środa, 6 sierpnia 2014

32. AFTER ALL THIS TIME?


- A pamiętasz, jak uratowałaś mnie na Turnieju? – Zapytał Draco. – Wtedy, co prawie wleciałem do wody.
Ślizgon stał w szpitalnej kostnicy Munga, nie zważając na martwe ciała leżące wokół niego. Pośród setki ludzi bez ducha leżała i Hermiona. Ale przecież ona nie powinna leżeć pośród staruszków, którzy odeszli ze starości, czy między ludźmi, którzy nie przetrwali terapii. Ona… Jej nie powinno tutaj być, to był pierwszy punkt.
Nie ona powinna była zginąć. Promień zaklęcia kierowany był ku niemu, więc to jemu było dane odejść. A ile by dał, żeby jeszcze raz ujrzeć te rozkoszne, orzechowe, duże oczęta, cieszące samym widokiem.
Prychnął.
- Rozmawiam z ciałem mojej narzeczonej. – Oznajmił ogłupiałym głosem sam do siebie, odwracając wzrok. – Mojej narzeczonej w ciąży. – Poprawił się.
I choć ostatnie dwadzieścia cztery godziny zaczęły go niesamowicie przytłaczać, dosadnie uświadamiając mu, że nie zostanie ojcem, że osoba, którą kocha jest martwa, a jego najlepsza przyjaciółka leży w grobie. Ukląkł w swym czarnym garniturze, gdy jego oddech zamienił się w parę pod wpływem niskiej temperatury.
Podjął decyzję, mrucząc do siebie niedowierzająco.
- W co ja się pakuję… - ująwszy lodowatą wręcz dłoń Hermiony, lekko wygiął kąciki ust, głaszcząc złoty pierścionek zaręczynowy.
Może to dziwne, ale w głębi duszy czuł, że nie jest tu sam. No tak, leży tu ponad setka martwych ciał, a ich duchy…Draco wolał nie myśleć o armii duchów grasujących po kostnicy.
- Następny przystanek to Ziemia, Granger. – Oznajmił wojowniczo, z pustymi oczami. Na łzy już nie miał sił, a teraz była pora na siłę. - … Jeszcze nie mam pojęcia jakim cudem – Powstał, patrząc na gładką i obojętną twarz Gryfonki. – ale wyciągnę cię z tego.
Dla pewności rozejrzał się, czy strażnik oddalony o kilka metrów od niego nie wpatruje się co wyprawia, a po chwili z chytrym wzrokiem rzucił proste zaklęcie trwałości na sztywne ciało Hermiony następnie okrywając je płaszczem zaklęcia kameleona.
Jeżeli mam w przyszłości pracować z takimi idiotami, to chyba zaczynam się rozmyślać. – Pomyślał zrzędliwie, jak gdyby nigdy nic, opuszczając kostnicę ze sztucznym uśmiechem kiwnąwszy głową strażnikowi.

***

- Byłem w jego kawalerce, Draco – Odezwał się Blaise przyciszonym głosem, krocząc obok blondyna powoli wracającą do życia ulicą Pokątną. Mieli nadzieję, że do czarodziejów, którzy przeżyli wygraną przez dobro bitwę doszła wieść, że ta dwójka Ślizgonów nie zważając na swą niebezpieczną zdradę, walczyli po ich stronie. – Stoi pusta od kilku dni i wygląda jak pobojowisko.
Draco nie zaszczycił przyjaciela spojrzeniem. Wiedział, że to nie odpowiednie i najbardziej szczeniackie zachowanie jakie mógł okazać, ale był zazdrosny o Blaise’a. Jego dziewczyna, miłość wyszła cało z bitwy. Bez najmniejszego szwanku, a była tylko zwykłym uczniakiem Hogwartu. Diabeł był także zrozpaczony i od czasu śmierci Pansy także bardziej zamknięty w sobie, co mogło wszystkich dookoła jeszcze bardziej przytłaczać, gdyż to zawsze Zabini wprawiał każdego w lepszy nastrój, ale Draco nadal zachowywał się egoistycznie.
-  Też nie chciałbym tam siedzieć. – Odrzekł sucho, mrużąc oczy do lipcowych promyków słońca, gdy przeciskali się przez uczniów robiących zakupy na nowy rok w Hogwarcie.
Blaise oblizał wargi, unosząc oczy ku niebu, ku Pansy.
Mam nadzieję, że widzisz co się tu wyprawia bez ciebie. – Powiedział do niej w myślach, wierząc, że ich obserwuje i nad nimi czuwa, zanim dotarło do niego, że co z tego iż Ślizgonka widzi co tu się dzieje, skoro i tak już nie uderzy ich żartobliwie w barki, mówiąc, że muszą się trzymać i nie powie im nic, co mogłoby zaradzić smutkowi.
- W takim razie jak go znajdziemy? – Zapytał w końcu przyjaciela.
- Jak to gdzie – Draco nagle przystanął przy małych drzwiczkach, rozwierając je ze skrzypnięciem. – tam gdzie wódka, Burbon, whisky i gin. – Dodał, jakby to była najjaśniejsza rzecz pod Słońcem, gdy wtargnął do pubu Dziurawy Kocioł.

