - Draco szepnął do ucha córki, gdy ta wdzięcznie się uśmiechnęła.
- Idą! - Zaśpiewała sekundę później, wskazując palcem, na co Hermiona lekko ją zbeształa, choć wygięła usta w delikatnym uśmiechu, gdy Dracon objął ją w talii.

***

Bardzo niska jak na swój wiek, aczkolwiek niesamowicie urocza azjatycka dziewczynka z ogromnymi oczami koloru oceanu i malinowymi usteczkami podskakiwała wesoło, niemal biegnąć przez peron dziewiąty i trzy czwarte, zostawiwszy rodziców w tyle, gdy nagle drogę zagrodził jej rosły mężczyzna z płomieniście rudymi włosami, zatroskanym wyrazem twarzy i złotowłosym chłopcem uwieszonym na dłoni.


- Zgubiłaś się, dziewczynko? - Zapytał Ron, nachylając się przed dzieckiem, poprawiającym swe długie do pasa i proste, świecące kruczoczarne włosy.
- To moja córka, buraku! - Zakrzyczał wściekle dobiegający Blaise, a za nim roześmiana Emma.
Ron obrzucił obydwojga dziwnym spojrzeniem, szczególnie odcień skóry Blaise'a i azjatycką dziewczynkę.
- To pilnuj jej uważniej. - Odrzekł na pozór spokojnie, lecz głos rudzielca kipiał jadem, gdy dziecko podbiegło do Emmy, głaskającej ją po główce.
Blaise uśmiechnął się drwiąco, niczym za starych, dobrych lat w Hogwarcie i obojętnie ruszył dalej, ściskając kruchą dłoń córeczki.
Mya Zabini była adoptowanym, niezwykle bystrym i ponad przeciętnym intelektualnie dzieckiem, cieszącym się z życia.
- Oto i oni. - Powiedziała z uśmiechem Emma, leo machając dłonią do Malfoy'ów.


***



- Wiecie co - Odezwał się Desmond do dwójki dziewczynek, gdy dorośli rozmawiali o swoich sprawach. - pomimo tego, że obie będziecie nosić borsuka na mundurku - Przymrużyły oczy, a Arya uderzyła brata piąstką a bark. - jednego wam zazdroszczę. - Oświadczył z nieukrywanym zawodem, jednak w tym samym czasie machał do jakieś ślicznej dziewczyny, wchodzącej już do pociągu. 

Siostra nigdy do końca nie ufała bratu, czując że z niej żartuje, lecz teraz uległa pokusie i zapytała z podekscytowanie,
- Czego? - Szarpnęła jego ramię. - Czego nam zazdrościsz?
Des uśmiechnął się, odpowiadając.
- Będziecie miały zajęcia z Nott'em. - Urwał na chwilę, widząc, że dziewczynki nie rozumieją, co w tym nadzwyczajnego. - To się tak wymienia, wiecie? Jeden rocznik ma z Nott'em, drugi z Cartney senior. - Podrapał się po czubku nosa. - Ja mam z Cartney, a ona strasznie przynudza... Nott podobno jest fajny...
- PROFESOR Nott! - Draco i Blaise groźnie podnieśli głos, poprawiając chłopca.
Spojrzeli po sobie z żalem. Nie widzieli się z przyjacielem od kiedy dostał posadę drugiego nauczyciela obrony przed czarną magią, gdyż wtedy Hogwart staje się domem wykładowców, a ich praca nie pozwala na opuszczanie zamku nawet w wakacje.
Teodor nic nie wiedział. Pewnie nawet nie miał pojęcia, że syn Draco codziennie mija go na korytarzu.
Nikt prócz Hermiony nie mógł mieć porównania, ale według niej Nott po części stał się nowym Snape'm. Miłość jego życia martwa, a każdy krok jaki stawia w zamku boleśnie mu ją przypomina.
Rozległ się przenikliwy gwizd, a wszyscy pośpiesznie zaczęli tłoczyć się w przejściach do pociągu.
- Wyślijcie nam sowy, gdzie was przydzieliło!
Krzyknęła Hermiona, machając do siedzących już za szybą dziewczynek, gdy Blaise, biegnąc, by dorównać biegowi ekspresu dopowiedział, przykładając dłonie do ust, by wrzeszczeć głośniej.
- Tylko nie Gryffindor! Pamiętajcie, to wam może uratować życie!
Sam się roześmiał, a Emma i Hermiona westchnęły, uśmiechając się.

***

- Gdzie by cię tu przydzielić... - Zastanawiała się przebrzydła, wyświechtana i dziurawa  tiara przydziału na głowie Aryi Malfoy, która myślała głęboko, który to profesor Nott, jednak trzy krzesła na sali były puste. Oczywiście nie miała pojęcia czyje, ale to były miejsca Teodora, Aurelii Cartney oraz te na środku dyrektor McGonagall.
Wszyscy mieli głowy zapełnione myślami, dlaczego ta trójka jest nieobecna, ale tylko grono pedagogiczne i prefekci wiedzieli, że poskramiają watahę boginów zagnieżdżonych w Sali Trofeów. Pech chciał, że dostali informację teraz, w najważniejszy moment pierwszego września - ceremonię przydziału.
- ... Odwagi nie brak, to fakt, ale sprytem dorównujesz swemu bratu, dziecko. - Arya ze stresu niemal się trzęsła. - ... A to wszystko siedzi tu, w twojej głowie. Gryffindor pomoże ci stać się kimś twardym i oddanym jak twoja matka...
- Nie do Gryffindoru, błagam, nie do Gryfonów.
Szeptała, zaciskając powieki.
- Nie do Gryffindoru?
Na sali zaległa głucha cisza, a pierwszoroczni wpatrywali się w Aryę ze zdziwieniem.
- ... Jeżeli to jest to czego pragniesz...idź śladami przodków... SLYTHERIN! - Ryknęła tiara, a stół pod ścianą zapłonął oklaskami, gdy Arya Malfoy w podskokach pobiegła do stołu Węża.

***

- To on - Odezwała się Mya z ustami pełnymi jedzenia. - Teodor Nott.
Kroczył przez środek sali wraz z Aurelią Cartney i Minerwą McGonagall w długich do ziemi, czarnych szatach niczym nietoperz. Miał ponad trzydzieści lat, nawet podchodził pod czterdzieści i już było widać na niej lekkie kurze łapki przy parze mętnych, piwnych oczu.
Jego twarz była przesłoniona niedostępnością, jednak można było dostrzec, że wcześniej gościło na niej szczęście i uśmiech.

***

Na mundurkach obu dziewczynek widniał sprytny wąż, gdy kompletnie zagubione w zamku biegały po korytarzach i ruszających się schodach w poszukiwaniu sali od obrony przed czarną magią.
- Dziewczynki!
Dosłyszały za sobą męski głos i obie przerażone przystanęły jak wryte.
- Nie macie teraz lekcji? - Spytał profesor Longbottom, surowo spoglądając na książki trzymane w ich rękach, jednak jednocześnie uśmiechał się dobrodusznie. 
Mya próbowała sklecić jakieś usprawiedliwiające zdania, a Arya równie koślawo uzupełniała je drżącym głosem.
- Sala od obrony jest za rogiem - Przerwał im łagodnie Neville, drapiąc się po kilkudniowym zaroście. - a teraz biegnijcie na zajęcia. Zaczęły się już kilka minut temu.
I już ich nie było.

