Ale zaraz! Jeszcze swą powinność powinny poczynić święta Wielkanocne. Aczkolwiek, ta przerwa już nie miała być tak przyjemna i beztroska jak bożonarodzeniowa; nauczyciele zadawali nawałnicę prac domowych, dzięki czemu biblioteka pękała w szwach od krzątających się tam uczniów, a dla pewnego ucznia dzień wigilii Wielkiego Czwartku miał być dniem pożegnalnym jednego z najbardziej oddanych mu towarzyszy.
***
Draco przemierzał korytarze gdy poranne niebo spowiła bladoróżowa poświata, a na świeżo wyrośniętej trawie pojawiły się błyszczące kropelki rosy, kierując się ku sowiarni trzymając pod pachą starannie owiniętą paczkę i list. Narcyza Malfoy miała otrzymać od swego syna cudowny prezent na " Zajączka ", który miał dostarczyć nieskazitelny Bovem.
Chłopak rozsunął drzwi, które w chwili zetknięcia się z jego palcami zaskrzypiały przenikliwie a następnie zabrały za sobą stos starych sowich odchodów, których miejsce błyskawicznie zajęły świeże.
- Jaki syf... - Mruknął niezadowolenie, wycierając podeszwę o najbliższą kupkę słomy.
Podniósł głowę nie zdając sobie sprawy, że nie był sam.
Hagrid odwrócił się wesoło słysząc jak ktoś rozwiera ciężkie, żelazne drzwi, ale nawet osoba, którą ujrzał przy wejściu nie zdała zabić jego nastroju. Jeszcze nigdy nie widział i nawet nie śniło mu się, że kiedykolwiek zobaczy na własne oczy taką sowę. Nie było mowy żeby była szkolna. Prawdę mówiąc, ona w ogóle nie powinna tutaj urzędować. Podniecenie opanowało go w takim stopniu, że zaczął dygotać odrywając wzrok od ucznia.
Ślizgon wyniośle ignorując olbrzyma podreptał przez labirynt odchodów w kierunku swego towarzysza, który gdy tylko spostrzegł kto ku niemu nadciąga zaskrzeczał rozwijając swe skrzydła.
Draco uniósł kąciki ust nie zwracając uwagi na to, że kiedy on czule drapał ptaka, Hagrid wpatrywał się w niego zażarcie. Nachylił się by przywiązać do nóżki paczuszkę gdy ten nagle kłapnął mocno dziobem szczypiąc właściciela w ucho.
- Gotowe. - Rzekł. - Wiesz dla kogo.
Hagrid osłupiał. Prędko wyciągnął ku chłopakowi ręce w ramach zakazu. Dla dobra zwierzęcia gajowy mógł zrobić wiele. Widocznie, nawet dobrowolnie zamienić słowo z tym wychowankiem Węża.
- Stój! - Zaryczał, a bujna broda mu się zatrzęsła - Nie możesz go nigdzie wysłać!
Ślizgon spojrzał niechętnie w oczy swego nauczyciela widząc jak jego źrenice się zwężają, trzymając uwieszonego na ramieniu Bovema. Ominął olbrzyma by brnąć dalej ku ogromnemu, uświnionemu oknu odbijającym pierwsze promienie słońca.
- To moja sowa.... Profesorze. - Odparł, przesadnie akcentując ostatnie słowo, ale Hagrid był nieustępliwy.
- To nie jest zwykły puchacz, to jeden z najrzadszych gatunków sów na świecie. Powinien żyć na wolności wśród gęstych drzew iglastych w południowej Bułgarii! - Zagrzmiał jakby to było najjaśniejszą rzeczą pod słońcem, unosząc swe dłonie wielkości dorodnych arbuzów ku górze.
- Aha. - Blondyn burknął niedbale w odpowiedzi, jednak coś go w środku ukuło. Co jeżeli ten przygłup ma rację?
- Spójrz na niego, Malfoy! - Chłopak usłuchał sprawiając wrażenie, że robi to od niechcenia; Bovem rzeczywiście sprawiał wrażenie zmizerniałego, ale tylko wtedy gdy Draco bardziej się skupił i przykuł do niego większą uwagę przymrużając oczy; pióra niegdyś idealnie wygładzone, teraz sterczały pod różnymi, nienaturalnymi kątami, intensywny kolor toffi zmatowiał i wypłowiał a wyraziste, mądre oczy stały się mętne i większe.
To nie był jego przyjaciel. To była jego nędzna imitacja.
- Magicales Pecorum* to piekielnie zagadkowe ptaszyska, ale wszystkim wiadomo, że powinny żyć w swym naturalnym środowisku. Tu jest mu cholernie źle, niech skonam, ale nie widziałeś tego, bo on nie chciał być to spostrzegł. - Nauczyciel specjalnie zaakcentował ostatnie słowa. Draco płytko słuchał słów Hagrida wpatrując się tępo w swoją najwierniejszą sowę. W przyjaciela, który był wtedy kiedy nie było nikogo. Zwierzęta wytwarzają tak potężną magię pomiędzy swymi właścicielami, że żadna dziedzina nauczania w Hogwarcie nie może się z nią równać..... Jednak pożegnanie ma jeszcze większą, ciemniejszą moc.
Hagrid nadal trajkotał z ożywieniem o niesamowitości i charakterystyce gatunku. - Cholibka, Malfoy, nie wiem skąd wytrzasnąłeś tą sowę, ale...
- Dość. - Urwał sucho, będąc zdenerwowanym do granic możliwości. To co musiał zrobić ciążyło mu na sercu jak ogromny głaz. Jak miał oddać kogoś, kto był częścią jego samego?
Bovem zatrzepotał leniwie skrzydłami, a z nich posypało się kilka zabrudzonych piórek, które powoli pozwalały dojrzeć różową skórę ptaka.
Draco z pustym wyrazem twarzy, odwiązawszy paczkę dla matki, zabrał się za cienką obróżkę, jaką sowa miała na szyi wraz z płaską sztabką wyposażoną w imię, która gdy tylko zamek szczęknął i opadła na górę trocin, odsłoniła ogromne oparzenie widniejące w miejscu gdzie odznaczenie okalało kark zwierzęcia.
