Znowu, gdy zobaczycie ♫ proszę żebyście w to kliknęli i przysłuchiwali się liryce! Tym razem możecie czytać od razu jak zaczyna się wstęp, ale czytajcie powoli i uważnie!:)
A teraz do czytania!
A teraz do czytania!
Hermiona rozwarła oczy wybudzając się ze snu, który opuścił jej głowę tak szybko jak się pojawił zostawiając przy tym ogromną lukę.
Po niemrawym wylęgnięciu się z łóżka ruszyła do łazienki opuszczając podniecone balem koleżanki.
Czuła niesamowitą pustkę, która wypełniała jej całe ciało jak dopiero nadmuchany balon na myśl o nadchodzącym wydarzeniu. To miała być noc, w której poczuje się przez kogoś chciana, kochana. Na parkiet miała wkroczyć z uśmiechniętym, eleganckim partnerem a tańce miały sprawić by następnego dnia nie mogła ruszyć nogami. Uśmiech z jej twarzy miał nie stępować przez cały wieczór na widok towarzyszącego jej chłopaka, natomiast przy szklaneczce pysznego ponczu miała śmiać się do rozpuku wspominając wszystkie przeżyte chwile w tym zamku.
Ale teraz przy jej boku nie miało być nikogo.
Rozebrawszy się leniwie wkroczyła pod parzący prysznic z nadzieją, że spływające po jej ciele strużki wody zmyją całe cierpienie i wypełnią ogromną próżnię.
Otworzywszy drzwi łazienki wpuszczając do środka zimne powietrze z zewnątrz, była gotowa na przeżycie tego żałosnego dnia w oczekiwaniu na nieuniknione, a towarzyszyła jej jedna, prosta myśl, która utrzymywała ją przed wybuchem niekontrolowanego płaczu:
Miało być jak nigdy, wyszło jak zawsze.
* * *
Na dwie godziny przed studniówką Ginny była już ubrana i w pełni wymalowana.
Kloszowana suknia leżała na niej wprost idealnie, a mocny makijaż podkreślał jej wszystkie twarzowe atuty.
Wychodząc sprzed lustra ujrzała Hermionę siedzącą na łóżku....... W jeansach i białej bokserce.
- Miona dlaczego jeszcze nie masz na sobie kiecki!?
Dziewczyna otworzyła usta by odpowiedzieć ale Rudej widocznie nie chodziło o zwykłe zapytanie tylko o kolejną okazję do krzyku, dlatego zamknęła przyjaciółce usta kolejną dawką podniesionego tonu:
- Nie ważne, szoruj się ubierać, kochana! - Wyraz twarzy miała na prawdę nalegający, a głos nienaturalnie przypominał jeden z tych matczynych rozkazów jej matki.
- Dobrze, Pani Weasley. - Mruknęła niezadowolona, ale natychmiast uśmiechnęła się żartobliwe co Ginny odwzajemniła tym samym. Następnie Ruda zatrzaskiwała już drzwi łazienki czekając z napięciem na kreację Hermiony trzymając cały czas zegarek w drżącej ręce.
- Zadowolona? - Spytała z wyrzutem brązowowłosa delikatnie gładząc materiał swej sukienki patrząc w stronę stojącej naprzeciw niej dziewczyny.
- Zadowolona?! - Ryknęła w odpowiedzi. - Jestem wniebowzięta!
I tak było; Hermiona nie miała czarnej odzieży, lecz ciemno granatową jak deszczowe chmury, ponownie nie miała żadnych ramiączek a na górze miała doszyte srebrne ozdoby.
Suknia nie była kloszowana ale prosta i długa. Spod materiału było widać tylko wysokie podeszwy beżowych obcasów.
Wracając wzrokiem do twarzy ujrzała włosy ułożone na jednym ramieniu inaczej niż zwykle; najpierw proste a przy końcach zakręcone spirale.
Makijaż podkreślał jej kości policzkowe, optycznie powiększał pudrowe usta i nadawał oczom większej wyrazistości.
Ginny była pewna, że Hermiona będzie najpiękniejszą dziewczyną na studniówce. Jeszcze nigdy nie widziała jej w tak nieziemskiej odsłonie.
Machając poganiająco rękami zapiała:
- Ale teraz pora na zabawę! - Po czym delikatnie wypchnęła przyjaciółkę za drzwi oraz podreptała za nią wsłuchując się w stukot obcasów.
Gdy już wszystkie pary opuściły Pokój Wspólny Hermiona z westchnieniem dźwignęła się z kanapy znów gładząc kolana.
Przemierzając samotnie korytarze zamku wyobrażała sobie jak kroczy koło niej dumny Malfoy.
Nie.
Wyrzuciła z siebie wizerunek osoby, którą nadal darzyła uczuciem które pojawiło się w najmniej odpowiednim momencie, gdy do jej uszu doszedł niedaleki gwar.
Z zaciekawieniem zajrzała najpierw wychylając głowę, a jej wyraz twarzy przybrał taki sam wyraz jak mina którą miała gdy po raz pierwszy ujrzała ten zamek;
Sala była urządzona jakby na kształt epoki baroku - Złoto i Przepych to była para wieczoru.
Wszystkie krzesła i stołu miały starozłote krawędzie zakończone greckimi ślimakami, a siedzenia miały dodatkowo bladoróżowe, twarde poduszki.
Kształt okien się zmienił się, a framugi przybrały ten sam kolor co części krzeseł i stołów. Wzdłuż szyb opadały wyrafinowane, biało przezroczyste, delikatne firany upięte specjalnymi świecącymi klamrami.
Hermiona spojrzawszy w dół spostrzegła, że płytki nie są takie jak w zwykłe szare dni czyli gładkie i koloru tektury tylko lekko beżowe z dziwnymi namalowanymi na powierzchni, brązowymi zawijasami. Na pierwszy rzut oka były to zwykłe malarskie wzory, jednak gdy Gryfonka przyjrzała się dokładniej zobaczyła imię i nazwisko jednego z tegorocznych absolwentów Ravenclawu, a kawałek dalej ujrzała nazwisko Luny.
Nie wiedziała czy uznać to za dziwny przypadek gdy wodząc w salę głębiej, pod nogami Ginny i Dean'a oraz Harry'ego rozmawiającego z Pansy widniały ich nazwiska.
Nie zastanawiając się tym dłużej, ruszyła powoli i niechętnie w kierunku McGonagall zwołującej do siebie uczestników Turnieju.
Przecinając swą drogę czuła na sobie wzrok mnóstwa chłopców. Nie wiedziała czy czuć się zadowolona ze swojej pracy i dumnie wypiąć pierś, czy skulić się w sobie z kompromitacją.
- Nie pozostaje mi nic, tylko życzyć wam powodzenia w honorowym tańcu uczestników z partnerami. - Zaćwierkała dyrektorka wodząc wzrokiem po stojących wokół niej uczniach, zlepiając swe dłonie ze sobą.
Wszyscy przyjęli to z pokorą i obojętnością z wyjątkiem Hermiony, która wytrzeszczała z wrażenia oczy.
- Nie wspominała pani... - Zaczęła drżącym głosem, ale ucięła widząc spojrzenie dyrektorki.
- Więc wspominam teraz. MUZYKA! - Krzyknęła wskazując energicznie palcem na kapelę czekającą na sygnał w rogu sali, a gdy tylko usłyszeli słowo-klucz, sala zaniosła się kojącą dla ucha melodią zapraszającą członków obu drużyn na pierwszy, otwierający studniówkę taniec.
Każdy zawodnik wraz ze swoją parą równo z pierwszą nutą rozpierzchł się po sali na tyle jak pozostały tłum na to pozwalał.
Tylko Hermiona stała spięta szukając nerwowym wzrokiem wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji, gdy nagle na talii poczuła czyjąś ciepłą dłoń.
Z powodu niespodziewanego gestu lekko podskoczyła pisnąwszy cicho.
- A ty tu czego? - Spytała bardziej zdezorientowana i zdziwiona niż rozeźlona.
- Kto by pomyślał, że nadejdzie dzień, w którym trzeba będzie ratować Granger z opresji... - Odparł beztrosko rozbawiony Teodor Nott na szyderczym uśmieszku.
Hermiona spojrzała na niego z politowaniem nie ukrywając urazy.
- Nie wydaje mi się, żeby... - Zaczęła wyniośle, ale Ślizgon urwał jej w pół zdaniu przyciągając ją bliżej siebie.
- Zamknij już dziób i zatańczmy. - Uśmiechnął się sztucznie ciągnąc Gryfonkę w głąb parkietu.
Draco okręcając swoją partnerkę, niedaleko zobaczył Hermionę z nieodgadnionym wyrazem na przeciwko Nott'a.
Przymrużył gniewnie oczy wpijając palce w dłonie czarnowłosej.
- Ała. - Syknęła. - Co ci... - Przerwała kierując wzrok w stronę niedalekiej pary nadal delikatnie kołysząc biodrami.
Nie musiała być geniuszem by zrozumieć, że przyjacielowi chodziło o Hermionę. Od dawna wiedziała, że pomiędzy tą dwójką coś kwitnie... Ale teraz chwilowo przyschło z powodu braku niezbędnej, czystej ' wody ' .
- Kutafon. - Oznajmiła melodyjnie na co Draco z powodu chwilowego rozbawienia delikatnie podniósł kąciki ust ponownie okręcając Pansy.