- Czekaj – Blaise szarpnął Dracona za rękaw garnituru, ciągnąc z powrotem do siebie. – Nie żebym coś podejrzewał – zaczął, mrużąc oczy, co od razu sugerowało, że coś podejrzewa. – ale na mój gust, to gdybyś nic nie kombinował, siedziałbyś teraz z Nott’em, pijąc whisky. – Malfoy podniósł brwi do góry, by po sekundzie opadły.
- Ach tak – Odparł przeciągająco.
- Wydawało mi się, że Granger kimś dla ciebie była…
- No nie wiem, może narzeczoną? – Dokończył opryskliwie Draco, wyrywając się z uścisku. W jednej chwili był paskudnie zły na przyjaciela, za jakąkolwiek wzmiankę o Gryfonce, by po chwili okrzesać swe emocje. – Chodźmy.
- Wiesz, że nie można ingerować w śmierci… Tak samo jak z czasem. – Blaise czuł się sobą zażenowany. Prawienie kazań i porad to była rola Pansy. – To niebezpieczne.
Malfoy ponownie odwrócił się z tak zdziwionym i powątpiewającym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek można było u niego spotkać.
- Blaise, ty się słyszysz? – Chciał się upewnić, czy Diabeł ma pojęcie, o tym jak posługuje się charakterystycznym matczynym głosem, zanim ruszyli do przyjaciela, który potrzebował ich bardziej niż czegokolwiek innego.

- Witaj Tom, dzięki, Tom – Draco z mściwym uśmiechem na ustach wyrwał zdezorientowanemu Teodorowi przezroczystą szklaneczkę do połowy wypełnioną trunkiem, podając barmanowi.
Spóźnione reakcje Nott’a dawały się we znaki, kiedy Tom wylał zawartość szklanki do zlewu, a ręka chłopaka powędrowała w jego kierunku w błagalnym geście.
Wyglądał jak wrak człowieka; przekrwione oczy, potargane włosy i kilkudniowy zarost występowały na jego rozżalonej twarzy. Gdyby ktoś miał porównać Teodora teraz, a kilka miesięcy wcześniej, przeżegnałby się i nie uwierzył, jednak pod tą skorupą zapijaczonego włóczęgi krył się ich największy przyjaciel, w głębi duszy wołający o ratunek.
Woń alkoholu stała się jakby jego aurą, i choć każdy wdech w jego otoczeniu równał się ze skrzywioną twarzą nie mogli z niego zrezygnować.
- Nie wskrzesisz Pansy, upijając się tymi tanimi sikami, Nott – Odezwał się w końcu Draco, chcąc położyć dłoń na ramieniu Teodora, ale ten od razu ordynarnie ją strzepnął, nie odzywając się, ani nie wykazując żadnych emocji, siedząc twarzą do barku.
Blaise słysząc słowo ‘ wskrzesić ‘ jak z torpedy zwrócił swój przenikający wzrok ku blondynowi.
- Niczym jej nie wskrzesisz – Poprawił go srogo, zakładając ręce na piersi. – ale gdybym ja był Pansy i oglądałbym teraz ciebie z góry, to bym się orzygał.
W końcu podniósł głowę, gromiąc go nienawistnym spojrzeniem.
Gdy chłopcy chcieli się jakoś pocieszyć, zawsze używali zwrotów mających pokazać gorzką prawdę w najbardziej brutalny sposób, po to, by najszybciej dojrzeć to co dzieje się wokół nich, ale Teodor chyba zapomniał o ich przyjacielskiej umowie.
- Kochałem ją! – Wrzasnął chrapliwie, szybko wstając z wysokiego krzesła, w tym samym czasie mocno je odpychając, by upadło na posadzkę z łoskotem, niesionym po sali przez echo. Stanął kilka centymetrów przed nosem Blaise’a, piorunując go swym spojrzeniem.
- To tak jak i my. – Odparł Draco, z obrzydzeniem mrużąc oczy. Musieli brać się za Nott’a i to prędko.
Spojrzeli po sobie z Diabłem, równo kiwając głową, zanim użyli Drętwoty na swym przyjacielu, by spokojnie wynieść go z baru.
- Nie macie nic do roboty?! – Krzyk Zabiniego przedarł pub, gdy na sali zaległa grobowa cisza, by wszyscy mogli przyglądać się kłótni, kiedy Draco ciągnął za sobą sztywnego przyjaciela.