Jakby ' oznaka zniewolenia ' powoli wypalała jego skórę.
Hagrid bez słowa podszedł by dać do dzioba kilka drobnych przysmaków. On, jako fanatyk wszelkich pupili, wiedział jak wiele kosztuje kogoś utrata zwierzęcego przyjaciela, nawet takiego ważniaka.
- Daj mu odejść, Malfoy. - Zamruczał po chwili wpuszczając ciepły wiaterek otworzywszy okno.
Obydwaj śledzili wzrokiem poczynania Bovema, który spostrzegłszy, że najwyraźniej ma drogę wolną, niepewnie zaczął kroczyć w stronę cichej, upragnionej wolności.
Jednak gdy już stanął na zewnętrznej stronie parapetu, odwrócił łeb w stronę byłego właściciela, który pomimo tego, że w środku czuł denną pustkę, cieszył się, że teraz jego upierzony kompan będzie miał swój prawdziwy dom, jakkolwiek daleko on miał być.
- No leć! - Chłopak krzyknął próbując zabrzmieć optymistycznie, mając ciche nadzieje, że sowa zawróci.
Ale Bovem tylko zahuczał po raz ostatni w życiu Dracona i wzbił się wysoko w powietrze.
***
Hermionę myśli, a zwłaszcza te ponure nie odstępowały na krok. Towarzyszyły jej przy transmutowaniu bobra w pufę, odrabianiu nawałnicy prac domowych, podczas wszelakich posiłków, które smakowały jak suche wióry, witały ją przy każdym rannym przebudzeniu, zaraz po tym jak natarczywie nawiedziły ją w snach.
Dzień w dzień zasypiała i budziła się z imieniem Malfoy'a na ustach.
Czuła się zagubiona, i to w ogromnej, ciemnej i gęstej puszczy niepozwalającej promykom słońca rozświetlić drogi.
Nawarzyłeś piwa, to teraz je wypij.
Nie wiedzieć czemu, ale taka fraza kręciła się jej po głowie jak kociak domagający się długich pieszczot.
Widziała w lustrze beznadziejną oszustkę, która myślała, że jest w stanie oprzeć się tajemniczemu wdziękowi Blondwłosego Ślizgona.
Nie taki miał być finał.
Oj tak.
Podejmowanie tak pochopnej decyzji, że w mgnieniu oka przebaczyła chłopakowi, który... No właśnie co?
Nie kochał jej, powiedziałby to by załagodzić sytuację i pokazać jej, że nie musi się martwić, a co za tym idzie, nie odwzajemniał tego co czuła Gryfonka.
Naważyłeś piwa, to teraz je wypij.
Draco na szczęście nie wiedział o tym co zakorzeniło się w sercu Hermiony, więc czciła wielkiego Merlina za jedyny plus tego wszystkiego.
Jednak dalej żałowała.
Tak jak dotychczas cieszyła się ze swoich poprzednich podejmowanych decyzji względem Malfoy'a, tak teraz żałowała, i to mocno.
Tylko głupia i niepoważna młoda, nieszanująca się kobieta mogłaby tak postąpić.
Facet to świnia.
I ona o tym wiedziała, ale wystarczyło jedno spojrzenie, mały gest, dołeczek przy lewym policzku podczas tajemniczego uśmiechu i wszystko prysło.
Spojrzenie, w którym widziała...
- Co niby!? Co niby tam widziałam?! - Wrzasnęła na całe dormitorium ze złości zrzucając ręką wszystko co leżało na stołku, połknąwszy łzy.
Czuła się taka bezradna, gdy do pokoju wleciała Ginny sprowadzona hukiem.
Hermiona bez słów wbiegła w ramiona przyjaciółki szybko po tym dając upust potokowi łez.
Gdy uspokoiła się na tyle by wykrztusić kilka słów, zaczęła wszystko opowiadać Weasley'ównie. Nie pominęła niczego, najmniejszego szczegółu.
Ruda słuchała z otwartymi ustami. Jednak od razu wiedziała co powinna odpowiedzieć.
- Hermiono - Zaczęła, uśmiechając się pokrzepiająco gdy dziewczyna skończyła opowieść ( część kamienia już opadła jej z serca ) - Spójrz na to co masz wyszyte na swetrze.
Hermiona posłuchała, nadal pociągając nosem. - Nie zapominaj, dlaczego przydzielono cię do Gryffindoru. - Brązowowłosa niepewnie podniosła zaszklony, badawczy wzrok. - Dlatego, że jesteś twarda, Hermiono. - Ruda zagrzmiała władczo słowami, które wywarły na niej tak ogromny wpływ, że żadne jałowe pocieszania nie osiągnęłyby tego co ten prosty zwrot.
Zwrot, który dodawał jej otuchy przy każdej następnej rozterce, pomagając podnieść się z upadku.
Gryfonka zamierzała walczyć o relacje z Malfoy'em, spotykać się, śmiać się razem, jednak tak by nie ulegać żadnym, jakimkolwiek wpływom.
Nie zamierzała być nędzną kukiełką wyświechtaną przez wszystkich, łatwowierną.
Malfoy musiał zrozumieć, że zrobił źle. Przyznał się do tego.
A wszystko co złe nie jest człowiekowi obce. Wszystko co złe jest ludzkie. Przyjdzie mu słono zapłacić z pewnością. Może nie dziś, nie jutro i pewnie nawet nie za tydzień, ale Los już na pewno zaplanował to co miał naprawić.
A Hermiona mogła mu tylko pomóc lepiej dojrzeć popełnioną uczuciową zbrodnię i zapobiec kolejnym nieporozumieniom.
Co się stało to się nie odstanie, ale może nastał czas by to zaakceptować oraz może pora na to by dzielnie stawiać opór natarczywie wpraszającym się Krzywdzie i Rozpaczy?