* * *
Tańce rozpoczęły się na dobre. Przy stołach nie było nikogo. To był krótki czas gdy wszyscy byli na pakiecie kołysząc się w przód i w tył. Jedni bardziej zgrabniej inni mniej. Jednak każdy uczeń bawił się w najlepsze po odrobinie dolanego do ponczu alkoholu. Nawet nauczyciele podrygiwali ze łzami w oczach obserwując swoich podopiecznych, którzy po tylu latach stawali się (dla nich) poważnymi, wydoroślałymi czarodziejami..........Oprócz Blaise'a Zabiniego.
- A co my tutaj mamy......? - Zainteresował się Diabeł nie przerywając skocznego tańca z Emmą, czymś co intrygowało go już od dłuższej chwili.
Gryfonka kierując swe oczy w kierunku gwieździstego sufitu odwróciła się naburmuszona, że chłopak ośmielił się przerwać taką magiczną chwilę dla... leżącego na ziemi zużytego tamponu.
W trybie natychmiastowym wybałuszyła swe świecące tęczówki by potem próbując ukryć nachalny chichot, ale mocne drganie warg niczym szarpanych strun gitary, w sekundę przerodziło się w wybuch, nie... Teraz to była erupcja głośnego, perfidnego i cynicznego śmiechu.
Blaise wyciągnąwszy swą dębową różdżkę zza pazuchy białego garnituru wymamrotał pod nosem formułę zaklęcia Wingardium Leviosa unosząc ku górze znalezisko.
Co raz więcej uczniów przerywało tańce by przyjrzeć się bliżej zdziwaczałej parze gdzie dziewczyna zgina się ze śmiechu z trudem łapiąc oddech, a chłopak klęczy nad nie wiadomo czym.
"Nie wiadomo co" było dla około jednej trzeciej uczniów, dla mugolaków i półkrwi to nie była żadna nowość tylko okazja do wyśmiania mugolskiej niewiedzy czystokrwistych.
Kiedy już cała uwaga skupiła się na zwijającej się Emmie i zaciekawionym na zabój Diable, osoby z nieczarodziejskich rodzin i półkrwi zaczęli podśmiewać się z zachowania Ślizgona.
Hermiona chichotała kręcąc głową podtrzymawszy ją prawą ręką, a stojący nieopodal niej Draco wraz z Pansy patrzyli na nią z wielkim znakiem zapytania na twarzy.
Blaise odwrócił się w stronę swojej klęczącej na zimnej posadzce partnerki spazmatycznie łapiącej oddech oraz wycierającą łzy z policzków raz po raz brechtając się.
Tampon nadal wisiał w powietrzu.
- Cholera Emma, co to jest.....? - Zapytał podejrzliwie cicho, po raz pierwszy czując się niepewnie.
Emma chwiejnie podniosła się z powrotem do pionu i zrobiła krok w stronę partnera.
- To tampon... Zużyty tampon, Blaise. - Szepnęła przez znów drżące wargi, próbując łapać powolne i głębokie wdechy.
Diabeł w odpowiedzi spojrzał na umieszczonego zaklęciem tampona a następnie z pytającym wyrazem twarzy na Gryfonkę, która myśląc, iż ten zrozumiał że to nie jest sprawa którą zajmują się chłopacy pokiwała pogodnie głową otrzepawszy zakurzone kolana. Opuściła na sekundę wzrok by zobaczyć czy suknia powróciła do swego pierwotnego stanu, gdy nagle usłyszała donośny głos Ślizgona:
- Uwaga! - Każde słowo oddzielał krótką pauzą. - Znaleziono zagubionego, zużytego tampona... Średniej wielkości tak na oko. - Dodał już normalnym filozoficznym tonem. - Właściciela proszę o odbiór osobisty u mnie. - Poruszał różdżką przez co zdobycz także zatoczyła kilka pętel. - Chyba, że bezpański...
Emma ponownie ucięła mu głośnym rechotem chwyciwszy go delikatnie za ramię.
- Chodź już, Blaise. - Zaczęła z czułym politowaniem przy akompaniamencie takich samych chichotów kolegów z mugolskich rodzin.
- Cholera, co jest... - Blaise stawiał opór wydając się być rozdrażnionym wodząc wzrokiem po innych uczniach jego pokroju.
- Idziemy. - Urwała sucho pchając Ślizgona przez tłum podśmiewając się co chwilę gdy wytworzony wiatr podmuchiwał dół jej sukni.
McGonagall widząc jakieś podejrzane skupisko uczniów ruszyła ze swego komfortowego miejsca by szybko ożywić atmosferę i dodać szczyptę więcej zabawy.
Przygrywając wargę z powodu kompletnej pustki w głowie, chwyciła się jak tonący brzytwy:
- Kochani, może zagramy w jakąś grę?
Nadzieja kipiała w jej głosie jak wrząca woda w czajniku.
Dziwną ciszę przerwały pojedyncze pomruki aprobaty, na co wesoło zaklaskała w dłonie.
- Będę potrzebować ze cztery pary... - Zaczęła wymyślać. - O jak pięknie się złożyło, ślizgońska para: Draco Malfoy i panna Parkinson, wspaniale. - Urwała szukając wzrokiem kolejnej "nieziemskiej" pary. Świdrując wzrokiem wszystkich, w końcu błysk jej oka napotkał wybrańców z Ravenclawu i od razu po nich dwoje Puchonów.
- Panno Granger, proszę uśmiechnij się, złap rękę pana Weasley'a i zostańcie ostatnimi uczestnikami zabawy.
Draco odwrócił się tak szybko, że przez moment miał wrażenie, że złamał sobie kark.
Jednak wewnętrzny ból szyi był niczym w porównaniu do tego co czuło jego serce. A czuło narastającą falę czegoś, co wypełniało każdy zakamarek jego ciała wraz z każdym pompowaniem serca... To była czysta, parszywa zazdrość choć sam jeszcze o tym nie wiedział.
A nie miał pojęcia co jeszcze dziś go czeka przez kruchą, zapierającą dech w piersiach Gryfonkę.
Hermiona myślała, że to jeden z tych złych snów, które nawiedzały jej biedną głowę blisko co noc. Uszczypnie się mocno na przedramieniu i za moment obudzi się w swej pluszowej pościeli zlana potem z czerwonym jak dojrzała wiśnia miejscem bólu.
Nie podziałało.
Szła w kierunku McGonagall na środek sali z Ronem u boku czując jak nogi prowadzą ją wbrew woli.
Draco nie spuszczał wzroku z dziewczyny, tylko nią nim przewiercał. Jej uroda rozbrajała dziś każdego szanującego się chłopaka na sali niczym dobre, solidne zaklęcie Expelliarmus.
Gdy zastanawiał się czy Weasley jeszcze kiedykolwiek będzie mu bardziej zawadzać niż teraz, oraz jak z chęcią ukryłby Hermionę za plecami swego idealnie skrojonego garnituru wręcz chroniąc ją od osoby Wieprzleja, w tej samej chwili Gryfonka skierowała swój niepewny i potulny wzrok w stronę stalowych, świecących oczu Malfoy'a.
Ogień napotkał lód.
Oszlifowany rubin przeciwko nierównomiernemu szmaragdowi.
- Tu są cztery kartki ze starych Proroków Codziennych i cztery kolorowe baloniki. Moi drodzy, waszym jedynym zadaniem jest przy powolnym, romantycznym tańcu nie opuścić żadnej z krawędzi kartki, a trzymający pomiędzy wami balon nie wybuchł. - Ucichła na chwilę. - Pani Sybilla uparcie wierzy, że pierwszej parze, której balon się rozpadnie nie będzie pisane żadne głębsze uczucie niż panuje teraz. - Urwała mając ochotę wyśmiać tę teorię, a następnie zawadiacko uchyliła się do Rona i szepnęła:
- Gdyby to nie był stek wyssanych z palca bzdur.
Poklepała go zachęcająco po ramieniu a wtedy z instrumentów orkiestry wypełzły pierwsze tony.
Taniec musiał wyglądać jak niezdarne tulenie się do siebie, nic innego. Hermionę kuło serce widząc, że to nie ona stoi na miejscu Pansy, lub też że Malfoy nie stoi w miejscu Rona.
Starała się unikać nachalnego wzroku Rudzielca, całą swoją uwagę skupiając na powierzchni lazurowego jak Morze Śródziemne balonika, który po krótkiej chwili, dosłownie po kilku sekundach eksplodował sam z siebie z takim hukiem, że Gryfonka aż podskoczyła z przestrachem a jej serce automatycznie zaczęło bić sto razy szybciej.
Odsunęła się powoli od Gryfona zsuwając swe delikatne palce z jego szerokich ramion podniósłszy ku niemu swój zaniepokojony wzrok, który spotkała również w tęczówkach chłopaka.
Przecież Trelawney to stara oszustka, prawda?
Wmawiaj sobie, Hermiono.
Sala zdawała się tym mało przejmować, ale McGonagall słysząc eksplozję balona mozolnie ruszyła w stronę dwójki Gryfonów.
Brązowowłosa stała nieruchomo wpatrując się tępo w zakryty tors Rona, gdy nagle coś nakazało jej by odbiła oczami w prawo.