***

Zgodnie z tym co trójka Ślizgonów zdołała ustalić Teodor przez następne kilka dni miał zamieszkać razem z Blaise’m w rezydencji jego matki, by potem mógł spać pod jednym dachem z Draconem, zanim na dobre wydostaną swego kumpla z tej alkoholowej pułapki.
Blondynowi poniekąd było za siebie wstyd. Miał wyratować Nott’a z nałogu i rozpaczy, kiedy w tym samym czasie on sam zatapiał swój smutek i żal w szklance Ognistej z najlepszego rocznika każdego wieczoru. Nie popadł w nałóg. Draco nie mógłby, ale palący w gardle smak whisky zawsze powodował, że zdrowiej mu się myślało. A teraz doszedł kolejny powód, dla którego alkohol gościł w jego żyłach częściej niż powinien – nie mógł znaleźć żadnej informacji, która pomogłaby jemu i Granger, a nie mógł utrzymywać świeżości jej ciała przez całą wieczność. Musiał działać.
Narcyza Malfoy siedziała w przestronnej kuchni, czytając Proroka Codziennego, kiedy Draco zawitał do Malfoy Manor. Matka rzuciła tylko przelotnie ‘witaj’, zanim chłopak nie odpowiedziawszy, ruszył bez emocji schodami, pnąc się ku swemu pokojowi.
Gdy zamek szczęknął znajomo, a drzwi otwarły się ze skrzypnięciem, pierwsze co ujrzał Ślizgon to średniej wielkości paczka, owinięta szarym papierem. Zmarszczył niepewnie czoło, nie mając pojęcia, czego się spodziewać.
W końcu ciekawość zwyciężyła, choć nie została zaspokojona; do pakunku została przyczepiona tylko jedna karteczka i to bez nadawcy.

„Może Tobie się uda”

