- A pamiętasz, jak uratowałaś mnie na Turnieju? – Zapytał
Draco. – Wtedy, co prawie wleciałem do wody.
Ślizgon stał w szpitalnej kostnicy Munga, nie zważając na
martwe ciała leżące wokół niego. Pośród setki ludzi bez ducha leżała i
Hermiona. Ale przecież ona nie powinna leżeć pośród staruszków, którzy odeszli
ze starości, czy między ludźmi, którzy nie przetrwali terapii. Ona… Jej nie
powinno tutaj być, to był pierwszy punkt.
Nie ona powinna była zginąć. Promień zaklęcia kierowany był
ku niemu, więc to jemu było dane odejść. A ile by dał, żeby jeszcze raz ujrzeć
te rozkoszne, orzechowe, duże oczęta, cieszące samym widokiem.
Prychnął.
- Rozmawiam z ciałem mojej narzeczonej. – Oznajmił
ogłupiałym głosem sam do siebie, odwracając wzrok. – Mojej narzeczonej w ciąży.
– Poprawił się.
I choć ostatnie dwadzieścia cztery godziny zaczęły go
niesamowicie przytłaczać, dosadnie uświadamiając mu, że nie zostanie ojcem, że
osoba, którą kocha jest martwa, a jego najlepsza przyjaciółka leży w grobie. Ukląkł
w swym czarnym garniturze, gdy jego oddech zamienił się w parę pod wpływem
niskiej temperatury.
Podjął decyzję, mrucząc do siebie niedowierzająco.
- W co ja się pakuję… - ująwszy lodowatą wręcz dłoń
Hermiony, lekko wygiął kąciki ust, głaszcząc złoty pierścionek zaręczynowy.
Może to dziwne, ale w głębi duszy czuł, że nie jest tu sam.
No tak, leży tu ponad setka martwych ciał, a ich duchy…Draco wolał nie myśleć o
armii duchów grasujących po kostnicy.
- Następny przystanek to Ziemia, Granger. – Oznajmił
wojowniczo, z pustymi oczami. Na łzy już nie miał sił, a teraz była pora na
siłę. - … Jeszcze nie mam pojęcia jakim cudem – Powstał, patrząc na gładką i
obojętną twarz Gryfonki. – ale wyciągnę cię z tego.
Dla pewności rozejrzał się, czy strażnik oddalony o kilka
metrów od niego nie wpatruje się co wyprawia, a po chwili z chytrym wzrokiem
rzucił proste zaklęcie trwałości na sztywne ciało Hermiony następnie okrywając
je płaszczem zaklęcia kameleona.
Jeżeli
mam w przyszłości pracować z takimi idiotami, to chyba zaczynam się rozmyślać. –
Pomyślał zrzędliwie, jak gdyby nigdy nic, opuszczając kostnicę ze sztucznym
uśmiechem kiwnąwszy głową strażnikowi.
***
- Byłem w jego kawalerce, Draco – Odezwał się Blaise
przyciszonym głosem, krocząc obok blondyna powoli wracającą do życia ulicą
Pokątną. Mieli nadzieję, że do czarodziejów, którzy przeżyli wygraną przez
dobro bitwę doszła wieść, że ta dwójka Ślizgonów nie zważając na swą
niebezpieczną zdradę, walczyli po ich stronie. – Stoi pusta od kilku dni i
wygląda jak pobojowisko.
Draco nie zaszczycił przyjaciela spojrzeniem. Wiedział, że
to nie odpowiednie i najbardziej szczeniackie zachowanie jakie mógł okazać, ale
był zazdrosny o Blaise’a. Jego dziewczyna, miłość wyszła cało z bitwy. Bez
najmniejszego szwanku, a była tylko zwykłym uczniakiem Hogwartu. Diabeł był
także zrozpaczony i od czasu śmierci Pansy także bardziej zamknięty w sobie, co
mogło wszystkich dookoła jeszcze bardziej przytłaczać, gdyż to zawsze Zabini
wprawiał każdego w lepszy nastrój, ale Draco nadal zachowywał się egoistycznie.
- Też nie chciałbym
tam siedzieć. – Odrzekł sucho, mrużąc oczy do lipcowych promyków słońca, gdy
przeciskali się przez uczniów robiących zakupy na nowy rok w Hogwarcie.