Dlatego, że jesteś twarda, Hermiono.
***
Draco ledwo, ale w końcu namówił Hermionę na krótką przechadzkę, gdzie opowiedział jej o stracie Bovema. Wiedział, że ona odbierze to trochę inaczej niż jego przyjaciele ze Slytherinu, i nie mylił się; Granger bardzo lubiła jego sowę, uważała, że jest przepiękna i majestatyczna oraz bardzo ubolewała nad tym, że ją utracił. Natomiast dla Blaise'a najbardziej denerwującym obiektem w ślizgońskim dormitorium była stojąca na stole ogromna, stalowa klatka z często witającym do niej ciapkowatym ptaszyskiem. "Nasrał mi na pościel!" - Draco odtworzył sobie w głowie pełen oburzenia, podwyższony głos Diabła, przez co mimowolnie obnażył zęby, a nie umknęło to uwadze Hermiony.
- O czym myślisz? - Spytała pogodnie, otwierając podręcznik od transmutacji.
Draco odwrócił swój wzrok w jej kierunku, a ta walcząc z chęcią odwrócenia głowy z powodu tego magicznego, przewiercającego spojrzenia, sprostała zadaniu i utkwiła swe oczy w stali jego nieziemskich tęczówek, które nadawały odrobinę ciepła przez nutkę błękitu.
Początki są zdecydowanie trudne. Już po chwili poczuła się zakłopotana i powróciła do lektury wyszeptawszy z lekkim rumieńcem "nie ważne", jednak na ustach pojawił się delikatny, czarujący uśmiech co Draco odwzajemnił jeszcze większym pogłębieniem lewego dołeczka.
Malfoy pomimo tego, że wracał z wyśmienitym nastojem z popołudniowego wyjścia, coś go zastanawiało.
Za każdym razem gdy popełnił jakiś błąd lub zrobił coś złego, chociażby wybuchł cynicznym śmiechem gdy zobaczył czyjeś nieszczęście, nawet najdrobniejsze takie jak utknięcie w znikającym stopniu jakiegoś przypadkowego Puchona, Hermiona delikatnie choć jednocześnie stanowczo wypominała mu to chcąc udowodnić skutki nieprawidłowości takiego zachowania.
Chłopak nie był głupi i od razu zrozumiał, że Hermiona widocznie nie przebaczyła mu jego występku stuprocentowo, tylko magia balu zrobiła swoje.
Nie miał jej tego za złe. Już na studniówce w głębi duszy wiedział, że to nie mogłoby by być takie proste jak wtedy się wydawało. Jej zaufanie z pewnością zostało wystawione na ciężką próbę, ale on musiał udowodnić, że nadal jest godny zaufania. Musiał mieć swój ślizgoński honor.
Poranek Wielkiego Czwartku napawał wszystkich podnieceniem nie do opisania; już wieczorem poprzedniego dnia, każdy wyczekiwał swojego prezentu od Zajączka. A Hermiona z całą pewnością nie miała zamiaru dostać czegoś takiego, co czekało na nią w nogach skrzypiącego łóżka; zestawy piór od Harry'ego, ozdobne pergaminy od Rona, śliczny szkicownik i ołówki od Ginny... Tak, były cudowne, ale to co kryło w sobie ostatnie pudełko zwaliło ją z nóg kompletnie. Od razu pojęła, że musi to być prezent od 'kicającego' Draco, więc to nie mogło być byle co.
Jednak gdy uchyliła wieczko, zapomniała o zwykłym nabieraniu powietrza do płuc; zawartość paczki kryła w sobie autentyczne, specjalnie zakonserwowane, napisane przed samego Merlina zwoje pergaminu, księgi i zapiski napisane jego własnym piórem i prawdziwą ręką. Spazmatycznie łapiąc oddech, ujrzała także oprawiony skórzaną okładką koloru zgniłej czerwieni, dziennik. Dziennik założyciela jej domu - Godryka Gryffindora. Jego zgrabne pismo, staro angielski język, Hermiona nie mogła uwierzyć w to co trzyma w rękach. Czuła się jakby zatonęła w otchłani szczęścia, jakby skakała wesoło po pierzastych chmurkach obładowana księgami i rolkami papierów. To z pewnością były lektury, których jeszcze nie przeczytała.
Nawet bała się myśleć ile to mogło kosztować, ile zachodu musiało być z odnalezieniem takich unikatów. Matko Boska! - Hermiona zawyła w myślach, z powrotem rzucając się na kołdrę tuląc do siebie stertę pięknie pachnących pergaminów.
Gryfonka była pewna absolutnie, że Ślizgon także zdziwi się rozpakowując swój wielkanocny prezent od niej.
Draco już nie śpiąc, jednak dalej nie otwierając oczu poczuł na policzku czyjś delikatny oddech, oraz miał wrażenie, że ktoś się w niego zażarcie wpatruje. Niechętnie rozwarł swe wyspane oczy i nie zdziwił się zbytnio gdy w nogach łóżka, wśród góry jego prezentów ujrzał uśmiechniętą, wypoczętą Pansy a zaraz za nią Blaise'a sprawiającego wrażenie jakby coś go rozśmieszyło, ale dzielnie się z tym uporał.
Przywitawszy się, Malfoy wstał i od razu zaczęto mu dziękować za wspaniałe podarunki. Uśmiechnął się szczerze i odwrócił w kierunku łazienki by umyć się zmienić szmaragdowozieloną, satynową piżamę na wyrafinowany garnitur, gdy Blaise za nim zawołał:
- Czekaj! My też coś dla ciebie mamy!
Blondyn uśmiechnął się pod nosem i okręcił najpierw kark a za nim resztę ciała przykuwając wzrok ku zaplątanym z tyłu rękom Pansy.
- Draco, twój zajączek! - Zaćwierkała melodyjnie, wyprowadzając ku niemu dłonie w których tkwiła........... Śnieżnobiała fretka z opaską uszu zająca na główce i miniaturowym szalikiem w barwach Slytherinu. Malfoy wytrzeszczył oczy z niedowierzania a Pansy starała się wyglądać jak niewiniątko, jednak ewidentnie walczyła z chichotem, czego nie powiedzieć o Diable, który widząc wyraz twarzy przyjaciela wybuchnął tak gromkim śmiechem, że aż się opluł.