Przeczytał kilka razy nieobecnym głosem. Wzruszył ramionami, podchodząc do swej garderoby, gdzie mieściła się ostatnia butelka Ognistej.
- Może tobie się uda… - Odezwał się po raz kolejny, sącząc alkohol z gracją, wodząc wzrokiem po paczce. – No może. – W końcu odpowiedział sam sobie, mglistym tonem, rozrywając papier, by otworzyć pudełko.
Wyłożył zawartość kartonu na swe obszerne biurko, nie rozumiejąc, po to, by po chwili odkaszlnąć whisky, którym przed sekundą się zachłysnął.
Na drewnianym stole leżała tablica do rozmów z duchami.
Draco z podniecenia oddychać szybciej i głębiej, odkładając szklankę na parapet z uśmiechem pełnym nadziei, gdyż to nie chodziło o duchy, które mieszkają w Hogwarcie, lecz o ten inny rodzaj zjaw. Tych ludzi, którzy nie zdecydowali się na częściowy powrót.
Mało go obchodziło, kto nadał paczkę, gdy rozkładał planszę na ziemi, klęcząc przed nią.
W końcu, po kilku chwilach, upewniwszy się, że drzwi są zamknięte i nikt mu nie przeszkodzi, okno zasłonięte, a jedyne światło daje nocna lampa wziął głęboki oddech ustawiając klocek, służący do pokazywania odpowiedzi na środku. Na planszy był cały alfabet, cyfry i słowa „tak” oraz „nie”.
- Granger, daj mi jakąś wskazówkę – Odezwał się w końcu przerażonym głosem, rozglądając się po pokoju. – jakąkolwiek, nawet najmniejszą, jak mam cię stamtąd wyciągnąć! – Odpowiedziała mu głucha cisza, przerywana skrzekami pawi, urzędujących w majestatycznym ogrodzie Malfoy’ów. - … Ja poczekam, możesz pokazywać na literach. – Dodał jakby pocieszająco, uśmiechając się nerwowo, gdy na jego czole pojawił się pot.
Klęczenie mu się znudziło – przeniósł planszę na biurko, wpatrując się na nią jakby celowo nie pozwalała Hermionie odpowiedzieć.
- Granger, powiedz mi, czy jest to Niebo przed duże N? – Spytał głucho po kilkunastu minutach, trawiąc ciszę. Z nadzieją rzucił okiem, czy trójkątny wskaźnik z dziurą po środku poruszył się, jednak dalej stał na miejscu.
Draco opadł z żalem na skórzane krzesło, wzdychając ociężale. Chwycił łapczywie szklaneczkę z whisky upijając z niej szczery łyk, zanim zaczęła ogarniać go furia. Jak mogła narazić życie dziecka dla niego? Jemu było dane zginąć, więc widocznie tak miało być. – Myślał egoistycznie, nie biorąc pod uwagę miłości, jaką obdarowywała go Gryfonka, by tylko mieć powód do jeszcze większej wściekłości i większej ilości spożywania alkoholu.
Czuł się winny za jej śmierć i wiedział, że po części to była i jego wina, lecz chciał to naprawić, pragnął tego najbardziej na świecie i gdyby miał wybór oddać siebie zamiast jej, odpowiedź byłaby prosta i szybka niczym pędzący wiatr.
Sekundy prędko przerodziły się w minuty, a te przeobraziły się w godziny, gdy cierpliwie czekał, co chwilę zadając różne pytania, które najczęściej różniły się tylko kolejnością, lub zmianą jednego, czy dwóch słów.
Trwało to naprawdę długo.
W końcu zaczął zadawać pytania na stojąco, ale po którymś z kolei stracił panowanie nad sobą. Była to druga noc, w której nie zmrużył oka nawet na kwadrans.
Zadał ostatnie pytanie ochrypniętym i ociężałym krzykiem, zanim emocje pochłonęły go doszczętnie.
- CZY GRANGER TU W OGÓLE JEST?!
Zdyszany wpatrywał się nienawistnym spojrzeniem na wszystkie znaki ukazane na planszy, kiedy czekając w tej beznadziejnej nadziei, nic się nie poruszyło.
Zaczął przeklinać, jednocześnie płacząc i kopiąc ze złości swe meble. Odwrócił się, łapiąc za tył platynowej głowy. Bez żadnego sprzeciwu pozwolił na pojedyncze łzy i krótkie, męskie szlochy. Jego klatka piersiowa spazmatycznie unosiła się i opadała, gdy po chwili przecząco pokiwał głową, by w następnej chwili ponownie zwrócić się w stronę planszy. Nic.
Zgrzytnął zębami, zrzucając z ogromną siłą wszystko co leżało na biurku. Szklanka z whisky poszybowała, rozbijając się na milion kawałeczków o szmaragdowozieloną ścianę, a plansza wraz z nieodłącznym od niej wskaźnikiem na mocny magnes wyleciała w powietrze, lądując w rogu pokoju.
Rozgoryczony i parszywie zbity z tropu, Draco, który kompletnie utracił jakąkolwiek nadzieję, na odratowanie Hermiony uderzył hardo zaciśniętą pięścią w ścianę, następnie opierając o nią bezradną głowę.
Straciwszy wiarę, nie zwrócił uwagi, że na pytanie „Czy Granger tu w ogóle jest?” drewniany trójkącik cichutko i nieznacznie przesunął się na pole z napisem „tak”.