Blaise oblizał wargi, unosząc oczy ku niebu, ku Pansy.
Mam
nadzieję, że widzisz co się tu wyprawia bez ciebie. –
Powiedział do niej w myślach, wierząc, że ich obserwuje i nad nimi czuwa, zanim
dotarło do niego, że co z tego iż Ślizgonka widzi co tu się dzieje, skoro i tak
już nie uderzy ich żartobliwie w barki, mówiąc, że muszą się trzymać i nie
powie im nic, co mogłoby zaradzić smutkowi.
- W takim razie jak go znajdziemy? – Zapytał w końcu
przyjaciela.
- Jak to gdzie – Draco nagle przystanął przy małych
drzwiczkach, rozwierając je ze skrzypnięciem. – tam gdzie wódka, Burbon, whisky
i gin. – Dodał, jakby to była najjaśniejsza rzecz pod Słońcem, gdy wtargnął do
pubu Dziurawy Kocioł.
- Czekaj – Blaise szarpnął Dracona za rękaw garnituru,
ciągnąc z powrotem do siebie. – Nie żebym coś podejrzewał – zaczął, mrużąc oczy,
co od razu sugerowało, że coś podejrzewa. – ale na mój gust, to gdybyś nic nie
kombinował, siedziałbyś teraz z Nott’em, pijąc whisky. – Malfoy podniósł brwi
do góry, by po sekundzie opadły.
- Ach tak – Odparł przeciągająco.
- Wydawało mi się, że Granger kimś dla ciebie była…
- No nie wiem, może narzeczoną? – Dokończył opryskliwie
Draco, wyrywając się z uścisku. W jednej chwili był paskudnie zły na
przyjaciela, za jakąkolwiek wzmiankę o Gryfonce, by po chwili okrzesać swe
emocje. – Chodźmy.
- Wiesz, że nie można ingerować w śmierci… Tak samo jak z
czasem. – Blaise czuł się sobą zażenowany. Prawienie kazań i porad to była rola
Pansy. – To niebezpieczne.
Malfoy ponownie odwrócił się z tak zdziwionym i
powątpiewającym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek można było u niego spotkać.
- Blaise, ty się słyszysz? – Chciał się upewnić, czy Diabeł
ma pojęcie, o tym jak posługuje się charakterystycznym matczynym głosem, zanim
ruszyli do przyjaciela, który potrzebował ich bardziej niż czegokolwiek innego.
- Witaj Tom, dzięki, Tom – Draco z mściwym uśmiechem na
ustach wyrwał zdezorientowanemu Teodorowi przezroczystą szklaneczkę do połowy
wypełnioną trunkiem, podając barmanowi.
Spóźnione reakcje Nott’a dawały się we znaki, kiedy Tom
wylał zawartość szklanki do zlewu, a ręka chłopaka powędrowała w jego kierunku
w błagalnym geście.
Wyglądał jak wrak człowieka; przekrwione oczy, potargane
włosy i kilkudniowy zarost występowały na jego rozżalonej twarzy. Gdyby ktoś
miał porównać Teodora teraz, a kilka miesięcy wcześniej, przeżegnałby się i nie
uwierzył, jednak pod tą skorupą zapijaczonego włóczęgi krył się ich największy
przyjaciel, w głębi duszy wołający o ratunek.
Woń alkoholu stała się jakby jego aurą, i choć każdy wdech w
jego otoczeniu równał się ze skrzywioną twarzą nie mogli z niego zrezygnować.
- Nie wskrzesisz Pansy, upijając się tymi tanimi sikami,
Nott – Odezwał się w końcu Draco, chcąc położyć dłoń na ramieniu Teodora, ale
ten od razu ordynarnie ją strzepnął, nie odzywając się, ani nie wykazując
żadnych emocji, siedząc twarzą do barku.
Blaise słysząc słowo ‘ wskrzesić ‘ jak z torpedy zwrócił
swój przenikający wzrok ku blondynowi.
- Niczym jej nie
wskrzesisz – Poprawił go srogo, zakładając ręce na piersi. – ale gdybym ja był
Pansy i oglądałbym teraz ciebie z góry, to bym się orzygał.
W końcu podniósł głowę, gromiąc go nienawistnym spojrzeniem.