Wpadły do sali z hukiem, dysząc ciężko, przerwawszy sprawdzanie obecności. Teodor podniósł swój badawczy wzrok na obawiające się kary małe Ślizgonki.
Zatrzymał się właśnie na nazwisku " Lariem ".
Stojąc jak słup soli patrzyły prosto w oczy nauczyciela, nie będąc pewnymi, czy mają usiąść, czy też czekać na reprymendę.
- Jak się nazywacie? - Odezwał się w końcu, nonszalancko drapiąc swój czubek nosa.
Jego głos był szorstki i chrapliwy.
Dziewczynki spojrzały po sobie z trwogą w oczach, przełknąwszy ślinę.
- Zabini Mya i Malfoy Arya, profesorze. - Odpowiedziała łamliwym tonem blondynka, a oczy Nott'a na moment zamieniły się w te pełne życia złote oczy.
Blaise ongiś wspomniał o adopcji, ale wydawało się wtedy, że jest pijany.
Twarz, którą niegdyś okrywał gruby płaszcz obojętności, teraz wykrzywiał szczery uśmiech.
- Panno Malfoy - Zwrócił się do Aryi. - Panno Zabini - Spojrzał na Myię. - Na mojej lekcji stoją tylko uczniowie odpytywani, a nie sądzę...
Ślizgonki ruszyły z kopyta do ostatniej wolnej ławki w sali, a Teodor pokręcił głową, uśmiechając się sam do siebie.
- Urocze, prawda? - Zapytał w myślach Pansy.

---------------------
Tak.
Blog skończony i jeżeli chcecie wiedzieć coś o moich uczuciach po nim, to czuję się pusta, a serce mam rozdarte dzięki ostatniemu zdaniu.

Dziękuję Wam wszystkim, za to że wytrwaliście ze mną przez tą całą historię. Przez mizerny początek i przez to jak jakość tego opowiadania powoli zmieniała się na lepsze.

Nie wiem, czy ktoś ma podobne uczucia do moich, ale nie żegnam się z Wami, tylko odsyłam prędziutko na świeżutki epilog mojej nowej i nietypowej historii Dramione!
link:

Wasza MoonSeer c:


niedziela, 24 sierpnia 2014

34. MIŁOŚĆ DROGĘ ZNA

- Zdecydowanie ta, Hermiono. - Oświadczyła Ginny, dumnie wydymając usta, gdy przyszła panna młoda przeglądała się w lustrze założywszy wytworną suknię ślubną wraz z syrenim trenem ciągnącym się na prawie dwa metry.
- O tak – Odezwała się niezadowolona Emma, siedząca na zamszowym fotelu koloru krwi. – a potem tylko chlup do wody! – Dokończyła z niesmakiem wypisanym na twarzy.
Przymiarki najróżniejszych sukni trwały prawie w nieskończoność, a kreacje napływały i napływały, choć żadna z nich nie mogła okazać się tą najlepszą.
- Za długa.
- Za ciężka!
- Cygańska…
- Zbyt sztywna.
- Nie podoba mi się.
- Świeci się jak reflektor.
Od takich i podobnych opinii Hermionie zaczęło już się kręcić w głowie oraz zaczynała opadać z sił. Zakładanie i ściągnie kreacji ślubnych nie należy do najprzyjemniejszych doznań, gdy nagle, założywszy w przebieralni pewnie tysięczną suknię, uniosła ręce z zachwytu, zasłaniając usta w prywatnym zwierciadle w miejscu do zmieniania ubrań.
- To jest to! – Zapiszczały jednocześnie Ruda i Emma, klaszcząc cichutko w dłonie, gdy przyszła panna młoda uroniła łzy zachwytu, zanim z całych sił przytuliła obie przyjaciółki.

***

- Kuuuurwa, weź to zdejmij. – Jęknął z zawodem Blaise, widząc jak Draco po raz setny wychodzi z przebieralni w jakimś błazeńskim wdzianku.
Oczywiście, że Diabeł i Nott chcieli pomóc Draconowi w wyborze kreacji na własny ślub, jednak oni mieli także inne zajęcie – organizacja wieczoru kawalerskiego przyjaciela. A to nie mogło być przygotowane na pożal się Boże.
Nott zasnął na skórzanym, śliwkowym fotelu.
Draco z piorunującym spojrzeniem cofnął się do przebieralni z kolejnym garniturem w rękach.
Coraz bardziej zaczynał denerwować się tym całym przedsięwzięciem, choć nie z tej złej strony – ślub to cudowna sprawa i pragnął całym sercem założyć obrączkę na palec Granger, jednak obawiał się, że coś może nie pójść po jego myśli, spóźni się, zapomni czegoś, Boże!
Teodor ziewnął ociężale, powoli wybudzając się, przeciągnąwszy się.
Gdy przetarł zmęczone oczy, wybuchnął drwiącym śmiechem.
- Wyglądasz jak burak – Zauważył, gdy blondyn rozsunął kotarkę, a na sobie miał smoking koloru buraczkowego. – Buraku.
Blaise również zachichotał, a Draco nawet pod wpływem zniecierpliwienia i zszarganych nerwów dzięki tym przebierankom zdołał wygiąć usta w uśmiechu, zanim Diabeł oprzytomniał.
- Przede wszystkim, to musisz mieć jakiś bladozłoty dodatek – Dotknął palcem swojej skroni, kiedy właśnie sobie przypomniał. – Emma mówiła, że Hermiona ma bladozłote dodatki, tylko… - Urwał, gdy poczuł na sobie badawczy wzrok przyjaciół.
- …co kurwa? – Zapytał Nott, z miną jakby ktoś podstawił mu pod nos smocze łajno.

Długo to trwało, zanim Malfoy wyglądał tak jak powinien, jednak w jego opinii wyglądał tak o każdej porze dnia i nocy, w garniturze, czy piżamach.
- No – Blaise powiedział ciągnącym się tonem, przymrużając swe brązowe oczy. – Trzy plus ode mnie, ale…
- Myślę, że jest należycie. – Oznajmił przyszły pan młody, z uwielbieniem wpatrując się w ogromne zwierciadło oprawione brudnym złotem, gdy Nott lekko przekrzywił głowę, by móc się przyjrzeć pod innym kątem.
Był czarujący.

***

Wszystko było już gotowe. Cudowne, wytworne kreacje młodej pary, drużby i druhen, miejsce ceremonii, zaproszenia dla gości, wesele…Wszystko, oprócz jednej akcji – wieczór panieński i kawalerski.
Te przedsięwzięcia miały odbyć się dziś. Trzydziestego pierwszego lipca. Dzień przed zawarciem małżeństwa. Potem mieli jeszcze cały miesiąc dla siebie, by delektować się „wolnością” nim zaczną swoje Kursy.
A jak sprawił się w  swojej funkcji duet Emmy i Ginny oraz wybuchowa mieszanka Nott’a i Blaise’a?
Było tak jak powinno być, ale wytrwa tyko ten kto ma głowę do alkoholu.
Dziewczęta wylądowały w jakimś uroczym, choć pełnym życia pubie w londyńskim centrum, a Ślizgoni zarezerwowali pokoje w Dziurawym Kotle dla siebie i druhen, by miały gdzie przenocować po swojej zabawie.
Chłopcy woleli najlepsze roczniki whisky z Kotła niż jakieś inne, zapchlone puby.