- Jesteście........ Niesamowici! - Zaklaskał im Draco udając zachwyt i podziw, po czym z powrotem przyjął wyraz twarzy mówiący To-chyba-jakieś-żarty. Pansy cofnęła fretkę i głaszcząc ją za uszkiem rzekła pogodnie, jakby w stronę gryzonia:
- To by było na tyle. - Po czym lekko dźgnęła zwierzę trzy razy w bok i wypowiedziała formułę zaklęcia. W następnej chwili trzymała w rękach duży, ze skórzaną okładką koloru zielono butelkowego, album zdjęciowy.
Wtedy Draco na prawdę pomyślał, że jego przyjaciele są niesamowici.
Wiedział, że może tam być sporo ciekawych zdjęć, a niektóre definitywnie nie powinny wyjść na światło dzienne, ale Pansy prawie zawsze nosiła w torbie miniaturowy, czarodziejski aparat i przy każdej zabawnej okazji klikała nim zawzięcie.
W chwilę później dołączył do nich Blaise ocierając łzy z oczu.
Draco przejął klaser a usta wygiął w ciepłym uśmiechu sugerując by obejrzeli zdjęcia razem. Usiadłszy na łóżku Blondyna, ten rozpoczął zwiedzanie po swoich ruchomych wspomnieniach; pierwsze zdjęcie ukazywało trójkę pierwszoroczniaków z łózuerskimi wyrazami twarzy, którzy zakładali ręce na piersiach. Od razu zaczęli się śmiać z ilości brylantyny na włosach Dracona czy fryzury-bombki Pansy.
Zdjęć było mnóstwo, a każde z nich miało swoją własną historię, o której wiedziała tylko ta trójka.
Jak to na Ślizgonów przystało, brechtali się z ruchomego zdjęcia Blaise'a zrobionego podczas jednego z wyjątkowo nudnych wykładów profesora Binnsa, gdzie Diabeł zasnął tak mocno, że zaczął ślinić ławkę, a Draco zmieniwszy kolor atramentu na biały, dorysował mu na czole bliznę w kształcie błyskawicy, obwódki wokół oczu symbolizujące okrągłe okulary oraz wiele, wiele innych fotek przyprawiających ich o uśmiech od ucha do ucha.
Słowa ' a pamiętacie to, kiedy... ' brzmiały prawie co odwróconą kartkę.
Rechotali długi czas, gdy nim się obejrzeli, zawitali na ostatnią stronę gdzie widniało zdjęcie ich śmiejącej się trójki na studniówce. Wszyscy wyglądali wytwornie. Już w niczym nie przypominali tych rozwydrzonych berbeci.... No, może rozwydrzeni trwali do teraz... W sumie w swoim otoczeniu nadal zachowywali się jak dzieci... Niech to! Poza powierzchownością pozostawali tacy sami, z wyjątkiem tego, że kilka wartości w ich życiu zgoła zmieniło swoje znaczenie.
Kiedy skończyli przeglądać swoje wspólne zdjęcia, zbliżał się czas śniadania. Malfoy tęsknie spojrzawszy na ogromny stos nieodpakowanych paczek, zgodził się z faktem, że pora na posiłek.
Porwał wiszącą na krześle ciemną marynarkę i zaczął podążać za przyjaciółmi, gdy nagle, gdzieś w okolicach góry prezentów rozległo się dziwne, przenikliwe miauknięcie. Odwrócił się jak oparzony w kierunku łóżka, a zza jego pleców wyłonili się równie skonsternowani Pansy i Blaise. Cała trójka obrzuciła owe miejsce podejrzliwym, niepewnym wzrokiem, a następnie spojrzeli po sobie. Zrozumieli się bez słów; Draco powoli ruszył ku frapującemu ich pudle z dziurami, które nienaturalnie się zatrzęsło.
Kryty przez dwójkę Ślizgonów, podnosił rękę by odkryć wieczko, pod którym mogło się kryć..... wszystko.
Jego palce niemalże stykały się z aksamitną powierzchnią, gdy pisk rozległ się ponownie, jeszcze głośniejszy niż dotychczas. Pudło poruszyło się na krawędziach, a następnie runęło na ziemię odsuwając wieczko, za którym niezgrabnie potoczyło się prosto w ręce blondyna....... malutkie, śnieżnobiałe kociątko rasy perskiej, ze szklanymi, pełnymi wyniosłości, błekitno-zielonymi wąskimi oczętami.
Pansy pisnęła, prawie dorównując zwierzęciu i od razu rzuciła się na kolana obok przyjaciela by zacząć pieszczoty.
Malfoy nadal patrzył ze zdumieniem na kocię mieszczące mu się w dłoni, jednak po chwili oddał je wniebowziętej przyjaciółce, a sam zajrzał do pudła, w którym kryła się mała karteczka, głosząca:
" Wesołego Alleluja
Hermiona "
Draco uśmiechnął się niedowierzająco, a stojący za nim Blaise pomyślawszy, że czeka ich tu sporo roboty, jeżeli chcą zagwarantować nowemu lokatorowi bezpieczny kąt, spojrzał z westchnieniem na łaskoczącego gryzieniem palce Pansy, pupila i oznajmił:
- Chyba nici ze śniadania...
***
- Usiądźcie. - Rzekła spokojnie McGonagall pokazując ręką na ułożone w szeregu osiem krzeseł. - Jutro staniecie nad finałowym zadaniem naszego szkolnego Turnieju... Tak, dokładnie. - Dodała widząc malujące się na twarzach uczniów podekscytowanie. - Ciało pedagogiczne zadecydowało, że wygrana podwoi liczbę punktów danej drużyny , co zdecydowanie zaważy na tym, kto zostanie zwycięzcą...