Gdy chłopcy chcieli się jakoś pocieszyć, zawsze używali
zwrotów mających pokazać gorzką prawdę w najbardziej brutalny sposób, po to, by
najszybciej dojrzeć to co dzieje się wokół nich, ale Teodor chyba zapomniał o
ich przyjacielskiej umowie.
- Kochałem ją! – Wrzasnął chrapliwie, szybko wstając z
wysokiego krzesła, w tym samym czasie mocno je odpychając, by upadło na
posadzkę z łoskotem, niesionym po sali przez echo. Stanął kilka centymetrów
przed nosem Blaise’a, piorunując go swym spojrzeniem.
- To tak jak i my. – Odparł Draco, z obrzydzeniem mrużąc
oczy. Musieli brać się za Nott’a i to prędko.
Spojrzeli po sobie z Diabłem, równo kiwając głową, zanim
użyli Drętwoty na swym przyjacielu, by spokojnie wynieść go z baru.
- Nie macie nic do roboty?! – Krzyk Zabiniego przedarł pub,
gdy na sali zaległa grobowa cisza, by wszyscy mogli przyglądać się kłótni,
kiedy Draco ciągnął za sobą sztywnego przyjaciela.
***
Zgodnie z tym co trójka Ślizgonów zdołała ustalić Teodor
przez następne kilka dni miał zamieszkać razem z Blaise’m w rezydencji jego
matki, by potem mógł spać pod jednym dachem z Draconem, zanim na dobre
wydostaną swego kumpla z tej alkoholowej pułapki.
Blondynowi poniekąd było za siebie wstyd. Miał wyratować
Nott’a z nałogu i rozpaczy, kiedy w tym samym czasie on sam zatapiał swój
smutek i żal w szklance Ognistej z najlepszego rocznika każdego wieczoru. Nie
popadł w nałóg. Draco nie mógłby, ale palący w gardle smak whisky zawsze
powodował, że zdrowiej mu się myślało. A teraz doszedł kolejny powód, dla
którego alkohol gościł w jego żyłach częściej niż powinien – nie mógł znaleźć
żadnej informacji, która pomogłaby jemu i Granger, a nie mógł utrzymywać świeżości
jej ciała przez całą wieczność. Musiał działać.
Narcyza Malfoy siedziała w przestronnej kuchni, czytając
Proroka Codziennego, kiedy Draco zawitał do Malfoy Manor. Matka rzuciła tylko
przelotnie ‘witaj’, zanim chłopak nie odpowiedziawszy, ruszył bez emocji
schodami, pnąc się ku swemu pokojowi.
Gdy zamek szczęknął znajomo, a drzwi otwarły się ze
skrzypnięciem, pierwsze co ujrzał Ślizgon to średniej wielkości paczka,
owinięta szarym papierem. Zmarszczył niepewnie czoło, nie mając pojęcia, czego
się spodziewać.
W końcu ciekawość zwyciężyła, choć nie została zaspokojona;
do pakunku została przyczepiona tylko jedna karteczka i to bez nadawcy.
„Może
Tobie się uda”
Przeczytał kilka razy nieobecnym głosem. Wzruszył ramionami,
podchodząc do swej garderoby, gdzie mieściła się ostatnia butelka Ognistej.
- Może tobie się uda… - Odezwał się po raz kolejny, sącząc
alkohol z gracją, wodząc wzrokiem po paczce. – No może. – W końcu odpowiedział
sam sobie, mglistym tonem, rozrywając papier, by otworzyć pudełko.
Wyłożył zawartość kartonu na swe obszerne biurko, nie
rozumiejąc, po to, by po chwili odkaszlnąć whisky, którym przed sekundą się
zachłysnął.
Na drewnianym stole leżała tablica do rozmów z duchami.
Draco z podniecenia oddychać szybciej i głębiej, odkładając
szklankę na parapet z uśmiechem pełnym nadziei, gdyż to nie chodziło o duchy,
które mieszkają w Hogwarcie, lecz o ten inny rodzaj zjaw. Tych ludzi, którzy
nie zdecydowali się na częściowy powrót.
Mało go obchodziło, kto nadał paczkę, gdy rozkładał planszę
na ziemi, klęcząc przed nią.
W końcu, po kilku chwilach, upewniwszy się, że drzwi są
zamknięte i nikt mu nie przeszkodzi, okno zasłonięte, a jedyne światło daje
nocna lampa wziął głęboki oddech ustawiając klocek, służący do pokazywania
odpowiedzi na środku. Na planszy był cały alfabet, cyfry i słowa „tak” oraz
„nie”.