Tak też po sekundzie zrobiła, a kątem swego wyrazistego oka ujrzała jakby zadowolonego z siebie Dracona z cynicznym uśmiechem na twarzy, nie zdającego sobie sprawy, że Hermiona przewierca go wzrokiem na wylot jak wiertarka stare, spróchniałe drewno.
I na tym skończyły się 'zabawy' McGonagall, które przyniosły więcej zamieszania niż umilenia tego magicznego czasu.
Klasyczne tańce wróciły, a każdy zajął się sobą.
Złote ozdoby majestatycznie mieniły się w blasku czarodziejskich świec a za oknami zapanowała głęboka ciemność. Gładkie, gwieździste niebo przysłoniły ciężkie kłębiaste, deszczowe Cumulonimbusy.
Ale teraz nikt się tym nie przejmował.
Uczniowie skakali z ożywieniem, gdy nagle ktoś z dzikiego tłumu zaryczał ochrypłym głosem ' ODBIJANY! ' a reszta zapiszczała z uciechą zaczynając wymieniać się partnerami. Niektórzy 'szczęściarze' natrafili na nauczycieli, ale nawet wtedy zabawa nie zaznała spokoju.
Zdziwieniem okazało się, że po zakazanym kieliszku Ognistej Whisky, Profesor McGonagall to najwybitniejsza partnerka do tańca a stary Ślimak porusza się w rytm muzyki zdecydowanie lepiej niż sugeruje jego ksywka, biorąc pod uwagę kilka patałachów z jego domu.
♫ Blaise jako jeden z najbardziej wygórowanych tancerzy na sali dzięki swoim murzyńskim genom, kręcił teraz zachęcająco biodrami pstrykając palcami ze skupieniem oraz wydymając usta na kształt typowego, czarnego jazzowego artysty. Emma krzywiła usta w szerokim uśmiechu, który co chwilę zmieniał się w wybuch śmiechu tłumiony przez obydwie zgrabne dłonie, co zdecydowanie odpowiadało chłopakowi.
Nagle ktoś z tłumu zanadto się roztańczył i w niewiedzy natknął się ciut za mocno na gołe plecy Emmy co spowodowało jej lekkie potknięcie, które wzmocniło przydepnięcie łagodnego czarnego materiału sukni ciężkim zamszowym obcasem.
Zdziwiony Ślizgon w jednej sekundzie miał uwieszoną na swych ramionach swą małą Gryfonkę, którą szybko objął z tyłu pleców.
Dziewczyna podniosła powolnie głowę z wyrazem zaskoczenia wymalowanym tak mocno jakby permanentnym markerem. Lazurowe z nutką szarości oczy zatonęły w tęczówkach koloru zdrowej, żyznej gleby Blaise'a.
Nie wiedziała jakim cudem znalazła się w jego objęciach, to wszystko stało się z prędkością dźwięku.
Z twarzy Ślizgona nie znikał uśmiech, który praktycznie był jego najczęstszym kompanem oczarowującym każdego kogo napotkał. A największą jego zdobyczą była Emma, która dzięki niemu powoli zmieniała zbite w cienką linię usta na delikatny kobiecy uśmiech.
W miejscu gdzie chłopak dotykał jej gołych pleców swą ciepłą dłonią, wokół panowało silne napięcie elektryczne.
Na swym zarumienionym policzku czuła jego powolny oddech na co bezpodstawnie zacisnęła mocniej dłonie na karku chłopaka.
Ich twarze lgnęły ku sobie leniwie niczym oddalone magnesy.
Blaise uśmiechnął się jeszcze szerzej, rozkosznie.
Emma delikatnie przysłoniła swe urocze oczęta gęstym lasem długich hebanowych rzęs nieznacznie rozchylając wargi.
Czy mury ich niedostępności doszczętnie runęły dla stojącego przed nią chłopaka?
Może i runęły, ale Diabeł teraz się o tym nie przekonał, bo gdy dzieliło ich kilka milimetrów, gdy już praktycznie wymieniali się oddechami, Odbijany wrócił rozdzielając ich jak złożone do kupy puzzle.
Zabrał ze sobą Blaise'a dla jakieś Ślizgonki, którą okazała się być nie jakaś tam, tylko najpiękniejsza Ślizgonka w Domu Węża - uśmiechnięta Pansy, a także pochłonął Emmę ofiarując ją odłączonemu od Hermiony Ronowi.
Spojrzenia dwójki uczniów, którym 'odrobinę' przeszkodzono spotkały się jeszcze na moment z towarzyszącymi ironicznymi uśmiechami i iskierką roztargnienia.
Potem już kręcili młynki z rąk i ruszali zgrabnie nogami na przeciwko nowych partnerów.
*(Koniec muzyczki!)*
* * *
Hermiona dzięki nagłej zmianie par tanecznych miała wyczekiwaną od dłuższego czasu przerwę.
Wzdychając ruszyła ku misie z ponczem.
Rozejrzawszy dookoła szukała bliższych jej twarzy by zamienić choć kilka jałowych słów. Nie łudziła się w żadnym wypadku na pogawędkę z Ginny, która nie znała czegoś takiego jak chwila wytchnienia na potańcówkach. W tłumie ujrzała koronę rudych, podskakujących pod wpływem skoków włosów, przez co mimowolnie się uśmiechnęła.
Lecz ta chwila nie miała trwać wiecznie.
Zamieniwszy kilka bezowocnych, pustych zdań z Hagridem nalała sobie ponczu do szklaneczki z cienkiego, przezroczystego i błyszczącego jak górski kryształ, szkła następnie sącząc go leniwie wpatrując się ze skupieniem w krańce swych pięknych obcasów.
Chwila zamknięcia umysłu przed zdarzeniami z zewnątrz pozwoliła sercu wypuścić na wierzch swe przetrzymywane w niewoli żale, które natychmiast dały upust cierpieniu Hermiony wylewającemu się na powierzchnię jak parząca lawa po erupcji ospałego przez wieki wulkanu.
Żałowała tego, że nie powstrzymywała Irytka i nie podążyła wyznaczoną sobie ścieżką tylko poczłapała na swego rodzaju mękę duszy i złamanego serca w kierunku piątego piętra.
Wolała trwać w złudnym założeniu, że spotkało ją najlepsze, opierać się na tej cudownej opoce, którą byłą osoba czującego coś do niej Malfoy'a. A tymczasem dowiedziała się parszywej prawdy w sposób godny pożałowania, bez honoru.
Powinna czcić Merlina, że w porę dowiedziała się tego co prawdziwe, ale co z tego skoro ona się beznadziejnie zakochała? Co jej daje ta czcigodna prawda skoro uczucia ani trochę nie podupadły, ale o zgrozo: wzrosły.
Nadal czuła w swym wolno bijącym sercu przysłowiowy sztylet rozcinający każdą ledwo zagojoną szramę z co raz to większym impetem, na jakikolwiek wzrok skierowany ku oczom które były zimne jak lód, a jednak wydawało się, że przy zetknięciu się ich źrenic temperatura zaczynała rozgrzewać się do atmosfery tropikalnej.
Nigdy nie sądziła, że mogłoby spotkać ją coś takiego. To nie było zachowanie zwykłej racjonalnej kujonicy.
To była prawdziwa, platoniczna miłość.
W końcu podniosła swą ociężałą od natłoku ponurych myśli głowę by dopiero wtedy poczuć rozgoryczenie, ból i rozdzierającą jej serce mękę.
Czując jak jej powieki i rzęsy trzęsą się niebezpiecznie, gotowe by wypuścić fontannę gorących łez, wpatrywała się jak Draco obejmuje podczas wolnego tańca Astorię Greengrass w pasie. Nie wyglądał na urzeczonego tą sytuacją ale Hermionie sama obecność Ślizgonki w tak małej odległość od Malfoy'a działała jak czerwona płachta na byka. Jego zimna dłoń zaciskała się na palcach oszałamiająco pięknej Greengrass, która szczerzyła swe śnieżnobiałe zęby w kierunku mało zainteresowanego chłopaka.
Gryfonka nie miała pojęcia dlaczego to robi, ale nie zastanawiając się upuściła małą, kruchą szklaneczkę na posadzkę a sama zaczęła pośpiesznie truchtać na tyle ile buty jej pozwalały w kierunku wyjścia na chłodny korytarz. Nie patrzyła na nikogo, głowę miała zwieszoną w wypadku gdyby nie dała rady gorzkim łzom pchającym się na wolność.
Z trudem przedarła się do wyjścia.
♫ - Wybacz. - Rzucił niedbale Draco lecz w głębi tego słowa dało się słyszeć nutkę paniki i nerwowości, która nie była kierowana pod adresem aktualnej partnerki ale zrozpaczonej Miony.
Odsunął od siebie naburmuszoną Astorię nie patrząc w jej kierunku, ale w tym gdzie Hermiona przepychała się przez grupkę uczniów ku drzwiom Wielkiej Sali.
Poruszała się nienaturalnie prędko.
Ruszył za nią niemalże biegnąc i odpychając resztę osób by nie zgubić z niej badawczego wzroku.
- Granger! - Usłyszała kilka metrów za sobą głos, który był dla niej kojący jak naturalny balsam. Ten sam który zadał jej tyle diabelnie mocnego bólu.
Draco niepewnie się do niej zbliżał czując jak oddech mu dziwnie przyspiesza.
Możecie myśleć co chcecie, ale on wiedział o co teraz chodzi Gryfonce.