Przeciągała beznadziejnie przez kilka długich minut, podtrzymując panujące napięcie perfekcyjnie, nadal nie informując w pełni na czym mogłoby polegać ostatnie zadanie. Wyraźnie pokazywała, że niekoniecznie chce rozmawiać o tej puencie.
- Pani profesor - Ręka Harry'ego powędrowała w stronę sufitu. - Na czym dokładnie będzie polegało to zadanie? - Spytał podejrzliwie z błyszczącą iskierką wesoło skaczącą w oku.
McGonagall nie podzielała tego samego optymizmu co Potter. Westchnęła ociężale, a potem wysapała zrezygnowanie:
- ... Wasze grupy stoczą pomiędzy sobą mini mecz Quidditcha.
Natychmiast wybuchły ciche szmery, a Draco wraz z Harry'm prychnęli pogardliwie obrzucając się gniewnymi spojrzeniami.
Hermiona siedziała z kamienną miną nie odzywając się słowem. Wtedy zaczęła obawiać się następnego dnia.
Dyrektorka pokornie wyczekiwała ucichnięcia, a gdy je otrzymała, spojrzała za czyściutką szybę ogromnego okna ukazującego stadion Quidditcha i oznajmiła rzeczowo:
- Jest jeszcze widno, jeżeli macie takową ochotę, możecie wyjść na zewnątrz i poćwiczyć. A jak nie, to zmykajcie, papiery same się nie wypełnią. - Dokończyła, jakby papierkowa robota i tak sprawiała jej lepszą przyjemność niż pomysł z brutalną grą pomiędzy osobami, które niekoniecznie są sportsmenami.
Nie przerywając potoku słów wszyscy rozeszli się w swoich kierunkach by już zacząć planować najpewniej zbędne taktyki i miejsca w drużynie.
- Najwyraźniej będzie po jednym graczu na każdej pozycji. - Zasugerował pewnie Terry Boot, na co trzy pary oczu zwróciły się ku niemu z głupkowatymi wyrazami twarzy.
Draco zaklaskał donośnie.
- Gratuluję, Boot. Zasłużyłeś na nagrodę.
Machnął lekko różdżką, a w powietrzu zmaterializował się niewielki, złoty pucharek, następnie wpadający w ręce naburmuszonego Krukona z wielkim rumieńcem na policzku. Malfoy uśmiechnął się krzywo chowając swój osobisty atrybut do tylnej kieszeni spodni.
Jednak czarka w chwili zetknięcia się z długimi palcami Terry'ego z hukiem eksplodowała zamieniając się w ogromną górę włochatych pająków z grubymi odwłokami długości kciuka i przepychających się pomiędzy nimi długich, obślizgłych, różowiutkich dżdżownic. Chłopak krzyknął przenikliwie uwalniając ręce spod pajęczej zagłady, a ohydne zwierzątka z prędkością światła zaczęły się wić i przebierać ośmioma nóżkami w kierunku ucieczki.
Ślizgon brechtał się z zachowania Boota obrzudzając go żałosnym spojrzeniem. Ten jednak zagryzł nerwowo dolną wargę gromiąc Dracona zawistnym wzrokiem, a potem odwrócił się na pięcie by powędrować jak najszybszą drogą do wieży Ravenclawu przeklinając przy tym głośno wszystkich wychowanków Węża.
Hermiona poczekała aż Krukon zniknie za rogiem, po czym przeniosła swe oczy na dumnego ze swego żartu blondyna.
Wpatrując się w niego z czułym politowaniem wygięła usta w ledwowidocznym uśmiechu kręcąc powolnie głową co ten odwzajemnił lekkim puszczeniem oczka.
W chwilę później Gryfonka wraz z Hanną kierowały się do swoich pokoi wspólnych a Draco powędrował ku zimnym lochom.
Hermionę zaczęły atakować zgubne myśli dopiero po otworzeniu dziury pod portretem Grubej Damy.
Będzie się działo. Pomyślała ze zgrozą wyciągając się na wytartej czerwonej kanapie.
***
Hermionę, która miała zostać ścigającą na nadchodzącym meczu Zżerały nerwy i pojawiające się co chwilę odruchy wymiotne.
Ze skupieniem słuchała ostatnich porad Ginny, potrzebnych podczas jej pełnionej funkcji, czując jak jej nogi powoli odmawiają posłuszeństwa gdy ujrzała wyłaniający się stadion.
Czasu pozostało tylko na przebranie się i krótkie zebranie, gdzie cała szkoła? Trybuny były zupełnie czyste. Co musiało się wydarzyć, że żaden uczeń nie przyszedł kibicować i motywować swojego domu?
Ginny pomijając fakt, że zawodniczka była bledsza niż perłowo biały duch, życzyła jej powodzenia a następnie zawróciła do zamku mówiąc, że pędzi wziąć z dormitorium zapomjianą wcześniej lornetkę.
- Wspaniale... WSPANIALE! - Krzyknął, sztucznie uradowany Dracon klaszcząc pojedynczo w dłonie, spojrzawszy za okno szatni pokazujące co się działo po przeciwległej stronie zamczyska.-Stanie się cud, jeżeli utrzymacie się na miotłach przez chociaż trzy minuty.-Malfoy ustąpił miejsca przy oknie, co pozostała trójka natychmiastowo wykorzystała i zaczęła tłoczyć się, wpadając na szybę.
To co zobaczyli przekroczyło ich najśmielsze oczekiwania; jezioro wielkiej kałamarnicy zostało otoczone wysokimi trybunami a na przeciwnych brzegach zostały ustawione identyczne jak te na stadionie, słupy bramkowe.
Wszyscy zgodnie jęknęli, a Hermiona poczuła jak jej poranna owsianka pcha się z powrotem na światło dzienne.
Ślizgon już czuł się liderem grupy, zatem nie mógł już ich bardziej dołować, choć to co mówił zdecydowanie gryzło się z jego myślami kłębiącymi się w głowie jak masa grubego kurzu.