***

Hermiona zamrugała niemrawo, gdy ostre promienie umożliwiały jej spojrzenie na świat.
Przetarła bladymi palcami powieki, by po paru chwilach z trudem podnieść się.
Stała na środku Trafalgar Square. Jednak to nie był ten sam plac, na którym walczyła kilka…czego? Godzin? Dni temu?
Wszystko oblewać oślepiający białawy blask, posągi lwów stały w najlepszym porządku, dumnie unosząc głowę, a Galeria Sztuki pozostała nietknięta, majestatyczna tak jak wcześniej. Kilka metrów od niej średniej wielkości fontanna pryskała wesołymi, niemal białymi strużkami wody.
Spojrzała po sobie; jej strój, w którym wyruszyła na wojnę wyglądał na nieskazitelnie czysty, jakby podczas walki śmierciożercy nie rzucali w jej kierunku klątw i uroków, tylko zaklęcie Chłoszczyść. Gładkie, umyte włosy kaskadami opadały na jej ramiona.
Wszystko wokół Gryfonki mieniło się drapiącą w oczy bielą i srebrem.
- …Jestem w Niebie? – Zapytała sama siebie niepewnym głosem, marszcząc czoło, gdy doszły do niej wspomnienia z bitwy. Nie zachowała się odpowiedzialnie. Jest w ciąży, a pozwoliła, by dosięgła jej klątwa Avada Kedavra, jednak jeżeli priorytetem był Draco i jego miłość, podjęła te drastyczne kroki bez wahania.
- Nie jesteś martwa, Hermiono, więc nie jesteś w Niebie. – Ktoś oznajmił aksamitnym i częściowo wesołym głosem tuż za jej plecami. Sparaliżowana dźwiękiem dziewczyna rozwarła oczy ze zdziwienia, przestając oddychać.
- Josh – Odezwała się cicho, odwróciwszy się. – to ty.
Odpowiedział jej pełen gracji uśmiech nieskazitelnego Joshua’y de Lambrena, odzianego w gładką, białą koszulę i czarny jak smoła, cienki krawat oraz spodnie tego samego koloru.
Ciepło bijące od chłopaka na chwilę wyrwało Hermionę od pozostałych zmartwień, krążących po jej głowie niczym wir, ciągle napataczających się z impetem.
Łzy szczęścia stanęły w jej oczach, a oni po prostu stali do siebie przodem, uśmiechając się ciepło.
Widziała swojego przyjaciela, który w niczym nie przypominał tego mizernego, wychudzonego Ślizgona sprzed swych ostatnich godzin życia. Był przystojny jak nigdy, a fryzura uległa zmianie; ongiś ogromny nieład włosów na głowie przerodził się w krótsze i postawione ku górze. Tylko to było inne. Resztą Josh był taki jak zawsze. Uroczy i niewinny.
- Na pewno interesuje cię, co twoja dusza tutaj robi… - Zaczął swym magnetycznym tonem, wbijając wzrok swych świecących, złotych oczu w jej.
Hermiona umilkła jak grób, łaknąc odpowiedzi na jej pytania.
- … Otóż jesteśmy w czyśćcu, droga Hermiono. – Rozłożył ręce, by się rozejrzała, co posłusznie zrobiła, lecz nie dojrzała żadnej innej duszy, kręcącej się wokół nich. – Nie widzisz tego, ale jest tu niesamowity harmider, a dusz na pęczki, lecz czyściec jest po to, by w samotności i ciszy odpokutować swe winy, a następnie ruszyć dalej… Ale! – Podniósł ton głosu na ostatnim słowie. – Przecież nie umarłaś.
Hermiona szybko otworzyła usta w ramach protestu, ale żadne słowo z nich nie wypłynęło. Josh pytająco podniósł brwi.
Poznała cenę.
- Tak, Hermiono – Uśmiechnął się kojąco. – nie jesteś martwa, ale żywa ani wcale.
Dziewczynę rozbolała głowa. A może to jej pokuta?
- Prawdę mówiąc trafiłaś tu przez przypadek… A raczej przez twoje dziecko. – Wskazał palcem wskazującym na jej brzuch. – Ono było częścią ciebie i musiałaś z nim być do końca, a twoja dusza… No cóż, można by rzec, że się rozczepiła z twoim ciałem. – Znów jego usta wygięły się w uśmiechu, lecz tym razem w tym smutnym. - … Mogę wam pomóc, Hermiono. Mogę wam pomóc, choć masz też inny wybór i możesz ruszyć za swym dzieckiem. Ze mną.
Hermiona nerwowo przełknęła ślinę, następnie oblizując wargi.
Poszłaby za Josh’em do krainy wiecznego spokoju. Nie byłoby już żadnych problemów i komplikacji. I gdyby nie następne zdanie wypowiedziane przez Lambrena, byłaby gotowa dać mu się poprowadzić do zbawienia.
- Ładny pierścionek, Hermiono. – Wyczuła w jego głosie nutkę ironii i zazdrości, lecz nie mogła winić przyjaciela za jego nie-przyjacielskie uczucia.
Spojrzała na swój lewy palec serdeczny, uśmiechając się smutno. Nie. Nie mogła być dezerterem swego życia. Jej dziecko padło ofiarą, ratując ich obydwoje, matkę i ojca, więc w imię swego potomka, którego płci nawet nie zdążyła poznać zdecydowała.
- Josh, pomóż mi wrócić. – Orzekła twardo, podchodząc bliżej.
Chłopak pokręcił powolnie głową, przymykając oczy ze smutkiem.
- Nie ja cię przywrócę – Odrzekł w końcu. – Dracon to zrobi. – Dokończył, zanim niespodziewanie złapał jej dłoń, a ona poczuła całkiem przyjemne uczucie, jakby oblewała ją chłodna mgiełka, zanim zniknęła wraz z przyjacielem z miejsca, w którym jeszcze kilka sekund temu stali.