- Granger, daj mi jakąś wskazówkę – Odezwał się w końcu
przerażonym głosem, rozglądając się po pokoju. – jakąkolwiek, nawet
najmniejszą, jak mam cię stamtąd wyciągnąć! – Odpowiedziała mu głucha cisza,
przerywana skrzekami pawi, urzędujących w majestatycznym ogrodzie Malfoy’ów. -
… Ja poczekam, możesz pokazywać na literach. – Dodał jakby pocieszająco,
uśmiechając się nerwowo, gdy na jego czole pojawił się pot.
Klęczenie mu się znudziło – przeniósł planszę na biurko,
wpatrując się na nią jakby celowo nie pozwalała Hermionie odpowiedzieć.
- Granger, powiedz mi, czy jest to Niebo przed duże N? –
Spytał głucho po kilkunastu minutach, trawiąc ciszę. Z nadzieją rzucił okiem,
czy trójkątny wskaźnik z dziurą po środku poruszył się, jednak dalej stał na
miejscu.
Draco opadł z żalem na skórzane krzesło, wzdychając
ociężale. Chwycił łapczywie szklaneczkę z whisky upijając z niej szczery łyk,
zanim zaczęła ogarniać go furia. Jak mogła narazić życie dziecka dla niego?
Jemu było dane zginąć, więc widocznie tak miało być. – Myślał egoistycznie, nie
biorąc pod uwagę miłości, jaką obdarowywała go Gryfonka, by tylko mieć powód do
jeszcze większej wściekłości i większej ilości spożywania alkoholu.
Czuł się winny za jej śmierć i wiedział, że po części to
była i jego wina, lecz chciał to naprawić, pragnął tego najbardziej na świecie
i gdyby miał wybór oddać siebie zamiast jej, odpowiedź byłaby prosta i szybka
niczym pędzący wiatr.
Sekundy prędko przerodziły się w minuty, a te przeobraziły
się w godziny, gdy cierpliwie czekał, co chwilę zadając różne pytania, które
najczęściej różniły się tylko kolejnością, lub zmianą jednego, czy dwóch słów.
Trwało to naprawdę długo.
W końcu zaczął zadawać pytania na stojąco, ale po którymś z kolei
stracił panowanie nad sobą. Była to druga noc, w której nie zmrużył oka nawet
na kwadrans.
Zadał ostatnie pytanie ochrypniętym i ociężałym krzykiem,
zanim emocje pochłonęły go doszczętnie.
- CZY GRANGER TU W OGÓLE JEST?!
Zdyszany wpatrywał się nienawistnym spojrzeniem na wszystkie
znaki ukazane na planszy, kiedy czekając w tej beznadziejnej nadziei, nic się
nie poruszyło.
Zaczął przeklinać, jednocześnie płacząc i kopiąc ze złości
swe meble. Odwrócił się, łapiąc za tył platynowej głowy. Bez żadnego sprzeciwu
pozwolił na pojedyncze łzy i krótkie, męskie szlochy. Jego klatka piersiowa
spazmatycznie unosiła się i opadała, gdy po chwili przecząco pokiwał głową, by
w następnej chwili ponownie zwrócić się w stronę planszy. Nic.
Zgrzytnął zębami, zrzucając z ogromną siłą wszystko co
leżało na biurku. Szklanka z whisky poszybowała, rozbijając się na milion
kawałeczków o szmaragdowozieloną ścianę, a plansza wraz z nieodłącznym od niej
wskaźnikiem na mocny magnes wyleciała w powietrze, lądując w rogu pokoju.
Rozgoryczony i parszywie zbity z tropu, Draco, który
kompletnie utracił jakąkolwiek nadzieję, na odratowanie Hermiony uderzył hardo
zaciśniętą pięścią w ścianę, następnie opierając o nią bezradną głowę.
Straciwszy wiarę, nie zwrócił uwagi, że na pytanie „Czy Granger
tu w ogóle jest?” drewniany trójkącik cichutko i nieznacznie przesunął się na
pole z napisem „tak”.
***
Hermiona zamrugała niemrawo, gdy ostre promienie umożliwiały
jej spojrzenie na świat.