- Dobra, dobra - Zaczął przyciągając dłonią po twarzy. - Wyjścia nie ma, po prostu idziemy tam i nie dajecie się utopić. - Dodał, uśmiechając się w stronę Hermiony, co ta spróbowała odwzajemnić jednak wyszło jej tylko dziwne skrzywienie ust. Wtedy do szatni wbiegła McGonagall, prosząc by wszyscy podążali za nią w kierunku jeziora. Miała ogłosić wszystko oficjalnie i uzyskać nazwiska liderów oraz informacje kto będzie grał na jakiej pozycji. Wydawała się być równie spięta co Hermiona.
Nikt nie rozdziawił ust ze zdziwienia gdy okazało się, że kapitanami zostaną Draco Malfoy i Harry Potter. Ale ku zaskoczeniu Hermiony, Ginny miała przed ustami magiczny mikrofon zapowiadający, że będzie komentatorką gry.
Podczas gdy Dyrektorka spisywała kto z pierwszej grupy będzie na jakiej pozycji, Hanna pisnęła:
- Może się jakoś nazwiemy? - Popatrzyła niepewnie po reszcie drużyny, a Terry widocznie zaabsorbowany ta propozycją zaszczerbiotał:
- Oopsy Daisy!
Hermiona na chwilę oderwała wzrok od wyglądającego teraz na głębokie na sto mil jezioro, by oburzucić Krukona spojrzeniem nie z tej ziemi, jakby zobaczyła kosmitę.
Draco natomiast w przeciągu ułamka sekundy odwrócił głowę rozszerzając oczy tak mocno jak mu na to pozwalały.
- Jesteś gejem, Boot? - Spytał całkowicie poważnie, następnie przymrużając podejrzliwie powieki, ale wtedy naeszła McGonagall by zająć się ich składem.
Po kilku minutach na trybunach zaległa cisza, w której Minerwa oznajmiła wszystkim ogólne zasady, a jedna z nich zaskoczyła wszystkich niemiłosiernie; nie miało być żadnego złotego znicza do złapania przez szukającego, jego miejsce miał zastąpić nieznośny chochlik kronwalijski płatający różne dziecinne figle.
- Cudownie. - Mruknął Draco dosiadając swej miotły. Pomijając już fakt złapania żałosnego chochlika, serce zaczęło mu się krajać na widok swojej drużyny siedzącej na starych, szkolnych, nienadających się do użytku miotłach.
Potem już ośmiu zawodników poszybowało w powietrze na swoje pozycje. Jedni bardziej zgrabnie inni mniej. W następnej chwili Hermiona dosłyszała jakby przez mgłę gwizdek pani Hooch i natychmiastowe komentowanie Ginny.
Zaczęło się.
Po lekkim sporze ścigającej Pansy z upartym tłuczkiem, czerwony kafel wpadł w drżące ręce Hermiony.
Pod wpływem adrenaliny, pędem ruszyła w stronę słupków bramkowych, kiedy połapała się, że leci na bramkę swojej własnej drużyny. Zawróciwszy niezdarnie, już czekała na nią Ślizgonka, która równie nieporadnym gestem wyrwała jej kafla z rąk i poszybowała we właściwym dla siebie kierunku.
Chochlik zachowywał się prawie jak tłuczki; podlatywał, szarpał za włosy, swą czarodziejską siłą przekrzywiał miotły i robił jeszcze wiele, wiele innych rzeczy, których szkoda wyliczać. Jednakże, nadal nie dawał się złapać, za żadne skarby świata.
Wszyscy zaczęli myśleć, że mecz już będzie trwał do śmierci gdy po tylu bezowocnych próbach Pansy udało jej się przechytrzyć beznadziejnego obrońcę, Terry'ego i wyrównać wynik punktowy z poprzednich zadań. Było czternaście do czternastu. ( Hermionie jakimś dziwnym trafem udało się trafić w pętlę. )
I wtedy ogromna kałamarnica wyłoniła się z wodnej czeluści by sprawdzić co wywołało tak dziki wrzask uczniów faworyzujących drużynę Potter'a. A nie za mądre stworzenie, chochlik zatrzymał swe chece wisząc w powietrzu rozchyliwszy swe niebieskie usteczka ze zdumienia, zobaczywszy owego głowonoga. Jego skrzydełka machały zawzięcie prawie tak szybko jak u kolibra, nie zdając sobie chwilowo sprawy z tego co nadchodziło; obydwaj szukający wyczuleni na każdy, najmniejszy ruch zdobyczy, zdołali dostrzec, że ich cel jest niemal na wyciągnięcie ręki.
Nie zastanawiając się nad niczym, Gryfon z jednego końca prowizorycznego boiska pruł w kierunku niebieskiej plamki, a Ślizgon zaczął robić dokładnie samo, tyle że z przeciwnej strony.
Świat im się ograniczył tylko do chochlika, nie widzieli nawet przeciwnika mknącego ku tym samym, z prędkością światła. Wygrana zamroczyła im mózgi.
Teraz trzeba było czekać na finał zależny od nich.
Ale chochlik kornwalijski to niesamowicie sprytne stworzenie i doskonale wiedziało, co się zanadto zbliża - cwanie ich przechytrzył. Czekał dłużące się sekundy udając wpatrzonego w pływającą w dole ośmiornicę gdy obydwaj kapitanowie już trzymali swe ramienia na wyciągnięciu, a kiedy już wszystko miało się zakończyć, osunął się kilka stóp w dół, a obydwaj chłopcy gruchnęli w siebie z siłą kilkudziesięciu kilometrów na godzinę.
Boisko przedarł równy krzyk Hermiony, Pansy i nawet Ginny, zasłaniających usta rękami.
Jednak gdy szukający spadali z mioteł, gra miała toczyć się dalej, bo poszkodowanym nic się zgrubsza nia stało. Byli przytomni, pomimo że uderzyli w taflę jeziora z wysokości około pięćdziesięciu stóp.
Widocznie, jezioro musiało być specjalnie zaczarowane, ale już nie o to chodziło.