Był gotów na wszystko.
Hermiona raptownie przystanęła tyłem do niego, wyprostowana jakby połknęła gruby badyl.
W jednej chwili odzyskała swą odwagę, której brakowało jej przez zbyt długi okres czasu.
Ale ta chwila również nie miała trwać wiecznie.
Ledwo po heroicznym występie nastała ciągnąca się do końca chwila skruchy, bezsilności ... żałosnej miłości.
- Ufałam ci! - Wykrzyknęła mu w twarz odwróciwszy się błyskawicznie aż jej wspaniale ułożone włosy niegdyś na plecach, teraz wylądowały na lewym ramieniu.
Usta wraz z brodą lekko jej zadrżały.
Draco zrzucił na jedną chwilę swą maskę bezwzględnego, aroganckiego i cynicznego arystokraty i przybrał przepraszający a jednocześnie wyrafinowany wyraz twarzy.
Jego oczy były smutne jak u małego szczenięcia husky, któremu nie pozwolono bawić się w śniegu.
- Zaufaj i teraz, to ci wyjaśnię. - Zaczął mętnie, podchodząc bliżej.
Hermiona stała nieruchomo w ciszy słysząc jak ciężkie krople deszczu zacinają o szyby i blaszane parapety.
Wyjaśnię - najbardziej żenujące słowo, które może wypowiedzieć 'winny' mężczyzna w stronę przygnębionej kobiety.
Ale ona siląc się na obojętny wyraz twarzy, który nie wyszedł jej w żadnym stopniu, dała ręką szybki i niezdarny gest dając do zrozumienia, że ma czynić swoją nędzną powinność.
Jej zbolały wzrok spoczął na powoli rozchylających się ustach Dracona Malfoy'a.
- Na początku... Robiłem to wszystko dla zakładu - Słowa paliły go w gardle jak kwas chlorowodorowy wyżerający go od środka. - Ale w jednej chwili wszystko się zmieniło; wystarczyło jedno spojrzenie twoich ciepłych, niewinnych oczu i ten uśmiech dzięki któremu robi się lżej na sercu.
Próbował przybrać rzeczowy ton ale nie mógł temu sprostać.
Hermiona tak bardzo się starała, z całego serca, ale nie potrafiła. Chciała krzyknąć mu ponownie w twarz, odwrócić się na pięcie i odmaszerować w stronę stali by zakończyć jakoś ten beznadziejny wieczór. Ale nic z tego się nie wydarzyło; stała na przeciwko wpatrującego się w nią uważnie Ślizgona czując jak zalewa ją tsunami emocji.
Chłopak próbował nie zachowywać się niecodziennie ale teraz nie miał żadnego, jakiegokolwiek lepszego wyjścia.
Musiał naprawić to co zaprzepaścił swoją głupkowatą dziecinadą.
- Granger, jesteś dobra... A ja potrzebuję odrobiny dobra w moim życiu. - Zamruczał nachylając się ku jej twarzy gdzie zobaczył lekko zaczerwienione złoto-brązowe oczy i lekko drgające zarumienione liczko.
Spróbował uśmiechnąć się obiecująco.
Hermiona nie miała pojęcia z jakiej racji, ale poddała się pozwalając jednej łzie skapnąć po jej twarzy co nie ominęło uwadze Draco.
I wtedy zrozumiał, że nie może za żadną cenę pozwolić by jeszcze jedna, nawet najmniejsza kropelka pojawiła się pomiędzy tymi długimi rzęsami.
Nie na jego wachcie.
Gryfonka nie zapłakała już więcej.
Czuła, uwierzyła w to, że nie ma powodu do łkania. Nie mogło być.
W jednej chwili poczuła się jak odradzający z popiołów, młody, zdrowy feniks, gotowy by zacząć od nowa i szerzej rozwinąć swe długie skrzydła.
Dlaczego?
To było kolejne pytanie bez odpowiedzi.
Może to Merlin nad nią czuwał z pomocą Albusa Dumbledor'a.
A może to nieustępliwa miłość dodała jej skrzydeł.
Niezdarnie wygięła jeden kącik ust w smutnym uśmiechu co na nieszczęście umknęło uwadze Ślizgona.
Kopiąc jakąś barokową ozdobę wywleczoną z Wielkiej Sali, zagrzmiał ze złości rozumiejąc swój ogromny błąd:
- Nie powinienem był tego ciągnąć... Nie mógłbym zranić dziewczyny, którą k..... - Urwał szybko rozszerzając oczy. W okolicach kołnierza zaczęło robić mu się maksymalnie gorąco.
Przystanął wyprostowany wiedząc, że powiedział za dużo.
Ale dlaczego miał ukrywać swoje uczucia, które były silniejsze od śmierci?
Wtedy poczuł się tak swobodnie przy Hermionie jak nigdy dotąd.
Wszystko było niewyobrażalnie zagmatwane.
Każdy ma w życiu taką osobę, na którą za wszelką cenę nie potrafi się złościć.
Kilka słów, a całe napięcie znika jak bańka mydlana, która po wybuchnięciu obsypuje Cię delikatną, przyjemną dla skóry mgiełką.
Ową mgiełką dla Hermiony były słowa wypowiedziane przez Malfoy'a.
A teraz uginały się pod nią kolana.
Nie taki miał być finał.
Jak to możliwe, że wszystko co Gryfonka czuła przez ostatni czas prysnęło jak czar?
Jak to możliwe, że na pozór proste słowa zadziałały lepiej niż najszczersze pzeprosiny?
To proste.
- Dokończ, Draco. - Szepnęła, nieznacznie przysunąwszy się w kierunku stojącej do niej bokiem sylwetki.
Ślizgon odwrócił się smutno w jej stronę a ona w przeciągu sekundy cofnęła rękę, którą wcześniej wyciągnęła ku jego bladej twarzy.
Stresowała się bardziej niż przed SUM-ami, bardziej niż w całym swoim życiu.
Miała wrażenie, że to zaważy na jej przyszłym życiu.
Draco powoli zmienił wyraz twarz na szarmancki i łobuzerski.
Jemu też coś dało mocnego kopniaka.
- ... Nie mógłbym zranić dziewczyny, z którą chciałbym zatańczyć ostatni taniec.
Uśmiechnął się zniewalająco wyciągając swą gładką dłoń jakby prosił jej do tańca a'la polonez.
Czekał aż Hermiona delikatnie położy rękę na jego patrząc na nią tajemniczo.
♫ Wahała się.
Znowu nie miała pojęcia z jakiego powodu.
Przecież to było to czego pragnęła.
Malfoy wywrócił teatralnie oczami a następnie zarechotał zabijając wytworzony nastrój:
- Ale bal nie trwa wiecznie, Granger.
Dziewczyna ocknęła się z błogiego transu uśmiechnąwszy się wstydliwie, pokazując niewielki rumieniec.
Natychmiast ustawiła się talią do boku, powoli nasuwając swą ciepłą dłoń na jego.
Dotyk jego palców był jak nagroda za życie.
Po całym ciele przeszły ją przyjemne dreszcze.
To było coś czego brakowało jej od dawna.
Na twarzy Ślizgona zakwitła motywująca satysfakcja.
Wszystko było już gotowe do ostatniego tańca, ale Draco nie ruszał się z miejsca. Gdy nagle, raptem po kilku krótkich sekundach delikatnego dotyku dłoni ułożonych do prowizorycznego poloneza, ten rozsunął powoli swe długie palce przez co kruche palce Hermiony wpełzły w wyznaczone dla nich miejsce.
Malfoy swobodnie opuścił swą rękę ku dołowi, a zaskoczona Gryfonka ruszyła jego śladami.
Wtedy palce chłopaka zawężyły uścisk tak, że ich splecione dłonie się ze sobą złączyły.
Hermiona nie wierząc w to co właśnie miało miejsce przeniosła wzrok ku górze gdzie napotkała spojrzenie Draco, który właśnie uczynił to samo. Następnie uśmiechnął się z ledwo widocznym błyskiem w oku.
Gryfonka rozpromieniała.
Potem wkroczyli na Wielką Salę jak jedność, z hukiem rozwierając wrota, czując jak ich bezpośredni dotyk działa jak narkotyk.
Stanęli między uczniami czerpiącymi przyjemność z ostatniego tańca na tegorocznym balu, rozpoczynając swe własne, pasjonujące tango.
Draco dotknął jej częściowo obnażonych pleców, przez co musiał z cichym świstem wciągnąć powietrze.
Była taka piękna, a nie zdawała sobie z tego sprawy.
Taniec był nieziemski, pełen pasji ale zbliżał się ku swemu końcowi jak wszystko tej bajecznej nocy.
Kończyły się ostatnie takty klasycznego tanga, co trzeba było uczcić tym bez czego prawdziwe tango nie istnieje.
Malfoy uchylił ku dołowi dziewczynę przytrzymując ją za plecy i jedną rękę tak, że część jej loków opadła za kark.
Wpatrywali się w siebie ze spokojem i uczuciem.
Hermiona jeszcze tego samego wieczoru była żałośnie zrozpaczona?
Ledwie pamiętała.
Nagle jeden malutki, ciemno zielony, owalny listek wesoło zleciał pomiędzy nimi zataczając małe pętle, a Draco podniósł wzrok na tyle ile jego pozycja mu teraz pozwalała.