Przetarła bladymi palcami powieki, by po paru chwilach z trudem
podnieść się.
Stała na środku Trafalgar Square. Jednak to nie był ten sam
plac, na którym walczyła kilka…czego? Godzin? Dni temu?
Wszystko oblewać oślepiający białawy blask, posągi lwów
stały w najlepszym porządku, dumnie unosząc głowę, a Galeria Sztuki pozostała
nietknięta, majestatyczna tak jak wcześniej. Kilka metrów od niej średniej
wielkości fontanna pryskała wesołymi, niemal białymi strużkami wody.
Spojrzała po sobie; jej strój, w którym wyruszyła na wojnę
wyglądał na nieskazitelnie czysty, jakby podczas walki śmierciożercy nie
rzucali w jej kierunku klątw i uroków, tylko zaklęcie Chłoszczyść. Gładkie,
umyte włosy kaskadami opadały na jej ramiona.
Wszystko wokół Gryfonki mieniło się drapiącą w oczy bielą i
srebrem.
- …Jestem w Niebie? – Zapytała sama siebie niepewnym głosem,
marszcząc czoło, gdy doszły do niej wspomnienia z bitwy. Nie zachowała się
odpowiedzialnie. Jest w ciąży, a pozwoliła, by dosięgła jej klątwa Avada
Kedavra, jednak jeżeli priorytetem był Draco i jego miłość, podjęła te
drastyczne kroki bez wahania.
- Nie jesteś martwa, Hermiono, więc nie jesteś w Niebie. –
Ktoś oznajmił aksamitnym i częściowo wesołym głosem tuż za jej plecami.
Sparaliżowana dźwiękiem dziewczyna rozwarła oczy ze zdziwienia, przestając
oddychać.
- Josh – Odezwała się cicho, odwróciwszy się. – to ty.
Odpowiedział jej pełen gracji uśmiech nieskazitelnego Joshua’y
de Lambrena, odzianego w gładką, białą koszulę i czarny jak smoła, cienki
krawat oraz spodnie tego samego koloru.
Ciepło bijące od chłopaka na chwilę wyrwało Hermionę od
pozostałych zmartwień, krążących po jej głowie niczym wir, ciągle napataczających
się z impetem.
Łzy szczęścia stanęły w jej oczach, a oni po prostu stali do
siebie przodem, uśmiechając się ciepło.
Widziała swojego przyjaciela, który w niczym nie przypominał
tego mizernego, wychudzonego Ślizgona sprzed swych ostatnich godzin życia. Był
przystojny jak nigdy, a fryzura uległa zmianie; ongiś ogromny nieład włosów na
głowie przerodził się w krótsze i postawione ku górze. Tylko to było inne.
Resztą Josh był taki jak zawsze. Uroczy i niewinny.
- Na pewno interesuje cię, co twoja dusza tutaj robi… -
Zaczął swym magnetycznym tonem, wbijając wzrok swych świecących, złotych oczu w
jej.
Hermiona umilkła jak grób, łaknąc odpowiedzi na jej pytania.
- … Otóż jesteśmy w czyśćcu, droga Hermiono. – Rozłożył ręce,
by się rozejrzała, co posłusznie zrobiła, lecz nie dojrzała żadnej innej duszy,
kręcącej się wokół nich. – Nie widzisz tego, ale jest tu niesamowity harmider,
a dusz na pęczki, lecz czyściec jest po to, by w samotności i ciszy odpokutować
swe winy, a następnie ruszyć dalej… Ale! – Podniósł ton głosu na ostatnim
słowie. – Przecież nie umarłaś.
Hermiona szybko otworzyła usta w ramach protestu, ale żadne
słowo z nich nie wypłynęło. Josh pytająco podniósł brwi.
Poznała cenę.
- Tak, Hermiono – Uśmiechnął się kojąco. – nie jesteś martwa,
ale żywa ani wcale.
Dziewczynę rozbolała głowa. A może to jej pokuta?
- Prawdę mówiąc trafiłaś tu przez przypadek… A raczej przez
twoje dziecko. – Wskazał palcem wskazującym na jej brzuch. – Ono było częścią
ciebie i musiałaś z nim być do końca, a twoja dusza… No cóż, można by rzec, że
się rozczepiła z twoim ciałem. – Znów jego usta wygięły się w uśmiechu, lecz
tym razem w tym smutnym. - … Mogę wam pomóc, Hermiono. Mogę wam pomóc, choć
masz też inny wybór i możesz ruszyć za swym dzieckiem. Ze mną.