***

Na szczęście przyszła para młoda miała wystarczająco dużo oleju w głowie, by nie zalewać się w trupa dzień przed swym ślubem. Nie zabraniali tego jednak swoim przyjaciołom, którzy celebrowali najlepiej jak mogli przez całą przyjemną noc ostatniego lipca.
Tak samo jak nie nocowali wraz ze swymi towarzyszami, choć wcześniej bawili się z nimi znakomicie.

***

Blaise’a obudził trzask talerza zbitego na dole za barkiem Toma, właściciela Dziurawego Kotła. Okropnie bolała go głowa, jakby zaraz miała ulec erupcji. Nie miał pojęcia dlaczego leżał na ziemi, skoro jego łóżko było puste.
Nott za to spał w najlepsze z rozdziawionymi ustami.
Ciekawe jak dziewczyny – Pomyślał żartobliwie Diabeł, gdy z trudem podnosił się z podłogi, by sięgnąć po swe zaproszenie na ślub przyjaciela. Chwilę później niepewnie spojrzał na obskurny zegar ścienny, to znowu na zaproszenie, ściskając je w drżącej dłoni.
- Kurwa jasna! –Zaklął parszywie, odrzucając beżową kartkę w kąt, by z przerażeniem w oczach rzucić się w stronę drzwi.

- Spóźnimy się! – Ich głosy połączyły się niemal w basowym i sopranowym duecie, gdy Blaise odrzuciwszy z hukiem drzwi zobaczył jak to samo robi zdenerwowana Emma z poczochranymi włosami w pokoju naprzeciwko.
Sekundę wpatrywali się w siebie z uśmiechem, jakby mieli przerwę od zmartwienia, że mają niespełna godzinę, by na morderczym kacu ogarnąć się i dotrzeć na miejsce.

***

- Jesteśmy! – Zakrzyczał zasapany tym całym szybkim przygotowywaniem Teodor ubrany w czarną marynarkę, rozpiętą pod kołnierzem śnieżnobiałą koszulę oraz ciemno jeansowe, lekko spuszczone spodnie. Blaise stał w skłonie, oparłszy ręce na udach, dysząc ciężko.
Gdy Nott zmierzwił swe ciemne włosy, robiąc na nich jeszcze większy bałagan zauważył.
- Gdzie są wszyscy? – Rozejrzał się po miejscu pod chmurką, gdzie stało stado pustych krzesełek oprawionych bladozłotymi wstęgami oraz pięknie obrośniętą bluszczem altankę bez księdza. Kaplica mieszcząca się kilka metrów dalej sprawiała wrażenie opuszczonej.
Cała posiadłość pomimo swego wdzięku wyglądała jak z typowego horroru, gdy powiewał wiaterek, a wstęgi tańczyły zwiewnie.
Zawarcie małżeństwa miało odbyć się o dziesiątej rano. Tak było napisane, czarno na białym.
Blaise podniósł wzrok, mrużąc oczy, a Draco wybuchł drwiącym śmiechem, poprawiając swój garnitur z gracją.
- Tylko na waszych zaproszeniach była taka godzina. – Oznajmił łagodnym tonem, pysznie uśmiechając się. – Wiedzieliśmy, że się spóźnicie. Dziewczyny szczególnie.
Dwójka przyjaciół umilkła jak grób, następnie z aprobatą kiwając głową.
- Dobrze, że chociaż ty nie masz kaca. – Zauważył Blaise, gdy twarz Draco, choć niesamowicie podenerwowana sprawiała wrażenie wypoczętej.
- Musisz się tylko zahartować, Blaise. – Odparł Nott uśmiechnąwszy się lubieżnie, wyciągając swą wieczną kompankę-piersiówkę zawsze wypełnioną trunkiem.
Podstawił ją pod nos blondynowi, lecz on tylko pokręcił beznamiętnie głową.
Wzruszył ramionami podając ją Diabłu, który chętnie pociągnął łyk, gdy pierwszy goście zaczęli się zjawiać.

***

- Gdzie jest Draco! – Jęknęła zmartwiona Hermiona, chodząc w kółko z przytrzymywaną suknią w dłoniach w specjalnej salce dla panien młodych przygotowujących się do ceremonii.
Skacowana Emma w okularach słonecznych spojrzała przez okno, gdzie przelewali się wszyscy goście po kolei zasiadając na wyznaczonych miejscach, kiedy Ginny robiła ostatnie poprawki przy prezentacji sukni Hermiony Granger, którą wszystkie nerwy pożerały w całości.

Podbiegła w swych białych obcasach w miarę możliwości do Emmy, by wyjrzeć za okno z wielką gulą w gardle.
- Idziemy. - Rzuciła tylko władczo zanim z miną godną pożałowania ze stresu podreptała do drzwi w poszukiwaniu drużby i pana młodego, gdyż nastał już najodpowiedniejszy czas na okrzesanie tego wszystkiego.
Na szczęście w czarodziejskich tradycjach nie ma czegoś takiego jak przesądy, zakazujące panu młodemu widzieć narzeczoną przed ślubowaniem, dlatego już szybciutko schodziła po drewnianych schodkach ku salce kaplicy, by następnie na tyłach posesji kościółka szukać Ślizgonów.
Wszystko się w niej gotowało, jednak nie w ten gorszy sposób. Starając się przezwyciężyć wszelkie troski i smutki od razu mogły zdominować je ogromne szczęście i spełnienie swego życia. Jednakże nie szukała Dracona, by go popędzić. Wiedziała, że jest tak samo albo nawet bardziej zdenerwowany jak ona, a do tego nie ma przy nim jego najwierniejszej opoki oprócz chłopaków - Pansy.
Aczkolwiek była pewna jednego - po powrocie z Rzeki Śmierci otrzymała dar. Dar, gwarantujący rzeczy nie z tej Ziemi, nie pojętne dla klasycznego obywatela.