- No i zobacz co robisz, Granger. - Jęknął żartobliwie, uśmiechając się łobuzersko.
Przytrzymywana Hermiona odezwała się cichutko:
- Jemioła...
- Otóż to. - Odparł rzeczowo gdy obydwoje wygięli usta w szerokim uśmiechu.
Nadal nie zmieniając ułożenia zaczął przybliżać się w ślimaczym tempie ku twarzy Gryfonki.
Ta uśmiechnęła się uroczo, a gdy Ślizgon już rozchylał swe magiczne usta i lekko przysłonił oczy, podniosła wolną od uścisku rękę i jej wewnętrzną stroną zakryła mu wargi.
Zachichotała widząc jego nagłą, zażenowaną reakcję.
Dlaczego ona nie miałaby przejąć inicjatywy?
Draco podniósł ją do pionu a gdy tylko kolana dziewczyny rozprostowały się, stanęła lekko na palcach by dopiąć bramy niebios którą były usta Malfoy'a.
Ten zdziwiony, ale definitywnie urzeczony tym co zrobiła, zaplątał swą rękę wokół jej pasa odwzajemniając pocałunek całym sobą.
Potem siłą mięśni ręki ponownie zaciągnął Hermionę do wcześniejszej pozycji nie przerywając tej słodkiej rozkoszy, tylko ją pogłębiając.
A wtedy pod ich nogami zaczęły kształtować się brązowe napisy niegdyś zastanawiające Gryfonkę, które miały postać ładnej, zakręconej czcionki formującej obok siebie frazy:
Hermiona Granger i Draco Malfoy.
Ginny była pewna, że Hermiona będzie najpiękniejszą dziewczyną na studniówce. Jeszcze nigdy nie widziała jej w tak nieziemskiej odsłonie.
Machając poganiająco rękami zapiała:
- Ale teraz pora na zabawę! - Po czym delikatnie wypchnęła przyjaciółkę za drzwi oraz podreptała za nią wsłuchując się w stukot obcasów.
Gdy już wszystkie pary opuściły Pokój Wspólny Hermiona z westchnieniem dźwignęła się z kanapy znów gładząc kolana.
Przemierzając samotnie korytarze zamku wyobrażała sobie jak kroczy koło niej dumny Malfoy.
Nie.
Wyrzuciła z siebie wizerunek osoby, którą nadal darzyła uczuciem które pojawiło się w najmniej odpowiednim momencie, gdy do jej uszu doszedł niedaleki gwar.
Z zaciekawieniem zajrzała najpierw wychylając głowę, a jej wyraz twarzy przybrał taki sam wyraz jak mina którą miała gdy po raz pierwszy ujrzała ten zamek;
Sala była urządzona jakby na kształt epoki baroku - Złoto i Przepych to była para wieczoru.
Wszystkie krzesła i stołu miały starozłote krawędzie zakończone greckimi ślimakami, a siedzenia miały dodatkowo bladoróżowe, twarde poduszki.
Kształt okien się zmienił się, a framugi przybrały ten sam kolor co części krzeseł i stołów. Wzdłuż szyb opadały wyrafinowane, biało przezroczyste, delikatne firany upięte specjalnymi świecącymi klamrami.
Hermiona spojrzawszy w dół spostrzegła, że płytki nie są takie jak w zwykłe szare dni czyli gładkie i koloru tektury tylko lekko beżowe z dziwnymi namalowanymi na powierzchni, brązowymi zawijasami. Na pierwszy rzut oka były to zwykłe malarskie wzory, jednak gdy Gryfonka przyjrzała się dokładniej zobaczyła imię i nazwisko jednego z tegorocznych absolwentów Ravenclawu, a kawałek dalej ujrzała nazwisko Luny.
Nie wiedziała czy uznać to za dziwny przypadek gdy wodząc w salę głębiej, pod nogami Ginny i Dean'a oraz Harry'ego rozmawiającego z Pansy widniały ich nazwiska.
Nie zastanawiając się tym dłużej, ruszyła powoli i niechętnie w kierunku McGonagall zwołującej do siebie uczestników Turnieju.
Przecinając swą drogę czuła na sobie wzrok mnóstwa chłopców. Nie wiedziała czy czuć się zadowolona ze swojej pracy i dumnie wypiąć pierś, czy skulić się w sobie z kompromitacją.
- Nie pozostaje mi nic, tylko życzyć wam powodzenia w honorowym tańcu uczestników z partnerami. - Zaćwierkała dyrektorka wodząc wzrokiem po stojących wokół niej uczniach, zlepiając swe dłonie ze sobą.
Wszyscy przyjęli to z pokorą i obojętnością z wyjątkiem Hermiony, która wytrzeszczała z wrażenia oczy.
- Nie wspominała pani... - Zaczęła drżącym głosem, ale ucięła widząc spojrzenie dyrektorki.
- Więc wspominam teraz. MUZYKA! - Krzyknęła wskazując energicznie palcem na kapelę czekającą na sygnał w rogu sali, a gdy tylko usłyszeli słowo-klucz, sala zaniosła się kojącą dla ucha melodią zapraszającą członków obu drużyn na pierwszy, otwierający studniówkę taniec.
Każdy zawodnik wraz ze swoją parą równo z pierwszą nutą rozpierzchł się po sali na tyle jak pozostały tłum na to pozwalał.
Tylko Hermiona stała spięta szukając nerwowym wzrokiem wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji, gdy nagle na talii poczuła czyjąś ciepłą dłoń.
Z powodu niespodziewanego gestu lekko podskoczyła pisnąwszy cicho.
- A ty tu czego? - Spytała bardziej zdezorientowana i zdziwiona niż rozeźlona.
- Kto by pomyślał, że nadejdzie dzień, w którym trzeba będzie ratować Granger z opresji... - Odparł beztrosko rozbawiony Teodor Nott na szyderczym uśmieszku.
Hermiona spojrzała na niego z politowaniem nie ukrywając urazy.
- Nie wydaje mi się, żeby... - Zaczęła wyniośle, ale Ślizgon urwał jej w pół zdaniu przyciągając ją bliżej siebie.
- Zamknij już dziób i zatańczmy. - Uśmiechnął się sztucznie ciągnąc Gryfonkę w głąb parkietu.
Draco okręcając swoją partnerkę, niedaleko zobaczył Hermionę z nieodgadnionym wyrazem na przeciwko Nott'a.
Przymrużył gniewnie oczy wpijając palce w dłonie czarnowłosej.
- Ała. - Syknęła. - Co ci... - Przerwała kierując wzrok w stronę niedalekiej pary nadal delikatnie kołysząc biodrami.
Nie musiała być geniuszem by zrozumieć, że przyjacielowi chodziło o Hermionę. Od dawna wiedziała, że pomiędzy tą dwójką coś kwitnie... Ale teraz chwilowo przyschło z powodu braku niezbędnej, czystej ' wody ' .
- Kutafon. - Oznajmiła melodyjnie na co Draco z powodu chwilowego rozbawienia delikatnie podniósł kąciki ust ponownie okręcając Pansy.
* * *
Tańce rozpoczęły się na dobre. Przy stołach nie było nikogo. To był krótki czas gdy wszyscy byli na pakiecie kołysząc się w przód i w tył. Jedni bardziej zgrabniej inni mniej. Jednak każdy uczeń bawił się w najlepsze po odrobinie dolanego do ponczu alkoholu. Nawet nauczyciele podrygiwali ze łzami w oczach obserwując swoich podopiecznych, którzy po tylu latach stawali się (dla nich) poważnymi, wydoroślałymi czarodziejami..........Oprócz Blaise'a Zabiniego.
- A co my tutaj mamy......? - Zainteresował się Diabeł nie przerywając skocznego tańca z Emmą, czymś co intrygowało go już od dłuższej chwili.
Gryfonka kierując swe oczy w kierunku gwieździstego sufitu odwróciła się naburmuszona, że chłopak ośmielił się przerwać taką magiczną chwilę dla... leżącego na ziemi zużytego tamponu.
W trybie natychmiastowym wybałuszyła swe świecące tęczówki by potem próbując ukryć nachalny chichot, ale mocne drganie warg niczym szarpanych strun gitary, w sekundę przerodziło się w wybuch, nie... Teraz to była erupcja głośnego, perfidnego i cynicznego śmiechu.
Blaise wyciągnąwszy swą dębową różdżkę zza pazuchy białego garnituru wymamrotał pod nosem formułę zaklęcia Wingardium Leviosa unosząc ku górze znalezisko.
Co raz więcej uczniów przerywało tańce by przyjrzeć się bliżej zdziwaczałej parze gdzie dziewczyna zgina się ze śmiechu z trudem łapiąc oddech, a chłopak klęczy nad nie wiadomo czym.
"Nie wiadomo co" było dla około jednej trzeciej uczniów, dla mugolaków i półkrwi to nie była żadna nowość tylko okazja do wyśmiania mugolskiej niewiedzy czystokrwistych.
Kiedy już cała uwaga skupiła się na zwijającej się Emmie i zaciekawionym na zabój Diable, osoby z nieczarodziejskich rodzin i półkrwi zaczęli podśmiewać się z zachowania Ślizgona.
Hermiona chichotała kręcąc głową podtrzymawszy ją prawą ręką, a stojący nieopodal niej Draco wraz z Pansy patrzyli na nią z wielkim znakiem zapytania na twarzy.