Hermiona nerwowo przełknęła ślinę, następnie oblizując
wargi.
Poszłaby za Josh’em do krainy wiecznego spokoju. Nie byłoby
już żadnych problemów i komplikacji. I gdyby nie następne zdanie wypowiedziane
przez Lambrena, byłaby gotowa dać mu się poprowadzić do zbawienia.
- Ładny pierścionek, Hermiono. – Wyczuła w jego głosie nutkę
ironii i zazdrości, lecz nie mogła winić przyjaciela za jego nie-przyjacielskie
uczucia.
Spojrzała na swój lewy palec serdeczny, uśmiechając się
smutno. Nie. Nie mogła być dezerterem swego życia. Jej dziecko padło ofiarą,
ratując ich obydwoje, matkę i ojca, więc w imię swego potomka, którego płci
nawet nie zdążyła poznać zdecydowała.
- Josh, pomóż mi wrócić. – Orzekła twardo, podchodząc
bliżej.
Chłopak pokręcił powolnie głową, przymykając oczy ze
smutkiem.
- Nie ja cię przywrócę – Odrzekł w końcu. – Dracon to zrobi.
– Dokończył, zanim niespodziewanie złapał jej dłoń, a ona poczuła całkiem
przyjemne uczucie, jakby oblewała ją chłodna mgiełka, zanim zniknęła wraz z
przyjacielem z miejsca, w którym jeszcze kilka sekund temu stali.
***
- Draco! – Zawołała martwiącym się głosem, od razu wyrywając
rękę z uścisku, by podbiec do swego narzeczonego, który stał przed swoim
biurkiem ze szklaneczką alkoholu, wpatrując się w tablicę do rozmów z duchami.
Serce jej pękło, gdy oglądała jego nieudolne próby porozumienia się z nią.
- Nie usłyszy cię, Hermiono. – Szybko złapał ją z wyrwaną
rękę, ciągnąc do siebie. – Nie poczuje cię, ani nie usłyszy i nie masz
wystarczająco dużej ilości siły, by z nim się porozumieć. – Dodał karcącym
głosem, ściągając swe brwi. – To ja jestem duchem, a nie ty.
Zbesztana Gryfonka, okazawszy skruchę, posłusznie umilkła,
stojąc w ciszy, gdy delektowała się widokiem swego Dracona. Było jej go tak
żal, gdy zatapiał swe smutki w whisky, a kiedy usłyszała jego marny szloch, jej
oczy same napełniły się łzami.
- Josh, nie mogłabym po prostu… - Czuła się zawstydzona,
pytając. – Nie mogłabym po prostu wejść do swojego ciała? Złączyć się z nim?
Obawiała się drwin, choć jak było wiadomo, to nie jest
natura Josh’a, który tylko miękko odpowiedział, uśmiechając się dobrodusznie.
- Nie Hermiono. Tak naprawdę ciebie tu nie ma, jesteś tam
gdzie cię spotkałem…
- Ale…
- To jest najbardziej skomplikowana rzecz na tym świecie,
Hermiono, i sam nie potrafię jej wytłumaczyć. Jesteś tu, a jednocześnie jesteś
tam i żaden duch nie może cię stamtąd wyprowadzić.
Dziewczyna pokiwała powoli głową, trawiąc słowa przyjaciela.
Żaden duch…?
- A człowiek? – Zapytała z podnieceniem, a jej piwne oczy
rozbłysły nadzieją.
Josh ponownie ozdobił są gładką twarz tajemniczym uśmiechem.
- Wszystkiego się dowiesz, Hermiono. – Pogłaskał czule jej
ramię, zanim ruszył powolnym krokiem w stronę pleców Dracona. Duchy mogły być
widzialne, albo też nie. Tak jak w danej chwili pragnęły.
Nie minęło kilka sekund od jego ruszenia do kolegi z
dormitorium, gdy odruchowo cofnął się, a tablica wraz z szklanką pełną trunku
wyleciała w jego kierunku, następnie natrafiając o ścianę.
- CZY GRANGER TU W OGÓLE JEST?!