***

- Palimy papierosy na obrębie kościoła... - Zauważył Blaise, strzepując nadpaloną końcówkę jabłkowego powolnego zabójcy. - Naturalne. - Dodał idiotycznie.
Nott szturchnął go lekko w bark, besztając żartobliwie.
- Robimy to w dobrych intencjach. - Spojrzał ukradkiem na Dracona. - Jak zaraz się nie odpręży, to...
Urwał w pół zdania, wybałuszając oczy i w życiu nie odrywając swego ogłupiałego wzroku od anioła. Upuścił końcówkę papierosa, by otwartą dłonią ponownie klepnąć stojącego obok siebie Diabła, który na ten znak także uniósł głowę, by sekundę później sparaliżowało go doszczętnie.
Jedyne co zdołał zrobił, to zesztywniałą dłonią popchnąć skupionego na żarzącym się papierosie Draco, który podniósłszy swój zabójczo magnetyczny wzrok, puścił peta, nie odwracając spojrzenia od nadchodzącej z lekkim uśmiechem Hermiony. Wyglądała tak niesamowicie pięknie w swej ślubnej sukni z wąskim gorsetem w kształcie serca, uwydatniającym jej biust, bladozłotej wstędze przy jego końcu oraz z kloszowanym warstwowym tiulem, sięgającym ziemi. Włosy miała upięte w zwykłego, luźnego koczka, jednak gdy się przyjrzeć coś nadzwyczajnego było w kręconych kosmykach, które opuściły fryzurę. W swych kruchych, smukłych palcach trzymała welon, gdy rozejrzawszy się ujrzała go stojącego w białym garniturze z czarnymi jak smoła guzikami oraz w krawacie tego samego koloru co opasająca ją wstęga. Jego włosy pozostały niezmienione - zmierzwione jak zawsze.
Obydwoje uśmiechali się do siebie zniewalająco, a ich troski odeszły w zapomnienie wraz z jednym, szybkim mrugnięciem powieką.
Podeszła do niego, po prostu się w niego wpatrując, gdy Draco właśnie sobie przypomniał o swoim prezencie ślubnym numer jeden.
" Masz, spróbuj jeszcze raz " - Przypomniał sobie słowa Ginny Weasley, kiedy rzuciła mu wyjętą ze śmietnika, lwią spinkę.
Od tego momentu trzymał ją blisko siebie. Zawsze. Czekając na chwilę.
- Zgodzisz się ją ubrać? - Zapytał mrucząc, niczym zadowolony kocur, wygrzewający się na lipcowym słońcu, gdy Hermiony oczy zaszkliły się od łez zanim powoli skinęła głową, pozwalając, by to ta spinka trzymała jej ślubny welon.
Wiedziała, że to nie przystoi przed ślubem, ale rzuciła się na jego szyję.
Odsunął się, tajemniczo uśmiechając się, wskazawszy wzrokiem, by się odwróciła, a to co, a raczej kogo ujrzała kilkanaście  metrów dalej wbiło ją do końca. Co tam spinka sprzed dwóch lat, którą nie wiadomo jakim cudem odzyskał, skoro machali do niej właśnie wesoło jej prawdziwi, uradowani rodzice, pokazując gestami, że szybciutko pędzą zająć swe miejsca.
Dopiero wtedy Draco pozwolił się objąć z czułością oddając uścisk.
Hermiona słyszała plotki, że zaklęcie zapomnienia jest możliwe do zdjęcia, lecz procedura, gdyż potrzebny jest do tego eliksir i złożone przeciwzaklęcie to nie lada wyczyn, by zrobić to wszystko poprawnie. Nie wspominając już o ich odszukaniu w Australii.
W tym samym czasie nadbiegły druhny, mówiąc, że Harry i Ron nie mają pojęcia jakiego szampana wybrać.
Wszystkie pary oczu wbiły się w bezbronnego Teodora, który rzucił na nich ogłupiały wzrok, nim rzuciwszy niedbałe "no dobra" pobiegł wybrać wraz z Gryfonami.
Każdy wiedział, że w kwestii alkoholi z Nott'em nikt nie może się równać.
Gdy Slizgon odszedł, do reszty doszło, że mają dać parze młodej odrobinę prywatności, więc głupkowato odeszli kilka kroków, udając, że o czymś rozmawiają.

- Ja też mam dla ciebie prezent. - Hermiona oznajmiła miękko, uwolniwszy się z objęć Dracona.
Zamknęła swe piękne oczy na kilka krótkich sekund, po to by po chwili je otworzyć i z dumnym uśmiechem na ustach, gdy w pobliskich ładnie obciętych krzakach coś się poruszyło.
Ktoś jęknął z obrzydzeniem, a Draco od razu poznał kto to, choć nie mógł uwierzyć.
- Obrzydliwie - Burknęła Pansy odgarniając swe piękne, kruczoczarne włosy, od razu uśmiechając się promiennie, odsłoniwszy dwa szeregi śnieżnobiałych, równych zębów, gdy zdołała wydostać się z krzaków- krainy miliona owadów i robaków.
Stanęła piękna jak gdyby nic, patrząc po reszcie przyjaciół, a zwłaszcza na oniemiałych Dracona i Diabła.
- No w końcu wyglądacie przyzwoicie. - Zauważyła dumnie, jak nadopiekuńcza matka, poprawiając ich marynarki. - ...Ale ty to trochę gejada, Blaise, rozepnij to. - Rzuciła karcąco, wskazując na zapiętą pod szyję koszulę.
Draco stał jak wryty, odwróciwszy wzrok w stronę delikatnie uśmiechniętej Hermiony.
Swym wzrokiem przekazywał jej swoje gratulacje, że jej moce z zaświatów pozwalają przywrócić jej kogoś do życia. I choć wiedział, że to nie na stałe, to nie mogłoby być możliwe rozpierała go radość.
Na jego ślubie byli wszyscy ludzie, których kochał.
- Nim wszystko się zacznie, chciałabym tylko powiedzieć - Gdzie jest Nott? - ... Że wiem wszystko - Spojrzała na całą grupkę. - ... Widzę wszystko... - Wskazała oskarżycielskim palcem na Draco i Blaise'a... - Gdzie on jest! - ... I słyszę wszystko...
- Jeżeli kogoś to zainteresuje, to Weasley nie widzi większej różnicy między szampanem a winem musującym! - Okrzyknął nadchodzący Teodor z wyciągniętą piersiówką, nim przystanął jak wryty, kiedy ich tęskne spojrzenia skrzyżowały się.
- No dzień dobry. - Zawołała zawadiacko Pansy, nim rzuciła się na niego z impetem powalając na zielony trawnik.

- Granger, kocham cię - Powiedział lekkim głosem Draco, łapiąc Hermionę w talii, widząc jak wszyscy ich przyjaciele, a co najważniejsze on i jego narzeczona nie posiadają się z uciechy.

***

 Siedem lat wzajemnej nienawiści, które doprowadziły do przełomu i dojrzenia tego co niedostępne dla reszty szarych ludzi. Budowanie własnej fortecy, dzień po dniu, cegiełka po cegiełce, czyniąc ją mocniejszą i silniejszą. Oblężenia nie raz wystawiały ją na ciężką próbę, lecz forteca ich miłości zawsze potrafiła znaleźć drogę. Krętą i na około, ale odpychającą atak. Budowali ją w pocie czoła przez cały rok, powoli odkrywając drogę do swych serc. Obawiali się reakcji pozostałych na ich wspólnie wybudowane dzieło, jednak w końcu udało im się poprowadzić swych przyjaciół przez korytarze swej miłosnej fortecy, pokazując swą własną drogę. Drogę, która wyprowadziła ich na pewnego rodzaju zgubę, szokującą i tak samo mocno przytłaczającą, kiedy odebrano im serce swej fortecy, nowe, cenne życie i życie jego twórczyni.
Ale nawet śmierć nie mogła stanowić dla nich przeszkody, ale tylko zwykłą komplikację. Ludzie muszą sobie radzić ze swoimi problemami. I oni zdołali je okrzesać. Te mniejsze, jak i te potężniejsze, by wkrótce znowu wyjść na prostą, usłaną słodyczą drogę.
A wszystko to po to, by przy finale finału móc dowieść, że miłość drogę zna i uczynić swą miłosną fortecę najtwardszą, nieprzepuszczającą chłodu niebezpieczeństw i najpotężniejszą jaką mogli wybudować, gdy rozległy się najcudowniejsze słowa świata, z którymi budzili się każdego dnia, aż do swej wesołej starości, śmiejąc się, że kiedyś nie mogli na siebie spojrzeć, podczas gdy teraz to było jak narkotyk.
" - Ogłaszam was mężem i żoną! "

*Delektujmy się teraz tą cudowną pioseneczką, cudownie oddającą uczucia Dracona i Hermiony!:)*

-------------------------

Cóż mogę rzec.
Mój pierwszy blog, moja kolebka pisania się skończyła, a pewna część mnie leży teraz w trumnie wraz z moją słodką Pansy.