Blaise odwrócił się w stronę swojej klęczącej na zimnej posadzce partnerki spazmatycznie łapiącej oddech oraz wycierającą łzy z policzków raz po raz brechtając się.
Tampon nadal wisiał w powietrzu.
- Cholera Emma, co to jest.....? - Zapytał podejrzliwie cicho, po raz pierwszy czując się niepewnie.
Emma chwiejnie podniosła się z powrotem do pionu i zrobiła krok w stronę partnera.
- To tampon... Zużyty tampon, Blaise. - Szepnęła przez znów drżące wargi, próbując łapać powolne i głębokie wdechy.
Diabeł w odpowiedzi spojrzał na umieszczonego zaklęciem tampona a następnie z pytającym wyrazem twarzy na Gryfonkę, która myśląc, iż ten zrozumiał że to nie jest sprawa którą zajmują się chłopacy pokiwała pogodnie głową otrzepawszy zakurzone kolana. Opuściła na sekundę wzrok by zobaczyć czy suknia powróciła do swego pierwotnego stanu, gdy nagle usłyszała donośny głos Ślizgona:
- Uwaga! - Każde słowo oddzielał krótką pauzą. - Znaleziono zagubionego, zużytego tampona... Średniej wielkości tak na oko. - Dodał już normalnym filozoficznym tonem. - Właściciela proszę o odbiór osobisty u mnie. - Poruszał różdżką przez co zdobycz także zatoczyła kilka pętel. - Chyba, że bezpański...
Emma ponownie ucięła mu głośnym rechotem chwyciwszy go delikatnie za ramię.
- Chodź już, Blaise. - Zaczęła z czułym politowaniem przy akompaniamencie takich samych chichotów kolegów z mugolskich rodzin.
- Cholera, co jest... - Blaise stawiał opór wydając się być rozdrażnionym wodząc wzrokiem po innych uczniach jego pokroju.
- Idziemy. - Urwała sucho pchając Ślizgona przez tłum podśmiewając się co chwilę gdy wytworzony wiatr podmuchiwał dół jej sukni.
McGonagall widząc jakieś podejrzane skupisko uczniów ruszyła ze swego komfortowego miejsca by szybko ożywić atmosferę i dodać szczyptę więcej zabawy.
Przygrywając wargę z powodu kompletnej pustki w głowie, chwyciła się jak tonący brzytwy:
- Kochani, może zagramy w jakąś grę?
Nadzieja kipiała w jej głosie jak wrząca woda w czajniku.
Dziwną ciszę przerwały pojedyncze pomruki aprobaty, na co wesoło zaklaskała w dłonie.
- Będę potrzebować ze cztery pary... - Zaczęła wymyślać. - O jak pięknie się złożyło, ślizgońska para: Draco Malfoy i panna Parkinson, wspaniale. - Urwała szukając wzrokiem kolejnej "nieziemskiej" pary. Świdrując wzrokiem wszystkich, w końcu błysk jej oka napotkał wybrańców z Ravenclawu i od razu po nich dwoje Puchonów.
- Panno Granger, proszę uśmiechnij się, złap rękę pana Weasley'a i zostańcie ostatnimi uczestnikami zabawy.
Draco odwrócił się tak szybko, że przez moment miał wrażenie, że złamał sobie kark.
Jednak wewnętrzny ból szyi był niczym w porównaniu do tego co czuło jego serce. A czuło narastającą falę czegoś, co wypełniało każdy zakamarek jego ciała wraz z każdym pompowaniem serca... To była czysta, parszywa zazdrość choć sam jeszcze o tym nie wiedział.
A nie miał pojęcia co jeszcze dziś go czeka przez kruchą, zapierającą dech w piersiach Gryfonkę.
Hermiona myślała, że to jeden z tych złych snów, które nawiedzały jej biedną głowę blisko co noc. Uszczypnie się mocno na przedramieniu i za moment obudzi się w swej pluszowej pościeli zlana potem z czerwonym jak dojrzała wiśnia miejscem bólu.
Nie podziałało.
Szła w kierunku McGonagall na środek sali z Ronem u boku czując jak nogi prowadzą ją wbrew woli.
Draco nie spuszczał wzroku z dziewczyny, tylko nią nim przewiercał. Jej uroda rozbrajała dziś każdego szanującego się chłopaka na sali niczym dobre, solidne zaklęcie Expelliarmus.
Gdy zastanawiał się czy Weasley jeszcze kiedykolwiek będzie mu bardziej zawadzać niż teraz, oraz jak z chęcią ukryłby Hermionę za plecami swego idealnie skrojonego garnituru wręcz chroniąc ją od osoby Wieprzleja, w tej samej chwili Gryfonka skierowała swój niepewny i potulny wzrok w stronę stalowych, świecących oczu Malfoy'a.
Ogień napotkał lód.
Oszlifowany rubin przeciwko nierównomiernemu szmaragdowi.
- Tu są cztery kartki ze starych Proroków Codziennych i cztery kolorowe baloniki. Moi drodzy, waszym jedynym zadaniem jest przy powolnym, romantycznym tańcu nie opuścić żadnej z krawędzi kartki, a trzymający pomiędzy wami balon nie wybuchł. - Ucichła na chwilę. - Pani Sybilla uparcie wierzy, że pierwszej parze, której balon się rozpadnie nie będzie pisane żadne głębsze uczucie niż panuje teraz. - Urwała mając ochotę wyśmiać tę teorię, a następnie zawadiacko uchyliła się do Rona i szepnęła:
- Gdyby to nie był stek wyssanych z palca bzdur.
Poklepała go zachęcająco po ramieniu a wtedy z instrumentów orkiestry wypełzły pierwsze tony.
Taniec musiał wyglądać jak niezdarne tulenie się do siebie, nic innego. Hermionę kuło serce widząc, że to nie ona stoi na miejscu Pansy, lub też że Malfoy nie stoi w miejscu Rona.
Starała się unikać nachalnego wzroku Rudzielca, całą swoją uwagę skupiając na powierzchni lazurowego jak Morze Śródziemne balonika, który po krótkiej chwili, dosłownie po kilku sekundach eksplodował sam z siebie z takim hukiem, że Gryfonka aż podskoczyła z przestrachem a jej serce automatycznie zaczęło bić sto razy szybciej.
Odsunęła się powoli od Gryfona zsuwając swe delikatne palce z jego szerokich ramion podniósłszy ku niemu swój zaniepokojony wzrok, który spotkała również w tęczówkach chłopaka.
Przecież Trelawney to stara oszustka, prawda?
Wmawiaj sobie, Hermiono.
Sala zdawała się tym mało przejmować, ale McGonagall słysząc eksplozję balona mozolnie ruszyła w stronę dwójki Gryfonów.
Brązowowłosa stała nieruchomo wpatrując się tępo w zakryty tors Rona, gdy nagle coś nakazało jej by odbiła oczami w prawo.
Tak też po sekundzie zrobiła, a kątem swego wyrazistego oka ujrzała jakby zadowolonego z siebie Dracona z cynicznym uśmiechem na twarzy, nie zdającego sobie sprawy, że Hermiona przewierca go wzrokiem na wylot jak wiertarka stare, spróchniałe drewno.
I na tym skończyły się 'zabawy' McGonagall, które przyniosły więcej zamieszania niż umilenia tego magicznego czasu.
Klasyczne tańce wróciły, a każdy zajął się sobą.
Złote ozdoby majestatycznie mieniły się w blasku czarodziejskich świec a za oknami zapanowała głęboka ciemność. Gładkie, gwieździste niebo przysłoniły ciężkie kłębiaste, deszczowe Cumulonimbusy.
Ale teraz nikt się tym nie przejmował.
Uczniowie skakali z ożywieniem, gdy nagle ktoś z dzikiego tłumu zaryczał ochrypłym głosem ' ODBIJANY! ' a reszta zapiszczała z uciechą zaczynając wymieniać się partnerami. Niektórzy 'szczęściarze' natrafili na nauczycieli, ale nawet wtedy zabawa nie zaznała spokoju.
Zdziwieniem okazało się, że po zakazanym kieliszku Ognistej Whisky, Profesor McGonagall to najwybitniejsza partnerka do tańca a stary Ślimak porusza się w rytm muzyki zdecydowanie lepiej niż sugeruje jego ksywka, biorąc pod uwagę kilka patałachów z jego domu.
♫ Blaise jako jeden z najbardziej wygórowanych tancerzy na sali dzięki swoim murzyńskim genom, kręcił teraz zachęcająco biodrami pstrykając palcami ze skupieniem oraz wydymając usta na kształt typowego, czarnego jazzowego artysty. Emma krzywiła usta w szerokim uśmiechu, który co chwilę zmieniał się w wybuch śmiechu tłumiony przez obydwie zgrabne dłonie, co zdecydowanie odpowiadało chłopakowi.
Nagle ktoś z tłumu zanadto się roztańczył i w niewiedzy natknął się ciut za mocno na gołe plecy Emmy co spowodowało jej lekkie potknięcie, które wzmocniło przydepnięcie łagodnego czarnego materiału sukni ciężkim zamszowym obcasem.
Zdziwiony Ślizgon w jednej sekundzie miał uwieszoną na swych ramionach swą małą Gryfonkę, którą szybko objął z tyłu pleców.