Josh kręcąc głową, szybko podbiegł do tablicy i przesunął
drewniany wskaźnik na zwrot „tak”.
Podniósł się, zadowolony ze swego dzieła, lecz Draco nie
przykuł już uwagi do planszy, uderzając ze złością wymieszaną ze szczyptą rozpaczy
pięścią, dając upust łzom.
Lambren nie wiedząc, co czynić odwrócił się ku Hermionie,
która gestem wskazała na Malfoya, kiwając głową z aprobatą.
Duch westchnął, zanim skupił całą swoją siłę na mówieniu.
- Nigdy się nie poddawaj, Draconie.
Szloch chłopaka ustał, a po chwili, przerażony odwrócił się,
by ujrzeć perłowo białego Josh’a de Lambrena.
Z pustych oczu blondyna nie można było nic wyczytać, gdy
szatyn wskazał swym przeźroczystym palcem na tablicy pokazującej „tak”.
- Granger tu jest? – Zapytał łamliwym tonem, choć w środku
poczuł przypływ energii i nadziei.
- Jest, a co najważniejsze, na wpółżywa. – Oznajmił Josh, jakby
to był największy cud świata.
Draco zmarszczył nerwowo spocone czoło.
- półżywa? – Okręcił kark dookoła własnej osi, szukając
wzrokiem Hermiony, lecz w wystroju jego pokoju nie zmieniło się nic.
- Nie zobaczysz jej. – Sprostował szybko duch. – No chyba,
że ją wyciągniesz z czyśćca.
- Ale… - Draco jakby na moment zapomniał, że rozmawia z
duchem znienawidzonego przez siebie chłopaka.
Josh podniósł rękę w geście, mówiącym o zamilknięciu.
- Czas na wyjaśnienia będziecie mieli później, a teraz
pozwól sobie pomóc, dopóki mam siłę mówić.
Malfoy mrużąc oczy, usiadł na krześle, pogrążając się w
poleceniach Lambrena.
- Hermiona jest w
czyśćcu. A raczej jej dusza… Mam nadzieję, że rzuciłeś jakieś zaklęcia na jej
ciało? – Przerwał nagle tonem, sugerującym, że rozmawia z idiotą.
- Masz mnie za głupca? – Draco zapytał, zakładając ręce na
piersi.
Josh przewrócił oczami, wzdychając. Kontynuował.
- Jej dusza jest w czyśćcu, i przez wasze dziecko, które…Hmm…
chłopak nie miał pojęcia jak ubrać zdanie w słowa, gdy zobaczył minę blondyna,
pokazującą, że domyśla się, cóż takiego przydarzyło się dziecku.
Długo to trwało, zanim Draco w pełni zrozumiał; jego dziecko
w pełni przyjęło klątwę Avada Kedavra, a Hermiony ciało i dusza rozczepiła się,
by być z dzieckiem do końca. Gdy potomek ruszył dalej, Gryfonka miała wybór –
ruszyć za nim, lub wrócić. Serce uśmiechnęło się, gdy poinformowano go, że
pragnie znów być w pełni żywa.
Rolą Dracona w ratunku było odnalezienie portalu w Zakazanym
Lesie, otwierającym się w każdą pełnię księżyca, umożliwiającym wtargnięcie do
czyśćca i wyciągnięcie z niego duszy Granger. Do czasu następnej pełni powinna
być już wystarczająco silna, by móc powrócić do swego ciała.
Z podniecenia zaczął szybciej oddychać, gdy nagle
przypomniał sobie słowa Blaise’a. Wiesz,
że nie można ingerować w śmierci… Tak samo jak z czasem.
Gryfonka nie była doszczętnie martwa, jednak uczestniczyła w
procesie umierania. Co jeśli przyniosłoby to jakieś efekty uboczne?
- Jest tylko jeden szkopuł – Josh odezwał się po kilku
chwilach, a Draco i Hermiona w tym samym czasie zmarszczyli czoła. – Jest ponad
osiemdziesiąt procent szans, że to wszystko odbije się albo na tobie, albo na
Hermionie w jakiś felerny sposób.
Nie. Malfoy nie chciał pytać w jaki możliwy sposób. On
wyratuje ją w stu procentach żywą i zdrową.
- Jestem gotowy, żeby wyciągnąć Granger. – Blondyn wstał,
oznajmiając twardym, wojowniczym tonem, gotowy na wszystko.