Epilog, który powinien zaspokoić Wasze pytania "co dalej?" jest już napisany w moim zeszycie i spokojnie czeka na przepisanie, dlatego również w najbliższym czasie powinien się pojawić.

Troszkę dłuższe słowa ode mnie będą przy epilogu, a teraz WAŻNE. Jeżeli moi drodzy czytelnicy mają do mnie jakiekolwiek pytania, odnośne pisania, mojego życia prywatnego, mnie CO CHCECIE, na wszystko odpowiem, choć jeszcze nie wiem czy na filmiku, czy zrobię po prostu post z tymi pytaniami. Możecie zadawać więcej niż jedno pytanie, come on poznajcie bliżej autorkę czytanego przez Was bloga!:)
A ja także mam do każdego z Was pytanie, na które możecie odpowiedzieć w komentarzu:
Jak znalazłaś/eś mojego bloga?

MoonSeer c:

czwartek, 21 sierpnia 2014

33. NIEWIDZIALNA MOC

Nadszedł czas. – W jego głowie rozległ się cichy, podniecony głosik, gdy twarz Dracona oblewał oślepiający blask pełni księżyca, zanim wzdychając, złapał marynarkę i deportował się do Hogsmeade.

***

- Chyba powinniśmy mu powiedzieć, że przychodzimy. – Zauważył mglistym tonem Nott, gdy Blaise lekko popchnął mroczne wrota prowadzące do Malfoy Manor.
- Chyba wie, że dziś u niego śpisz. – Diabeł odparł sucho, idąc wydeptaną ścieżką.
Niemal równo skinęli głowami na przywitanie, gdy w salonie napotkali matkę swego przyjaciela, od razu zapraszającą ich do pokoju syna.
- Draco się ucieszy! – Zaćwierkała optymistycznie, wiedząc jak jej potomek stał się zamknięty w sobie po stracie bliskich. Obecność przyjaciół zawsze jest jak najdroższe i najskuteczniejsze remedium.
Odprowadziła ich do schodów, po czym z uśmiechem wróciła do swych manualnych robótek.

- Chyba powinniśmy mu powiedzieć, że przychodzimy. – Teodor prychnął karcącym głosem, gdy nie zapukawszy popchnęli drzwi, a za nimi ukazał się pokój Dracona, tyle że bez Dracona.
Blaise przełknął ślinę ujrzawszy w rogu tablicę do rozmów z duchami.
Niemalże drżącymi rękami uniósł ją, widząc słowo „tak”.
Zza mgły usłyszał skrzypnięcie wielkiego łóżka, na które Nott właśnie rzucił się z impetem, mrucząc coś pod nosem.
- Kretyn gadał z Granger! – Diabeł zawył w końcu, obezwładniony furią rzucając z powrotem o ziemię planszą. – Idzie ją wyciągnąć! – Dokończył zmartwiony, głaszcząc dłońmi zmarszczone ciało.
- Szczęściarz. – Podsumował zrzędliwym głosem Teodor. Po spędzeniu tak długiego czasu z przyjaciółmi zdołał przezwyciężyć swoją rozpacz i powoli wejść w fazę zrozumienia tego, że Pansy odeszła w lepsze miejsce.
Teodor Nott wracał do siebie. A mówiąc, że wracał do siebie mam na myśli to, że zawsze miał przy sobie wypełnioną piersiówkę, by w wolnej chwili pociągnąć z niej łyka dobrego whisky. Tak jak zawsze robił, nie zalewając się w trupa, niczym bezbożny pijak, lecz jak Teodor Nott. W swym własnym, niepodważalnym stylu.

- Draco miał drugą sypialnię? – Zapytał zaskoczonym i jednocześnie podejrzliwym głosem Nott, gdy minęła już druga godzina udawania przed Narcyzą, że chłopcy siedzą sobie spokojnie w trójkę, zajmując się własnymi sprawami i przelotnie rzucił okiem na zwykłe białe drzwi obok łoża.
Garderoba była naprzeciwko, zaraz obok łazienki, a wyjście po prawej.
Ślizgoni byli już tyle razy w pokoju Dracona, że znali rozmieszczenie na pamięć. A białych drzwi wcześniej nie było.
- … Zamknięte. – Orzekł powolnie Blaise, potrząsnąwszy mocno kulistą klamką. – Zabiję go.

***

Draco nie bał się. Przemierzał niepostrzeżenie Zakazany Las w poszukiwaniu portalu. Nie miał pojęcia jak zdoła je odnaleźć. Puszcza była przeogromna, gęsta i pełna niebezpieczeństw, a on był zwykłym absolwentem Hogwartu, któremu nie przysługiwała żadna ulga, czy przepustka na grasowanie po lesie. Ale żądza przywrócenia Granger była silniejsza niż jakiekolwiek uczucia strachu, czy niepewności. Szedł, uchylając się przed ostrymi szponami gałęzi, szukając niczego.
Nie miał pojęcia jak portal wygląda. Czy powinien go jakoś otworzyć? Mieć jakiś potrzebny przedmiot, wymówić zaklęcie, cokolwiek? Josh i jego poszlaki.
- Oh, on jest taki tajemniczy – Odezwał się sam do siebie piskliwym, dziewczęcym głosem, choć dało się w nim dosłyszeć pogardę. – nawet po śmierci. – Dodał swym mrocznym tonem, gdy nagle oślepił go blask. Jeszcze nie wiedział, że źródła światła były dwa.
- Zabiję cię. – Poinformował go srebrzysto błękitny diabeł tasmański głosem rozjuszonego Blaise’a, zanim jak gdyby nigdy nic rozpłynął się w gęstym powietrzu, ukazując Draconowi jasny błysk i jakby strzelające od jego źródła iskry.
Jakim cudem doszedł do portalu… Nie miał pojęcia. To wiedział ktoś inny, ale teraz go to nie obchodziło. Puścił się biegiem w kierunku emanującej siły.