***

- Draco! – Zawołała martwiącym się głosem, od razu wyrywając rękę z uścisku, by podbiec do swego narzeczonego, który stał przed swoim biurkiem ze szklaneczką alkoholu, wpatrując się w tablicę do rozmów z duchami. Serce jej pękło, gdy oglądała jego nieudolne próby porozumienia się z nią.
- Nie usłyszy cię, Hermiono. – Szybko złapał ją z wyrwaną rękę, ciągnąc do siebie. – Nie poczuje cię, ani nie usłyszy i nie masz wystarczająco dużej ilości siły, by z nim się porozumieć. – Dodał karcącym głosem, ściągając swe brwi. – To ja jestem duchem, a nie ty.
Zbesztana Gryfonka, okazawszy skruchę, posłusznie umilkła, stojąc w ciszy, gdy delektowała się widokiem swego Dracona. Było jej go tak żal, gdy zatapiał swe smutki w whisky, a kiedy usłyszała jego marny szloch, jej oczy same napełniły się łzami.
- Josh, nie mogłabym po prostu… - Czuła się zawstydzona, pytając. – Nie mogłabym po prostu wejść do swojego ciała? Złączyć się z nim?
Obawiała się drwin, choć jak było wiadomo, to nie jest natura Josh’a, który tylko miękko odpowiedział, uśmiechając się dobrodusznie.
- Nie Hermiono. Tak naprawdę ciebie tu nie ma, jesteś tam gdzie cię spotkałem…
- Ale…
- To jest najbardziej skomplikowana rzecz na tym świecie, Hermiono, i sam nie potrafię jej wytłumaczyć. Jesteś tu, a jednocześnie jesteś tam i żaden duch nie może cię stamtąd wyprowadzić.
Dziewczyna pokiwała powoli głową, trawiąc słowa przyjaciela. Żaden duch…?
- A człowiek? – Zapytała z podnieceniem, a jej piwne oczy rozbłysły nadzieją.
Josh ponownie ozdobił są gładką twarz tajemniczym uśmiechem.
- Wszystkiego się dowiesz, Hermiono. – Pogłaskał czule jej ramię, zanim ruszył powolnym krokiem w stronę pleców Dracona. Duchy mogły być widzialne, albo też nie. Tak jak w danej chwili pragnęły.
Nie minęło kilka sekund od jego ruszenia do kolegi z dormitorium, gdy odruchowo cofnął się, a tablica wraz z szklanką pełną trunku wyleciała w jego kierunku, następnie natrafiając o ścianę.
- CZY GRANGER TU W OGÓLE JEST?!
Josh kręcąc głową, szybko podbiegł do tablicy i przesunął drewniany wskaźnik na zwrot „tak”.
Podniósł się, zadowolony ze swego dzieła, lecz Draco nie przykuł już uwagi do planszy, uderzając ze złością wymieszaną ze szczyptą rozpaczy pięścią, dając upust łzom.
Lambren nie wiedząc, co czynić odwrócił się ku Hermionie, która gestem wskazała na Malfoya, kiwając głową z aprobatą.
Duch westchnął, zanim skupił całą swoją siłę na mówieniu.
- Nigdy się nie poddawaj, Draconie.
Szloch chłopaka ustał, a po chwili, przerażony odwrócił się, by ujrzeć perłowo białego Josh’a de Lambrena.
Z pustych oczu blondyna nie można było nic wyczytać, gdy szatyn wskazał swym przeźroczystym palcem na tablicy pokazującej „tak”.
- Granger tu jest? – Zapytał łamliwym tonem, choć w środku poczuł przypływ energii i nadziei.
- Jest, a co najważniejsze, na wpółżywa. – Oznajmił Josh, jakby to był największy cud świata.