Gryfonka zapiszczała z uciechy, choć nikt oprócz Josh’a tego
nie dosłyszał.
- No cóż – Odpowiedziała zjawa. – Hermiona będzie czekać na
odsiecz w spokoju, możesz być spokojny, Draconie. – Dodał swym klasycznym
spokojnym tonem, oddalając się w kierunku łóżka, na którym siedziała
dziewczyna.
- Następny przystanek to Ziemia, Granger. – Draco pozdrowił
Gryfonkę tymi słowami, uśmiechając się szczerze od kilkunastu dni, zanim
wizerunek Lambrena zniknął mu z oczu.
***
- Tu się chyba
rozstajemy, Hermiono – Josh upuścił dłoń dziewczyny, powoli cofając się. – Niedługo
zajrzę, a ty w tym czasie pobędziesz sama ze sobą.
Uśmiechnął się, a ona zrobiła to samo, gdy już kroczył ku ogromnej, srebrzystej,
oślepiającej swej blaskiem dziurze, prowadzącą do… do końca i początku, lecz
gdy już w połowie go pochłonęło zawołała za nim.
- …Przez cały ten czas? – Zapytała, mając na myśli to, czy
gdy za każdym razem czuła chłodny wiaterek, nawet w bezwietrzne dni to Josh nie
odstępował jej na krok, strzegąc niczym Anioł Stróż. I czy to wszystko było
spowodowane jego uczuciem, które dalej nie wygasło.
- Zawsze. – Odpowiedział łagodnie, uśmiechając się ciepło i
z gracją, zanim wielka dziura go pochłonęła, a ona została sama ze sobą,
czekając na odsiecz.
---------------------
Tak jak widzicie, ten rozdział nie dorasta poprzedniemu do pięt i nie potrafię się o nim wypowiedzieć, dlatego wszystko pozostawiam Wam!:)
Wasza MoonSeer c:
Według mnie rozdział jest genialny, i wprost nie mogę się doczekać kolejnego !!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam,
Tsuki <3
Tak , muszą po tym jaki wróci muszą zrobić nowe dziecko. Tak to jest plan na "następny przystanek- Ziemie"
OdpowiedzUsuńAtricia
Atricio, uważam, że urodzona z Ciebie romantyczka :p
UsuńCudo ;-;
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Herm żyje
hehehe
I miałam takie przeczucie, że to właśnie dziecko przejmie Avade :"(((
Biedny Nott, tak się załamał, no ale się mu nie dziwię.
Mam nadzieję, że z tego wyjdzie :l
OBY to wskrzeszanie Hermiony się udało, bez żadnych skutków ubocznych - inaczej Cię uduszę :"))))
Zbliżamy się do epilogu cnie? D:
Lubię smutne zakończenia, ale Ty MUSISZ zrobić happy end, błagam, oni muszą być szczęśliwi razem noooo
Wgl to Twoje rozdziały są coraz lepsze.
Do następnego! :*
NO i jeszcze to
Usuń"After all this time?"
"Always"
Kuuurdeee mega.
Daje okejke B))
Bardzo fajny rozdział, jak zwykle kawał dobrej roboty :D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Miło widzieć Josha :)
OdpowiedzUsuńWow, świetne, jak zawsze ! Tyle się działo, że nie wiem co napisać. Pomysł z tym całym wskrzeszaniem..Ciekawy.
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie jak to się wszystko zakończy ;o
Naprawdę imponujące !
co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
Fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :D
A nie mówiłam! Ha! Miałam rację :)
OdpowiedzUsuńaaaaale cudo!
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, nie przestawaj!
Wieczorem przeczytam wszystkie, tak bardzo lubię HP!
Uff... Teraz już musi przeżyć :)
OdpowiedzUsuńRozdział całkiem całkiem, chociaż jest trochę dziwny (może tylko ja mam takie wrażenie?)
Życzę duuużo weny i czekam na następny ;D
Ale masz zajebiste pomysly!!
OdpowiedzUsuńKurcze.. Ten jest niesamowicie najcudowniejszy ze wszystkich, serio!:o
Rozdział Cudo . Mam nadzieje ' że gdy Draco wyciągnie Hermione z czyścca to nic mu się nie stanie. Kocham twoje opowiadanie/ Mistral***
OdpowiedzUsuń