***

- Przecież nie rzucisz Bombardy w jego domu, posrało cię – Nott popukał się w czoło, widząc jak Blaise wyciąga różdżkę. – Alohomora nie działa, więc musimy czekać aż wróci.
Blaise poruszył nerwowo okiem, sztywno odwracając się.
- Wróci? Właśnie powiedzieliśmy mamuśce dobranoc, nagle, z dupy przyszliśmy sobie spać do Malfoy Manor. Kretyn nic nie mówił, że przyjdziesz, sam pewnie zapomniał, a kiedy wróci? – Urwał, przełykając ślinę. – I z czym wróci…
*
- No dawaj – Motywująco szepnął sam do siebie, oddychając szybko i płytko w pobrudzonym i poszarpanym garniturze, stojąc nad portalem w potarganych włosach. Jego próby wtargnięcia do czyśćca były liczne, lecz ciągle nie mógł się zdobyć na ostateczny krok.
Nagle z pomiędzy gęstych, mrocznych drzew i krzewów doszedł go pewien szelest i szum podniesionych rozmów.
Z przestrachem odwrócił głowę z uniesioną różdżką, jednak zobaczywszy z czym ma do czynienia szybko ją opuścił, wiedząc że pogorszyłby tym swą pozycję.
- Człowiek?
- Uczeń?
- W lato nie ma uczniów w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart… - Zauważył jakiś groźny centaur, zanim wszystkie z okrzykami bojowymi rzuciły się cwałem w kierunku przerażonego Ślizgona.
To dopiero była zachęta. Gdy porośnięta futrem ręka centaura już zaciskała palce na cięciwie ogromnego łuku, Draco nie myśląc o niczym wtargnął w otchłań, wstrzymując swój chrapliwy oddech.

***

Czyściec nie wyglądał tak jak opowiadał Josh. W niczym nie przypominał zamglonych miejsc okrytych bielą. Było tu ciemno i wyczuwało się aurę śmierci.
W niepewnej pozycji stał na ogromnym klifie, mieszczącym się jakby w jakieś ponurej grocie. Jedyne światło dochodziło z podnóży klifu, wytwarzające jaskrawozielone promienie.
Zimny wiatr omiótł jego spoconą twarz, gdy z ogromną gulą w gardle stanął na czubku czarnej skały.
Chcąc się żałośnie rozpłakać, spojrzał w dół.
- Nie chciałem tego mówić przy Hermionie – Odezwał się za nim łagodny, choć przepraszający głos Josh’a. – mogłaby się zniechęcić.
Draco Malfoy odwrócił się z załzawionymi oczami, jęcząc:
- A to wszystko co mówiłeś w domu? – Gestykulował brudnymi i zakurzonymi rękami w podziurawionych rękawach. Potargane włosy sterczały pod dziwnymi kątami, a Joshua de Lambren jak zawsze wyglądał wytwornie i elegancją. – Granger na Trafalgar Square, biel, czystość…
- To wszystko działo się w jej głowie, Draco… - Przerwał mu łagodnie, ruszając ku skrajowi klifu, by delikatnie rzucić okiem na dół. – Nie było jej także w Malfoy Manor. Ona to tylko widziała. Przez cały czas była tutaj. – Westchnął bezradnie, lekko drapiąc się po czubku nosa. - … Pewnie interesuje cię co jest w dole, czyż nie? – Kątem oka spojrzał na sparaliżowanego Dracona, spazmatycznie łapiącego oddech w swym ubrudzonym i wyświechtanym garniturze. - … Niesamowite, że nazywa się Rzeką Śmierci, skoro wszystkie dusze nią płynące zmierzają ku lepszemu miejscu… - Jego głos był tak niepasujący do sytuacji; gładki, pełen gracji i spokoju, gdy obydwaj wbili wzrok w płynącą w dole rzekę. Jednak to nie była zwyczajna rzeka, nie było w niej ani litra wody, lecz jakby zgęstniałe powietrze, poświata koloru groszkowego, wirująca w powolnym tempie, a w niej…Dusze. Niezliczona ilość dusz, które wyglądem mogłyby przypominać duchy, z zamkniętymi oczami spokojnie zmierzające ku dołowi, ku odejściu.
- Widzę Granger! – Zawołał przestraszony i jednocześnie zadowolony blondyn, wskazując palcem.
Josh uśmiechnął się smutno, odpowiadając.
- Zatem nie strać jej z oczu, bo czasu nie masz dużo.
Błysk w oczach Dracona wygasł, a kolory z twarzy odpłynęły.
- No… - Zaczął Lambren głupkowatym tonem. – To przecież Rzeka Śmierci. Żywym wstęp wzbroniony. – Próbował uświadomić mu to delikatnymi słowami, lecz i to nie miało skutku. – Obawiam się, że nim dotrzesz do Hermiony, Draco… - Malfoy wstrzymał oddech, zaciskając nerwowo zęby na dolnej wardze. – Będziesz…
CHLUP!
-  …Martwy. – Dokończył, zwieszając bezradnie głowę, gdy Dracona już koło niego nie było.

Jej przezroczyste loki kołysały się swawolnie, kołysane nurtem rzeki, gdy dostrzegł ją swym już niedołężnym, podstarzałym wzrokiem.
Bał się o to, jak może teraz wyglądać. Pomarszczony, siwy albo całkowicie wyłysiały Draco Malfoy z kosmatymi palcami niczym kocie pazury. Chude i żylaste nogi, ręce, zmarszczki tak mocne, jakby miał je od urodzenia i niemal puste, wypełnione odgórną śmiercią oczy.
Nie poddawał się. Nigdy. I choć jak na osobę starszą przystało – opadał z sił, a każdy, najmniejszy odcinek jego ciała krzyczał z bólu, przebierał dłońmi naprzód i naprzód, w miarę swoich sił płynąć do Granger.
Taka niewinna, jakby już gotowa na odejście powoli płynęła, nie dbając o to, czy ktoś ją stąd wyrwie.
Przez jego głowę przeszły wygrane słowa „Mam cię!”, gdy już wyciągał swą chudziutką i kościstą rękę w stronę powiewającej, delikatnej dłoni dziewczyny, jednak z jego ust potoczyło się tylko beznadziejne bulgotanie.
Sekundę później, czując jak opada z sił i lada moment sam odpłynie, uchwycił prawą ręką jej brzuch resztkami mocy ciągnąc ku powierzchni.
Umieram, Granger, umieram – odezwał się w myślach, gdy już niecałe dwa metry od wolności, ujrzał rozmyty kraniec klifu.
- Draco! – Ktoś krzyknął  zmartwiony.
Niech nie udaje, że się obawia. – Warknął w myślach. Chciałby, żebym zgnił w piekle, a Granger spokojnie podreptała z nim do krainy tęczy.
Dał radę.
Dał radę dla siebie, dla Granger, dla ich dwojga oraz po to, by nie dać Lambrenowi powodów do dumy.
Gdy jego twarz wyłoniła się z zielonej otchłani natychmiast przeobraziła się w przystojną i pociągającą, choć lekko poharataną twarz Dracona Malfoy’a wraz z gnieżdżącym się na niej mściwym i pysznym uśmieszkiem.
Zignorował podawaną mu rękę.
Ma mnie za głupca? To duch.
Jednak Josh sam cofnął dłoń, gdy zrozumiał co robi. Przyzwyczajenie nie opuszczało go nawet na minutę.
Lambren powstał wpatrując się jak Draco hardo stoi, trzymając duszę Granger za zgięcie w nogach i plecy, tak że jej przezroczyste włosy wesoło opadały ku dołowi. Wyglądała jakby zasnęła w jego objęciach.
Podniósł swój pełen podziwu wzrok na pewnego blondyna, który dokonał swego ponad wszystko.
Zrozumiał.
To zawsze Smok był tym jedynym, a on tylko przeszkodą.
Przesunął się na bok, a Draco nie patrząc w jego stronę ruszył ku majaczącemu w oddali portalowi, gwarantującemu powrót.
Kroki chłopaka odbijały się echem po krypcie, gdy na koniec wszystkiego Josh zawołał za nim.
- Przepraszam Draco – Umilkł, by poczekać, aż się obróci. – przepraszam, że uprzykrzałem ci życie przez te ostatnie miesiące w Hogwarcie, za to że Hermiona po mojej śmierci nie tryskała radością tak jak powinna, ale – Ponownie przerwał, jakby wstydził się następnych i jego ostatnich słów do Dracona. – zawsze miałem nadzieję, że staniemy się przyjaciółmi.
I zniknął. Rozpłynął się, zostawiając osłupiałego blondyna z samym sobą, gdy wpatrywał się pustym wzrokiem w miejsce, gdzie stał jeszcze przed chwilą.
Czując się jak największy zwyrodnialec świata wtargnął do portalu z miną zbitego psa, by po raz kolejny przemierzać Zakazany Las w poszukiwaniu wyjścia.