Przemoczeni do suchej nitki, obrzucili się zawistnymi spojrzeniami, jakby jeden obwiniał za to drugiego i odwrotnie, a następnie przywołali swoje miotły by dźwignąć się z powrotem i wrócić do gry. Błyskawica była bliżej i Harry nie zastanawiając się nad niczym, pomknął ku niebu. Draco także miał takie plany, ale legły w gruzach gdy na leniwie dryfującym nieopodal liściu lilli wodnej ujrzał rozwalonego plackiem szukanego chochlika, udającego, że się opala. Spojrzał jeszcze raz ku górze widząc kołyszącego się w powietrzu Potter'a, a następnie powrócił oczami do zdobyczy czując jak jego usta wyginają się w cynicznym uśmiechu, a poziom adrenaliny podwyższa mu się trzykrotnie.
Starając się nie robić plusku, podpłynął do rośliny z mściwą satysfakcją kwitnącą na twarzy.
Bólu pod okiem niemalże nie odczuwał. To miało dać o sobie znak zdecydowanie później.
Podniósł delikatnie ociekającą rękę by jednym ruchem przechwycić małego zwyrodnialca, ale pod wpływem adrenaliny nie przewiduje się najprostrzych konsekwencji, na przykład takich, że z długiego rękawa zielonej szaty koloru trawy skapnęło kilka kropel wody lecących prosto na nos miniaturowego zbrodniarza, który widocznie tylko na to czekał i ześlizgnął się pod taflę wody opryskując twarz chłopaka.
- Wracaj tu, gnojku... - Zasyczał Draco przez zęby.
Jedyne co mu pozostało, to zanurkowanie. Zrobiwszy niesamowicie głęboki wdech ( przeklinając się w myślach, że nie wziął różdżki ) zanurzył głowę, czując jak zalewa go fala zimna.
W tym samym czasie gdy czubki jego włosów zakryła woda, po boisku potoczyły się okrzyki radości, ale Malfoy teraz nie mógł się przekonać, której drużynie się poszczęściło.
Z trudem otwierając oczy zaczął płynąć za denerwującym chochlikiem.
Po chwili zapasy tlenu zaczęły mu się kurczyć, choć w grę nie wchodziło żadne zaczerpnięcie powietrza, bo gwarantowało to zgubienie z oczu małej kreatury. Tracąc już siły, płynął dalej, a gdy czuł, że jego mózg powoli się wyłącza, nie uwierzył w swoje własne szczęście; przed chochlikiem nagle wypłynął wyjątkowo szkaradny tryton, dzierżący w dłoni niewyobrażalnie ostry trójząb.
Draco już miał go na wyciągnięcie ręki, gdy ten ze strachem w oczach odwrócił się prosto w stronę szukającego. Z ust wyleciało mu kilka cennych pęcherzyków powietrza, a Malfoy resztkami sił ujął zdezorientowanego, szarpiącego się nicponia w dłoń i przy pomocy załamajuących promieni słonecznych zdołał wychylić się na powierzchnię. Ściskał zdobycz tak mocno, że ledwo pozwolił jej oddychać. Sam miał z tym niemałe problemy, ale zobaczywszy na tablicy obecny wynik, uśmiechnął się słabo; Hermiona zdobyła gola. Było piętnaście do czternastu.
- Mam go! - Zaryczał chrapliwie, jednak pełen dumy, dławiąc się jeziorną wodą i nadal z trudem łapiąc dech.
* Nazwa wymyślona przeze mnie dzięki wspaniałemu tłumaczowi. Po łacinie oznacza " Magiczne bydło " :)
--------------------------------
No, muszę to powiedzieć. Jestem niasmowicie zawiedziona. Nie mam pojęcia dlaczego statystki tak spadły, to na prawdę dołujące, zwłaszcza, że na następny rozdział planowałam coś niesamowitego, ale po ilości komentarzy przy ostatnim poście zdecydowanie się zniechęciłam. W tym czasie blog zdecydowanie powinien nabywać czytelników a nie zmniejszać ich ilość. Proszę Was, jeżeli macie znajomych, którzy interesują się takimi tematami - podeślijcie im linka, a nóż zobaczę jakiś nowy komentarz i uśmiechnę się bo uzyskałam kogoś nowego!
Zdecydowałam, że na wszelkie pytania pojawiające się w komentarzach z ogromną chęcią odpowiem na asku, tylko błagam, napiszcie to samo w pytaniu. Aska znajdziecie w zakładce STRONY.
Widocznie, liczba wymaganych komci była za duża, ale postaram się opublikować następny rozdział w przyszłym tygodniu, gdy pod tym postem spotkam choć minimalnie rozbudowane, obiektywne 50 komentarzy!
Mam nadzieję, że wszystkim szóstoklsistom test poszedł wyśmienicie, a ja już niedługo, bo 23 kwietnia uzyskam cenne 3 dni wolnego do pisania, co mnie ogromnie cieszy, jak zapewne resztę gimnazjalistów.
A teraz się trzymajcie! - MoonSeer c:
Bardzo fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńojejj zajebisty rozdział!
OdpowiedzUsuńprzepraszam że tamtego nie skomentowałam po prostu liczba moich komentarzy (liczba kom na moim blogu) również spadał i miałam zły humor i zero chęci do komentowania.
co do tego rozdziału to już nie mogę doczekać się następnego i wyniku jak to wszystko się zakończy xx
doo szybkiego mam nadzieję :)
Świetny rozdział i oby tak dalej (: już nie mogę się doczekać co będzie w następnym (;
OdpowiedzUsuńHohoho dużo się działo. I dobrze. Rozdział super. Prezenty na zająca genialne(zwłaszcza pomysł z Fretka).
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak Draco nazwie kotka od Herm. I to zadania na turnieju :D
Hermiona tak nie lubi Quidditcha, a jednak dała radę. Draco taki perfekcyjny ,oczywiście jak zawsze, i złapał chochlika i wygrali mmmm cudownie :x także mówię jeszcze raz że rozdział bomba.