Dziewczyna podniosła powolnie głowę z wyrazem zaskoczenia wymalowanym tak mocno jakby permanentnym markerem. Lazurowe z nutką szarości oczy zatonęły w tęczówkach koloru zdrowej, żyznej gleby Blaise'a.
Nie wiedziała jakim cudem znalazła się w jego objęciach, to wszystko stało się z prędkością dźwięku.
Z twarzy Ślizgona nie znikał uśmiech, który praktycznie był jego najczęstszym kompanem oczarowującym każdego kogo napotkał. A największą jego zdobyczą była Emma, która dzięki niemu powoli zmieniała zbite w cienką linię usta na delikatny kobiecy uśmiech.
W miejscu gdzie chłopak dotykał jej gołych pleców swą ciepłą dłonią, wokół panowało silne napięcie elektryczne.
Na swym zarumienionym policzku czuła jego powolny oddech na co bezpodstawnie zacisnęła mocniej dłonie na karku chłopaka.
Ich twarze lgnęły ku sobie leniwie niczym oddalone magnesy.
Blaise uśmiechnął się jeszcze szerzej, rozkosznie.
Emma delikatnie przysłoniła swe urocze oczęta gęstym lasem długich hebanowych rzęs nieznacznie rozchylając wargi.
Czy mury ich niedostępności doszczętnie runęły dla stojącego przed nią chłopaka?
Może i runęły, ale Diabeł teraz się o tym nie przekonał, bo gdy dzieliło ich kilka milimetrów, gdy już praktycznie wymieniali się oddechami, Odbijany wrócił rozdzielając ich jak złożone do kupy puzzle.
Zabrał ze sobą Blaise'a dla jakieś Ślizgonki, którą okazała się być nie jakaś tam, tylko najpiękniejsza Ślizgonka w Domu Węża - uśmiechnięta Pansy, a także pochłonął Emmę ofiarując ją odłączonemu od Hermiony Ronowi.
Spojrzenia dwójki uczniów, którym 'odrobinę' przeszkodzono spotkały się jeszcze na moment z towarzyszącymi ironicznymi uśmiechami i iskierką roztargnienia.
Potem już kręcili młynki z rąk i ruszali zgrabnie nogami na przeciwko nowych partnerów.
*(Koniec muzyczki!)*
* * *
Hermiona dzięki nagłej zmianie par tanecznych miała wyczekiwaną od dłuższego czasu przerwę.
Wzdychając ruszyła ku misie z ponczem.
Rozejrzawszy dookoła szukała bliższych jej twarzy by zamienić choć kilka jałowych słów. Nie łudziła się w żadnym wypadku na pogawędkę z Ginny, która nie znała czegoś takiego jak chwila wytchnienia na potańcówkach. W tłumie ujrzała koronę rudych, podskakujących pod wpływem skoków włosów, przez co mimowolnie się uśmiechnęła.
Lecz ta chwila nie miała trwać wiecznie.
Zamieniwszy kilka bezowocnych, pustych zdań z Hagridem nalała sobie ponczu do szklaneczki z cienkiego, przezroczystego i błyszczącego jak górski kryształ, szkła następnie sącząc go leniwie wpatrując się ze skupieniem w krańce swych pięknych obcasów.
Chwila zamknięcia umysłu przed zdarzeniami z zewnątrz pozwoliła sercu wypuścić na wierzch swe przetrzymywane w niewoli żale, które natychmiast dały upust cierpieniu Hermiony wylewającemu się na powierzchnię jak parząca lawa po erupcji ospałego przez wieki wulkanu.
Żałowała tego, że nie powstrzymywała Irytka i nie podążyła wyznaczoną sobie ścieżką tylko poczłapała na swego rodzaju mękę duszy i złamanego serca w kierunku piątego piętra.
Wolała trwać w złudnym założeniu, że spotkało ją najlepsze, opierać się na tej cudownej opoce, którą byłą osoba czującego coś do niej Malfoy'a. A tymczasem dowiedziała się parszywej prawdy w sposób godny pożałowania, bez honoru.
Powinna czcić Merlina, że w porę dowiedziała się tego co prawdziwe, ale co z tego skoro ona się beznadziejnie zakochała? Co jej daje ta czcigodna prawda skoro uczucia ani trochę nie podupadły, ale o zgrozo: wzrosły.
Nadal czuła w swym wolno bijącym sercu przysłowiowy sztylet rozcinający każdą ledwo zagojoną szramę z co raz to większym impetem, na jakikolwiek wzrok skierowany ku oczom które były zimne jak lód, a jednak wydawało się, że przy zetknięciu się ich źrenic temperatura zaczynała rozgrzewać się do atmosfery tropikalnej.
Nigdy nie sądziła, że mogłoby spotkać ją coś takiego. To nie było zachowanie zwykłej racjonalnej kujonicy.
To była prawdziwa, platoniczna miłość.
W końcu podniosła swą ociężałą od natłoku ponurych myśli głowę by dopiero wtedy poczuć rozgoryczenie, ból i rozdzierającą jej serce mękę.
Czując jak jej powieki i rzęsy trzęsą się niebezpiecznie, gotowe by wypuścić fontannę gorących łez, wpatrywała się jak Draco obejmuje podczas wolnego tańca Astorię Greengrass w pasie. Nie wyglądał na urzeczonego tą sytuacją ale Hermionie sama obecność Ślizgonki w tak małej odległość od Malfoy'a działała jak czerwona płachta na byka. Jego zimna dłoń zaciskała się na palcach oszałamiająco pięknej Greengrass, która szczerzyła swe śnieżnobiałe zęby w kierunku mało zainteresowanego chłopaka.
Gryfonka nie miała pojęcia dlaczego to robi, ale nie zastanawiając się upuściła małą, kruchą szklaneczkę na posadzkę a sama zaczęła pośpiesznie truchtać na tyle ile buty jej pozwalały w kierunku wyjścia na chłodny korytarz. Nie patrzyła na nikogo, głowę miała zwieszoną w wypadku gdyby nie dała rady gorzkim łzom pchającym się na wolność.
Z trudem przedarła się do wyjścia.
♫ - Wybacz. - Rzucił niedbale Draco lecz w głębi tego słowa dało się słyszeć nutkę paniki i nerwowości, która nie była kierowana pod adresem aktualnej partnerki ale zrozpaczonej Miony.
Odsunął od siebie naburmuszoną Astorię nie patrząc w jej kierunku, ale w tym gdzie Hermiona przepychała się przez grupkę uczniów ku drzwiom Wielkiej Sali.
Poruszała się nienaturalnie prędko.
Ruszył za nią niemalże biegnąc i odpychając resztę osób by nie zgubić z niej badawczego wzroku.
- Granger! - Usłyszała kilka metrów za sobą głos, który był dla niej kojący jak naturalny balsam. Ten sam który zadał jej tyle diabelnie mocnego bólu.
Draco niepewnie się do niej zbliżał czując jak oddech mu dziwnie przyspiesza.
Możecie myśleć co chcecie, ale on wiedział o co teraz chodzi Gryfonce.
Był gotów na wszystko.
Hermiona raptownie przystanęła tyłem do niego, wyprostowana jakby połknęła gruby badyl.
W jednej chwili odzyskała swą odwagę, której brakowało jej przez zbyt długi okres czasu.
Ale ta chwila również nie miała trwać wiecznie.
Ledwo po heroicznym występie nastała ciągnąca się do końca chwila skruchy, bezsilności ... żałosnej miłości.
- Ufałam ci! - Wykrzyknęła mu w twarz odwróciwszy się błyskawicznie aż jej wspaniale ułożone włosy niegdyś na plecach, teraz wylądowały na lewym ramieniu.
Usta wraz z brodą lekko jej zadrżały.
Draco zrzucił na jedną chwilę swą maskę bezwzględnego, aroganckiego i cynicznego arystokraty i przybrał przepraszający a jednocześnie wyrafinowany wyraz twarzy.
Jego oczy były smutne jak u małego szczenięcia husky, któremu nie pozwolono bawić się w śniegu.
- Zaufaj i teraz, to ci wyjaśnię. - Zaczął mętnie, podchodząc bliżej.
Hermiona stała nieruchomo w ciszy słysząc jak ciężkie krople deszczu zacinają o szyby i blaszane parapety.
Wyjaśnię - najbardziej żenujące słowo, które może wypowiedzieć 'winny' mężczyzna w stronę przygnębionej kobiety.
Ale ona siląc się na obojętny wyraz twarzy, który nie wyszedł jej w żadnym stopniu, dała ręką szybki i niezdarny gest dając do zrozumienia, że ma czynić swoją nędzną powinność.
Jej zbolały wzrok spoczął na powoli rozchylających się ustach Dracona Malfoy'a.
- Na początku... Robiłem to wszystko dla zakładu - Słowa paliły go w gardle jak kwas chlorowodorowy wyżerający go od środka. - Ale w jednej chwili wszystko się zmieniło; wystarczyło jedno spojrzenie twoich ciepłych, niewinnych oczu i ten uśmiech dzięki któremu robi się lżej na sercu.
Próbował przybrać rzeczowy ton ale nie mógł temu sprostać.
Hermiona tak bardzo się starała, z całego serca, ale nie potrafiła. Chciała krzyknąć mu ponownie w twarz, odwrócić się na pięcie i odmaszerować w stronę stali by zakończyć jakoś ten beznadziejny wieczór. Ale nic z tego się nie wydarzyło; stała na przeciwko wpatrującego się w nią uważnie Ślizgona czując jak zalewa ją tsunami emocji.