***

- No dalej Granger – Szeptał pokrzepiająco, ułożywszy duszę nad ukradkiem przeniesionym ciałem Hermiony w wyczarowanym przez niego i specjalnie chronionym, małym pokoiku zaraz obok jego prywatnej sypialni. Zaklęcie Muffliato i trwałości były w pakiecie, więc nie martwił się o nic. Byli sami. Ot tak bardzo dawna.
Nie miał zielonego pojęcia ile to może trwać zanim dziewczyna powróci do krainy żywych, lecz od około godziny nic się nie działo. A Draco cały czas klęczał nad jej sztywnym ciałem.
Przez głowę przeszły mu słowa Josh’a -  Jest ponad osiemdziesiąt procent szans, że to wszystko odbije się albo na tobie, albo na Hermionie w jakiś felerny sposób.
Czy to był ten sposób? Hermiona w ogóle nie miała powrócić?
Wiesz, że nie można ingerować w śmierci… Tak samo jak z czasem.
Co raz bardziej czuł się podle. Co jeśli przez niego Gryfonka nigdy nie zazna pokoju i utknie niczym Josh swego czasu pomiędzy obydwoma światami, tułając się bez pożytku.
Zrobiło mu się gorąco i poczuł, że niezwłocznie potrzebuje whisky w swoim przełyku.
Wiedział, że gdy otworzy drzwi prowadzące do jego sypialni wszystkie zaklęcia chroniące pokoik prysnął, jednak już o to nie dbał.
Trzeba wyprawić Granger pogrzeb. – Uświadomił sobie z pustym wzrokiem pchając białe drzwiczki.

- COŚ TY ZROBIŁ?! – Zawył Blaise po raz enty, gdy Draco z obojętnym głosem opowiedział przyjaciołom o swojej wycieczce do czyśćca.
- To Granger żyje, czy nie? – Zadał pytanie zaciekawiony Nott, wylegując się na łóżku blondyna.
- Coś…ty…zrobił… - Kontynuował Diabeł, oddychając nerwowo.
- Uratowałem Granger – Malfoy odpowiedział nienaturalnie łagodnie, potrząsając w połowie opróżnioną butelkę whisky, obrzuciwszy spojrzeniem Ślizgonów. Wydawało mu się, że Teodor przezwyciężył nałóg. Zaraz potem uświadomił sobie, jak bardzo musieli się tu nudzić. – a przynajmniej tak mi się wydawało. – Dodał upiwszy łyk z malutkiej szklaneczki, gdy usiadł na palu, kończącym jego łóżko.
- Żyje, albo nie żyje. – Warknął Blaise, stojąc przed blondynem z wrednym wzrokiem przywdzianym w brązowych tęczówkach.
Draco pokręcił głową, czując jak cały się rozsypuje, wszystko się wali, a w szczególności jego życie. Wyglądał jak swój nędzny cień.
- Myślałem…
- COŚ TY NAKOMBINOWAŁ! – Zaryczał bezradnie Blaise, łapiąc się za głowę, a sekundę po tym Smok stracił swą kontrolę. Nott zasnął.
- Pragnąłem uratować moją narzeczoną! – Odwrzasnął w odpowiedni, wstając z impetem. – Mógłbyś chociaż przez minutę nie być takim egoistą i pomyśleć sobie co TY byś zrobił, gdyby twoja słodka Emma na TWOICH oczach ochroniła cię przed Avadą, która była kierowana na CIEBIE?! – Przerwał, gromiąc go wzrokiem, wziąwszy głęboki oddech. – Wyprawiłbyś jej pogrzeb i grzecznie się modlił? … Była w ciąży, Blaise.
Zapadła głucha cisza, przerywana jedynie szybkimi ruchami serc Ślizgonów.
Blaise spojrzał w kąt, wydymając usta. Do teraz nie miał zielonego pojęcia, jak Hermiona odeszła. I to nim wstrząsnęło. Uchroniła jego przyjaciela przed śmiercią, ofiarując siebie… I dziecko. Granger była w ciąży. Poczuł się parszywie, otwierając usta, jednak nic z nich nie wypełzło, gdyż przerwał mu pewien dobrze znany, aksamitnie gładki i kojący głos.
- Chłopcy, spokojnie. – Osłupiała Hermiona stanęła w białych drzwiczkach, ze zdziwieniem wpatrując się w każdy kąt.
Akcja serca Dracona ustała, gdy niemrawo obrócił się, a szklaneczka w jego rękach eksplodowała pod wpływem niespodziewanej siły palców.
Zaczął szybciej i płyciej oddychać, wpatrując się w Gryfonkę. Pragnął się uśmiechnąć, zamiast tego jednak tylko rozchylił usta raz po raz uchylając kąciki ku górze.
Blaise rzucił czymś w Nott’a, który także zdezorientowany patrzył na dziewczynę.
Trójka Ślizgonów trwała w ciszy, wbijając wzrok w lekko uśmiechniętą dziewczynę.

***

Wszystko grało. Granger nie dawała żadnych oznak chodzącego trupa, lecz zwyczajnej, a zarazem niesamowitej dziewczyny tulącej do siebie każdego. No prawie.
Teodor Nott siedział sam na łóżku, jakby zamknięty w sobie.  Nawet Blaise uległ i przyznał, że cieszy się na widok żywej Gryfonki, a teraz przyjaciółki, ale nie on. On nie podzielał entuzjazmu nawet w najmniejszym stopniu, sącząc łyk z butelki Ognistej, mierzwiąc ciemne włosy.
Gdy już po raz setny Hermiona puściła ramiona niebywale uradowanego i magicznie uśmiechniętego Draco mrugnęła niedowierzająco oraz z przestrachem.
Ujrzała ją. Widziała Pansy w rogu pokoju, zanim po mrugnięciu okiem zniknęła. A Draco ledwo ruszając ustami, zdołał podzielić się smutkiem trójki Ślizgonów po utracie przyjaciółki, tak żeby Nott nie usłyszał.
Widziała ją, smutno uśmiechającą się do chłopaka siedzącego na łóżku.
Draco pozwolił jej wyswobodzić się z uścisku, by po wyczarowaniu butelki najlepszego szampana uczcić powrót Gryfonki, kiedy ta cichym krokiem podeszła do rogu łóżka, następnie zginając kolano, by usiąść.
Nigdy wcześniej nie rozmawiała z Nott’em.
- Teodorze – Odezwała się cicho, spoglądając na jego nieobecną, choć jednocześnie niewinną twarz, nieokazującą żadnych pozytywnych emocji. – Granger, mów do mnie po nazwisku, jak wszyscy. – Odpowiedział w końcu, upiwszy łyk. Uśmiechnął się z trudem i smutno.
To jakby miało zakończyć ich żałosną konwersację, gdyż Hermionę w tych okolicznościach uraziła odpowiedź chłopaka, gdy nagle wypaliła bez ogródek.
- Pansy cały czas tu jest! – Szepnęła stanowczo i odrobinę z przerażeniem.
Nott wygiął usta w pobłażliwym i smutnym uśmiechu, lekko prychając, zanim drwiąco poklepał dziewczynę po głowie i zszedł powolnym krokiem z łóżka, by zaprosić ją do wzniesienia toastu za jej powrót do żywych.
Oczywiście, że był zazdrosny. I to szalenie, ale ciało Pansy spoczywało w trumnie, a ona najpewniej odeszła w pokoju. No ale czy stała jakakolwiek przeszkoda w dalszym jej kochaniu? Umarła kochając go, a on nadal żyjąc kocha ją. Po prostu nie może jej już tego powiedzieć.