Ciekawe co w następnym rozdziale będzie, się doczekać nie mogę, i nie mam pojęcia czemu tak mało komentarzy pod ostatnim rozdziałem PRZECIEŻ ON JEST NAJLEPSZY :C
PS
Ja też czekam z utęsknieniem na te 3 dni wolnego : 3
Nie zniechecaj sie! Chyba każdy albo chociaż większość czytelników widzi jakie robisz postepy od pierwszego rozdziału
OdpowiedzUsuńuwielbiam Cię!
Extra!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo, bardzo ciekawy! Świetny pomysł z Quiddithem nad jeziorem. Ja za bardzo nie mam weny :ccccccc Nmg sie doczekać następnego. :D
Pozdrawiam
Lusia ;*
PS czemu jest tak mało komentarzy? :(
Nie wiem jak napisac tę odmianę "Quiddith'em"? Dobra, nie ważne xDD
UsuńWspaniały! Jesteś najlepszym przykładem tego, że nie musi być dużo miłości w rozdziale, żeby był ciekawy )
OdpowiedzUsuńGenialne prezenty! Ciekawe jak Malfoy nazwie tego kotka *.*
OdpowiedzUsuńFajny pomysl z tym ostatnim zadaniem, Hermiona podczas gry musiała nieźle przeżywać :D No i Gin jako komentator xD szkoda, że nie rozwinęłaś w tym rozdziale bardziej jej roli. Mimo to bardzo mi się podobał i czekam niecierpliwie na kolejny!
Urzekło mnie to, że Pansy i Blaise zrobili Draco tak wspaniały prezent :)
OdpowiedzUsuńHejka ;)
OdpowiedzUsuńTwój blog jest suuuuuuuuper <3 zakochałam się w nim :*
Cudownie piszesz. rozdziały są strasznie wciągające. Kiedy nastepny rozdział?
OdpowiedzUsuńDzisiaj znalazłam tą stronę i od razu zabrałam się o czytania, popełniasz błędy ale każdemu się przecież zdarza.
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita!
Jeeejku <3 dziś przeczytałam całego Twojego bloga i jestem ZAKOCHANA. Moja droga, muszę przyznać że piszesz pięknym i barwnym językiem, a Twoja historia jest niesamowicie ciekawa. Na pewno będę ją śledzić do końca! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOjoj :3 KOCHAM ten rozdział, jak wszystkie poprzednie z resztą ;D MoonSeer wena Cię nie opuszcza i oby tak dalej <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńhohoh super rozdział strasznie mi sie podoma i czekam z utęsknieniem na następny <3
OdpowiedzUsuńZdecydowanie najlepszy rozdział ze wszystkich do tej pory. Genialny, z niecierpliwością czekam na kolejne x
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czytałam go jednym tchem, no i z niecierpliowścią czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńMatko jak ja to kocham <3! Rozdzial super, mega, odlotowo ekstra! :D Uwielbiam Cię za to ze piszesz i pisz jak najszybciej <3 :D !
OdpowiedzUsuńSuper blog. Cudownie piszesz. Naprawdę masz talent. Kiedy będzie kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuń♥♥♥ brak mi krucze słów! pozytywnie oczywiście... ♥♥♥ czekam na next!
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetne opowiadanie. ;) Cieszę się, że na nie wpadłam. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :D
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i chęci do pisania. :)
Podoba mi się bardzo Twoje opowiadanie, jedne z lepszych o Dramione ;D
OdpowiedzUsuńDopiero niedawno skończyłam czytać wszystkie rozdziały i powiem Ci, że świetnie piszesz.
Kiedy następny?:) Oj , muszę przeczytać całego bloga :DD
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, czytam czytam i czuję niedosyt.
OdpowiedzUsuńPisz szybko i więcej !
hahahahaha "Jesteś gejem, Boot" :D Uwielbiam Draco w tym rozdziale, w końcu jest sobą :)
OdpowiedzUsuńHej! Rozdział jak zwykle perfekcyjnie napisany. Potrafisz świetnie oddać emocje i uczucia poszczególnych bohaterów co zasługuje na ogromny plus dla Ciebie :*
OdpowiedzUsuńTak dobrze, że po prostu nie mam nic do dodania. Podpisuję się pod wszystkimi pozytywnymi komentarzami ;)
OdpowiedzUsuńPisz szybciutko kolejny rozdział, bo ten był boski! :)
OdpowiedzUsuńkooocham ciebiie! ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ no i jeszzcze wieeecej serc!
OdpowiedzUsuńCzy tylko mi powyższe anonimowe komentarze wydają się podejrzane? Ehhh, a jakie małe przerwy czasowe...
OdpowiedzUsuńOczywiście, że wygląda to podejrzanie, ale cóż mogę poradzić:c Pozostaje nam wierzyć, że to tabun goszczących czytelników!
UsuńCześć! Pięknie, fascynująco i omal idealnie <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział! :)
Pisz dalej!
fajna składnia!
OdpowiedzUsuńhej, nie przejmuj się, że jest mało komentarzy :))
OdpowiedzUsuńto że jest mało komentarzy nie znaczy że mało osób to czyta :P
połowa mojej klasy ciągle gada o Tobie!
Prosze nie uzależniaj dodania nowego rozdzialu od ilosci wejsc lub komentarzy. Wszyscy ktorzy czytają tego bloga robią to bo go lubią. A nie po to zeby podbić Ci słupki odwiedzen. Prosze nie wymagaj od czytelnikow komentarzy bo chyba nie tylko o to chodzi w blogu. Sa tez osoby ktore po cichu czytają i są Ci wierne. Szanuj tez tych ludzi :) siłą nikogo nie namówisz. Piszesz świetnie, bardzo ciekawa fabuła i wspaniale opisujesz przyjaźnie m in slizgonow. Rob tak dalej bo jestes w tym świetna ale nie wymagaj za dużo :) z czasem czytelnikow bd coraz więcej :)
OdpowiedzUsuńGenialne
OdpowiedzUsuń