Draco zmarszczył nerwowo spocone czoło.
- półżywa? – Okręcił kark dookoła własnej osi, szukając wzrokiem Hermiony, lecz w wystroju jego pokoju nie zmieniło się nic.
- Nie zobaczysz jej. – Sprostował szybko duch. – No chyba, że ją wyciągniesz z czyśćca.
- Ale… - Draco jakby na moment zapomniał, że rozmawia z duchem znienawidzonego przez siebie chłopaka.
Josh podniósł rękę w geście, mówiącym o zamilknięciu.
- Czas na wyjaśnienia będziecie mieli później, a teraz pozwól sobie pomóc, dopóki mam siłę mówić.
Malfoy mrużąc oczy, usiadł na krześle, pogrążając się w poleceniach Lambrena.
-  Hermiona jest w czyśćcu. A raczej jej dusza… Mam nadzieję, że rzuciłeś jakieś zaklęcia na jej ciało? – Przerwał nagle tonem, sugerującym, że rozmawia z idiotą.
- Masz mnie za głupca? – Draco zapytał, zakładając ręce na piersi.
Josh przewrócił oczami, wzdychając. Kontynuował.
- Jej dusza jest w czyśćcu, i przez wasze dziecko, które…Hmm… chłopak nie miał pojęcia jak ubrać zdanie w słowa, gdy zobaczył minę blondyna, pokazującą, że domyśla się, cóż takiego przydarzyło się dziecku.
Długo to trwało, zanim Draco w pełni zrozumiał; jego dziecko w pełni przyjęło klątwę Avada Kedavra, a Hermiony ciało i dusza rozczepiła się, by być z dzieckiem do końca. Gdy potomek ruszył dalej, Gryfonka miała wybór – ruszyć za nim, lub wrócić. Serce uśmiechnęło się, gdy poinformowano go, że pragnie znów być w pełni żywa.
Rolą Dracona w ratunku było odnalezienie portalu w Zakazanym Lesie, otwierającym się w każdą pełnię księżyca, umożliwiającym wtargnięcie do czyśćca i wyciągnięcie z niego duszy Granger. Do czasu następnej pełni powinna być już wystarczająco silna, by móc powrócić do swego ciała.
Z podniecenia zaczął szybciej oddychać, gdy nagle przypomniał sobie słowa Blaise’a. Wiesz, że nie można ingerować w śmierci… Tak samo jak z czasem.
Gryfonka nie była doszczętnie martwa, jednak uczestniczyła w procesie umierania. Co jeśli przyniosłoby to jakieś efekty uboczne?
- Jest tylko jeden szkopuł – Josh odezwał się po kilku chwilach, a Draco i Hermiona w tym samym czasie zmarszczyli czoła. – Jest ponad osiemdziesiąt procent szans, że to wszystko odbije się albo na tobie, albo na Hermionie w jakiś felerny sposób.
Nie. Malfoy nie chciał pytać w jaki możliwy sposób. On wyratuje ją w stu procentach żywą i zdrową.
- Jestem gotowy, żeby wyciągnąć Granger. – Blondyn wstał, oznajmiając twardym, wojowniczym tonem, gotowy na wszystko.
Gryfonka zapiszczała z uciechy, choć nikt oprócz Josh’a tego nie dosłyszał.
- No cóż – Odpowiedziała zjawa. – Hermiona będzie czekać na odsiecz w spokoju, możesz być spokojny, Draconie. – Dodał swym klasycznym spokojnym tonem, oddalając się w kierunku łóżka, na którym siedziała dziewczyna.
- Następny przystanek to Ziemia, Granger. – Draco pozdrowił Gryfonkę tymi słowami, uśmiechając się szczerze od kilkunastu dni, zanim wizerunek Lambrena zniknął mu z oczu.