Chłopak próbował nie zachowywać się niecodziennie ale teraz nie miał żadnego, jakiegokolwiek lepszego wyjścia.
Musiał naprawić to co zaprzepaścił swoją głupkowatą dziecinadą.
- Granger, jesteś dobra... A ja potrzebuję odrobiny dobra w moim życiu. - Zamruczał nachylając się ku jej twarzy gdzie zobaczył lekko zaczerwienione złoto-brązowe oczy i lekko drgające zarumienione liczko.
Spróbował uśmiechnąć się obiecująco.
Hermiona nie miała pojęcia z jakiej racji, ale poddała się pozwalając jednej łzie skapnąć po jej twarzy co nie ominęło uwadze Draco.
I wtedy zrozumiał, że nie może za żadną cenę pozwolić by jeszcze jedna, nawet najmniejsza kropelka pojawiła się pomiędzy tymi długimi rzęsami.
Nie na jego wachcie.
Gryfonka nie zapłakała już więcej.
Czuła, uwierzyła w to, że nie ma powodu do łkania. Nie mogło być.
W jednej chwili poczuła się jak odradzający z popiołów, młody, zdrowy feniks, gotowy by zacząć od nowa i szerzej rozwinąć swe długie skrzydła.
Dlaczego?
To było kolejne pytanie bez odpowiedzi.
Może to Merlin nad nią czuwał z pomocą Albusa Dumbledor'a.
A może to nieustępliwa miłość dodała jej skrzydeł.
Niezdarnie wygięła jeden kącik ust w smutnym uśmiechu co na nieszczęście umknęło uwadze Ślizgona.
Kopiąc jakąś barokową ozdobę wywleczoną z Wielkiej Sali, zagrzmiał ze złości rozumiejąc swój ogromny błąd:
- Nie powinienem był tego ciągnąć... Nie mógłbym zranić dziewczyny, którą k..... - Urwał szybko rozszerzając oczy. W okolicach kołnierza zaczęło robić mu się maksymalnie gorąco.
Przystanął wyprostowany wiedząc, że powiedział za dużo.
Ale dlaczego miał ukrywać swoje uczucia, które były silniejsze od śmierci?
Wtedy poczuł się tak swobodnie przy Hermionie jak nigdy dotąd.
Wszystko było niewyobrażalnie zagmatwane.
Każdy ma w życiu taką osobę, na którą za wszelką cenę nie potrafi się złościć.
Kilka słów, a całe napięcie znika jak bańka mydlana, która po wybuchnięciu obsypuje Cię delikatną, przyjemną dla skóry mgiełką.
Ową mgiełką dla Hermiony były słowa wypowiedziane przez Malfoy'a.
A teraz uginały się pod nią kolana.
Nie taki miał być finał.
Jak to możliwe, że wszystko co Gryfonka czuła przez ostatni czas prysnęło jak czar?
Jak to możliwe, że na pozór proste słowa zadziałały lepiej niż najszczersze pzeprosiny?
To proste.
- Dokończ, Draco. - Szepnęła, nieznacznie przysunąwszy się w kierunku stojącej do niej bokiem sylwetki.
Ślizgon odwrócił się smutno w jej stronę a ona w przeciągu sekundy cofnęła rękę, którą wcześniej wyciągnęła ku jego bladej twarzy.
Stresowała się bardziej niż przed SUM-ami, bardziej niż w całym swoim życiu.
Miała wrażenie, że to zaważy na jej przyszłym życiu.
Draco powoli zmienił wyraz twarz na szarmancki i łobuzerski.
Jemu też coś dało mocnego kopniaka.
- ... Nie mógłbym zranić dziewczyny, z którą chciałbym zatańczyć ostatni taniec.
Uśmiechnął się zniewalająco wyciągając swą gładką dłoń jakby prosił jej do tańca a'la polonez.
Czekał aż Hermiona delikatnie położy rękę na jego patrząc na nią tajemniczo.
♫ Wahała się.
Znowu nie miała pojęcia z jakiego powodu.
Przecież to było to czego pragnęła.
Malfoy wywrócił teatralnie oczami a następnie zarechotał zabijając wytworzony nastrój:
- Ale bal nie trwa wiecznie, Granger.
Dziewczyna ocknęła się z błogiego transu uśmiechnąwszy się wstydliwie, pokazując niewielki rumieniec.
Natychmiast ustawiła się talią do boku, powoli nasuwając swą ciepłą dłoń na jego.
Dotyk jego palców był jak nagroda za życie.
Po całym ciele przeszły ją przyjemne dreszcze.
To było coś czego brakowało jej od dawna.
Na twarzy Ślizgona zakwitła motywująca satysfakcja.
Wszystko było już gotowe do ostatniego tańca, ale Draco nie ruszał się z miejsca. Gdy nagle, raptem po kilku krótkich sekundach delikatnego dotyku dłoni ułożonych do prowizorycznego poloneza, ten rozsunął powoli swe długie palce przez co kruche palce Hermiony wpełzły w wyznaczone dla nich miejsce.
Malfoy swobodnie opuścił swą rękę ku dołowi, a zaskoczona Gryfonka ruszyła jego śladami.
Wtedy palce chłopaka zawężyły uścisk tak, że ich splecione dłonie się ze sobą złączyły.
Hermiona nie wierząc w to co właśnie miało miejsce przeniosła wzrok ku górze gdzie napotkała spojrzenie Draco, który właśnie uczynił to samo. Następnie uśmiechnął się z ledwo widocznym błyskiem w oku.
Gryfonka rozpromieniała.
Potem wkroczyli na Wielką Salę jak jedność, z hukiem rozwierając wrota, czując jak ich bezpośredni dotyk działa jak narkotyk.
Stanęli między uczniami czerpiącymi przyjemność z ostatniego tańca na tegorocznym balu, rozpoczynając swe własne, pasjonujące tango.
Draco dotknął jej częściowo obnażonych pleców, przez co musiał z cichym świstem wciągnąć powietrze.
Była taka piękna, a nie zdawała sobie z tego sprawy.
Taniec był nieziemski, pełen pasji ale zbliżał się ku swemu końcowi jak wszystko tej bajecznej nocy.
Kończyły się ostatnie takty klasycznego tanga, co trzeba było uczcić tym bez czego prawdziwe tango nie istnieje.
Malfoy uchylił ku dołowi dziewczynę przytrzymując ją za plecy i jedną rękę tak, że część jej loków opadła za kark.
Wpatrywali się w siebie ze spokojem i uczuciem.
Hermiona jeszcze tego samego wieczoru była żałośnie zrozpaczona?
Ledwie pamiętała.
Nagle jeden malutki, ciemno zielony, owalny listek wesoło zleciał pomiędzy nimi zataczając małe pętle, a Draco podniósł wzrok na tyle ile jego pozycja mu teraz pozwalała.
- No i zobacz co robisz, Granger. - Jęknął żartobliwie, uśmiechając się łobuzersko.
Przytrzymywana Hermiona odezwała się cichutko:
- Jemioła...
- Otóż to. - Odparł rzeczowo gdy obydwoje wygięli usta w szerokim uśmiechu.
Nadal nie zmieniając ułożenia zaczął przybliżać się w ślimaczym tempie ku twarzy Gryfonki.
Ta uśmiechnęła się uroczo, a gdy Ślizgon już rozchylał swe magiczne usta i lekko przysłonił oczy, podniosła wolną od uścisku rękę i jej wewnętrzną stroną zakryła mu wargi.
Zachichotała widząc jego nagłą, zażenowaną reakcję.
Dlaczego ona nie miałaby przejąć inicjatywy?
Draco podniósł ją do pionu a gdy tylko kolana dziewczyny rozprostowały się, stanęła lekko na palcach by dopiąć bramy niebios którą były usta Malfoy'a.
Ten zdziwiony, ale definitywnie urzeczony tym co zrobiła, zaplątał swą rękę wokół jej pasa odwzajemniając pocałunek całym sobą.
Potem siłą mięśni ręki ponownie zaciągnął Hermionę do wcześniejszej pozycji nie przerywając tej słodkiej rozkoszy, tylko ją pogłębiając.
A wtedy pod ich nogami zaczęły kształtować się brązowe napisy niegdyś zastanawiające Gryfonkę, które miały postać ładnej, zakręconej czcionki formującej obok siebie frazy:
Hermiona Granger i Draco Malfoy.
--------------------------------------
Cześć wszystkim!
Na początku chciałabym powiedzieć, że wydaje mi się, iż praca dwutygodniowa wyszła zdecydowanie dużo lepiej niż te cotygodniowe, nie uważacie?
A jak oceniacie całą studniówkę?
Według mnie, w miarę wyszedł wątek Emmy i Blaise'a, (Wiem, że piosenka Queen to nie jazz, ale chciałam bardziej obrazowo przedstawić Wam jak Diabeł się poruszał!) ale kluczowy finał Dramione wydaje mi się, że zryłam. Ale to pozostawiam Waszej opinii c:
A przede wszystkim chciałabym Wam podziękować, za niecałe 11 tysięcy wejść!
No, w każdym razie widzimy się 4 kwietnia (bądź 28 marca) jeżeli uda się uzbierać 60 obiektywnych komci. (Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje:D)
Ściskam Was mocno - MoonSeer:)