***

- Może wyjdziemy? – Zapytał w zgiełku Draco, gdy zgodziwszy się zaprosić do Malfoy Manor najbliższych Hermiony i rzuciwszy zaklęcie Muffliato jego obszerna sypialnia zamieniła się w pub emanujący prawdziwą radością.
Chętnie wyszła, jednak po kilku krokach na korytarzu tego pożałowała, raz po raz widując jakby wypłowiałych ludzi krążących wokół nich. Jedni przypominali więźniów z lochów, przykuci do podłogi przezroczystymi łańcuchami, a inni zamożnych czarodziejów odzianych w wytworne, choć wypłowiałe staromodne szaty.
Za wszelką cenę nie dała po sobie nic poznać. Nawet kiedy Draco wyszedł na czołówkę z pewnym szlachcicem, przechodząc centralnie przez niego. I choć wiedziała, że to ten inny rodzaj duchów niż te, które mieszkają w Hogwarcie niemal krzyknęła go w bezsensownym ostrzeżeniu. Na szczęście z jej ust nie wypłynęło nic oprócz ciszy. Zamknęła usta, łapiąc go za zimną dłoń.
Jako że Hermiona była oczytana nie tylko w magicznych tematach, ale i tych mugolskich wiedziała, że opcje są dwie.
Albo jeszcze nie jest tego pewna i jest w połowie duchem, coś jak Josh; nie będzie odczuwała głodu, ani pragnienia, jednak ślady na śniegu zostawiłaby i każdego ducha zobaczyłaby bez problemu, jak teraz, albo jej powrót do żywych odbił się na niej w sposób otrzymania tak bardzo rzadkiego wśród ludzkiej populacji daru, pozwalającego jej na rozmowę i ogólny kontakt  ze zjawami oraz z ich krainą. A to mogło jej dawać miliony w pewnym sensie mrocznych, w innym niesamowitych możliwości.
Stali w majestatycznie obciętym ogrodzie, oglądając świt. Świt nowego świata, trwając w ciszy ze splecionymi dłońmi.
Ale przecież Gryfonka nie mogła milczeć w tej sprawie, gdy zobaczyła perłowo białą dziewczynkę płaczącą nad sztywnym ciałem swojej matki tego samego koloru.
- Draco – Odezwała się, a jej ciało pokryła nawałnica zimnego potu, gdy poczuła na sobie przenikający wzrok stalowych tęczówek. - … Coś chyba poszło nie tak – połknęła ogromną i kłującą gulę w przełyku.
Chłopak natychmiast chwycił jej twarz swymi dłońmi, nacierając mrozem swych oczu na ciepło jej orzechowych  tęczówek, ze zmartwieniem gładząc jej policzki kciukami.
Nerwowo pokręcił głową na boki, nie wierząc, że ponownie wszystko może się zawalić. Co jeżeli przywrócił Granger, a ona przez resztę życia nie będzie posiadać żadnych ludzkich uczuć, jeść, pić?
- Co się dzieje, Granger… - Zająkał w końcu ogłupiale, oblizawszy swe usta.
Hermiona odwróciła wzrok, opadając z wewnętrznych sił. Co z tego, że GDYBY otrzymała dar, przy wielu próbach mogłaby wyłączyć te połączenie, skoro Draco może nie zechcieć wiązać się z osobą, mającą moce nie z tej Ziemi i równie niecodzienne.
- Granger! – Krzyknął rozpaczliwie, potrząsając jej ramionami, by na niego spojrzała. Tak bardzo tęsknił za tym spojrzeniem. Tęsknił za nią.
Wstrzymał oddech, kiedy otworzyła usta.
- Widzę duchy Draco. – Wyrzuciła z siebie na jednym tchu, przygryzając dolną wargę. – I to nie tak jak ty widziałeś Josh’a. On ci się objawił, a ja widzę wszystkie te zagubione dusze, krążące po swych ostatnich miejscach przed śmiercią, które jednocześnie przebywają po drugiej stronie. – Draco milczał, więc kontynuowała. -  A jeżeli to jest to co myślę, to mogę posiadać jeszcze inne, może i potężniejsze zdolności.
Zaległa cisza, przerywana jedynie ich marnymi oddechami, kiedy po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach Draco odezwał się.
- Wiesz, co Granger? – Z barwy jego głosu, czy z twarzy nie można było nic wyczytać. Żadnych emocji. Ani pozytywnych, ani negatywnych.
Stała cicho, gdy widok przesłoniła jej nadlatująca twarz Dracona i jego chłodne usta lądujące na niej z czułością. – Uważam, że to cudowny dar.
Uśmiechnął się znad jej oczu, wpatrując się w nią z czułością i odrobinę przepraszająco, gdyż jeżeli przypadłość, która na nią opadła nie raduje jej serca od razu przyjąłby wszystko na siebie, choć było to oczywiście niemożliwe.
Kochał ją widzącą duchy i kochał ją niewidzącą ich. Tak samo mocno.
Ckliwie chwycił jej lewą dłoń, wodząc swymi smukłymi palcami, aż doszedł do nierówności na palcu serdecznym.
- Granger – Odezwał się do niej magnetycznym i romantycznym głosem, podnosząc jej kruchą dłoń wyżej, by i ona na nią spojrzała. – a to jeszcze aktualne? – Dopytał, uśmiechnąwszy się szczerze, gdy zastukał paznokciem o jej złoty, zaręczynowy pierścionek.
Niemal powaliła go na ziemię niespodziewana siła, z którą Hermiona rzuciła się w jego ramiona, piszcząc radośnie przez łzy.


-----------------------------

No i w końcu po tak długiej przerwie udało mi się do Was dotrzeć.
Niestety nie dość, że sporo czasu zajęło mi pisanie tego rozdziału, a do tego kiedy chciałam go zgrać na pendrive'a, żeby go udostępnić (tak, nadal mam problemy z internetem:c) zepsuł mi się system i sporo czasu minęło zanim odzyskałam dane.

Co prawda fabuła tej notki jest przeciętna, ale następna będzie zdecydowanie lepsza, a już niedługo epilog! Gotowi? c:

Wasza MoonSeer!