***

-  Tu się chyba rozstajemy, Hermiono – Josh upuścił dłoń dziewczyny, powoli cofając się. – Niedługo zajrzę, a ty w tym czasie pobędziesz sama ze sobą.
Uśmiechnął się, a ona zrobiła to samo, gdy już kroczył ku ogromnej, srebrzystej, oślepiającej swej blaskiem dziurze, prowadzącą do… do końca i początku, lecz gdy już w połowie go pochłonęło zawołała za nim.
- …Przez cały ten czas? – Zapytała, mając na myśli to, czy gdy za każdym razem czuła chłodny wiaterek, nawet w bezwietrzne dni to Josh nie odstępował jej na krok, strzegąc niczym Anioł Stróż. I czy to wszystko było spowodowane jego uczuciem, które dalej nie wygasło.
- Zawsze. – Odpowiedział łagodnie, uśmiechając się ciepło i z gracją, zanim wielka dziura go pochłonęła, a ona została sama ze sobą, czekając na odsiecz.



---------------------
Tak jak widzicie, ten rozdział nie dorasta poprzedniemu do pięt i nie potrafię się o nim wypowiedzieć, dlatego wszystko pozostawiam Wam!:)
Wasza MoonSeer c:

14 komentarzy:

  1. Według mnie rozdział jest genialny, i wprost nie mogę się doczekać kolejnego !!
    Serdecznie pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak , muszą po tym jaki wróci muszą zrobić nowe dziecko. Tak to jest plan na "następny przystanek- Ziemie"
    Atricia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atricio, uważam, że urodzona z Ciebie romantyczka :p

      Usuń
  3. Cudo ;-;
    Wiedziałam, że Herm żyje
    hehehe
    I miałam takie przeczucie, że to właśnie dziecko przejmie Avade :"(((
    Biedny Nott, tak się załamał, no ale się mu nie dziwię.
    Mam nadzieję, że z tego wyjdzie :l
    OBY to wskrzeszanie Hermiony się udało, bez żadnych skutków ubocznych - inaczej Cię uduszę :"))))
    Zbliżamy się do epilogu cnie? D:
    Lubię smutne zakończenia, ale Ty MUSISZ zrobić happy end, błagam, oni muszą być szczęśliwi razem noooo
    Wgl to Twoje rozdziały są coraz lepsze.
    Do następnego! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NO i jeszcze to
      "After all this time?"
      "Always"
      Kuuurdeee mega.
      Daje okejke B))

      Usuń
  4. Bardzo fajny rozdział, jak zwykle kawał dobrej roboty :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! Miło widzieć Josha :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, świetne, jak zawsze ! Tyle się działo, że nie wiem co napisać. Pomysł z tym całym wskrzeszaniem..Ciekawy.
    Interesuje mnie jak to się wszystko zakończy ;o
    Naprawdę imponujące !
    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny rozdział :)
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  8. A nie mówiłam! Ha! Miałam rację :)

    OdpowiedzUsuń
  9. aaaaale cudo!
    Świetnie piszesz, nie przestawaj!
    Wieczorem przeczytam wszystkie, tak bardzo lubię HP!

    OdpowiedzUsuń
  10. Uff... Teraz już musi przeżyć :)
    Rozdział całkiem całkiem, chociaż jest trochę dziwny (może tylko ja mam takie wrażenie?)
    Życzę duuużo weny i czekam na następny ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale masz zajebiste pomysly!!
    Kurcze.. Ten jest niesamowicie najcudowniejszy ze wszystkich, serio!:o

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział Cudo . Mam nadzieje ' że gdy Draco wyciągnie Hermione z czyścca to nic mu się nie stanie. Kocham twoje opowiadanie/ Mistral***

    OdpowiedzUsuń